Dodany: 10.08.2010 20:28|Autor: micsad

Cztery razy nie dla "Miasta ślepców"


Wszystko w książce José Saramago "Miasto ślepców" zapowiadało prawdziwą ucztę dla czytelnika. Laureat Nagrody Nobla z 1998 roku, seria Mistrzowie literatury, ekranizacja z udziałem topowych nazwisk Hollywood, wreszcie, co najważniejsze, intrygująca fabuła, po której można sobie obiecywać głębię. Tak, to na głębię oczekiwałem najbardziej w tej powieści o mieście, gdzie nagle w niewyjaśnionych okolicznościach ludzie zaczynają ślepnąć i są wystawieni na egzystencjalną próbę. Przeczytałem bite 344 strony i nie doczekałem się jej w żadnym momencie, a na dodatek przeżyłem totalne rozczarowanie nudą, przewidywalnością i schematycznością. Najgorsza książka, jaką czytałem od lat.

Pierwszy w oczy rzuca się język, nieznośnie staroświecki, sztywny, zupełnie nieatrakcyjny. "Miasto ślepców" czyta się jak fantazję nieutalentowanego nastolatka lub odciętego od świata, przeciętnie rozgarniętego emeryta. Razi oględność, z jaką Saramago opisuje sytuacje skrajne, odbierając im jakiekolwiek wrażenie autentyczności. Powtórzenia, nic niewnoszące wtrącenia oraz całe strony naciąganej narracji każą sądzić, że autor po prostu nie miał co napisać, więc, mówiąc wprost, lał wodę. Pisana ciągiem, bez specjalnego miejsca dla dialogów (technika, którą znam chociażby z "Jesieni patriarchy" Gabriela Garcíi Márqueza, w ekstremalnej formie), książka nudzi i rozczarowuje na poziomie słowa również dlatego, że autor nigdy nie wchodzi w szczegóły, chcąc zachować specyfikę przypowiastki dziejącej się wszędzie i nigdzie, z bohaterem, którym mógłby być każdy i nikt. W takiej konwencji trudno o soczystość języka, ostrą charakterystykę postaci, wnikliwy opis miejsca, ale nawet jak na ściślejsze ramy formy literackiej styl, który proponuje portugalski noblista, jest zdecydowanie bez smaku, bez intensywności, bez jaj.

No właśnie, uderza również całkowity brak poczucia humoru. Ton całości jest niezmiennie poważny, z nielicznymi i nieporadnymi wyjątkami, które nie stanowią żadnej odskoczni dla dość bezpłciowej historii. Nawet jeśli opowieść ma sprawiać wrażenie baśni dla dorosłych, z przenikliwym morałem, snutej przez mądrego starca, wypada ona naiwnie. Szczególnie drażnią całkiem częste wstawki w stylu, jak mówią, niedaleko pada jabłko od jabłoni, oraz dziesiątki innych przeterminowanych mądrości, które nie nadają się na kręgosłup fabuły dobrej powieści. Brakuje nawet nie humoru, bo przecież tematyka jest przejmująca, ale dystansu, ciekawej perspektywy, rezerwy wobec dość przewidywalnego rozwoju wydarzeń.

Moje trzecie zastrzeżenie to nieznośna schematyczność akcji. O ile sam pomysł wydaje się mieć głębię lub chociaż potencjał wyciągnięcia jej na światło dzienne, jego realizacja go zaprzepaszcza. Akcja jest powolna i łatwo zgadnąć, co może wydarzyć się za chwilę, na dodatek wydarza się właśnie to, czego można się spodziewać raczej po tanich filmach klasy B niż literaturze najwyższych lotów. Żeby było jeszcze mniej atrakcyjnie, styl opowieści jest zupełnie geriatryczny, nieświeży, uboższy w dramatyzm niz niektóre reality shows. Po raz kolejny wydaje się, że duża w tym zasługa kiepskiego języka, powierzchownego do granic irytacji. Tak, tak, nie raz i nie dwa chciałem tę książkę zamknąć przed czasem, ale wygrała moja filozofia czytania wszystkiego grzecznie do końca.

Po czwarte, po pewnym czasie nie można oprzeć się wrażeniu, że autorowi nie da się nawet przypisać specjalnej oryginalności. O podobnych wydarzeniach, tyle że w nieskończenie lepszym stylu, opowiada "Dżuma" Alberta Camusa, tematykę odosobnienia i nagłego kataklizmu znamy także z "Władcy much" Goldinga oraz literatury obozowej, nieporównywalnie bardziej przejmującej, intensywnej i dotykalnej niż anonimowe, przypowiastkowe "Miasto ślepców".

Jestem zadowolony, że mam tę książkę za sobą i ciekawi mnie tylko, czy inne powieści noblisty czyta się równie źle. Przycupnę któregoś razu w jakiejś księgarni, żeby się przekonać, ale trudno mi uwierzyć, że jego pisarstwo mogło zostać tak docenione, jeśli jego szczytem jest "Miasto ślepców".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8175
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: jakozak 13.08.2010 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystko w książce José S... | micsad
Ojej, ojej, ojej! :-)
Aż boli. Moje bożyszcze tak obsmarowałeś. Ale cóż. Masz prawo. :-)
Użytkownik: Pawelord2 28.08.2010 13:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystko w książce José S... | micsad
Chciałem pisać własną recenzję, ale w sumie powyższa w pełni oddaje moje uwagi co do książki.

Domyślam się że moja niechęć ugruntowana jest na wcześniejszych doświadczeniach z literaturą obozową, wspominaną z resztą przez Micsad. Człowiek nabiera przez takie lektury pewnego chłodnego dystansu do świata przedstawianego na kartkach papieru, tak jak w chłodny sposób świat ten jest przedstawiany, nie ma tam miejsca na komentarz autora, do wniosków dochodzimy sami.

A w "Mieście ślepców" które choć nie jest kroniką żadnych tragicznych prawdziwych wydarzeń, czytelnik taki jak ja chciałby znowu odczuć przygnębienie, czuć strach i niepewność bohaterów albo też znieczulić się i w milczeniu oglądać jak ludzie odzierają się z człowieczeństwa. Niestety - nie może, bo autor chce nam wszystko tłumaczyć i to przy użyciu dosyć miałkich przykładów i porzekadeł. Drażni to i irytuje do tego stopnia że książkę odkładałem wiele razy, wracając do niej po to tylko żeby ją skończyć.

A wystarczyło pozwolić czytelnikowi zadumać się i powiedzieć sobie w duchu - Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

Użytkownik: first-pepe 03.06.2012 02:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Chciałem pisać własną rec... | Pawelord2
Gniot gniotów, dno den i najgorszy koszmar z ulicy Wiązów. Jedna z najgorszych książek, o ile nie najgorsza jaką w życiu przeczytałem i jedno z największych rozczarowań czytelniczych. Czytałem ten literacki kupsztal przez zgoła dwa miesiące, aż w końcu, wyczerpany psychicznie i fizycznie, czując się zbrukanym, jakbym przemierzył kilkukrotnie drogę Adamsa z Górnego do Dolnego Miasta*, skończyłem. I to w dodatku powieść nagrodzoną Literacką Nagrodą Nobla. Krzyżyk na drogę takiej "nobliwej" nagrodzie.

Micsad i Pawelord2 odpowiednio podsumowali popłuczyny Saramago po "Dżumie", ale że potrzebuję własnego katharsis przed przystąpieniem do lektury kolejnej książki, to dodam co nieco od siebie o "Mieście ślepców":
- literacka wydmuszka, powieść pusta w środku, nie wnosząca sobą nic poza morzem wyświechtanych, ludowych powiedzeń, które mają się do katastroficznej tematyki książki jak budyń do pieprzu,
- styl pisarski, polegający na pisaniu z błędami składniowymi i interpunkcyjnymi, który w zasadzie jest pustym zabiegiem formalnym, nie wnoszącym niczego do treści powieści,
- zapewne miała ta książka być alegorią, ale jej poziom jest wyjątkowo denny i płytki,
- kosmiczna wręcz niewiarygodność psychologiczna bohaterów, z żoną lekarza na czele,
- brak logiki opisywanych zdarzeń,
- brak wyjaśnienia przyczyn ślepoty (ok ślepota to pretekst, ale nawet to wymaga pewnego uzasadnienia).

No i nie obędzie się bez kilku cytatów dla unaocznienia m.in. fatalnego stylu autora (nie zwalałbym na tłumacza). Styl ten jest tak zły, że wielokrotnie odnosiłem wrażenie, że Saramago zwyczajnie robi sobie jaja, ewentualnie zażywa jakieś psychotropowe środki rozweselające. A tak serio, jeżeli to nie jest grafomaństwo, to w takim razie nie wiem, czym toto jest:
(scena opisująca targanie trupa pewnej starszej pani, porządnie obgryzionego przez psy i dotkniętego już rigor mortis w celu jego pochowania, co samo w sobie jest już absurdalne) "Kiedy dotarli na drugie piętro, całkiem opadli z sił, a musieli jeszcze przejść przez mieszkanie i zejść do ogrodu, ale z pomocą wszystkich świętych, którzy, jak wiemy, chętniej schodzą na dół niż pną się w górę, poszło im to o wiele szybciej, stopnie były szersze, jak przystało na schody do nieba, a ciało wydawało się lżejsze. Trzeba było jednak uważać, by nie wypuścić go z rąk, łoskot byłby niemiłosierny, nie mówiąc o bólu, który podobno bardziej doskwiera niż za życia"
(parę zdań dalej) "Usiedli na ziemi wyczerpani. dysząc ze zmęczenia, odpoczywali obok zwłok sąsiadki. ona lekarza musiała wciąż odganiać od nich króliki i kury, pierwsze przybiegały wiedzione ciekawością, nerwowo poruszając małymi noskami, drugie szykując do ataku ostre dzioby. Zanim twoja sąsiadka wyszła na ulicę, zdążyła wypuścić z klatki króliki, zauważyła żona lekarza, Nie chciała, żeby zdechły z głodu, Jak widać, trudność nie polega na polega na życiu z bliźnimi, lecz na ich zrozumieniu, powiedział cicho lekarz".
(fragment "głębokiej" rozmowy o sensie dalszego życia) "-Spójrzmy prawdzie w oczy, mówi żona lekarza - Nie możemy, przecież jesteśmy ślepi, zdziwił się lekarz"
"Trudno uwierzyć, że kobieta lekkich obyczajów może okazać się istotą tak wrażliwą i rozpaczać jak każdy uczciwy człowiek po stracie bliskich, choć na pewno rację mają ci, którzy uważają, że jedno nie wyklucza drugiego"
Takimi kwiatkami książka jest wypakowana po brzegi, podczas lektury miałem permanentny:
http://www.0-60mag.com/wp-content/uploads/2010/09/faceboo-facepalm.gif

PS Zwrócę się do komisji przyznającej Literacką Nagrodę Nobla z zapytaniem, w jakim czasie otrzymam przelew na konto, jeżeli napiszę książkę o epidemii czarnego pigmentu w skórze jako alegorii globalnego ocieplenia tudzież zgubnych skutków nadmiernej popularności wycieczek Polaków do Sharm-El-Sheik i Hurghady i opatrzę ją powiedzonkami w stylu "gdzie raki zimują". Nie uwierzę i pozwę, jeżeli mój pomysł nie okaże się literackim odkryciem roku na miarę nomen omen "dzieła" noblisty Jose Saramago.

* Miasta pod Skałą (Huberath Marek S. (pseud.))
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: