Raczej nuda niż strach
„Tak naprawdę (…) chciałem tego zabójstwa, od dawna zdawałem sobie sprawę, że nie ma innego wyjścia”[1].
Narratorem „Strachu”, powieści Dirka Kurbjuweita, jest obiecujący architekt Randolph Tiefenthaler. On i jego żona Rebecca wraz z małymi dziećmi przeprowadzają się do uroczego mieszkania. To zawsze nowy początek. Tymczasem jeden z pozornie sympatycznych sąsiadów – mieszkający w suterenie Dieter Tiberius – nieoczekiwanie staje się coraz bardziej natarczywy. Zdaje się obserwować Tiefenthalerów, a potem wysuwa tak absurdalne, jak i obrzydliwe oskarżenia. Stopniowo zamienia życie całej rodziny w piekło. Wtedy Herman Tiefenthaler, ojciec Randolpha, wkracza do akcji i zabija pana Tiberiusa strzałem w głowę.
Tak, to cała fabuła – ale dramatyczne zakończenie poznamy już na pierwszych stronach. Dzięki takiemu ujęciu możemy się skupić na tym, co doprowadziło do takiego finału.
Wbrew pozorom opowieść Randolpha nie dotyczy tylko sąsiedzkich relacji. To historia trudnego dorastania w cieniu zafascynowanego bronią (a przez to dla dzieci trochę nieobliczalnego) ojca. Randolph zdradzi: „Dla mnie dom był miejscem, gdzie mogłem zostać zastrzelony”[2]. Oczywiście, zaraz obudowuje to stwierdzenie zastrzeżeniami: „Nie jestem ofiarą swego ojca i jego fascynacji bronią”[3]. Jednak im bardziej chce czytelnika o tym przekonać, bronić się przed wpływem dzieciństwa, pozbawić je większego znaczenia, wybielić, tym mniej się mu wierzy. On sam nie przyjmuje pewnych kwestii do wiadomości. Pozostaje straumatyzowany jako syn ojca, z bliżej nieokreślonych powodów, być może wypartych, mający ogromne poczucie zagrożenia. Dla narratora walka z uciążliwym sąsiadem staje się właśnie przedłużeniem relacji z ojcem.
Nie jestem fanem krwawych thrillerów, cenię autorów straszących bez epatowania przemocą. Dirk Kurbjuweit próbuje pokazać, jak zachowuje się zwyczajna rodzina, gdy zostaje nagle osaczona. Jakie emocje pojawiają się oprócz tytułowego strachu. Jak miażdżące może być poczucie zagrożenia. Co najciekawsze w tej powieści, sytuacja wcale nie jest jednoznaczna – po czyjej stanąć stronie? Czy Tiefenthalerowie naprawdę byli w całej tej sytuacji bez winy?
„Strach” to byłby świetny thriller i całkiem nowatorski – jednak tę książkę zabiła narracja. Nie chodzi o to, że niemal wszystko jest opisane na prawach retrospekcji, że znamy zakończenie. Raczej o to, że narracja jest koszmarnie monotonna i nijaka, a sama sytuacja przedstawiona z absurdalną pobieżnością (dość powiedzieć, że pan Tiberius pojawia się na stronie 53, a zaczyna dręczyć rodzinę głównego bohatera na stronie 59). Tam, gdzie powinny być zbudowane „pełnoprawne” sceny, Kurbjuweit zamyka wszystko w paru lapidarnych zdaniach. Trudno się zaangażować w historię podaną w takiej formie. Trudno wczuć się w zagrożenie. Trudno traktować pana Tiberiusa – raczej z rzadka obecnego w „Strachu” – poważnie, pomimo jego czynów. Wszystko dzieje się za szybko. Miała być nowa formuła, a wyszło płasko i nieciekawie. Całość prowadzi do raczej oczywistego – dla mnie – zakończenia. Choć przyznam, że dla niektórych czytelników może się ono okazać zaskakujące.
To bardzo interesująca, a nawet skłaniająca do refleksji historia – tyle że podana w sposób nudny, mdły i zbyt pospieszny – a pośpiech raczej nie wpływa dobrze na napięcie w thrillerach. Nuda tym bardziej.
[1] Dirk Kurbjuweit, „Strach”, tłum. Łukasz Kuć, Sonia Draga 2018, s. 17.
[2] Tamże, s. 113.
[3] Tamże.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.