Dodany: 13.08.2010 19:14|Autor: kwiat99

Jakby urwany koniec


Zastanawia mnie koniec powieści Aleksandra Sołżenicyna. Jak go rozumieć? Mam w pamięci liczne utwory innych autorów i bodaj w każdym, a przynajmniej w tylu, że ewentualnych prób odstępstwa od tej reguły nie trzeba wcale uwzględniać, zakończenie akcji powieści jest charakterystyczne – widać, że pisarz w tym miejscu mówi „finito” i kończy przygodę z czytelnikiem – przynajmniej do czasu wydania następnego tomu. W każdym razie ostatnie wersety są pisane charakterystycznym stylem, jaki cechuje chęć podsumowania poprzednich rozdziałów i wydarzeń w nich zawartych.

U Sołżenicyna natomiast ostatnie strony książki mówią co prawda o dalszych losach głównych bohaterów, z jednej strony pracowników podmoskiewskiej szaraszki, z drugiej - aresztowanego dyplomaty. Jednak mówią bez tego poczucia, iż jest to czas na piękne i pełne patosu słowa; bardziej odświętne od całej reszty, bo ostatnie. Nie. Sołżenicyn pisze ostatnie strony tak, jak pisał grubo ponad sześćset poprzednich, jakby to wcale nie był koniec, a tylko dalsze perypetie wspomnianych ludzi.

Zatem pytam: czy w ten sposób pan z długą siwą brodą chciał nam pokazać beznadziejność tamtego sowieckiego świata, jego nieskończoność, bo takich jak nakreśleni przez niego bohaterowie było wielu – długo przed nimi, ale i też po nich? Powieść wydaje się jakby niedokończona, a czytelnik szuka następnej strony, czy aby na pewno gdzieś nie wyleciała, nie zawieruszyła się? Koniec wydaje się tak zwyczajny, tak nic niemówiący, że z niemałym trudem przychodzi do głowy myśl, że tak – to tyle, nic więcej nie ma. Nagłe urwanie i dalej już tylko wspomnienie i niepewność... a to samo, zdaje się, czuły rodziny tych, o których jest książka.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1279
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: