Dodany: 06.05.2018 21:48|Autor: misiak297

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dwa bieguny
Orzeszkowa Eliza

Dzika


Pozytywizm nie cieszy się wielką popularnością wśród polskich czytelników – może to kwestia za wcześnie czytanych historii o upieczonych Rozalkach, zakatowanych Jankach Muzykantach czy dzieciach bawiących się z koniem na pogrzebie matki. Często gdy mówię, że właśnie czytam Orzeszkową czy Konopnicką, moi rozmówcy się wzdrygają, dziwią się – bo kto to dziś czyta, bo po co, bo to takie nudne, bo jest tyle innych książek, bo to się w szkole czytało, ale żeby się tym katować teraz itp. Tymczasem do literatury pozytywizmu podchodzę bez uprzedzeń, jestem też w stanie wiele jej wybaczyć. I może dlatego czasem udaje jej się mnie zaskoczyć. Orzeszkowa nieraz dostarczała mi takich zdumień czytelniczych – a to przejmującą „Martą”, a to mrożącym krew w żyłach thrillerem „Dziurdziowie”, a to porażającym „Chamem” czy kapitalnym studium alkoholizmu („Romanowa”). Teraz zaskoczyła mnie po raz kolejny.

Po jej „Dwa bieguny” – nienową książkę wycofaną z Biblioteki Komitetu Miejskiego w Częstochowie, działającego w ramach Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – sięgnąłem zupełnie spontanicznie. Po prostu wpadła mi w ręce, gdy szukałem wśród swoich zbiorów innej pozycji. Przeczytałem kilka pierwszych stron – i już po kilku stronach wiedziałem, że nie odłożę tej powieści z powrotem na półkę.

Narratorem „Dwóch biegunów” jest Zdzisław Granowski, młodzieniec z warszawskiej arystokracji. Oto podczas jednego ze spotkań u kuzynki Idalii poznaje Sewerynę Zdrojewską. To dziewczyna, której życie naznaczyła tragedia. Jej brat zginął w powstaniu styczniowym (oczywiście nienazwanym w „Dwóch biegunach” wprost), poświęcił się dla ojczyzny. Teraz i Seweryna ma swoją misję – chce jak najlepiej prowadzić rodzinny dworek. Jest przekonana, że wie za mało, toteż spotkanie z warszawską elitą intelektualną traktuje jak fantastyczną okazję, aby zdobyć nieco – jak ona to mówi – „światła”, to jest „korzyści moralnej i umysłowej”[1]. Jakież czeka ją rozczarowanie!

Towarzystwu Seweryna wydaje się dzika (taki był zamierzony tytuł powieści). Gdy prawi o ideach, o pracy, o misji społecznej, o zwiększeniu produkcyjności roli, o oświecaniu ludu, o posiadaniu celu w życiu, wprawia Idalkę, Zdzisława i innych gości w rozbawienie, zażenowanie. Co za brak obycia i taktu! A gdy Seweryna poproszona o występ przy fortepianie, odśpiewuje nieudolnie ludową kołysankę o koźle, który sprzedał drzwi chaty, staje się pocieszną ciekawostką. Jednak „dzika” nie jest głupia – dobrze wie, że z niej zadrwiono, stara się odciąć od wielkich nazwisk, w których pokładała tyle nadziei, i szerzyć swoją misję.

Nieoczekiwanie Zdzisław – człowiek przypisany do swego stylu życia, ale skłonny do refleksji, niepusty – zaczyna się fascynować Seweryną. Zza pewnej protekcjonalności („choć rodaczka, przedstawiała dla mnie w tej chwili przyjemnie drażniący żywioł egzotyzmu”[2]) wyziera jednak chęć poznania i zrozumienia drugiego człowieka. Próbuje on przekonać Sewerynę do swoich racji:

„Społeczeństwa ludzkie są jak rośliny, których korzeń ciemny i szorstki tkwi w ziemi, a korona buja w powietrzu barwna i świetna. Tak jest wszędzie, tak musi być i u nas. Nierozsądnym zapewne jest ten, kto zaprzecza użyteczności korzenia i nie udziela mu odpowiednich starań, ale niesprawiedliwym ten, kto koronie odmawia nie tylko prawa bytu, ale wysokiego, w ogólnej ekonomice życia, znaczenia. Sprowadzenie wszystkiego do użyteczności jest pojęciem ciasnym i poziomym”[3].

Jednak i ona nie pozostaje mu dłużna, a i Zdzisław więcej rozumie, gdy ma okazję wejść do jej świata. Rodzi się między nimi uczucie – czy ma ono przyszłość? Czy tu możliwe są kompromisy? Kto na nie pójdzie? Czy te tytułowe dwa bieguny przyciągną się, czy odepchną?

Jest to powieść zdumiewająca. Zaczyna się czytać Orzeszkową, a ma się wrażenie, że trafiło się do świata Austen – oczywiście skrojonego na polską rzeczywistość. To świat ludzi zadowolonych z siebie, próżnych, toczących długie dyskusje, pełne trudnych słów, odwołań do książek i autorytetów – dyskusje, z których nic nie wynika. To ludzie, którzy spędzają czas na przyjęciach, na rozrywkach i nudzie, szukają nowych podniet. Oto jak Zdzisław opisuje ten świat:

„Towarzystwo, stół otaczające, liczne i w pewnej części mnie znajome, sala jadalna wybornie oświetlona, ubiory pań prawie świetne, nakrycie stołu, służba, forma powitań i rozmów (…). Po obiedzie, w paru ładnych salonach jasno, gwarnie, muzyka, rozmowy o niej, o książkach, o szerokim świecie, który wydawał się rozłączonym z tym miejscem zaledwie cieniuchną ścianką, albo i wcale nierozłączonym, trochę flirtu, trochę francuszczyzny, trochę poziewania”[4].

Bezczynna to elita intelektualna, a jednak ślepa na swoje przywary. Nawet ich dostrzeżenie niewiele może zmienić. Zdzisław przyznaje:

„– Nie umiem inaczej – odpowiedziałem – i nie chcę. Życie, które mię czasem nuży, a nigdy nie zadowalnia zupełnie, wiąże mię przecież do siebie tysiącem nici przyzwyczajeń, upodobań i stosunków. Czy perła w swojej błyszczącej muszli jest szczęśliwą? Nie wiadomo, ale jest w niej zamkniętą i czytałem gdzieś legendę, że wydzierana z tęczowego swego pałacu, wydaje łkanie, którego utrwalone echo napełnia muszlę wiecznym szmerem. Są na ziemi, kuzynko, fatalizmy i konieczności, którym my biedni ulegać musimy”[5].

Wydaje mi się, że główną siłą tej powieści jest właśnie narrator – reprezentant pewnego sztywnego świata, człowiek, który nie potrafi wyjść poza pewne ciasne ramy. Zdzisław opowiada ze swadą, z ironicznym humorem. Być może ta narracja sprawiła, że nie ma w „Dwóch biegunach” wiele tendencyjności, a nawet jeśli jest – pozostaje nienachalna. Raczej chce się śledzić tę historię, niż szukać w niej morałów. Bohaterowie są fantastycznie sportretowani – Zdzisław jest autentyczny psychologicznie, Seweryna – nie tak kryształowa jak na przykład niektóre bohaterki Rodziewiczówny, Idalka czy ciocia Leontynka zostały opisane drapieżnie, podobnie jak reszta warszawskiego towarzystwa. Całość wciąga i trzyma w napięciu do ostatnich stron. A to wszystko opisane pięknym, bogatym językiem, czasem już archaicznym – bo kto wie, co to są „salamaleki” czy „tumaki”, co kryje się za pojęciem „sanhedryn”, „egzercycja” czy „absenteista”, co znaczy „egzagerować” czy „mortyfikować" – ale to tylko dodaje tej prozie uroku.

Uczucie, które towarzyszyło mi w trakcie lektury najczęściej, to zdumienie. Przy całym swoim braku uprzedzeń nie podejrzewałbym literatury pozytywizmu – często pisanej pod tezę, zanurzonej w patriotyzmie i rozdrapywaniu narodowych ran – o dzieła, które niewiele są gorsze od ukochanych przez pokolenia czytelników angielskich powieści. Przyszły mi na myśl siostry Brontë. Może „Dwa bieguny” to nie jest ta klasa co „Dziwne losy Jane Eyre” czy „Villette”, ale śmiało mogłaby być postawiona obok takiego „Profesora” czy „Agnes Grey”. Czuję, że „Dwa bieguny” będą jednym z moich najbardziej zdumiewających odkryć czytelniczych. Sama Orzeszkowa przyznawała, że to inna powieść niż te, które dotychczas wychodziły spod jej pióra. W jednym z listów pisała:

„Dziką piszę powoli, ale piszę. (…) Będzie to powieść trochę od innych mich odrębna tonem i kolorytem, nie ludowa, więcej psychologiczna niż społeczna”[6].

Jest takie powiedzenie: cudze chwalicie, swego nie znacie. Tylko jak poznać (i pochwalić), kiedy niektóre powieści są skazane na zapomnienie, kurzą się, niechciane, niepotrzebne? Chyba pozostają tylko szczęśliwe przypadki. To był właśnie jeden z nich – szperałem po swoich regałach i nieoczekiwanie trafiłem na perłę, o której istnieniu nie miałem pojęcia.

[1] Eliza Orzeszkowa, „Dwa bieguny”, Książka i Wiedza, 1949, s. 70.
[2] Tamże, s. 76.
[3] Tamże, s. 128.
[4] Tamże, s. 158.
[5] Tamże, 140.
[6] Julian Krzyżanowski, „Nota biograficzna”, [w:] Eliza Orzeszkowa, op. cit., s. 293.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2035
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: obserwatorka 28.12.2018 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Pozytywizm nie cieszy się... | misiak297
Ciekawa recenzja Misiaku. Bardzo mnie zachęca do przeczytania powieści. Tym bardziej, że jestem pod wrażeniem tyle co przeczytanych "Dziurdziów". Choć to chyba całkiem inny klimat.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: