Dodany: 01.05.2018 21:49|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

KONKURS po ZBÓJU! czyli ZBÓJCY w LITERATURZE - KONKURS nr 218


Przedstawiam KONKURS nr 218, który przygotował Louri.



Konkurs po zbóju! czyli ZBÓJCY w literaturze


Motto:
"Wszakże lubisz książki świeckie?…
Ach, te to, książki zbójeckie!"

(Adam Mickiewicz, "Dziady IV")



Może niekoniecznie książki zbójeckie to te o zbójcach, no i prócz Villona nie znam zbója, który by parał się tworzeniem literatury, jednak rzezimieszki, łotry, okrutnicy i kanalie, niewahający się nastawać na ludzkie mienie i życie, bogato zaludniają karty opowieści.

W tym wyzwaniu przygotowałem do odgadnięcia 25 zbójeckich zasadzek literackich, w których za każdego autora zrabować można po dublonie, i takoż za dokładny tytuł. Zasadniczo konkurs jest prosty jak maczuga zbójecka, ale podobnie jak w niej, trafić się tu mogą sztorcem sterczące zadziory, których tak łatwo i bezboleśnie wyrwać się nie da. Wówczas służę pomocą, tudzież liczę na naprowadzanie listami gończymi w komentarzach od innych łowców głów czy mścicieli.

Wiadomości proszę wysyłać w PW do dnia 13.05, zaznaczając, czy i jakiego rodzaju podpowiedź byłaby oczekiwana.
Aby wysłać pierwszą wiadomość, wystarczy kliknąć tutaj (trzeba być zalogowanym). Otrzymanie odpowiedzi sygnalizuje liczba pojawiająca się przy ikonie koperty na górze strony.




Pierwsza sprawa to odróżnić zbójców od hipsterskich studentów:


1.


Idzie... aż zbójcy obskoczą dokoła,
A zbójców było dwunastu.

Brody ich długie, kręcone wąsiska,
Wzrok dziki, suknia plugawa;
Noże za pasem, miecz u boku błyska,
W ręku ogromna buława.



O konfrontację najłatwiej w nieatrakcyjnych turystycznie rejonach:


2.


Aż pewnego dnia, kiedy znów przebywał w górach i rąbał drzewo, ujrzał tumany kurzu, które unosiły się w powietrzu i przysłaniały wszystko jakby szarym welonem. Gdy chmura kurzu się rozwiała, ukazała się gromada jeźdźców podobnych do groźnych lwów. Byli uzbrojeni po zęby, przyodziani w błyszczące pancerze i z krzywymi szablami u boku. Każdy miał w ręku dzidę, a sajdak z łukiem i strzałami przewieszony przez plecy. X. zląkł się. Trzęsąc się i drżąc na całym ciele, podbiegł do wysokiego drzewa, wdrapał się na jego wierzchołek i ukrył w listowiu, aby stać się niewidzialnym dla jeźdźców, których uznał za rozbójników. Tak ukryty w koronie drzewa, bacznie przyglądał się nieznajomym.

Wnet rozpoznał, że naprawdę byli to zbójcy, policzył ich i stwierdził, że było ich czterdziestu, a każdy dosiadał szlachetnego konia. (...) Jeźdźcy tymczasem zatrzymali się, zeskoczyli z koni i zawiesili im worki z jęczmieniem na łbach. Następnie każdy ze zbójców chwycił za torbę przytroczoną do siodła, zdjął ją i przewiesił sobie przez ramię. X. przyglądał im się z wierzchołka drzewa. Herszt zbójców, który kroczył na przodzie, podszedł do skalnej ściany i zatrzymał się przed małą, kutą z żelaza furtką, tak zarośniętą krzewami i głogiem, że z daleka jej widać nie było. Także X., choć był tu już nieraz, nigdy jej przedtem nie zauważył. Kiedy tak zbójcy stali przed kutą z żelaza furtką, herszt zawołał, jak mógł tylko najgłośniej: Sezamie, otwórz się! I w tym samym momencie, kiedy te słowa wymówił, furtka się otwarła. Herszt wszedł pierwszy do środka, a czterdziestu zbójców za nim, dźwigając na plecach swoje ciężkie torby.

X. nie mógł wyjść ze zdumienia, nie wiedząc, co to wszystko znaczy. Pomyślał, że każda torba musi być pełna bitych srebrnych monet i czerwonego złota. I naprawdę tak było. Łotrzykowie ci zwykli bowiem napadać na szerokich traktach, plądrować wsie i miasteczka i znęcać się nad ich mieszkańcami, aby z nich ostatni grosz wydusić. Każdorazowo zaś kiedy obrabowali karawanę czy splądrowali wieś, wieźli swój łup w to odległe i dobrze ukryte miejsce, niedostępne dla oczu innych ludzi.



... a nawet można ich spotkać w najdziwniejszych okolicach:


3.


Następnie zeszedłem po zębach przednich, aby dojść do szczęki; ale po drodze, w wielkim lesie, który ciągnie się ku uszom, złupili mnie bandyci; następnie trafiłem, schodząc, na miasteczko, zapomniałem, jak je zowią, gdzie hulałem sobie suciej niż kiedykolwiek i zarobiłem nieco pieniędzy na życie. A wiecie jak? Spaniem: tam bowiem najmują ludzi za dniówkę do spania, i zarabiają tak pięć do sześciu soldów dziennie; ci, którzy tęgo chrapią, zarabiają pół ósma. I opowiedziałem tamecznym senatorom, jako mnie złupiono w dolinie; na co orzekli, iż w istocie ludzie mieszkający poza zębami są z natury wielkie nicponie i opryszki; z czego poznałem, że jak i my mamy okolice z tej i tamtej strony gór, tak oni mają z tej i z tamtej strony zębów.



Nie jest dobrze spotkać zbójców na drodze:


4.


Wyszedł on z kraju pielgrzymem i potem
Już nie powrócił do swojej stolicy.

E.
A świadka albo towarzysza drogi
Czyż niema, by się go można wypytać?

K.
Zginęli; jeden, który zbiegł z przestrachem,
Krom jednej rzeczy nic nie wie stanowczo.
(...) Mówił, że L. nie z jednej padł ręki,
Lecz że liczniejsi napadli go zbóje.

E.
Czyżby zbójowi, gdyby on pieniędzy
Stąd nie był dostał, starczyło odwagi?



Dobijające jednak to, że i na morzu nie znajdziemy spokoju przed zbójami:


5.


B1 odwrócił się do Murzynów, by wydać rozkaz, lecz rozkaz ten nie został nigdy wydany. W tym bowiem momencie straszny huk wstrząsnął powietrzem, zagłuszając wszystko. Pułkownik podskoczył, a z nim dwaj Murzyni i nieporuszony zwykle B2. Wszyscy czterej szeroko otwartymi oczyma spojrzeli w stronę morza.
Wielki okręt, stojący teraz w zatoce w odległości zaledwie jednego kabla od fortu, spowity był w dym, sponad którego wystawały zaledwie szczyty masztów. (...)
Ze swego wzniesienia patrzyli zdziwieni, nie rozumiejąc jeszcze, co się dzieje. W ich oczach brytyjska flaga zsunęła się z głównego masztu i znikła we wznoszącej się chmurze prochowego dymu. W chwilę później, zastępując flagę Anglii, z chmury wznosił się w górę szkarłatno-złoty sztandar Kastylii. Wtedy dopiero zrozumieli.
- Piraci! - ryknął pułkownik. - Piraci!
(...)
Okazały okręt, wchodzący tak spokojnie pod fałszywą banderą do zatoki Carlisle, był hiszpańskim korsarzem. Przybył, by spłacić wielkie długi zaciągnięte przez rozbójniczych Braci Wybrzeża oraz pomścić ostatnią porażkę dwóch galeonów wiozących do Kadyksu skarby, zrabowane przez brytyjski okręt "Chluba Devonu". Uszkodzonym galeonem, któremu udało się wtedy uciec, dowodził don Diego de EyV, rodzony brat hiszpańskiego admirała don M. de E., porywczego, dumnego i w gorącej wodzie kąpanego szlachcica.



Na wypadek takiego spotkania warto sobie przygotować strategię obrony:


6.


Całe szczęście, że nie wierzę w zbójców i że nigdy w nich nie wierzyłem. Wedle mnie, zbójców wymyślili sobie po prostu nasi ojczulkowie, żeby napędzić stracha chłopcom, którzy chcą się włóczyć po nocy. A zresztą, gdybym ich nawet spotkał tu na drodze, to czyżbym sobie robił co z tego? Nic podobnego. Wystąpiłbym groźnie przeciwko nim i zawołałbym: „Panowie zbójcy, czego chcecie ode mnie?! Niech panowie nie zapominają, że ze mną nie ma żartów! Proszę więc iść za swoimi sprawami i ani słowa więcej!” Po tej naganie, udzielonej na serio, widzę już, jak ci biedni zbójcy biorą nogi za pas. Gdyby jednakże byli źle wychowani i nie chcieli czmychnąć, wówczas ja bym czmychnął i tak bym zakończył sprawę...



...choć bywa ona bezużyteczna:


7.


Chłopcy leżeli związani i zdumionymi oczyma patrzyli, co się działo dookoła. Na leśnej polanie płonęło srogie ognisko, krwawe rzucając blaski na dwanaście postaci, które się mogą przyśnić. Brody ich długie, kręcone wąsiska, wzrok dziki, suknia plugawa. Niektórzy mieli noże za pasem, inni błyszczące u boku miecze, inni ogromne buławy ściskali w ręku. Patrzyli ponuro w ogień. Obok chłopców, widocznie pilnując ich, stał na straży z dobytym mieczem zbójca, mniej od innych straszny, bez srogiej brody i wąsów, jeszcze młody, bo miał około trzydziestu lat. Spozierał on czasem z litością na więźniów, a z nie ukrywaną trwogą na zbójców, którzy musieli mieć jakieś zmartwienie albo też gniew ich opętał, bo czasem zgrzytali zębami albo wywracali białka oczów na znak, że lepiej się do nich nie zbliżać.
Wtem jeden z nich wstał i potoczył po innych takim wzrokiem, jakby toczył młyński kamień. Był to ogromnego wzrostu człowiek, z brodą po pas, a wąs to miał taki, że spadał aż do ziemi, dlatego też pewnie, aby się nie zaczepiał o korzenie drzew i o krzewy, końce tego wąsa powsadzał sobie za cholewy butów. Spojrzał groźnie i zakrzyknął. Głos miał taki, że się drzewa zachwiały, jakby nagły po nich powiał wiatr. Był to zapewne starszy zbójca, gdyż miał najokazalszą, krzemieniami nabijaną buławę, a kiedy się podniósł, wszyscy zwrócili wzrok ku niemu.



Czemuż się na poniewierkę decydować?


8.


Hej! to mi jakby katarakta z oczów opadło. Co za głupiec był ze mnie, com chciał do klatki powracać. Mój duch czynów spragniony, mój oddech wolności. Zbójcy, rozbójnicy! temi słowami prawo pod moje stopy się zwinie. Ludzie ludzkość mi skradli, gdym się do ludzkości odwoływał; precz więc ode mnie, litości ludzka i pobłażenie! Nie mam już ojca, miłości już nie mam; we krwi i śmierci zapomnę, że coś dawniej miałem drogiego! Chodźcie! Chodźcie! O, ja straszliwą sprawię sobie rozrywkę! — Rzecz skończona, jestem waszym dowódcą, a szczęśliwy, kto między wami mistrzem zostanie, kto najdzikszą pożogę roznieci, najokrutniej zabijać będzie — zapowiadam, że go po królewsku nagrodzę. Przystąpcie do mnie każdy, przysiążcie wierność i posłuszeństwo do śmierci — ot, na tę męską przysiążcie prawicę.



Aby napad się udał, warto przedyskutować plan rozboju:


9.


Tymczasem o ćwierć pacierza stąd.
- Herszcie, młodszy zbójca Łaminóżka melduje, że jadą kupcy!
- Zbiórka na naradę zbójecką!
- Jak Zefiryn ciach, to Pafnucy bum! Wtedy Makary bęc, a Kapistran ryms...
- ...i łupy nasze!
- A ja bym radził odwrotnie. Niech Kapistran bęc, a Makary ryms!
Po chwili:
- Rodzynki lub życie!
- Kapistran, nie gadaj w czasie napadu, bo nie dostaniesz dodatku za pracę w nocy!
- Myślałeś, że masz przed sobą łagodnych zbójców?
- Nigdy nie ośmieliłbym się tak myśleć. Zresztą znak na twoim hełmie świadczy, że jesteś zbójcą pierwszej jakości.
- Panie zbójco, nie jestem kupcem ani nawet dyrektorem delikatesów!



Mają rzezimieszki swoje dziwactwa:


10.


- Jest to zapach jaśminu, a doktor B. K. pracuje zawsze w stroju wizytowym suto zroszonym najlepszymi perfumami jaśminowymi. Perfumy jaśminowe to słabość doktora B. K. Jest to zapewne słabość niebezpieczna, gdyż naraża go na zdemaskowanie, jednakże doktor B. K. nie może powstrzymać się od używania tych perfum. Każdy przestępca ma jakąś słabość, proszę państwa. A więc, panie Anatolu, czy to był ten zapach?
- Nie... to nie był żaden przyjemny zapach, a raczej... - skrzywił się pan S. - fetor czy odór.
- Rozumiem - rzekł detektyw K. i błyskawicznie podsunął panu S. pod nosnowy flakonik. Pan S. odsunął się ze wstrętem.
- Nie, to nie to. Jak pan mógł mi dać do wąchania coś takiego?
- Może to?
- Nie - kichnął pan S. - to przecież amoniak.
- A to?
Pan S. powąchał kolejny flakonik i zamrugał oczami.
- Chyba to...
- Czy jest pan pewien? Proszę dobrze powąchać.
Pan S. wysiąkał nos i poruszył nozdrzami.
- Tak, to na pewno to. Poznaję. To był ten zapach.
- A więc waleriana - odrzekł triumfalnie detektyw K., ale zaraz zachmurzył się. - Waleriana - powtórzył gładząc sobie brodę. - Niedobrze. To znaczy, że do mieszkania wtargnął W. N. Czyli że sprawa jest poważna, proszę państwa, W. N. to najbardziej przebiegły, najzręczniejszy, najniebezpieczniejszy opryszek świata przestępczego stolicy... Co on mógł tutaj robić?... Po co on tu przychodził? - zamyślił się detektyw K. - Nie podoba mi się to wcale... kroi się jakaś brzydka sprawa... Pański synek, panie P., musiał się zaplątać w jakąś paskudną historię.
Rodzice patrzyli z przerażeniem na detektywa K.
- Czy pan jest pewien, panie H. - zasapał pan S. - czy pan jest pewien, że to W. N.?
- O, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Waleriana - to tłumaczy wszystko. Tylko W. N. zawsze nosi przy sobie walerianę, gdyż zwykł był przed każdą akcją zażywać trzydzieści kropel. Co innego, proszę państwa, gdybyśmy mieli doczynienia z zapachem śliwowicy. Gdybyśmy mieli do czynienia z zapachem śliwowicy, wskazywałoby to od razu na A. F., przestępcę - alkoholika, szefa największej bandy złodziejskiej w stolicy, obdarzonego wybitnymi zdolnościami organizacyjnymi i niemniejszym okrucieństwem. Natomiast zapach benzyny na miejscu przestępstwa wskazywałby niedwuznacznie na T. B., zbrodniarza - atletę, ohydnego szantażystę, zwanego także Teosiem - Dusicielem albo Czarnopalcym, ponieważ do akcji zakłada czarne rękawiczki, które stale pierze w benzynie, bo wciąż mu się zdaje, że są brudne. Lecz kiedy czujemy zapach waleriany, o pomyłce nie może być mowy. Diagnoza jest jedna - W. N., proszę państwa.



...mają swoje przyśpiewki:


11.


- Uwaga! Idą! Kryj się!
- Co?! Gdzie?!
- Posieczemy, utopimy, porąbiemy, udusimy! Hej hej ha!
- Daj mi miejsce! Widać mnie, no prędzej!
- To jedyny krzak na polanie!
- Podpalimy, rozerwiemy, powiesimy, połamiemy, hej, hej, ha!!
- Piękna piosneczka, nie ma co, całe szczęście, że nas tu nie odkryli.
- Sądzę, że jej treść dotyczy raczej twojej cioci.
- Och! Ależ oni pomaszerowali prosto do jej chatki!



Współcześnie zbójectwo także ma się całkiem dobrze:


12.


- Jako przedstawiciel Urzędu Skarbowego widzę tu pewne, nazwijmy to, niedociągnięcia - powiedział, cedząc słowa. - Na przykład brakuje w tej taksówce taksometru. A poza tym powinieneś mieć kasę fiskalną, bo jak wystawisz rachunek? A tak w ogóle to chętnie rzuciłbym okiem na twoją licencję.
Tomasz przez sekundę szukał rozpaczliwie wyjścia z sytuacji.
- Niczego takiego nie potrzebuję - powiedział z godnością. - Ja jestem szara strefa.
- Wobec tego czuję się zwolniony z płacenia - oświadczył urzędnik.
- Wolna wola. Liczę do trzech - warknął taksówkarz. - Ale od razu powiem, że taxi-mafia nie puszcza takich klientów żywych...
W otwartej skrytce na rękawiczki ponuro zabłysła lufa rewolweru. Obok leżał jeszcze granat. Pasażer zbladł i zapłacił, ile się należało. Taksówka odjechała. Dyrektor S. stał przed budynkiem.
- Widzę, że i pana oskubała miejscowa taxi-mafia - zauważył z udawanym smutkiem.
Urzędnik zdążył się otrząsnąć.
- Uch, jak go dorwę...
- Co pan! Wykończą pana, jak wielu w tej okolicy. - Stary kozak gestem ręki pokazał poletko zastawione gęsto prostymi krzyżami z desek.
- Co to jest?
- Czasami porzucają zwłoki na drodze albo w lesie. Naszym chrześcijańskim obowiązkiem jest grzebanie tych, których nie udaje się zidentyfikować.



13.


Najpierw zginął ten mniejszy, ten co błagał o życie
Strzelili mu prosto w głowę, znaczy w potylicę
No i wtedy ten większy zaczął wymiotować
Zginął zgięty wpół, zarzygany do połowy
Leżeli w błocie teraz razem, jeden obok drugiego
Dla pewności zbójcy, bum, strzelili do każdego
Jeszcze po dwa razy. Potem się odwrócili
I spokojnie do tych swoich samochodów wrócili
Jeden z nich był jednak na coś strasznie wkurwiony
Wymachiwał rewolwerem, w który był uzbrojony
Taa, pojąłem po minucie, że zabrudził sobie spodnie
I był zły. Modliłem się – nie patrzcie w moją stronę



Niektórych pewno to zdziwi, ale i zbóje to ludzie, potrafią być łagodni, by zdobyć wikt i opierunek:


14.


Nagle z gęstwiny wyskoczyło dwóch zbójców, którzy schwycili matkę i dziecko i uprowadzili ich głęboko w czarny bór, gdzie latami całymi nie zjawiał się człowiek. Biedna kobieta błagała zbójców, aby puścili ją wraz z dziecięciem do domu, ale serca zbójców były z kamienia: nie słuchali próśb ani błagania i siłą popędzali ich coraz głębiej w las.
Po dwóch godzinach przedzierania się przez krzaki i ciernie przybyli pod skałę, w której były drzwi. Gdy zbójcy zapukali, drzwi otwarły się natychmiast. Przeszli przez dłubi, ciemny korytarz, aż znaleźli się w wielkiej jaskini, oświetlonej przez ognisko. Na ścianach wisiały miecze, szable, noże i inne narzędzia mordu połyskujące w świetle ogniska, zaś na środku stał czarny stół, przy którym siedziało kilkunastu zbójców zajętych grą w karty, a między nimi herszt. Kiedy ujrzeli kobietę, herszt zbliżył się do niej i rzekł, że może być spokojna, gdyż nie uczynią jej nic złego, musi im tylko prowadzić gospodarstwo, a jeśli wszystko będzie w porządku, to nie będzie się jej tutaj źle działo. Potem dali jej jeść i wskazali łóżko, gdzie miała spać wraz z dzieckiem.



...a nawet mają żony, które nie zawsze pochwalają profesję męża:


15.


- A powiadano mi - ciągnął dalej pocztylion - że ta baronowa ma przy sobie szkatułkę klejnotów wartą krocie.
- Może to i prawda, ale wolałbym aby się tu nie pojawiła. Hiszpan był pewną zdobyczą; chłopcy wraz ze mną łatwo by się z nim i jego sługą uwinęli, a wtedy dwa tysiące pistoli podzielilibyśmy między naszą czwórkę. Teraz musimy dopuścić całą bandę do udziału w zyskach, a w dodatku może nam umknąć sprzed nosa całe stadko podróżnych. Jeśli nasi kompani porozchodzą się już na swoje stanowiska, nim dotrzesz do ich pieczary, wszystko będzie stracone. Świta damy jest nazbyt liczna, byśmy sami mogli dać jej radę. Jeśli nasi kamraci nie zdążą na czas, musimy, chcąc nie chcąc, wypuścić jutro podróżnych cało i zdrowo.
- Przeklęty traf chciał, że moi towarzysze, którzy powozili tą karetą, nie wiedzą o naszej zmowie! Ale nic się nie trap, Baptysto! Za godzinę będę już w pieczarze; dopiero dziesiąta, a około dwunastej możesz oczekiwać przybycia bandy. Ale, ale... miej oko na żonę, wiesz, jaki wielki wstręt żywi do naszej profesji i może znaleźć sposoby, by powiadomić służebne baronowej o naszych zamiarach.
- Och! Pewien jestem jej milczenia; nadto się mnie boi i nadto przywiązana jest do dzieci, by odważyła się na zdradzenie mojego sekretu. Poza tym Jacek i Robert mają ją przez cały czas na oku i nie wolno jej wyjść krokiem poza chałupę. Słudzy już bezpiecznie zakwaterowani w stodole. Będę uważał, by nic nie zaszło aż do przybycia naszych kamratów. Gdybym był pewien, że ich odnajdziesz, to w tej chwili wyprawiłbym tych obcych przybyszów na tamten świat; ale że możesz rozminąć się z bandytami, obawiam się, iż słudzy będą rano domagać się widoku swoich państwa.



...oraz dzieci!


16.


Tak samo jak ojciec i dziad B. byli zaciętymi wrogami ojca i dziada M.; od kiedy sięga ludzka pamięć, ród B. i ród M. brały się za łby. Zbójcami byli od zawsze. I postrachem uczciwych ludzi, którzy ze swoimi końmi i załadowanymi wozami przejeżdżali przez głębokie lasy, gdzie na nich napadano.
– Niechaj Bóg ma w swojej opiece każdego, kto musi jechać Zbójnickim Szlakiem – zwykli mawiać ludzie, mając na myśli wąski przesmyk między Lasem B. i Lasem M.
Zbójcy czatowali tam stale, a czy byli zbójcami B., czy M., nie miało to znaczenia; w każdym razie dla tych, co zostali obrabowani, było to bez różnicy. Ale dla M. i B. różnica była duża. Obaj walczyli o życie i łupy, a kiedy brakowało wozów przejeżdżających przez Zbójnicki Szlak, zdrowo grabili jeden drugiego.
O wszystkim tym R. nic nie wiedziała. Była za mała. Nie rozumiała, że jej ojciec jest straszliwym hersztem zbójców. Dla niej był tylko brodatym, miłym M., który śmiał się i śpiewał, wydawał radosne okrzyki i karmił ją kaszką. Bardzo go lubiła. Ale dziewczynka z każdym dniem rosła i powoli zaczynała odkrywać świat wokół siebie. Długi czas sądziła, że świat kończy się na wielkiej kamiennej sali. I czuła się tam dobrze i bezpiecznie. Siadała sobie pod strasznie długim stołem i bawiła się szyszkami i kamykami, które znosił jej M. W ogóle kamienna sala była całkiem niezłym miejscem dla dziecka. Było tam miło i można się było wiele nauczyć. R. lubiła, kiedy wieczorami zbójcy, rozlokowawszy się na wprost ognia, śpiewali. Siedząc cichutko pod stołem, przysłuchiwała się zbójnickim piosenkom, a kiedy już nauczyła się wszystkich, przyłączała się czystym głosikiem, wprawiając M. w radosne zdumienie, że jego niezrównane dziecko śpiewa tak pięknie. Nauczyła się także tańczyć. Bo gdy zbójcy rozochocili się na dobre, tańczyli i podskakiwali jak szaleni dookoła sali, R. wkrótce tańczyła więc i podskakiwała jak oni, a nawet, ku radości M., wykonywała prawdziwe zbójnickie skoki. A gdy później zbójcy siadali przy długim stole, żeby orzeźwić się kuflem piwa, chełpił się córką.



Dzieciaki lubią się bawić w zbójców, czasem mają co do ich pobudek własną wizję:


17.


Potem L. wpadł na pomysł, żebyśmy sobie zrobili zbójecką kryjówkę i bawili się w zbójców. (...) L. został oczywiście hersztem. Powiedział, że nazywa się Robin Hood. B. był drugim hersztem i nazywał się Rinaldo Rinaldini. L. powiedział, że będziemy brać łup od bogatych i dawać go ubogim. Kiedy jednak zaczęliśmy się zastanawiać, to okazało się, że nie znamy nikogo, kto byłby bogaty. A także nikogo, kto byłby tak bardzo biedny, chyba tylko K. Z.
(...) W końcu L. powiedział do mnie i do A., żebyśmy popłynęły łodzią na stały ląd i zrabowały trochę jedzenia. Mamy zrabować to bogaczom – powiedział.
Wsiadłyśmy więc z A. do łodzi i powiosłowałyśmy w stronę lądu. Nie mogłyśmy jednak w żaden sposób wymyślić, kogo mamy ograbić. Poszłam więc do domu do mamy i spytałam, czy mogę zrabować trochę jedzenia ze spiżarni i zabrać je ze sobą na wyspę, ponieważ L., B. i ja nie zamierzamy wrócić do domu na obiad. Mamusia pozwoliła. W spiżarni były zimne naleśniki z mięsem i kiełbasa, i zimne kartofle. Zrobiłam też całą górę kanapek z serem. Wszystko to włożyłam do koszyka. Mamusia przyniosła mi jeszcze dziesięć świeżo upieczonych bułeczek i dużą butelkę mleka. Potem pobiegłam do A. Ona też miała pełen koszyk jedzenia. Miała siekane kotlety i wędzonkę, i cały bochenek chleba, i zupę jagodową w butelce, i sześć kawałków budyniu ryżowego. Gdy wróciłyśmy do kryjówki zbójeckiej, rozłożyłyśmy na trawie całe jedzenie. L. był bardzo zadowolony.
– Dobrze – powiedział. – Czy zdobyłyście to z narażeniem własnego życia?
A. i ja nie wiedziałyśmy, co mamy na to odpowiedzieć, ale w końcu odpowiedziałyśmy, że naraziłyśmy troszeczkę nasze życie.
– Dobrze – pochwalił L.
Nakryliśmy na płaskim kamieniu przed zbójecką kryjówką, a potem położyliśmy się na brzuchach dokoła kamienia i jedliśmy. Gdy zajadaliśmy w najlepsze, B. powiedział:
– Słuchaj, Robin Hoodzie, przecież powiedziałeś, że mamy dawać ubogim. Nie będziesz tu chyba leżał i wpychał w siebie wszystkiego!
– Jestem ubogi! – odparł L. i wziął sobie jeszcze jeden naleśnik z mięsem.



Gorzej, gdy okoliczności sprawiają, że przestaje to być zabawą...


18.


Obudziłem się otoczony dziećmi. Tworzyły wokół nas duże koło, dziesiątki dzieciaków, patrzyły w milczeniu. Były w łachmanach, brudne, rozczochrane; wiele z nich miało na sobie strzępy niemieckich mundurów, bluzę, hełm, niechlujnie skrojony płaszcz. Jedne ściskały w rękach narzędzia rolnicze: motyki, grabie, łopaty, inne miały strzelby i karabiny maszynowe, druciane albo wycięte z drewna i kartonu. Ich spojrzenia były twarde i groźne. Większość mogła mieć najwyżej jakieś dwanaście, trzynaście lat, niektóre nie miały z pewnością sześciu; za chłopcami stały dziewczynki. Podnieśliśmy się i Thomas grzecznie się przywitał. Największy z nich, jasnowłosy, wychudzony chłopiec w oficerskim płaszczu o czerwonych wyłogach, nałożonym na kurtkę czołgisty, dał krok naprzód i szczeknął: "Kto wy?". Mówił po niemiecku, z mocnym akcentem folksdojcza, z Rusi, a kto wie, czy nawet nie z Banatu. "Jesteśmy niemieckimi oficerami, odpowiedział spokojnie Thomas. A wy?" - "Kampfgruppe Adam. Ja jestem Adam, Generalmajor Adam, ja im rozkazuję". Piontek parsknął śmiechem. "Jesteśmy z SS", powiedział Thomas - "Gdzie wasze oznaczenia?, warknął chłopak. Jesteście dezerterami!" Piontek przestał się śmiać. Thomas nie dał się zbić z tropu, stanął z rękoma założonymi na plecach i rzekł: "Nie jesteśmy dezerterami. Musieliśmy zerwać nasze oznaczenia, w obawie, że wpadniemy w ręce bolszewików". - "Herr Standartenführer!, krzyknął Piontek, po co pan dyskutuje z tymi gówniarzami? Nie widzi pan, że są nienormalni? Trzeba im puścić serię!" - "Zamknij się, Piontek", odrzekł Thomas. Ja się nie odzywałem, nieruchomy, obłąkany wzrok tych dzieci budził we mnie przerażenie. "Nie no, ja im zaraz pokażę!", wrzasnął Piontek, ściągając z pleców pistolet maszynowy. Wtedy chłopiec w oficerskim płaszczu dał znak i na Piontka ruszyło pół tuzina dzieci, waliły w niego narzędziami, tarzały po ziemi, jakiś chłopiec uniósł motykę i wbił mu ją w policzek, pogruchotał zęby, a jedno oko wygniótł z oczodołu. Piontek wył; cios pałką rozłupał mu czoło, Piontek zamilkł. Dzieci przestały bić dopiero wtedy, gdy głowa na śniegu zamieniła się w krwawą miazgę.



Łupem padają i sami ludzie:


19.


Z czasem, kiedy już był niedaleko celu, dym zaczął rzednąć, szarzeć, przebijało się przez niego amarantowe zachodzące słońce. Potem już nie widział nieba, gdyż zanurzył się w gęsty las, za którym była zamarznięta rzeka i wyspa z dworem S. Las przyniósł odbite przez gęstwinę dzikie okrzyki, jęki i płacze, skowyty na wpół ludzkie, na wpół zwierzęce. Wydostał się na skraj i wtedy ujrzał ogromny tłum wędrujący po zamarzniętej rzece. Chyba ze czterdziestu wojowników uzbrojonych we włócznie, tarcze, miecze i topory prowadziło powiązaną sznurami gromadę młodych kobiet i młodych mężczyzn. Zdawało się chłopcu, że rozpoznaje kobiety Z., brodatych mężczyzn S., zajmujących się kobiecymi robotami w dworze Z. Wielokrotnie słyszał, że na dalekiej północy w kraju Estów, nad ogromną wodą, istnieje miasto, gdzie najdrogocenniejszym towarem są niewolnicy. Plemiona Estów niekiedy przekraczały rzekę V. i napadały na plemiona S., aby chwytać niewolników.



Czasem zdanie co do tego, która strona zbójuje, bywa podzielone:


20.


- Ponadto - wychrypiało coś w futerku - kupiec B. prosi o trzydzieści koron gotówką, bo musi dać łapówkę, zjeść coś i napić się piwa, a pod "Grotem włóczni" jacyś trzej obwiesie ukradli mu sakiewkę.
- Ach. Trzej obwiesie - rzekł D. przeciągle. - Tak, to miasto pełne zdaje się być obwiesiów. A gdzież to, jeśli wolno spytać, jest teraz wielmożny kupiec B?
- A gdzieżby - powiedziało coś, pociągając nosem - jak nie na Zachodnim Bazarze.
- V. - rzekł D. złowrogo. - Nie zadawaj pytań, ale znajdź mi tu gdzieć solidną, grubą lagę. Wybieram się na Zachodni Bazar, ale bez lagi pójść tam nie mogę. Zbyt wielu tam obwiesiów i złodziei.



Bywa, że zbójcy bywają szanowani (pomijając już błędy rzeczowe poniższej wizji):


21.


Na przykład nauczyciele dzieci w Stanach Zjednoczonych Ameryki w kółko wypisywali na tablicach tę datę, każąc dzieciom zapamiętywać ją z dumą i radością: 1492
Nauczyciele mówili dzieciom, że w tym roku ludzie odkryli ich kontynent. W rzeczywistości w roku 1492 miliony istot ludzkich żyły na tym kontynencie pełnym, bogatym życiem. Po prostu w tym roku rozbójnicy morscy zaczęli ich oszukiwać, łupić i mordować.
A oto inny przykład szkodliwej bzdury, jakiej uczono dzieci: że rozbójnicy morscy w końcu utworzyli rząd, który stał się kagańcem wolności dla istot ludzkich na całym świecie. (...) W rzeczywistości rozbójnicy morscy, którzy mieli największy udział w tworzeniu nowego rządu, trzymali niewolników. Używali ludzi zamiast maszyn i nawet kiedy już zniesiono niewolnictwo jako zbyt kompromitujące, oni i ich potomkowie nadal traktowali prostych ludzi jak maszyny.
Rozbójnicy morscy byli biali. Ludzie, którzy zamieszkiwali kontynent, kiedy rozbójnicy przypłynęli, mieli barwę miedzianoczerwoną. Kedy na kontynencie wprowadzono niewolnictwo, niewolnikami byli czarni.
Kolor decydował o wszystkim.



...bywa, że łotry nawet po śmierci nie dają spokoju:


22.


Janek nie przestraszył się wcale. Miał czyste sumienie i wiedział, że umarli nic złego zrobić nie mogą żyjącym. Tylko żywi źli ludzie krzywdzą czasem innych. I właśnie takich dwóch złych ludzi chciało wyrzucić z trumny nieboszczyka.
— Co wy robicie? — zapytał ich Janek. — Dlaczego nie zostawicie go w spokoju? To wielki grzech i zbrodnia.
— Daj nam pokój — odpowiedzieli złoczyńcy — pleciesz głupstwa bez sensu. My mamy prawo wyrzucić go z trumny, bo nas oszukał. Winien nam pieniądze i umarł, żeby nie zapłacić długu. Ale nie darujemy; jak pies będzie leżał za progiem kościoła.
— Mam tylko pięćdziesiąt talarów — rzekł Janek — ale oddam je wam chętnie, jeśli mi przyrzeczecie zostawić tego biedaka w spokoju. Jestem zdrów i młody, mogę odejść bez pieniędzy, zresztą Bóg mi dopomoże, a bezbronnego krzywdzić nie pozwolę.
— Dobrze — odrzekli źli ludzie — jeżeli nam zapłacisz dług nieboszczyka, możesz być spokojny, że mu nie wyrządzimy żadnej krzywdy.
Janek natychmiast oddał im pieniądze i poszli sobie, śmiejąc się z jego hojności. Ale poczciwy chłopiec nie uważał na to, sam ułożył na powrót w trumnie nieboszczyka, złożył mu ręce, pożegnał i poszedł dalej przez las wąską drogą.



Kto jednak przeżył spotkanie z napastnikami, wymagał będzie niechybnie opieki i pomocy:


23.


"Pewien człowiek schodził z J1 do J2 i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.
Pewien zaś S., będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.
Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał.
Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?"
On odpowiedział: "Ten, który mu okazał miłosierdzie".
J. mu rzekł: "Idź, i ty czyń podobnie".



Czasem zaś można mieć (nie bez powodu) dość życia poza prawem:


24.


Przychodzi kiedyś taki czas, gdy człek chce posmakować bezpiecznego żywota. T. ów czas zastał na Przełęczy Zdechłej Krowy, w południowym paśmie Gór Ż. Kompania wracała do obozowiska, złupiwszy o zmierzchu bogaty konwój gildii jedwabnej. T. wlekli się ospale, niechętnie, bo zaciężni kupieckiej straży zdołali porządnie kompanię poszarpać. Dwóch zbójców sczezło: jeden miał w oku ułomek spisy, a drugiemu najemnicy rozpłatali brzuch i darł się straszliwie, póki znudzony Mroczek nie poderżnął mu gardła. T. kazał wrzucić ścierwo do rozpadliny, a potem cichaczem wymknął się przed świtem.
Spędził w Górach Ż. ze trzy tuziny lat. Zaczynał od czyszczenia kociołków w obozowisku, ale na koniec doszedł do własnej kompanii, małej fortunki i nagrody, nałożonej na jego głowę we wszystkich Krainach X. Wiedział, że jest sławny, ale po tym, jak w pierwszej karczmie przy trakcie zobaczył przybity na drzwiach swój konterfekt, skóra mu ścierpła na grzbiecie i postanowił uciekać jak najdalej od rodzinnych stron.



A może zbójcy to nie jest najgorsze, co nas spotyka?


25.


Źle się dzieje w tym domu. Pana matka nienawidzi wszystkiego oprócz swoich broszur i profesora; profesor irytuje się, nie dowierza mi, pana się boi; Sonia złości się na ojca, złości się na mnie i nie rozmawia ze mną już ze dwa tygodnie; pan nienawidzi mojego męża i otwarcie gardzi swą matką; ja jestem podrażniona i dzisiaj ze dwadzieścia razy zbierało mi się na płacz. Źle się dzieje w tym domu. (...)
Pan, Iwanie Pietrowiczu, jest wykształcony i mądry człowiek; zdawałoby się, powinien pan pojąć, że świat nie ginie przez zbójców, przez pożary, ale ginie przez nienawiść, przez wrogość, przez wszystkie drobne kłótnie... Pana rzeczą byłoby nie zrzędzić, ale wzywać do zgody.


===========


Dodane 17 czerwca 2018:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 5474
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 36
Użytkownik: asia_ 01.05.2018 21:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Proszę zachować ostrożność - czyhają na nas zbójcy! Mam nadzieję, że Louri jakoś utrzyma ich w ryzach...

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści J.D. Bujak Nikt się nie spodziewał. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.05.2018 09:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Zapraszam do obławy - zbóje "pracują" przecie nie tylko po nocach, a nawet w długie weekendy! Póki co jedna łowczyni nagród puściła się w pościg :)
Użytkownik: joanna.syrenka 02.05.2018 12:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Coś mi się zlewa ta banda zbójecka w jednego zbója... Próbuję sobie przypomnieć wszystkie swoje zbójeckie lektury i okazuje się, że to nie była moja ulubiona dziedzina :D
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.05.2018 12:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś mi się zlewa ta banda... | joanna.syrenka
E, jestem pewien, że zbóje 1. i 23. to każdego kiedyś na drodze złupili i w łepetynę nakładzeni maczugą bywali ;)
Użytkownik: agazet 03.05.2018 12:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Pomataczyłby ktoś może odnośnie 11? Z góry dziękuję :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 03.05.2018 21:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Mości zbóje nie czują się już bezpieczni - cztery łowczynie upolowały już niemal wszystkich, krom 5., 15., 18. i 21. Oraz 11. na razie zdradził imię herszta, lecz nazwa bandy nie została odgadnięta. Zapraszam na polowanie!
Użytkownik: janmamut 04.05.2018 08:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Mości zbóje nie czują się... | LouriOpiekun BiblioNETki
21 nie mają? Za mało zboża w diecie!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 04.05.2018 08:38 napisał(a):
Odpowiedź na: 21 nie mają? Za mało zboż... | janmamut
Myślę, że to tylko kwestia czasu - w ogólności mało kto chyba tego nie konsumował ;) A Ty Mamucie nie tropisz rzezimieszków? Miło by było przy moim konkursie napisać MamutatumaM.
Użytkownik: janmamut 07.05.2018 10:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że to tylko kwesti... | LouriOpiekun BiblioNETki
Poszło po raz wtóry. Pierwsza wersja na PW gdzieś utkwiła. Pewnie zbójcy ją ukradli.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 04.05.2018 11:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Mości zbóje nie czują się... | LouriOpiekun BiblioNETki
No i wszyscy zbójcy już w kij powiązani! A to dlatego, że łowców nagród mamy już sześcioro.

Boję się produkować czołgi, więc zachęcam do mataczenia na forum :) Fragmenty 1., 16. i 17. odgadł każdy bez pudła - na antypodach celności 11., 15., 18. i 21.
Użytkownik: KrzysiekJoy 04.05.2018 12:56 napisał(a):
Odpowiedź na: No i wszyscy zbójcy już w... | LouriOpiekun BiblioNETki
Poszukiwany: przedstawiciel Urzędu Skarbowego, tudzież pan Tomasz. Ostatnio widziani w taksówce, w której lepiej uiszczać zapłatę. Nagroda za pomoc w schwyceniu.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.05.2018 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Poszukiwany: przedstawici... | KrzysiekJoy
Udaj się w kierunku, gdzie można spotkać ostatnią postać wymienioną w tej scenie. Po tej postaci namierzysz inną, bardziej znaną (zwłaszcza ze względu na uprawiane nietypowe rzemiosło oraz... hm... zamiłowanie do określonego napoju), a wtedy znajdziesz i pana Tomasza. Na przykład w pewnej instytucji usługowej, której nazwa ślicznie koresponduje z tematem konkursu.
Użytkownik: KrzysiekJoy 05.05.2018 10:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Udaj się w kierunku, gdzi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak zrobiłem, i zbój już za kratkami.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.05.2018 11:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak zrobiłem, i zbój już ... | KrzysiekJoy
Ha, Vidocq niech się schowa! A mnie jeszcze połowy brakuje, w tym, o zgrozo, znanych (ale nijak niedających się skojarzyć) 4 i 14, i 7 dobrze znanego rodzica...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.05.2018 01:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha, Vidocq niech się scho... | dot59Opiekun BiblioNETki
W 7. choć chłopcy wpadli w sidła zbójców, to sami także święci nie są - a na sumieniu mają występek zgoła niecodzienny, opisany w tytule dusiołka.
Użytkownik: KrzysiekJoy 06.05.2018 08:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha, Vidocq niech się scho... | dot59Opiekun BiblioNETki
Do 4 trzeba podejść bez kompleksów. Klasyka z bardzo siwą brodą.

14. Główny bohater okazał się silniejszy od dwóch słynnych olbrzymów.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.05.2018 19:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Do 4 trzeba podejść bez k... | KrzysiekJoy
Dzięki, mam!
Użytkownik: janmamut 07.05.2018 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: No i wszyscy zbójcy już w... | LouriOpiekun BiblioNETki
Zgodnie z sugestią, mataczenie do 18.
To taki "Malowany ptak", tylko widziany z drugiej strony, znacznie większy i niegrafomański.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 07.05.2018 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgodnie z sugestią, matac... | janmamut
Ciekawe, ja miałem skojarzenia raczej z inną książką o podobnej tematyce, podobnie do dusiołka nagrodzoną, która swój tytuł wzięła od słynnej ballady wieszcza epoki Sturm und Drang...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.05.2018 01:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Dłuuuuuuugi weekend (dla niektórych nawet 9-dniowy) już przygasa, lecz w konkursie forsowny pościg trwa - bierze w nim udział ośmioro uczestników i zachęcam do udziału wszystkich BNetkowiczów! Zrelaksowane umysły łatwo rozłamią chaszcze dusiołków, za którymi ukryli się zbóje.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.05.2018 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Dobrzy ludzie, czy można liczyć na jakieś mataczonko do 6, 15 lub 21? W zamian podzielę się dowolnym innym, o ile mam (bo niektóre jeszcze niekompletne, ciągle szukam :-).
Użytkownik: jolekp 07.05.2018 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobrzy ludzie, czy można ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mam nadzieję, że nie walnę strasznym czołgiem.
Tytułowego bohatera 6 dobrze znają dzieci w wieku szkolnym, ale nawet wśród dorosłych chyba nie ma nikogo kto o nim nie słyszał. Bywa on zmiennokształtny - raz dotyczy to tylko jednej części ciała, a raz całej jego postaci, ale za każdym razem jest to dla niego kara.
Jeśli masz 5 lub 11, to prosiłabym :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.05.2018 22:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nadzieję, że nie waln... | jolekp
11 rozgryzłam tylko rodzica - jest on kolegą po fachu rodzica 9 (to ten rodzaj książek, co się jedną czyta w kwadrans, bo cały tekst liczy tyle znaków, co jedna dłuższa recenzja na przykład), a jeden z głównych bohaterów serii nosi imię zoologiczne (a dokładnie rzecz biorąc, związane z inwentarzem domowym rodzaju żeńskiego).
5 należy do gatunku, jak się zresztą można domyślić, "płaszcza i szpady" z czarną flagą na dodatek i z głównym bohaterem uprawiającym wyjściowo zawód zgoła nie predestynujący do roli pirata (choć przydatny na pokładzie tak samo, jak i na lądzie). Wbrew tym pozorom rodzic niemal współczesny, dopiero niedawno jego twórczość przeszła do domeny publicznej. Dusiołka zwizualizowano z pewnym bardzo przystojnym panem w roli głównej, jeszcze za życia rodzica.
Użytkownik: ilia 07.05.2018 23:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobrzy ludzie, czy można ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie umiem jeszcze mataczyć, więc za podpowiedź odnośnie tytułu książki z nr 21 niech posłuży bardzo dobre mataczenie Mamuta :) Rodzic zaś (jak mi napisał Louri) kpi i prowadzi grę z czytelnikiem. Znasz rodzica.
A masz coś o numerze 3.
Użytkownik: janmamut 08.05.2018 00:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie umiem jeszcze mataczy... | ilia
3. W trójce jest między innymi o tym, co jest numerem jeden po dwójce.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.05.2018 08:06 napisał(a):
Odpowiedź na: 3. W trójce jest między i... | janmamut
Hehe, no to pojechałeś grubo z tym komentarzem, ale nie aż tak, jak rodzic przez większość swego dziecka ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.05.2018 09:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie umiem jeszcze mataczy... | ilia
Zbereźny on jest miejscami, monumentalnie zbereźny!
Użytkownik: tweety008 08.05.2018 11:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Czy ktoś pomoże rozprawić się z 14, 19 i 8?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.05.2018 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś pomoże rozprawić... | tweety008
8 - jest jednym z najbardziej znanych dzieciątek rodzica, należących do gatunku, który stosunkowo rzadko bywa czytany (a że jest to ten gatunek, niełatwo się zorientować, patrząc na dusiołkowy fragment). Kończy się ponuro, ale nie tyle wskutek zbójeckiej aktywności głównego bohatera, co jego relacji z bliskimi.

14 - zbójcy tak dobrze wychowali i wytrenowali bohatera, że umiał się rozprawić z dwoma panami, których imiona jasno sugerowały, co oni potrafią. A żeby to zrobić, musiał być, jaki był. Dzieciątka szukaj w istnym gąszczu rodzeństwa, jak to w tym gatunku bywa.

19 - nie czytałam (nie powiem, że ze względu na objętość, raczej na tematykę), odgadłam na podstawie łącznych mataczeń Mamuta i Louriego. Przy czym, jak popatrzysz na personalia rodzica, to nie zgadniesz, w jakim języku to dziecię stworzył (ale dyskretna wskazówka jest w mataczeniu Louriego)
Użytkownik: jolekp 08.05.2018 12:35 napisał(a):
Odpowiedź na: 8 - jest jednym z najbar... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, a nie pomyliłaś aby 19 z 18? ;)
Użytkownik: janmamut 08.05.2018 17:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, a nie pomyliłaś aby ... | jolekp
Pomyliła.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.05.2018 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, a nie pomyliłaś aby ... | jolekp
A no przecież, sorry!
18 sięga, można by rzec, do samych korzeni (nie zbójectwa wszakże, lecz czegoś, co jest przynajmniej z definicji niezbójeckie, a w tym przypadku w dodatku swojskie). Rodzic jest bardziej znany z pewnych wieloraczków motoryzacyjnych, względnie z jednorazowego zberezieństwa nadwodnego :-).
Użytkownik: jolekp 08.05.2018 21:04 napisał(a):
Odpowiedź na: A no przecież, sorry! 1... | dot59Opiekun BiblioNETki
No i znowu namotałaś :). To, żeby już nikt nie miał wątpliwości, powinno być tak:

"18 - nie czytałam (nie powiem, że ze względu na objętość, raczej na tematykę), odgadłam na podstawie łącznych mataczeń Mamuta i Louriego. Przy czym, jak popatrzysz na personalia rodzica, to nie zgadniesz, w jakim języku to dziecię stworzył (ale dyskretna wskazówka jest w mataczeniu Louriego)"

"19 sięga, można by rzec, do samych korzeni (nie zbójectwa wszakże, lecz czegoś, co jest przynajmniej z definicji niezbójeckie, a w tym przypadku w dodatku swojskie). Rodzic jest bardziej znany z pewnych wieloraczków motoryzacyjnych, względnie z jednorazowego zberezieństwa nadwodnego :-)."
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.05.2018 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: No i znowu namotałaś :). ... | jolekp
O jejku, faktycznie! Sorry raz jeszcze i dzięki Ci wielkie za doprowadzenie do porządku pomylonych mataczeń!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 09.05.2018 09:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Obława trwa, bierze w niej udział na razie dziesięcioro uczestników - ale w każdym momencie można jeszcze dołączyć! Wykonanie wyroku na zbójach za niespełna 5 dni ;)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.05.2018 07:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Rozpoczyna się ostatni dzień pościgu - zawszeć można jeszcze dołączyć (wczoraj do obławy dołączyła dwunasta łowczyni nagród!) albo strzelić z większym lub mniejszym mierzeniem do tych zbójców, których jeszcze się nie ma na rozkładzie :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: