Dodany: 14.08.2010 16:06|Autor: misiak297

Czytatnik: Misiakownik

1 osoba poleca ten tekst.

14.08.2010 "Zmarzlina" i nie tylko...


Są takie książki, których czytać się po prostu nie chce. Nie dlatego, żeby były źle napisane. Po prostu zbyt dużo nerwów kosztują, albo skazują nas na bycie świadkiem zbyt dużego okrucieństwa albo penetrują te strony ludzkiej duszy, o których wolelibyśmy nie pamiętać. Tak jest w przypadku powieści Zmarzlina (Białkowski Tomasz) .

"Zmarzlinę" otwiera porażająca scena - dokonuje się perfidne, zaplanowane matkobójstwo. Syn wywozi swoją niewładną rodzicielkę na olsztyński dworzec, zostawiając ją tam na pewną śmierć. Dla kobiety siedzącej (w specjalnie wychłodzonych ubraniach) na luksusowym amerykańskim wózku inwalidzkim praktycznie nie ma ratunku - nie uchroni się przed ostrym zimowym mrozem. Tymczasem jej syn w pobliskim barze opija bolsem swoje zwycięstwo. To brzmi okrutnie, jednak okazuje się, że stanowi przysłowiowy wierzchołek góry lodowej.

Rodzina Dębskich była toksyczna od samego początku - a właściwie od kiedy przyszli państwo Dębscy - on prymitywny, dobrze zapowiadający się ubek, ona wybitna chemiczka - zawzięcie kopulują nie zaprawiając tego choć krztyną miłości. To się musi skończyć małżeństwem, zwłaszcza że na świat lada moment przyjdzie pierworodny - Adam, na którego matka przeleje całą swoją miłość - nie zostawiając jej ani dla męża (nota bene sadysty, prostaka i chama) oraz drugiego syna - narratora "Zmarzliny" - Piotra.

Z czym się kojarzy dom? Jakie budzi konotacje? Ciepło, bezpieczeństwo, szczęście? Niczego podobnego nie zaznał Piotr Dębski. Wszyscy w jego rodzinie padają ofiarą wzajemnych powiązań i chorych sytuacji - i ubek z wyrzutami sumienia i jego popadająca w coraz większy obłęd żona, i pierworodny Adam, który nie może uwolnić się od chorej matczynej miłości, wreszcie sam Piotr - niekochany, niedoceniany, żyjący w cieniu przeszłości. Życie w ciągłym strachu, napięciu, poczuciu niespełnienia staje się nieznośne - a tytułowa zmarzlina to właśnie świat pozbawiony ciepła i wyższych, szlachetniejszych uczuć.

Lektura powieści Białkowskiego jest trudna, gdyż budowana rzeczywistość poraża. Białkowski nie zostawia żadnej przeciwwagi, choćby furtki, przez którą mogłoby wejść odrobinę światła. Jeśli pojawia się jakaś miłość - ma perwersyjne podłoże, jeśli seks - jest zwierzęcy i wyuzdany, jeśli potrzeby - nie są respektowane. Nawet bohaterowie nieskażeni wszechobecnym złem mają swoje mroczne tajemnice, chowają niejednego nadgniłego trupa w szafie. Okazuje się zatem, że wystawienie matki na śmierć nie jest jedynie efektownym początkiem - a kolejnym podłym uczynkiem, na jaki pozwala sobie przeciętny człowiek.

Zresztą ten koszmar nie ogranicza się tylko do mikrokosmosu rodziny Dębskich. Drogi krajowe zostają zalane. W wypadkach samochodowych każdego dnia ginie po kilkadziesiąt osób. Koledzy z klasy szczują koleżankę, doprowadzając do jej samobójstwa, bezdomni biją się o puszki, oszuści poczynają sobie coraz śmielej, kradzieże to codzienność. Nawet kot – Bogu ducha winny – nie może żyć w tym świecie. Momentami może się wydawać, że tego zła jest za dużo. Istotnie Białkowski buduje swój powieściowy świat z godną podziwu konsekwencją – temu co złe, nie pozostawia żadnej przeciwwagi. To sprawia, że „Zmarzlinę” czyta się niemal z klaustrofobiczną dusznością, nie mając chwili wytchnienia.

Wydaje mi się jednak "Zmarzlina" kolejnym ciosem w rodzinę jako taką, książką podejmującą kryzys tej instytucji. Takich literackich ciosów zawsze było pełno, wystarczy sięgnąć do książek Kuczoka ("Gnój", "Senność"), Bąkiewicz ("O melba", "Stan podgorączkowy"), Fox ("Coraz mniej milczenia"), Dunin ("Tabu", "Obciach"), Ostrowskiej ("Co słychać za tymi drzwiami"), Kowalewskiej ("Julita i huśtawki", cykl o Zawrociu), a nawet Bator ("Piaskowa Góra"). Nie znaczy to, że Białkowski podejmuje się wyświechtanego tematu - bo ten temat jest wciąż aktualny, a zatem powinien być podejmowany. Nie wszystko musi być malowane jeżycką kreską - i niestety zazwyczaj nie jest. Pytanie, czy w takiej rzeczywistości można znaleźć szczęście? Tak, przykładem na to jest jeden z bohaterów, który je znajduje - na końcu świata (poza rodzinnym maglem) i niejako w kontrze do tradycyjnego modelu pojmowania rodziny. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Jednak mimo tego pojedynczego akcentu cała powieść sprawia przygnębiające wrażenie. Niemniej Białkowski to autor, po którego warto sięgnąć.

Jednak teraz będę musiał przeczytać coś lekkiego, coś, co nie kosztuje tyle nerwów. Może zerknę na opowiadania Montgomery - naiwne, przesłodzone, na swój sposób urocze. Zresztą nie wiem, czy wiecie, że na wiosnę ma się u nas ukazać "Według Blythe'ów" - kolejny tom dotyczący Ani Shirley - jednak tym razem Ani niespełnionej, zgasłej i smutnej. A obok problemów małżeńskich doktorstwa ze Złotego Brzegu jakieś morderstwa, zdrady małżeńskie i inne ciężkie tematy. Ciekawe jaką twarz ukaże - po tylu latach - Maud z Wyspy Księcia Edwarda?


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3372
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.08.2010 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Są takie książki, których... | misiak297
Misiaku, skłoniłeś mnie do przekopania Googli w poszukiwaniu czegoś na temat nieznanej książki Montgomery! Dowiedziałam się, że większość wchodzących w jej skład tekstów była pisana jako luźne opowiadania i publikowana w czasopismach w latach 20-30 - natomiast później autorka przerobiła je tak, aby znalazły się w nich wzmianki o Ani i jej rodzinie, dodała wiersze przypisane Ani i Walterowi, a maszynopis złożyła w wydawnictwie bezpośrednio przed swą śmiercią w roku 1942. Na jednej ze stron znalazłam informację, że prawdopodobnie przed opublikowaniem książki wstrzymały wydawcę antywojenne akcenty w tekście, a być może i tematyka odbiegająca od dotychczasowej. W roku 1974 wydano wersję skróconą pt. "The Road to Yesterday", zawierającą tylko okrojone opowiadania i jeden wiersz.
Chyba sobie nie odmówię uzupełnienia swojego księgozbioru - byle tylko była dobrze przetłumaczona...
Użytkownik: misiak297 14.08.2010 18:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, skłoniłeś mnie d... | dot59Opiekun BiblioNETki
A pomyśleć, że ta czytatka miała przede wszystkim zwrócić uwagę na "Zmarzlinę":D A swoją drogą, ja też kopałem w internecie i już się nie mogę doczekać tej książki:)
Użytkownik: alicja225 13.07.2012 19:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Są takie książki, których... | misiak297
"To sprawia, że „Zmarzlinę” czyta się niemal z klaustrofobiczną dusznością, nie mając chwili wytchnienia.". W moim wypadku tak właśnie było. Przeczytałam za jednym podejściem. Właściwie pochłonęłam. Fenomenalnym pomysłem jest łączenie rozdziałów. Doskonale wykonane. Właśnie w tych momentach byłam "dobijana" najbardziej. Wzięłam książkę zupełnie przypadkowo. Trzy zdania z okładki: "Pomyślałem o matce, która wolno zamarzała przy siódmym peronie. Wieje wiatr, a powietrze jest mroźne. Matka oczy ma nieobecne, martwe, jak zawsze.", sprawiły, że przeczytałam jedną z najlepszych książek.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: