Dodany: 16.08.2010 11:48|Autor:

z okładki


Czytaj to, młodzieńcze (a także dziewczyno), a będziesz wielce zabawiony i umysł swój wzbogacisz.

Mówią ci, co się na rzeczy prawdziwie znają, że nie ma w Polsce człowieka, co by mowę starożytnych Greków tak świetnie znał jak Mikołaj Szymański. Nie mnie osądzać ten wyrok, ale wierzę weń chętnie. Jest przecie ów Mikołaj, jak każdy czytelnik tego tomiku niechybnie dostrzeże, wielkim znawcą nie tylko języków różnych, ale języka jako takiego, wielkim miłośnikiem i tropicielem najrozmaitszych zagadek i psot, a także osobliwych niepokojów i trudnych albo śmiesznych nieporozumień, jakie nam język ciągle podsuwa.

Irena Szymańska, mama Mikołaja, dama nadzwyczajnie we wszystkich literaturach oczytana, bardzo mądra i pełna inwencji różnych, powiedziała mi kiedyś, kiedy Mikołaj miał może pięć lat, że jest to dziecko niezwykłej inteligencji, ale sznurowadła do butów, gdy dorośnie, to mu żona będzie zawiązywać, bo sam nigdy tej umiejętności nie nabędzie. Nie wiem, prawdę mówiąc, jak sprawy się mają z dokładnością tej przepowiedni i jakoś nie miałem sposobności, by Mikołaja o to zapytać. Zakładam jednakże – a jest to, jak mniemam, zdroworozsądkowa prawda – że nikt na świecie nie może być znakomity i niezrównany we wszystkich dziedzinach, na przykład więc w studiowaniu Ajschylosa i w zawiązywaniu sznurowadeł. Tak pewnie być musi i bądźmy wdzięczni Opatrzności, że postanowiła w tej pierwszej właśnie umiejętności Mikołaja wyróżnić i wykształcić.

Felietony albo gadki, albo eseje w tej książeczce zebrane wydawać się mogą mieszaniną rozmaitości wszelkich – pot-pourri, jak Francuz mówi, albo salmagundi, jak na Karaibach powiadają (o czym nie po to wspominam, by się chełpić znajomością gwar tamtejszych, ale dlatego, że jest to zwyczajnie tytuł pisma w Saratoga Springs w stanie Nowy Jork wydawanego). Tak, jest to mieszanina, ale nie bezładna albo pozbawiona smaku nadrzędnego (jak to nieraz u felietonistów bywa), lecz autorskimi upodobaniami kierowana; pot-pourri nie jest to także przecież zbieranina przypadkowa, ale danie wyborne, ragoût z różnych mięs i warzyw przyrządzone. Trudno wyliczyć rzeczy, o których Mikołaj prawi; często są to opowieści z literatury antycznej wybrane, ale czasem także z Biblii, niekiedy komentarze do bliższych nam w czasie dzieł literackich, historycznych i innych. Jest bardzo wiele wierszy, niektóre w tłumaczeniach innych pisarzy podane, ale w większości przez samego Mikołaja z greki, łaciny czy angielszczyzny przełożone. Czasem dowiadujemy się o głupocie różnych komentatorów, na przykład o fantazjach etymologicznych, o zabawnych błędach, o legendach renesansowych, średniowiecznych i antycznych. Czytamy o bibliotekach, o cudzołóstwie, o poezjach nagrobkowych, o przepisach savoir-vivre’u, o Ewie i wężu w rabinicznych interpretacjach, o epigramatach erotycznych, o magii liczb, o kalendarzu, o olimpiadach, o tym, który gwiazdozbiór miał naprawdę na myśli Słowacki, o filozofach i setce innych rzeczy śmiesznych a pouczających. Ale wszędzie, powtarzam, pasję filologa znać. Jeśli więc, czytelniku, lubisz się sprawami języka bawić – a któż nie lubi? – do lektury Mikołaja zabieraj się co prędzej.

Leszek Kołakowski


Mikołaj Szymański (ur. 1954), profesor Uniwersytetu Warszawskiego, filolog klasyczny, neolatynista. Tłumacz z greki (Partenios "Cierpienia miłosne") i z łaciny (Philippus Camerarius "Prawdziwa i wierna relacja o uwięzieniu w Rzymie"). Swoje felietony publikował w Magazynie "Gazety Wyborczej", warszawskiej "Kulturze", "Mówią wieki" i "Przekroju".


[tekst z obwoluty]

[Wydawnictwo "Iskry", 2004]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 854
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: