Dodany: 21.05.2018 10:54|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Koreańczycy: W pułapce doskonałości
Ahrens Frank

3 osoby polecają ten tekst.

Amerykanin w Seulu


Recenzuje: Dorota Tukaj

Pragnienie poznawania życia innych społeczności tkwi widać w człowieku od zarania jego świadomej egzystencji, bo gdyby tak nie było, dalej byśmy żyli tak, jak żyją nasi nieudomowieni czworonożni bracia: setki, ba, tysiące lat tkwiący na tych samych obszarach Ziemi, opuszczający granice swoich rewirów tylko wtedy, gdy się w nich już zrobi za ciasno, ale i wówczas tylko na odległość najmniejszą z możliwych, ot, byle znaleźć skrawek wolnej przestrzeni dla siebie i swojej rodziny. My tymczasem wciąż się zapuszczamy gdzieś dalej: pieszo, wierzchem, pojazdem zaprzęgowym, pływającym, zmotoryzowanym, a wreszcie i powietrznym, czy to tylko dla doraźnego zakosztowania innych klimatów, innych obyczajów i innych wrażeń, czy w poszukiwaniu idealnego domu, pracy, środowiska naturalnego. I opowiadamy: jedni bezpośrednio, mniejszej lub większej grupce słuchaczy, inni na papierze albo (ach, ten postęp!) w dostępnych całemu światu w sekundę po wprowadzeniu treści wirtualnych mediach. I słuchamy opowieści innych lub je czytamy, zawsze wynosząc z tego jakieś wnioski lub korzyści – choćby upewnienie się, że w mieście X za skarby świata byśmy nie zamieszkali, czy świadomość, że gdybyśmy się chcieli przenieść do kraju Y, dobrze byłoby wcześniej poczynić takie, a nie inne przygotowania…

Toteż niezmiennym powodzeniem wśród czytelników, chcących bliżej poznać obyczajowość jakiegoś kraju/regionu i mentalność jego mieszkańców, cieszą się relacje nie zawodowych podróżników – którzy tu spędzą dzień, tam tydzień, tu się prześpią w motelu, ówdzie w namiocie pod gruszą (albo baobabem, eukaliptusem, sekwoją), poczęstują się czymś na bazarku z lokalną żywnością, pogadają z garstką tubylców, obejrzą jakąś imprezkę folklorystyczną i ruszą dalej – lecz zwykłych ludzi, których czy to uwarunkowania zewnętrzne, czy pragnienie zaspokojenia ciekawości, chęć spełnienia młodzieńczych marzeń itd., skłoniły do zamieszkania w obcym środowisku. Co jest do przewidzenia, bariery językowe okazują się w takich przypadkach znacznie łatwiejsze do sforsowania od kulturowych, te zaś bywają potężne nawet w krajach od wieków ze sobą sąsiadujących (weźmy taki „Rok w Prowansji” Mayle’a czy „Małżeństwo po szwedzku” Johansson), a cóż dopiero całkowicie odmiennych etnicznie, z innymi wzorcami obyczajowymi, innymi kodami kulturowymi! Europejczyk lub Amerykanin osiedlający się w Azji musi się liczyć z diametralną zmianą w zakresie… właściwie wszystkiego. Teoretycznie może osiąść w mieszkaniu urządzonym na podobieństwo poprzedniego, może kupować tylko produkty wytwarzane na Zachodzie i jadać w placówkach oferujących tradycyjne europejskie/amerykańskie menu, może pracować w klimatyzowanym biurowcu, wyglądającym, jakby go żywcem przeniesiono z Manhattanu, w wolnym czasie grać w golfa i czytać ebooki we własnym języku, a i tak nie będzie u siebie. I tak prędzej czy później strzeli jakąś gafę, komuś się niechcący narazi, kogoś innego rozśmieszy do łez – bo jeszcze nikt mu nie powiedział, że w Korei na wieczorki towarzyskie w gronie kolegów z pracy nie zabiera się żon (chyba celowo, bo po co mają oglądać, jak ich mężowie prześcigają się w piciu?), że „wysyłanie wiadomości przez kogoś wyższego rangą do kogoś niższego rangą albo z zespołu do zespołu może wręcz być postrzegane jako działanie wywrotowe”[1], a wzięcie „aż” dwóch tygodni urlopu – jako niekoleżeńskie.

Kiedy autor „Koreańczyków”, Frank Ahrens, niemal z dnia na dzień przenosi się z Waszyngtonu do Seulu – gdzie jego świeżo poślubiona małżonka otrzymała przydział do służby dyplomatycznej – zbliża się do pięćdziesiątki; w tym wieku większość ludzi już mało chętnie dokonuje diametralnych zmian w życiu, zwłaszcza jeśli mają one dotyczyć nie tylko stanu cywilnego, lecz także miejsca zamieszkania i zawodu… Ale Frank nie ma wyjścia: skoro po tylu latach samotności znalazł kobietę swego życia i ślubował być z nią na dobre i na złe, nie może przecież przystać na to, żeby się widywali raz na kwartał! Z dziennikarza zajmującego się sprawami gospodarki przeistacza się więc w wysokiego rangą specjalistę do spraw PR i rozpoczyna pracę w głównej siedzibie koreańskiego giganta motoryzacyjnego. Żona otrzymuje mieszkanie służbowe w amerykańskiej bazie wojskowej, odpadają więc problemy przy porozumiewaniu się z administracją czy sąsiadami; współpracownicy praktycznie bez wyjątku znają angielski, wydaje się więc, że i tu niespodzianek nie będzie. Ale to tylko pozory: co rusz Frank dowiaduje się, że coś, co było oczywiste w Stanach, w Korei jest niewłaściwe czy wręcz niemile widziane, za to inna rzecz, o której, pracując w amerykańskiej firmie, nawet by się nie pomyślało, tu jest niezbędna dla utrzymania dobrych relacji z nowymi kolegami. I nawet psina czysto koreańskiej rasy jindo okazuje się nie tym, o czym Frank i Rebeka marzyli, biorąc ją ze schroniska…

Relacje Ahrensa z kolejnych etapów zmagań z koreańską obyczajowością i etykietą korporacyjną, spisane w stylu lekkim i zabawnym, z pokaźną szczyptą autoironii i z dostateczną ilością taktu, gdy przychodzi do opisywania zachowań gospodarzy, to tylko jedna, i wcale nie najpokaźniejsza objętościowo, część trzystupięćdziesięciostronicowej opowieści (która notabene w oryginale nosi zupełnie inny, mocno przegadany tytuł „Seoul Man: A Memoir of Cars, Culture, Crisis and Unexpected Hilarity Inside a Korean Corporate Titan”[2], co w swobodnym przekładzie brzmi mniej więcej: „Człowiek z Seulu: Wspomnienie samochodów, kultury, kryzysu i nieoczekiwanych uciech w koreańskiej mega-korporacji”). Trochę więcej uwagi poświęcił autor analizie fenomenu Hyundaia, który w latach bezpośrednio poprzedzających rozpoczęcie przez niego pracy jako jeden z nielicznych koncernów samochodowych demonstrował systematyczny wzrost sprzedaży, i nakreśleniu tła historyczno-politycznego, w jakim dokonał się koreański skok ekonomiczny. Trzecie zagadnienie, zajmujące niemal połowę z ostatnich stu stron, z właściwą tematyką książki nie ma już nic wspólnego, dotyczy bowiem przyjścia na świat pierwszego dziecka Ahrensów i organizacji ich życia rodzinnego od chwili, gdy Rebece zakończył się kontrakt w Seulu. Oczywiście można zrozumieć pragnienie podzielenia się z całym światem wszystkim, co autorowi leży na sercu, jednak nikt nie zaprzeczy, że publikacja natury socjologiczno-reporterskiej o Korei i jej mieszkańcach to nie miejsce na opis przebiegu porodu (odbywającego się w Stanach, nie w Korei) czy też na osobiste wynurzenia natury religijnej. Czytelnik sięgający po nią, by bliżej poznać mentalność Koreańczyków, może się poczuć lekko zirytowany, gdy Ahrens wykłada mu swoje poglądy na ojcostwo albo gdy cytuje wypowiedź żony o tym, czego nauczył ją Bóg, może też (słusznie) nie być zainteresowany imionami i charakterystyką personelu zajmującego się domem i małą Annabelle podczas pobytu Rebeki na placówce w Dżakarcie. Wiedząc o tym zawczasu, można tych kilkadziesiąt stron opuścić bez żadnej szkody dla zyskanej wiedzy – a wiedzy tej jest, jak na tak krótki czas zbierania obserwacji (nieco ponad trzy lata), całkiem sporo. Dodatkową jej zaletę stanowi skromna, lecz dopracowana szata edytorska, jaką cechują się i pozostałe pozycje z tej serii; oczywiście ładne prezentowanie się na półce nie jest decydującym czynnikiem, dla którego kupujemy książki, lecz niejednemu bibliofilowi sprawi ekstra przyjemność poustawianie obok siebie kilku czy kilkunastu tomów w dopasowanych graficznie i kolorystycznie oprawach.

[1] Frank Ahrens, „Koreańczycy: W pułapce doskonałości”, przeł. Aleksandra Czwojdrak, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2018, s. 73.
[2] Tamże, s. 4.

Autor: Frank Ahrens
Tytuł: Koreańczycy: W pułapce doskonałości
Tłumacz: Aleksandra Czwojdrak
Wydawca: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2018
Liczba stron: 352
Ocena recenzenta: 4/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1617
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: joanna.syrenka 21.05.2018 14:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Dorota Tukaj ... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Znowu to zrobiłaś, Dot! W zasadzie Azja nie leży w moich czytelniczych zainteresowaniach, ale po takiej recenzji muszę to przeczytać!
Użytkownik: Anna125 21.05.2018 23:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Dorota Tukaj ... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Dołączę się do zdania Syrenki, bardzo ciekawe! I cóż do schowka trzeba wrzucić:).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: