Dodany: 23.04.2018 20:56|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Niewinni nie powinni się bać


Popełniono morderstwo. Ofiarą padła powszechnie szanowana społeczniczka, matka kilkorga dorosłych dzieci. Wszystkie poszlaki wskazywały na jednego z członków rodziny, ten zaś nie był w stanie przedstawić świadków potwierdzających jego alibi, został więc skazany. Traf chciał, że zmarł w więzieniu, a ponieważ, co tu kryć, był wśród bliskich czarną owcą, nikt nie poczuł się z tego powodu szczególnie nieszczęśliwy. Było – minęło, ci, co żyją, powinni teraz myśleć o sobie. Owdowiały Leo przymierza się do poślubienia swojej sekretarki, Mary z Philipem oraz Mick wyprowadzili się z domu, być może zrobi to i Hester, która ma nadzieję wyjść za młodego lekarza… ale oto w posiadłości Argyle'ów zjawia się obcy mężczyzna, który chce porozmawiać o nieżyjącym Jacko. A konkretnie o tym, że alibi, jakie ten swego czasu przedstawił policji, było prawdziwe: w chwili, gdy zabito Rachel, siedział w samochodzie zdążającym do sąsiedniej miejscowości. On, doktor Calgary, wie to doskonale, gdyż był kierowcą owego pojazdu. Niestety, nie mógł w stosownym czasie złożyć świadectwa, bo tego samego dnia uległ wypadkowi, na skutek którego z jego pamięci znikło kilka godzin, potem zaś wyjechał na antarktyczną wyprawę i dopiero po powrocie z niej zorientował się, za sprawą artykułu w starej gazecie, że jego zeznanie mogło było uratować skazanego młodzieńca. Skoro życia mu się już nie przywróci, warto chociaż oczyścić jego pamięć, nieprawdaż? Jednak, ku zdumieniu Calgary'ego, stosunek Argyle'ów do tej propozycji wcale nie jest entuzjastyczny. I to nie tylko dlatego, że żadne z rodzeństwa nie było emocjonalnie związane z Jacko, ale przede wszystkim dlatego, że skoro on był niewinny, winowajcą musi być ktoś inny! Teza, że tajemniczy człowiek z zewnątrz niezauważalnie wszedł do domu, zabił Rachel i zniknął, raczej nie da się obronić. A zatem ktoś z domowników? Calgary i miejscowi policjanci, którzy już niemal zapomnieli o tej sprawie, postanawiają się jej jeszcze raz przyjrzeć. Przy okazji wychodzi na jaw parę spraw, jakich Argyle'owie woleliby nie wyciągać na światło dzienne: że choć w świetle prawa stanowią rodzinę, w istocie nie są połączeni więzami krwi – wszystkie dzieci zostały adoptowane, a prawdę mówiąc, odkupione od ich własnych rodzin, które albo nie chciały ich wychowywać, albo sobie z tym nie radziły; że wspaniała Rachel była w rzeczywistości despotką, wymagającą od nich wdzięczności za stworzone im warunki; że Leo już przed śmiercią żony uciekał w kojące objęcia Gwendy… Właściwie każdy miał motyw do popełnienia zbrodni. Trudno się więc dziwić wzajemnej podejrzliwości, która się między nimi rodzi. Calgary, skoro już zasiał ferment, pragnie doprowadzić sprawę do końca, i ani się spodziewa, jakie reperkusje to wywoła…

Jak często bywa w kryminalnych historiach Lady Agathy, tło psychologiczno-obyczajowe skonstruowane jest perfekcyjnie, zaś w rozwiązaniu fabularnym tkwią pewne słabości. Calgary nie ma żadnego doświadczenia śledczego, nie jest też psychologiem ani psychiatrą (jak doktor Craig, niby taki zdolny, a jednak niepotrafiący ocenić, czy jego dziewczyna mówi prawdę czy nie), tylko doktorem geofizyki. A mimo to sam, wyłącznie na podstawie rozmów z podejrzanymi, odkrywa rozwiązanie zagadki, której w dalszym ciągu nie potrafi rozgryźć policja. Że coś takiego udaje się Poirotowi, który niemal dosłownie zęby zjadł na tropieniu przestępców, zwłaszcza na rozpracowywaniu ich motywacji psychologicznych do zbrodni, to zrozumiałe – ale zupełnemu nowicjuszowi? A wdzięczność niewinnych to nie jedyna nagroda, jaka go spotyka…


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1021
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: