Dodany: 29.04.2018 19:24|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Nocna runda
Child Lee (właśc. Grant Jim)

1 osoba poleca ten tekst.

Venit, videt, vincit


Są różne tęsknoty; do najmilszych spośród nich należy ta za ulubionym bohaterem literackim, zwłaszcza gdy jesteśmy pewni, że czekają go jeszcze jakieś nowe przygody, ergo: jego „rodzic” żyje, nie popadł w niemoc twórczą ani nie ogłosił definitywnego końca cyklu, przerzucając się na innego protagonistę albo zgoła na inny gatunek. Lee Child ma się dobrze, dysponuje jeszcze pewnym zapasem pomysłów na zdarzenia utrudniające Reacherowi swobodne przemieszczanie się po terytorium całych Stanów i najwyraźniej ani myśli wyeliminować go z gry (choć Jack niebezpiecznie przybliża się do wieku, w którym to, co zawsze było łatwe, może już sprawiać pewne trudności), więc czytelnik będący jego fanem od czasu do czasu miewa szansę zaspokojenia swej tęsknoty.

Wie oczywiście, że wszystko będzie w miarę przewidywalne: Jack wysiądzie z autobusu, wejdzie do motelu albo do baru, albo stanie przy drodze próbując złapać okazję, i wtedy zobaczy albo usłyszy coś, co każe mu przypuszczać, że jakiś człowiek potrzebuje pomocy. A skoro tak, czemu miałby mu tej pomocy nie udzielić? Jest wszak wolny, od nikogo i niczego niezależny, nie ma też nic do stracenia prócz własnego życia, a tego wciąż jeszcze potrafi bronić całkiem nieźle. Więc jeśli przy okazji będzie się musiał zmierzyć z gromadą osobników tyleż silnych, co nieprawomyślnych i pozbawionych wszelkich skrupułów, zrobi to, wychodząc ze starcia z siniakami, otarciami i co najwyżej rozciętą wargą lub łukiem brwiowym, zaś przeciwnicy będą mieli szczęście, jeśli się skończy na kilkudniowej rekonwalescencji. Pijus i damski bokser wspierany przez podobnych sobie kumpli czy uliczny gang, występna sitwa rządząca miasteczkiem czy zorganizowana grupa przestępcza o zasięgu ponadstanowym, której macki sięgają wysokiego szczebla państwowych urzędów – Reacher pokaże im, co znaczy sprawiedliwość (bez udziału sądownictwa, oczywiście). Przy okazji trochę „pourzęduje” z właśnie poznaną albo spotkaną po dłuższej przerwie atrakcyjną niewiastą, ale zaraz powiedzą sobie ładnie „do widzenia” i każde pójdzie w swoją stronę. No bo, powiedzmy prawdę, co on prócz atencji i swoich męskich walorów może takiej kobiecie zaofiarować? Włóczenie się autobusem ze stanu do stanu? Noclegi w motelach i posiłki w przydrożnych knajpkach? Na to żadna na dłuższą metę nie pójdzie, a czy wyobrażamy sobie Jacka przykładnie uczęszczającego do pracy (w biurze detektywistycznym? w ochronie miejscowego notabla?), wracającego co dzień do domku z ogródkiem, spłacającego raty za lodówkę, chodzącego na wywiadówki?... No właśnie. Chyba że się po sześćdziesiątce ustatkuje.

Ale tymczasem nic z tego. Dostrzeżony na wystawie lombardu sygnet absolwenta (a raczej, jak się okaże, absolwentki) West Point sprowadza go z obranej wstępnie trasy i już na pierwszym przystanku wpędza w niezłą kabałę, a im dalej, tym niebezpieczniej. Nie zrażają Reachera nawet przesłanki, na podstawie których można wnioskować, że poszukiwana właścicielka sygnetu nie żyje, a jeśli żyje, to w takim stanie, że właściwie lepiej byłoby, żeby była martwa. Ani fakt, że dybie na niego właściciel pralni o nazwisku pochodzącym od jadowitego stawonoga (prawdę powiedziawszy, już chyba bezpieczniej byłoby mieć do czynienia ze skorpionem niż z Arthurem Scorpio, bo robal nie użądli, jeśli się człowiek od niego oddali, za to pan Scorpio ma na swoje usługi zdalnie sterowanych kilerów; ale Jack jest konsekwentny – skoro powiedział A, powie i B). Im dalej w las, tym więcej przeszkód i zagrożeń; niedźwiedzie, obwiniane o śmierć pewnego byłego żołnierza, jakoś się co prawda w tym lesie nie chcą ujawnić, podejrzewam jednak, że gdyby nawet zechciały, nie stwarzałyby aż takich problemów, jak ludzie… Chociaż trzeba przyznać, że są też ludzie uczciwi i bezinteresownie pomocni, których tym razem Jack spotyka wyjątkowo wielu.

I cóż z tego, że w zasadzie wiemy, jak się to wszystko skończy, skoro czytamy nie tyle dla intrygi, co dla samego Reachera, dla tej jego szalonej filozofii życia, którą, choć zdaje nam się tak nieżyciowa, w gruncie rzeczy trochę podziwiamy?...


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 689
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: