Dodany: 21.05.2018 16:38|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

1 osoba poleca ten tekst.

Koniec Wojen Demona


No, nareszcie. Wojny Demona zakończone. Czytałam z mieszanymi uczuciami. Bo z jednej strony przywiązałam się do bohaterów, nie tylko tych, którym towarzyszyłam od początku czy przynajmniej od paru tomów – Pony, Juraviela, Rogera, Braumina, Midalisa – ale i tych, którzy wkroczyli na scenę dopiero w „Transcendence”: Brynn (ona sensu stricto pojawiła się wprawdzie wcześniej, ale na dalszym planie), Pagonela i, a jakże, Agradeleousa (jak ja lubię autorów, u których smoki nie są jednoznacznie złe!). Tak, jak im życzyłam zwycięstwa, tak równie gorąco pragnęłam porażki De’Unnero, Sadye i Aydriana. Ale teraz i druga strona: wyjątkowa produktywność autora rzadko skutkuje wyjątkową jakością twórczości... Salvatore'owi zdarza się wypuszczać rocznie po 2-3 tomy należące do różnych serii. Dzięki temu przynajmniej amerykańscy fani sag o mrocznym elfie i o dziejach Corony (bo polskim to uniemożliwiono – ISA zrezygnowała z publikowania przekładów, a inne wydawnictwa dzieła nie podjęły) nie muszą czekać latami na kontynuacje, jak czekają ci od "Pieśni Lodu i Ognia". Tylko, że coś za coś. W tych dwóch ostatnich częściach "Wojen Demona" – w "Immortalis" znacznie wyraźniej, niż w "Transcendence" – widać, że autor bardziej skupiał się na fabule (co skądinąd nie powinno dziwić, bo wcale niełatwo harmonijnie połączyć tyle wątków), niż na dopracowaniu technicznym tekstu.

Zanim przejdę do szczegółów, pozwolę sobie na krótkie streszczenie obu tomów, oczywiście bez zdradzania najważniejszych rozwiązań fabularnych. Kto doczytał do końca "Panowania", wie, jak Aydrian postąpił ze swoją matką; a ponieważ wie też, że za wszystkimi poczynaniami samozwańczego władcy stoi De’Unnero – pozbawiony wprawdzie prawa występowania w imieniu kościoła abellikańskiego, ale za to dysponujący potężną magią – może się domyślać, w jakim kierunku pójdą zmiany. I rzeczywiście, źle się zaczyna dziać w Honce-the-Bear (zabawne, ale dotąd nie udało mi się dociec genezy tej nazwy. Autor na ten temat milczy. Być może rozwiązanie zagadki znajduje się w "Sadze Pierwszego Króla", której lektura jeszcze przede mną. Tak czy inaczej, trudno się dziwić, że żaden z tłumaczy przekładających "Wojny Demona" nie poważył się spolszczyć ani samej nazwy kraju – bo jak by to brzmiało, "Honce Niedźwiedź"/ "Niedźwiedź Honce"[Honce to najwyraźniej imię, może mitycznego założyciela?]? – ani terminu, jakim w oryginale określani są jego mieszkańcy: "Bearmen" [Ludzie-niedźwiedzie? Lud Niedźwiedzia? Niedźwiednicy?]. Lingwistycznie niby wszystko pasuje, ale brzmi jakoś... dziwnie). I nie tylko tam. Na południe i zachód od Honce-the-Bear rozciąga się pustynne państwo Behren, rządzone przez kastę kapłanów, zwanych yatolami. Na jego czele stoi obecnie Najwyższy Chezru Yakim Douan, starzec ukrywający przed swoim narodem pewien mroczny sekret. Za jego panowania Behren podbiło koczowniczy lud To-gai-ru, zasiedlający stepy na zachód od pasma Pasa-i-Klamry, krwawo tłumiąc wszelkie próby oporu; po tych pacyfikacjach do Andur’Blough Inninness trafiła osierocona dziewczynka imieniem Brynn, którą pani Dasslerond postanowiła szkolić równolegle z Aydrianem. Ten, jak wiemy, zbuntował się i zbiegł, zaś Brynn przykładnie wyuczyła się na strażniczkę i teraz wraz z Juravielem podąża w stronę swoich rodzinnych ziem. Jeszcze nim dojdą do gór, czeka ich niespodzianka, która w istotny sposób zaważy na przyszłości Juraviela, a na razie dostarcza im nieoczekiwanych sojuszników. Kolejne zaskakujące spotkanie następuje podczas podróży tajną podziemną ścieżką; początkowo zdaje się, że zniweczy to wszystkie ich plany, ale ostateczne konsekwencje nie są aż tak okropne. Jednak od przejścia pod górami do wyzwolenia To-gai-ru spod behreńskiego panowania jeszcze daleka droga. Brynn musi dotrzeć do swoich rodaków, rozproszonych po stepach i przygranicznych osadach, i przekonać ich, że warto podjąć wyzwoleńczą walkę. A prowadzenie wojny z wielokrotnie liczniejszą i doskonale uzbrojoną armią Behreńczyków nie jest łatwe, nawet gdy się ma smoka jako wierzchowca bojowego, a jako doradcę – mnicha z zakonu mistyków Jhesta Tu, sprawiającego się w boju jak cały pluton ninja. Nie jest, bo w północnym królestwie pewna grupa ludzi uznała, że warto wesprzeć militarnie nielubianych skądinąd sąsiadów z południa, by stworzyć sobie przyczółek dla późniejszej aneksji ich ziem...

W "Immortalis" powracamy znów do Honce-the-Bear, gdzie wygnana z Ursalu Pony próbuje się jakoś ogarnąć po poniesionej klęsce. Aydrian, podszczuwany przez De'Unnero i wspierany emocjonalnie przez Sadye, snuje mocarstwowe plany, a co gorsza, usiłuje je z rozmachem wcielać w życie. Jego niegodziwy doradca pragnie się przy tym odegrać na kościele abellikańskim, z którego szeregów go wykluczono. Pierwszym celem jego odwetu jest biskup Braumin, do głębi przekonany o świętości Avelyna i słuszności jego racji, co dla De'Unnero jest równe osobistej obeldze. Opanowawszy Palmaris, oddziały Aydriana ruszają dalej – jedne w stronę przybrzeżnych fortów, wciąż jeszcze obsadzonych przez załogi wierne zmarłemu królowi Danube, inne – ku Vanguardowi, siedzibie Midalisa, jeszcze inne mają za cel opactwo St.Mere-Abelle, a kolejne, pod wodzą młodego króla, zmierzają do doliny Andur’Blough Inninness, by być świadkami jego przerażających zmagań z władczynią elfów. Brynn i jej ludzie zdają sobie sprawę, że nie mogą pozostać obojętni wobec tej wojny, bo jeśli przemarsz wielkiej armii nie zostanie powstrzymany, stepowe państewko To-gai będzie następnym skrawkiem ziemi, na który połakomią się imperialne wojska. A kiedy dojdzie do decydującego starcia, Aydrian będzie miał w zanadrzu jeszcze jedną straszliwą niespodziankę, za pomocą której ma nadzieję zbić z tropu zwłaszcza matkę, wszystkie swoje siły wkładającą w udzielenie wsparcia tym, co opierają się jego najazdowi. Ale zadufany w sobie młodzieniec nie docenia Pony i nie ma pojęcia, ile w niej determinacji, by ocalić to, co nade wszystko kochała...

Zakończenie sagi, aczkolwiek trochę przeszarżowane, jeśli chodzi o możliwości uczestniczących w finałowym starciu postaci, robi spore wrażenie. Pod względem koncepcji fabularnej trudno mu coś zarzucić, podobnie zresztą, jak i całości tych dwóch ostatnich tomów. Niestety, sprawiają one – a zwłaszcza "Immortalis" – wrażenie pisanych trochę na kolanie. Zdarzyło się panu Robertowi zapomnieć a to o pewnym ważnym szczególe z życia ludu Doc'Alfar, a to o tym, w jakie szaty kazał się wcześniej odziewać mnichom Jhesta Tu. No i, niestety, słabiej panował nad stylem. We wcześniejszych tomach jakoś mniej się to rzucało w oczy, tu natomiast usterki uległy wyjątkowemu namnożeniu. Należą do nich:
– nadużycie podmiotów zastępczych (na przykład Brynn jest na przemian nazywana "strażniczką To-gai-ru", "wojowniczką To-gai-ru", lub którymś z tych określeń z dodatkiem przymiotnika "młoda", co może mieć sens, gdy pojawia się w jakiejś scenie jako postać nowa w danym otoczeniu. Ale po parę razy na każdej stronie kilku kolejnych rozdziałów?) i tytułów (w niektórych scenach spotyka się dwóch lub trzech znanych czytelnikowi od dawna bohaterów, noszących tytuł księcia – w oryginale są to dwa tytuły, "prince" lub "duke", czego polska nomenklatura nie rozróżnia – i wtedy na przestrzeni paru stron powtarza się kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy: "powiedział książę Kalas", " książę Midalis odwrócił się do księcia Bretherforda" itp. itd. To samo dotyczy ojca przeora, wszystkich opatów, mistrzów i biskupów];
– zbyt duża ilość powtórzeń, momentami sprawiająca wrażenie, jakby autor wyciągał z kapelusza o mocno ograniczonej pojemności fiszki z gotowymi frazami.Trafi się dwa razy taka sama na przestrzeni trzech zdań („[1] Pagonel sat back and … [2]... [3] Pagonel sat back and …”) – pal sześć, wklejamy! Zdarzy się potrzeba opisania dwa razy tej samej osoby w tej samej sytuacji – nawet losować nie trzeba, można skorzystać z tego samego zdania, zmieniając jedno, góra dwa słowa („young King Aydrian in his shining gold-lined armor”; „the young king in his shining silver and-gold armor”);
– dość schematyczne opisy batalistyczne, zwłaszcza w starciach jeden na jednego.

Trochę mnie wobec tego lektura zmęczyła, ale mimo wszystko nie oceniam „Immortalis” aż tak nisko – mam słabość do heroic fantasy i sporo uznania dla pomysłowości autora.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 271
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: