Dodany: 16.08.2010 01:50|Autor: Delur

Wady książki


Żeby za bardzo nie słodzić, w tym temacie piszmy co w książce nam się nie podobało.

Moim zdaniem:
- bohaterowie piją tylko kawę, kilka razy alkohol i chyba 2 razy wodę (tak, wiem że w Szwecji jest jedno z największych spożyć kawy w EU)
- większość postaci niepochodzących ze Szwecji jest z Polski (ciekawe dlaczego, czy w Szwecji jest aż tak dużo naszych rodaków?)
- Lisbeth Salander jest niezniszczalnym bohaterem, który pokonuje wszystkich i potrafi wszystko
- bohaterowie czytają tylko kryminały
Wyświetleń: 33417
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 22
Użytkownik: natalab 16.08.2010 14:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby za bardzo nie słodzi... | Delur
Ja dodam coś niekoniecznie o treści. Bardzo mnie denerwowało rozpoczynanie kolejnego akapitu 2-3 słowami wielką literą.
A jeżeli chodzi o treść to irytowała mnie Erica.
Użytkownik: Amadeuszi` 29.10.2011 18:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja dodam coś niekonieczni... | natalab
NO DOKŁADNIE. JAK można tak pisać?
Też mnie to wnerwiało
Użytkownik: aleutka 16.08.2010 15:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby za bardzo nie słodzi... | Delur
Mnie irytowalo gierojstwo Blomkvista, jego oczywista atrakcyjnosc seksualna dla wszystkich kobiet w czambul, kompletnie niewiarygodne zachowania Lisbeth jak hakerki.

Zaden z twoich zarzutow mnie nie przekonuje jednak. Poza ta opowiescia o Minosie w Lodzi nie przypominam sobie innych Polakow. Najwyrazniejsza postacia jest szef Lisbeth - on Polakiem nie jest.
Czy ja wiem czy Lisbeth jest niezniszczalnym bohaterem - nie mialam takiego poczucia kiedy czytalam scene gwaltu na przyklad. Sam fakt, ze potrafi wiele przetrwac - hmm, zawsze mnie zdumiewa ile ludzie moga przetrwac. Dopiero w drugim tomie podobno Lisbeth omal nie zostaje pogrzebana zywcem ale udaje jej sie wydostac - to dopiero mnie zastanawia.
Biorac pod uwage ze bohaterow glownych jest raptem troje, fakt ze czytaja kryminaly nie poraza statystycznie. Kryminaly sa popularne.

No a o kawie to juz sam stwierdziles, ze to zaden argument tylko po prostu realia w Szwecji :)
Użytkownik: Szeba 16.08.2010 19:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie irytowalo gierojstwo... | aleutka
Mnie to by się podobało, gdyby bohaterowie czytali tylko kryminały... ale tak nie jest, bo na pewno Lisbeth i Mikael czytają coś jeszcze :) i to też mi się podoba - choćby sporo archiwalnej prasy, podręczniki do matematyki wyższej i jeśli dobrze jeszcze pamiętam, ale może raczej z filmu a nie z książki, to Mikael zabrał do więzienia niewielką biblioteczkę humanisty?

Nie podoba mi się to, że książki już przeczytałam, w dodatku chapnęłam, zamiast się delektować powolutku i długo;)
Użytkownik: Matylda. 17.08.2010 09:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby za bardzo nie słodzi... | Delur
hakerskie zdolności Salander są chyba rzeczywiście naciągane - mój narzeczony, który coś się na tym zna, przez to wyśmiał całą książkę. Ale mi się podobało :)
Użytkownik: misiak297 17.08.2010 09:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby za bardzo nie słodzi... | Delur
Nie jestem bezkrytyczny wobec twórczości Larssona, ale to co przytaczasz to żadne argumenty. Co z tego, że wszyscy piją kawę, parę razy alkohol i wodę? Czy to ma znaczenie dla książki? Uważasz, że naprawdę niezbędne jest, aby zamawiali wyszukane drinki? Co by to wnosiło? Niech piją co chcą.
Również nie kojarzę, żeby u Larssona było wielu Polaków.
Lisbeth nie jest niezniszczalna - ktoś tu już przywołał scenę ohydnego barbarzyńskiego gwałtu.
A jeśli bohaterowie czytają tylko kryminały, to co z tego? To też żaden grzech.
Jestem jak najbardziej za krytykowaniem, ale nie czepiajmy się szczegółów, które zasadniczo nie mają znaczenia.
Użytkownik: jakozak 17.08.2010 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby za bardzo nie słodzi... | Delur
Wulgarne słowa. Tylko to. I tylko dlatego obniżyłam ocenę. Poza tym ten KRYMINAŁ był naprawdę rewelacyjny.
Użytkownik: jesienna 19.08.2010 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Wulgarne słowa. Tylko to.... | jakozak
Wydaje mi się, że więcej związków z Polską jest u Mankella, ale wcale mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. A kawy leje się tyle samo (a może też więcej...)
Użytkownik: Ryana 19.08.2010 23:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby za bardzo nie słodzi... | Delur
Rozumiem, że mowa o całym cyklu. A zatem lista będzie długa...

W kwestii bohaterów:
- Przede wszystkim osoba Lisbeth Salander. Jak już napisano, jest ona faktycznie niezniszczalna, czego najlepiej dowodzi zakończenie drugiego tomu. Całe jej wyalienowanie jest bardzo grubymi nićmi szyte - jak na osobę izolującą się od otoczenia i unikającą (obojętną) na kontakty z innymi ludźmi, znajduje się całe mnóstwo osób gotowych za tę w zasadzie obcą im dziewczynę ryzykować życie czy karierę. Mając gdzieś, co ludzie myślą o niej i jej wyglądzie, jedną z pierwszych rzeczy, na które wydaje pieniądze jest operacja powiększenia biustu. O ile dobrze pamiętam, wystarczy jej przyjrzeć się danemu zagadnieniu (również działaniu danego sprzętu), żeby zostać ekspertką w danej dziedzinie, przy czym obejmuje to elektronikę i nauki ścisłe (nie mówię, że wystarczy 5 minut, ale "naocznośc" wystarczy).
- Biało-czarny podział bohaterów ze względu na stosunek do kobiet, a poza tym do Lisbeth. Zasada jest prosta: jeśli bohater "poznał się" na Lisbeth to jest "fajny". Jeśli bohater jest kobietą to jest fajny (no minus jedna stara skrzywiona przez system patriarchalny zołza). Jeśli bohater jest mężczyzną opcji jest trochę więcej, ale tylko pozornie: jeśli jest mężczyzną nie szanującym/nie doceniającym kobiet z definicji to albo 1) przeżyje objawienie i zacznie je doceniać 2) okaże się skończonym draniem, który w wolnych chwilach koniecznie zajmuje się jakąś działalnością przestępczą (gwałty, kradzieże, oszustwa), albo przynajmniej czymś skończenie niemoralnym.
- Z powyższego wynika niestety straszna przewidywalność, zwłaszcza w tomie 2 i 3. Jedynka jeszcze serwuje jakąś tam niespodziankę.

Nauka/społeczeństwo/komputery:
- Cała koncepcja "hakerskich" umiejętności Lisbeth to jedna wielka bzdura.
- Ciągle podkreśla się, jaki to Microsoft jest zły, a wszyscy mają konta na hotmailu.
- Autor w drugim tomie okrutnie skrzywdził matematykę. Koncepcja książki, która "w 400 stronach przybliża całość matematyki w przyjazny i pełen anegdotek sposób", przyprawia mnie o ból zębów.
- Wielkie twierdzenie Fermata wymienię osobno, ponieważ przewija się przez całą książkę, a 1) jest podane w błędnej postaci, 2) nie ma czegoś takiego jak rozwiązanie twierdzenia, 3) a szczególnie w tym przypadku, gdzie twierdzenie mówi o tym, że "nie istnieją takie liczby" itd...
- Jeśli zdrowe małżeństwo w Szwecji, to tylko z imigrantem.

Styl i kompozycja:
- Okropnie drażniły mnie fragmenty typu "poszła do sklepu gdzie kupiła pięćsetgramowe opakowanie margaryny firmy XXX, litrową butelkę niskotłuszczowego mleka firmy XXXX, dwa stugramowe opakowania kawy rozpuszczalnej firmy XXXX [i tak przez całą stronę], a za całość zapłaciła kartą Visa Elektron". Oprócz zakupów jedzenia tak samo opisano, o ile pamiętam, urządzanie mieszkania i sprzęt elektroniczny.
- Pierwsze 200 stron "Dziewczyny, która igrała z ogniem" - absolutnie zbędne dla książki, za to obfitujące w elementy, które wymieniłam wcześniej.
- Ogólnie założenia fabuły "Dziewczyny..." Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: magrat_g 21.09.2010 12:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem, że mowa o całym... | Ryana
Podpisuję się pod wszystkim, co napisałaś :)
Użytkownik: wenoma 29.10.2010 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem, że mowa o całym... | Ryana
"Ciągle podkreśla się, jaki to Microsoft jest zły, a wszyscy mają konta na hotmailu."

Bo Microsoft i Google to zło! :P
Mnie bardziej drażniła niesamowita promocja Apple`ów i wszystkich ICośtam.
Użytkownik: fossa 09.09.2010 18:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby za bardzo nie słodzi... | Delur
Apropos stylu przeszkadzaly mi zwroty angielskie wplatane w dialogi czy opisy; tworzyly nienaturalny efekt np. dialogow ...
Użytkownik: maciejuu777 02.10.2010 12:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Apropos stylu przeszkadza... | fossa
Jest to jedna z lepszych książek, które czytałem mimo tego angielskojęzyczne zwroty wtrącane w dialogi było nieco irytujące. Szczegółowe opisy codziennych czynności były bezsensownie wplatane w treść utworu, nie wiem co one miały na celu...

Jednak w całym cyklu najgorsze było dla mnie zakończenie II części, które psuje obraz całej książki. Bardzo dobra, szybka akcja, ciekawe wątki, a tu zakończenie i błąd za błędem i błędem pogania.

Zabójca ma do wyboru 3 pistolety i wybiera ten najmniejszego kalibru.
Lisbeth waży niespełna 50 kg i nawet mimo tego, że strzał w głowę nie uszkodził mózgu. Powinna się wykrwawić w ciągu 15 minut. Ma 3 rany postrzałowe leży zakopana 2 metry pod ziemią i odkopuje się zapalniczką...
Wyobraźcie sobie co by się z wami stało gdyby was ktoś wrzucił do dołu z dziurą w głowie.
Na pewno by się nic nie stało:)
Użytkownik: Widzewiak7 16.10.2010 04:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby za bardzo nie słodzi... | Delur
Zasadniczą wadą jest nakreślenie postaci Lisbeth, która z jednej strony ma mierne pojęcie o matematyce, a z drugiej jest genialnym hakerem. To się wyklucza moim zdaniem, zupełny nonsens.


Natomiast nie przeszkadzały mi angielskie zwroty, były celne, trafne i dodawały smaku, podobnie jak marki produktów elektronicznych czy spożywczych.
Użytkownik: jakozak 16.10.2010 14:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Zasadniczą wadą jest nakr... | Widzewiak7
Moja koleżanka też mi mówi, że skoro byłam dobra z matmy (którą kochałam), to powinnam być dobra z ekonomii (której nie znoszę).
Użytkownik: Widzewiak7 28.10.2010 03:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja koleżanka też mi mów... | jakozak
Koleżanka ma pewnie mierna pojęcie o ekonomii. Za to nie mogłabyś być dobrym ekonomistą bez znajomości matematyki.
Użytkownik: Malina015 25.11.2011 20:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Zasadniczą wadą jest nakr... | Widzewiak7
To akurat się nie wyklucza.
Przeprowadzono kiedyś badanie dotyczące znajomości matematyki wśród dzieci handlujących na targach w krajach rozwijających się. Okazało się, że mimo pełnej umiejętności prowadzenia handlu, czyli negocjowania cen, przyjmowania pieniedzy, wydawania reszty itd. te dzieci nie potrafiły wykonać najprostszych rachunków matematycznych.
Podobnie jest z komputerami. Można mieć sporą intuicję ich dotyczącą, a niekoniecznie znać zaawansowane twierdzenia matematyczne. Poza tym Lisbeth nie miała problemów z matematyką, tylko braki wiedzy szkolnej, a to duża różnica.
Użytkownik: in_dependent 25.11.2011 22:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Zasadniczą wadą jest nakr... | Widzewiak7
A gdzie w książce jest opisane, że Lisabeth jest słaba z matematyki?

Nie wiem czy czytaliście tom drugi, ale w nim mamy pełne wyjaśnienie niektórych niedomówień z tomu pierwszego. I właśnie w "Dziewczynie, która igrała z ogniem" jest dokładna, pełna charakterystyka Lisabeth Salander. Kwestie matematyczne również są mocno wyeksponowane ;)

Użytkownik: margo888 12.12.2010 14:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby za bardzo nie słodzi... | Delur
W całości przeczytałam na razie pierwszy tom, jestem w połowie drugiego. Strasznie zawodzę się na tych książkach... Miały być rewelacyjne przez wielkie R, och i ach, dopracowane w każdym szczególe itd. Moim zdaniem tak nie jest.

Po pierwsze - już na pierwszych stronach pierwszego tomu dowiadujemy się, że Henrik otrzymuje na każde kolejne urodziny osobliwy prezent, a mianowicie zasuszonego kwiatka w ramce, co przywodzi mu na myśl wspomnienie o nastoletniej Harriet, która dawała mu tego rodzaju prezenty. Henrik jest przekonany, że kwiatki przysyła mu morderca Harriet i że czyni to po to, aby mu dokuczyć. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Jednakże Henrik był w pełni przekonany, że Harriet nie żyje, a ponadto, że została zamordowana przez któregoś z członków rodziny. Tymczasem również na pierwszych stronach książki zostajemy poinformowani, że nietypowe przesyłki urodzinowe nadawane są najczęściej z Londynu, a czasem z innych europejskich stolic lub miejsc na świecie.Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Po drugie - język! Wprawdzie dzięki jego prostocie książkę czyta się bardzo szybko, ale - na Boga! - Lisbeth wciąż tylko "odpowiada monosylabami". Czy naprawdę nie mogłaby czasem "odpowiadać półsłówkami", "odpowiadać artykułując niezrozumiałe słowa", "odpowiadać od niechcenia", "odpowiadać niezrozumiale"...cokolwiek?! Ponadto Lisbeth bardzo często w chwilach konsternacji "przygryza wargę". Traktowałam to jako element charakterystyki postaci (ostatecznie nie bardzo wiem, jak można inaczej ująć w słowa "przygryzanie wargi"), jednak gdy podczas lektury drugiego tomu zauważyłam, że także Erika zaczyna "przygryzać wargę" doszłam do wniosku, że tak częste użycie tego wyrażenia stanowi nie tyle o jednostajności zachowań Lisbeth, co o pewnej ograniczoności autora, który nie wpadł na pomysł, że skonfundowani ludzie mogą też "podrapać się po głowie", "w zamyśleniu złapać się za ucho" itp. Według Larssona wszyscy gryzą wargę, a jedynie Mikael Bloomkvist głaszcze się po bliźnie na szyi.

Picie kawy już ktoś zauważył. Wierzę, że takie są realia w Szwecji, ale czy naprawdę konieczne jest ciągłe pisanie o tym? W Polsce pija się raczej herbatę, a jednak nie wydaje mi się, aby w polskiej literaturze bohaterowie wciąż tylko "napełniali czajnik", "wstawiali wodę na herbatę", "robili sobie herbatę", "zaparzali herbatę" - tak jak Lisbeth za każdym razem po powrocie do domu "uruchamia ekspres" i tak dalej...

Na początku pierwszego tomu raziły mnie też wyrażenia typu "mnie to wsio rawno" i inne podobne. Obawiałam się, że lada strona natrafię na jakąś "motylą nogę". Na szczęście później gdzieś to zniknęło.

Po trzecie - olbrzymi, okrutny, nachalny, wstrętny i sprawiający, ze ma się ochotę wywalić książkę przez okno PRODUCT PLACEMENT. Czy naprawdę do przeczytania tej książki ze zrozumieniem potrzebuję znać markę aparatu fotograficznego Mikaela, jego dyktafonu, czy też całej kolekcji komputerów Lisbeth? Czy muszę znać specyfikację jej najnowszego laptopa? Czy muszę wiedzieć, jak nazywają się sklepy spożywcze, w jakich bohaterowie zaopatrują się w podstawowe produkty? A co bardziej zastanawiające - czy naprawdę osoba, która ma na koncie olbrzymie pieniądze (których nie musi oszczędzać) kupiłaby wszystkie meble w Ikei, a ubrania w H&M i Kapahl? A także - czy w Szwecji każda książka musi zawierać masę kryptoreklam, aby ktokolwiek zechciał ją wydać, czy też może ów nachalny product placement wynika wyłącznie z pazerności autora? I jeszcze jedno: jaki cel ma autor w informowaniu czytelnika co rusz, że oto bohaterka kupiła: chleb, ser, masło i kefir???

Po czwarte - wtrącenia po angielsku. Skoro już są, to powinien być przypis z tłumaczeniem. Ja sobie poradziłam, ale żałuję, że w trakcie czytania nie porobiłam na marginesach książki własnych tłumaczeń ołówkiem (czytać po raz drugi zamiaru nie mam). Chciałam pożyczyć tę książkę dziadkowi, bo lubi kryminały, ale prędzej go szlag trafi niż ją przeczyta w takiej formie, w jakiej jest wydana. Mam na myśli, że takie wydanie książki wyklucza jej przeczytanie przez każdą osobę, która nie zna języka angielskiego na poziomie przynajmniej średnio-zaawansowanym.

Po piąte - Lisbeth jest według mnie trochę niewiarygodna, niespójna jako postać. To, co już ktoś napisał - niby nie przejmuje się wyglądem, ale robi sobie cycki. Niby nie przejmuje się, tym, co ludzie o niej myślą, ale nagle kurczy się w sobie, gdy ktoś się śmieje, bo jest przekonana, że śmieje się z niej, za drobną złośliwość gotowa jest dotkliwie pobić. Jej wielkie i niesamowite hakerstwo opisane jest w banalny sposób (wysłała plik, zainstalowała program, zalogowała się na serwerze w Holandii i hop siup już ma nieograniczony dostęp do czyjegoś komputera), co świadczy o tym, że autor nie zadał sobie trudu, aby jakoś specjalnie zagłębić się w ten temat.

Po szóste - praktycznie każdy z głównych bohaterów ma coś nie tak z seksem. Mikaelowi generalnie nie przeszkadzałoby, żeby mieć trzy kochanki jednocześnie i ogólnie nie odmówi żadnej kobiecie, chyba że ta ma 17 lat. Zaliczył ich zresztą tabuny. Erika jest nimfomanką, ma przeszłość naznaczoną erotycznymi poszukiwaniami, ma męża i kochanka, o którym mąż wie i nawet zdarza jej się fantazjować na temat trójkąta z nimi obydwoma. Zresztą jakieś trójkąty już ma na koncie. Lisbeth jest bi. Zakochuje się w mężczyźnie, ale tworzy pewien rodzaj związku z kobietą. Przy okazji - opisy ich zbliżeń mnie osobiście przyprawiają o mdłości. Christer jest gejem. To też jest odzwierciedlenie realiów Szwecji? Czy może wyraz fantazji autora? Albo przynajmniej taki jego kaprys, żeby poprzez takie nakreślenie postaci poszerzyć tolerancję dla różnego rodzaju seksualnych dziwolągów? Moim zdaniem na wiarygodności traci zarówno książka w której brak jest bohaterów pokręconych seksualnie, jak też książka, w której się od tego typu bohaterów aż roi, a ze świecą można szukać kogoś normalnego, kto ma rodzinę i jest jej wierny. Aha, jeszcze coś - wszystkie te postacie nagminnie używają imienia Boga: "o Boże!", "mój słodki Boże" itp...

Dużo mi tego wyszło, ale dałam przynajmniej pewien upust swojej frustracji związanej z kompletnym niespełnieniem moich oczekiwań przez książkę. Zabieram się do dalszego czytania, bo skoro już kupiłam, to przeczytam na pewno.
Użytkownik: frontzeck 19.01.2011 20:01 napisał(a):
Odpowiedź na: W całości przeczytałam na... | margo888
Brawo, Margo888, lepiej nie potrafiłbym podsumować.
Jestem tuż po lekturze pierwszego tomu i pewnie tak jak Ty przeczytam pozostałe (skoro już kupiłem :).

Do tej sporej listy chciałbym dodać kilka swoich uwag, chociaż trudno stawiać zarzuty wobec książki i jej bohaterów (a w gruncie rzeczy wobec autora), jednocześnie nie zdradzając istotnych elementów fabuły.
...Po siódme - Wennerstrom.Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Po ósme - Lisbeth.Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Swoją drogą, czy nie znalazłaby się jakaś zdolna hakerka, która wyjaśniłaby prawdę o 10 kwietnia (przepraszam, nie mogłem się oprzeć - w telewizorze gadające głowy właśnie o tym).
Po dziewiąte - nie mogę oprzeć się wrażeniu, że cała historia z 1966 roku mogłaby się zakończyć w kilka godzin, gdyby Szwedzi używali psów tropiących do poszukiwań :)
Użytkownik: JFR1st 02.04.2012 10:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby za bardzo nie słodzi... | Delur
Dość wiekowy już wątek forum, ale za to jakże treściwy, a wiele opinii pokrywa się w całości z moimi własnymi odczuciami po lekturze pierwszej części trylogii "Millenium" i sporego fragmentu drugiej. Trzecią już zainteresowany nie jestem.

Dodam od siebie, że zdecydowanie bardziej warto obejrzeć film "Dziewczyna z tatuażem" niż brnąć przez dłużyzny książki. Scenarzysta wyciął bezsensowne i rozdymające książkę wątki, skompresował całość do sprawnie opowiedzianej i wciągającej historii kryminalnej, i miałem wrażenie wtłoczenia zdecydowanie większej ilości krwi w żyły bohaterów, którzy na ekranie zaczęli mnie do siebie przekonywać i zdradzać objawy posiadania własnych charakterów (co ich książkowym odpowiednikom się nie udało i miałem wrażenie obcowania z postaciami właściwie bezbarwnymi, może poza Salander, która też nie całkiem do swojej "inności" mnie przekonywała swoim sposobem bycia).

Chyba bezpiecznie mogę założyć, że wszyscy czytający ten wątek książkę znają, a więc nie muszę tutaj się chować ze spoilerami i bać zdradzenia szczegółów fabuły. Wolno mi więc napisać, że zakończenie wreszcie wywołało u mnie ciarki na plecach, bo piwniczny monolog Martina do Blomkvista i sposób przedstawienia sceny był bardzo... fachowy :). W przeciwieństwie do książki, gdzie mój obraz Martina ociera się o smarkatego sadystę ze scyzorykiem w ręku śliniącego się nad chomikiem, zaś Blokvista odbierałem jako gogusia bez ikry. W filmie powiało grozą z tej piwnicy i to solidnie.

Rzadko się zdarza, by ekranizacja udała się lepiej niż książka, ale moim zdaniem tym razem tak jest i to zdecydowanie na korzyść dziesiątej muzy. Tym bardziej, że obraz jest w zadziwiającym stopniu wierny książce. Tyle, że wycina z niej zbędny bełkot co najmniej trzystu stron. Całkiem udane kino.
Użytkownik: botaa 25.04.2012 23:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Dość wiekowy już wątek fo... | JFR1st
Ufff.. A ja myślałam, że ze mną coś nie tak.

Przeczytałam pierwszą część i rozczarowana oddałam się jej krytyce, co nie spotkało się z aplauzem otoczenia...

Napisana sprawnie, bo w nieco reporterskim stylu. Jednak ten styl staje się sam sobie kulą u nogi ze względu na rzeczy, które wymieniacie.

Chyba nie przekonam się do kolejnych części. Za dużo reklamy, za mało wyrafinowania.

Pozdrawiam
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: