Gdyby krajem rządził kler...
Recenzuje: Klaudia Gambuś
Jacek Piekara to nazwisko, które bardzo często pojawia się na rynku literackim, choć ostatnio głośno o nim z zupełnie innych powodów, ale dzisiaj zupełnie nie o tym. Ja jeszcze nie miałam okazji czytać żadnej z jego książek, choć przez ręce przewinął się już jeden audiobook z opowiadaniami tegoż autora, które bardzo mi przypadły do gustu. Teraz jednak przyszedł czas na wersję papierową całkiem pokaźnej lektury, jaką jest „Przenajświętsza Rzeczpospolita”.
Co by było, gdyby krajem rządził kler służący interesom własnym i Kościoła – w tej właśnie kolejności? Co by było, gdyby niepojawienie się na niedzielnej mszy bez dopuszczalnego usprawiedliwienia było surowo karane? Jacek Piekara przybliża wszystkim czytelnikom, jak by to mogło wyglądać. W tym kraju, jeśli nie jesteś wysoko postawioną osobą, musisz walczyć o swoje przetrwanie.
Już na początku trzeba powiedzieć, że nie jest to książka dla wszystkich. Mogę się chyba nawet pokusić o stwierdzenie, że statystycznemu czytelnikowi raczej może się nie spodobać ta pozycja, ale ja jestem nią zachwycona. I choć niektórzy twierdzą, że książka Piekary nie grzeszy świeżością i oryginalnością, dla mnie jest to coś nowego. Dawno nie miałam okazji czytać takiej ciekawej i intrygującej książki i to polskiego autora. Trochę zajęło mi przeczytanie tej historii, nie tylko dlatego, że jest długa, lecz także dlatego, że nie należy do najprostszych. Ale za to jak już wciągnie, to raczej prędko nie wypuści czytelnika ze swojego świata.
Historia opowiadana jest z perspektyw kilku różnych bohaterów. Początkowo miałam mały problem, aby połapać się kto, co, jak i kiedy, ale z każdym kolejnym rozdziałem było mi coraz łatwiej. Trzeba przyznać autorowi, że każda z perspektyw jest ciekawie stworzona. Kiedy czytałam jakiś rozdział, byłam zupełnie pochłonięta wydarzeniami toczącymi się wokół tej jednej danej postaci, a nie myślałam co tam u innej. Swoją drogą, wiadomo, że wątki się przeplatają i łączą, ale te różne perspektywy to na prawdę kawał dobrej roboty.
Antyutopijna przyszłość Polski za kilka, może kilkanaście lat. Piekara wprowadza już od pierwszych stron gęsty klimat, nabrzmiały wulgaryzmami, ciężki, duszny i obrzydliwy. Wiem, że nie każdemu będzie się to podobać, ale czasem dobrze jest się oderwać od tych wszystkich historii ociekających słodkością. Bardzo przypadł mi do gustu styl autora. Wiem, że przez to na pewno sięgnę po więcej jego książek.
Jacek Piekara postawił na niecodzienne imiona i nazwiska dla swoich bohaterów, które poniekąd odzwierciedlają ich jakąś cechę lub charakter i dodatkowo w większości przypadków, pisząc o jakimś bohaterze, pisze o nim pełnym imieniem i nazwiskiem, nierzadko także z użyciem tytułu lub funkcji. Poseł Lepki czy kardynał Anastazy Pastuch to tylko nieliczni z całego wachlarza ciekawych imion i nazwisk. Większość bohaterów jest stworzona w taki sposób, że nie można ich polubić. Jasne, można sobie niektóre zachowania tłumaczyć okolicznościami towarzyszącymi, ale te postaci nie należą do tych z gatunku ulubionych. Co oczywiście nie oznacza, że nie są dobrze stworzone, bo są. Autor wykreował plejadę postaci o różnych osobowościach, które idealnie wpasowują się w klimat książki.
Nie chcę za bardzo wchodzić w klimaty polityczne, choć patrząc na tematykę książki i to, co aktualnie dzieje się w naszym kraju, można by sporo powiedzieć, ale przecież nie o to tutaj chodzi. Sam Piekara na początku napisał, że jest to fikcja literacka i poglądy jakie są tutaj przedstawione, należą do niego.
Tak już na podsumowanie, bardzo się cieszę, że miałam okazję przeczytać tę książkę, bo chyba tak sama z siebie bym po nią nie sięgnęła w najbliższym czasie. Może i was zainteresuje ta pozycja, ja zachęcam, choć wiem, że nie wszystkim może się ona spodobać.
Autor: Jacek Piekara
Tytuł: Przenajświętsza Rzeczpospolita
Wydawca: Fabryka Słów, 2018
Liczba stron: 426
Ocena recenzenta: 5/6
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.