Ostatnie chwile dzieciństwa
W „Złocistej drodze” znów spotykamy Historynkę, Beva, Feliksa, Felicity, Piotrka, Dana i wiecznie płaczącą Sarę Ray. Znów będą spędzać ze sobą czas, przeżywać rozliczne przygody i dobrze się bawić. A jednak dzieciństwo nie może trwać wiecznie, pewien okres musi się bezpowrotnie zamknąć. I o tym przypomina się w tej powieści już we wstępie:
„Dawno, dawno temu wszyscy kroczyliśmy złotym szlakiem. Jasnym gościńcem w Krainie Utraconej Sielanki, wśród zlewających się z sobą cieni i blasków, a za każdym zakrętem naszym ufnym oczom i ochoczym sercom ukazywał się nowy urzekający widok. Na tym złotym gościńcu słyszeliśmy śpiew porannych gwiazd, upajaliśmy się ulotną wonią, zawsze słodką jak wiosenna mgła, nie odstępowały nas marzenia, lata, które nadejdą, wydawały się nam jasne, a życie było uśmiechniętym towarzyszem.
Dawno już opuściliśmy złoty gościniec, ale jego wspomnienie pozostanie tym, co mamy najcenniejszego, i wszyscy ci, którzy to wspomnienie zachowali w sercu, z przyjemnością chyba przeczytają tę książkę. Jej bohaterowie są właśnie pielgrzymami na owym złotym gościńcu młodości”[1].
Opowieść Beva – bo to on jest narratorem – to snute po latach wspomnienie szczęśliwego dzieciństwa. Bohaterowie bawią się, wpadają na pomysł redagowania gazety (przezabawne są rozdziały z wyimkami z tego pisemka, pokazujące cudownie dziecięce postrzeganie świata. To właśnie na łamach gazetki jest najwięcej humoru w rodzaju: „W zeszłym tygodniu zmarł nagle pan Aleksander Marr z Markdale. Dopiero po jego śmierci dowiedzieliśmy się, że umarł”[2]), robią postanowienia noworoczne, starają się ugościć wymagającą ciotkę Elizę, odwiedzają Peg Bowen – i oczywiście słuchają opowieści Historynki. Nad wszystkim unosi się świadomość nadchodzących zmian. Niekiedy narrator pozwala sobie na wybiegnięcie w przyszłość. Zestawienie tego, co się zdarzy, z beztroskim dzieciństwem robi duże wrażenie. Króluje tu jednak przede wszystkim humor, czasem nieco czarny, jak w tej scenie:
„– Pomyślcie tylko, to już będzie drugi ślub osób, które znamy – wtrąciła Cecylia.
– Mam tylko nadzieję, że zaraz nie nastąpi pogrzeb – oświadczyła ponuro Sara Ray. – Wczoraj wieczorem na stole stały trzy zapalone lampy i Judy Pineau powiedziała, że szykuje się pogrzeb.
– Hm, pogrzebów nie brak – zauważył Dan.
– Ale to oznacza pogrzeb kogoś, kogo znamy. Ja w to nie wierzę, ale Judy twierdzi, że zawsze się sprawdza. Mam nadzieję, że to nie będzie pogrzeb kogoś, kogo dobrze znamy. Ale wolałabym, żebyśmy go trochę znali, bo wtedy będę mogła pójść na pogrzeb. Chciałabym pójść na pogrzeb.
– Jak możesz mówić takie okropne rzeczy – zganiła ją ze zgrozą w głosie Felicity.
Sara Ray zrobiła zdziwioną minę.
– A co w tym okropnego? – zapytała.
– Na pogrzeby nie chodzi się dla przyjemności – powiedziała surowo Felicity. – A ty masz nadzieję, że ktoś umrze po to, byś mogła pójść na pogrzeb.
– Nie, wcale tego nie powiedziałam, Felicity. Nie chcę niczyjej śmierci. Ale jeśli już ktoś, kogo znam, musi umrzeć, to chętnie pójdę na pogrzeb. Nigdy jeszcze nie byłam na pogrzebie”[3].
Niestety, „Złocista droga” nie jest udaną książką. Śmiem twierdzić, że jest jedną z najgorszych powieści w dorobku Lucy Maud Montgomery. Owszem, ma w sobie urok charakterystyczny dla jej twórczości, ale sprawa wrażenie napisanej na siłę, pospiesznie, niedbale. Niektóre rozdziały trzymają zwyczajowy poziom kanadyjskiej pisarki, ale większość przypomina szkice i razi powierzchownością, pośpiechem, niemal pisaniem na kolanie. Bardzo to rozczarowuje, bo fabularnie ta historia miała ogromny potencjał.
Mimo wszystko czyta się tę pozycję z pewną przyjemnością (trudno wówczas nie myśleć o własnym dzieciństwie). Można ją wybrać, kiedy chce się odwiedzić Wyspę Księcia Edwarda.
[1] Lucy Maud Montgomery, „Złocista droga”, tłum. Ewa Fiszer, Wydawnictwo Literackie 2008, s. 7.
[2] Tamże, s. 88.
[3] Tamże, s. 192.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.