Dodany: 05.08.2010 19:08|Autor: misiak297

Pokochajcie Homera


Narratorka tej książki - Gwen - nie myślała o kolejnym kocie. Miała już dwóch mruczących ulubieńców, przeżywała bolesny rozpad związku, praca również jej nie satysfakcjonowała. A jednak zdecydowała się na adopcję trzeciego kota. Było to zwierzątko szczególne - Homerowi nigdy nie dane było poznać świata wizualnie: groźna infekcja sprawiła, że trzeba mu było usunąć gałki oczne, zanim zdołał ujrzeć świat. Gwen obawiała się czy kociak poradzi sobie w życiu ze swoim kalectwem. Tym czasem okazało się, że Homer nie tylko nie zdaje sobie sprawy ze swojej ułomności, ale notorycznie ją "przeskakuje". Tymczasem dla Gwen Homer stał się kimś szczególnym. Nie tylko nie okazał się życiowym balastem, ale niejako zrewolucjonizował jej życie, każąc szybciej dojrzeć, jak również zmienić spojrzenie na świat. Homera i jego właścicielkę połączyła szczególna więź - i o tym właśnie opowiada ta książka.

Wbrew pozorom ta historia z antyczną Odyseją nie ma wiele wspólnego. Homer niemal od razu odnalazł szczęśliwy dom, a świat był dla niego cudownym, fascynującym miejscem, które można codziennie odkrywać na nowo. Dla kota z takim defektem każdy dzień mógł być nowym wyzwaniem - a okazał się nową okazją do cieszenia się życiem, i to jest właśnie jego podróż przez codzienność, jego własna odyseja. Śledzenie jego losów bawi, wzrusza. Nie sposób przejść obok tego uroczego stworzonka obojętnie.

"Odyseja kota imieniem Homer" to książka wzruszająca, zabawna, ciekawa, ale przede wszystkim niezwykle ciepła. Skąd to się bierze? Wydaje mi się, że z każdej linijki emanuje szczera miłość człowieka do zwierzęcia, a także zwierzęcia do człowieka. Gwen Cooper pisze swoją książkę z miłością - i myślę, że taką książkę mógłby napisać każdy, kto chciałby sportretować swoje ukochane zwierzątko.

Homer to kotek, który na starcie do życia został pozbawiony jednego ze zmysłów - a jednak to nie załamało w nim optymizmu, umiejętności cieszenia się, nie zepsuło jego wspaniałego temperamentu. Patrząc na swojego ulubieńca, zmienia się również Gwen, potwierdzając teorię, że od zwierząt można się wiele nauczyć.

Chciałem jeszcze zwrócić uwagę na jeden aspekt. Wiele ludzi rezygnowało z adopcji Homera. A przecież on potrzebował opieki i miłości, co więcej, umiał ją odwzajemnić:

"I właśnie to przede wszystkim chwyciło mnie za serce: że Homer był skłonny pokochać dosłownie każdego z taką samą skwapliwością. Już teraz nosił w sobie ogromny potencjał miłości, a mnie sama myśl, że nie miałby komu jej ofiarować, wydawała się tragedią nie do zniesienia"*.

Gdyby nie determinacja idealistycznej lekarki weterynarii, Patty Khuly, która się nim zajęła pod kątem medycznym i postanowiła oddać w dobre ręce, nie wiadomo. jak by skończył. Takim ludziom jak pani Khuly, takim ludziom jak pani Cooper nie wystawia się pomników. Przecież opieka nad chorym albo bezdomnym zwierzęciem to nie to samo co przełomowe odkrycie, zaskakujący wynalazek, kawał dobrej literatury. A mnie się wydaje właśnie, że o takich ludziach warto pamiętać - i pisząc biografię swojego kotka, Gwen wystawia też pomnik samej sobie.

Pozwolę sobie na akcent autobiograficzny. Pamiętam ze swojego dzieciństwa kobietę przygarniającą zwierzęta o powikłanych losach. W jej mieszkaniu było miejsce dla pieska, którego odumarł właściciel, dla suczki przywiązanej do drzewa w lesie, dla jednookiego kota, dla malutkiego kociaka, którego ktoś zawinął w worek na śmieci (!) i wyrzucił (a owa Pani po prostu usłyszała rozdzierające serce miauczenie i dlatego kotek ocalał - zresztą uroczy był z niego łobuz!) czy dla kotki, która siedziała przestraszona na drzewie otoczonym przez psy. Pani, nie mając żadnych materialnych profitów z opieki nad tymi biednymi istotkami, zapewniała im ciepły dom, przysłowiowy "wikt i opierunek" oraz dużo, dużo miłości. Na swojej drodze spotkałem jeszcze wielu ludzi, którzy zaopiekowali się biednymi, bezdomnymi zwierzętami. Zawsze będę ich podziwiał i wiem, że jeśli sam zdecyduję się na jakieś zwierzątko, będzie to znajda lub zwierzę schroniskowe, któremu będę mógł poprawić życie.

Homer łatwo nawiązywał nowe znajomości. Kochał ludzi, a oni nie pozostali mu dłużni. Potrafił zdobyć serce nie tylko swojej właścicielki, ale również jej rodziny i znajomych. Moje też dobył. I nie mam wątpliwości, że ten uroczy kot zdobędzie również wiele innych czytelniczych serc.



---
* Gwen Cooper, "Odyseja kota imieniem Homer. Prawdziwa historia ślepego kota i kobiety, którą nauczył miłości", tłum. Anna Bańkowska, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2010, s. 35.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 18394
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: Marylek 09.08.2010 11:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Narratorka tej książki - ... | misiak297
To z pewnością jedna z tych książek, które potrafią zmienić sposób patrzenia człowieka na zwierzę, pozycji szczególnie potrzebnych w takim kraju jak nasz, gdzie wolnożyjący kot przemyka chyłkiem pod ścianą, szczęśliwy, że udało mu się uniknąć (tym razem) rzuconego kamienia lub choćby czyjegoś złego oka; gdzie tacy ludzie, jak wspomniana przez Ciebie pani wyśmiewani są przez sąsiadów; gdzie ludzie bezmyślnie zabijają gwoździamu okienka piwniczne (czasem z przebywającymi tak akurat kotami, skazując je na okrutną, powolną śmierć w męczarniach), a potem dziwią się bardzo, że szczury biegają po osiedlowych podórkach i ośmielają się wchodzić nawet na klatki schodowe.

Dziękuję Ci, Misiaku, za tę recenzję. A książkę już mam! :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.08.2010 15:47 napisał(a):
Odpowiedź na: To z pewnością jedna z ty... | Marylek
A skoro tak, to ja się zapisuję na kolejkę, jak przeczytasz!
Użytkownik: paren 09.08.2010 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: A skoro tak, to ja się za... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mam i chętnie Ci wyślę, jeśli chcesz. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.08.2010 19:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam i chętnie Ci wyślę, j... | paren
Dziękuję, ale chyba w ciągu najbliższych 2-3 tygodni i tak nie zdążę się do niej zabrać, bo mam dość sporą stertę czekających "obowiązkowych" lektur, we wrześniu jadę na urlop, więc będę brała tylko swoje książki (pożyczonych z reguły nie biorę - a nuż człowiekowi na dworcu torbę ukradną czy co...), a od Marylka sobie pożyczę na spokojnie przy następnym spotkaniu w Katowicach. Na razie zabrałam się za "Bractwo róży" i gdyby nie brydż, pewnie byłabym już w połowie, bo bardzo wciąga.
Użytkownik: paren 09.08.2010 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, ale chyba w cią... | dot59Opiekun BiblioNETki
No, tak, Wy jesteście bliżej...
Cieszę się, że Cię "Bractwo..." wciągnęło. :-)
Użytkownik: Marylek 09.08.2010 22:40 napisał(a):
Odpowiedź na: A skoro tak, to ja się za... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jasne! Ale nie do Torunia. Bo przed Toruniem już tylko pożyczone czytam i to spoza regionu, a i tak nie zdążę wszystkich - przez ten remont mam niewielkie osiągnięcia.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.08.2010 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Jasne! Ale nie do Torunia... | Marylek
Oczywiście, że po Toruniu! Do niego, to mam nadzieję, że się wyrobię z pożyczonymi od Paren (patrz wyżej) i z tymi, co na początku miesiąca wzięłam z biblioteki. Teraz mam luz w pracach pozaetatowych, to w zamian mam w domu bratanicę na cały miesiąc, czyli niepowtarzalną okazję w postaci czwartego do brydża. Taka gratka się trafia raz na parę lat, więc korzystamy, ile wlezie, a przez to czyta się mniej (nawiasem mówiąc, młoda jest szybsza ode mnie, bo w czasie gdy ja zdążyłam przerobić felietony Bocheńskiego i pół Morrella, ona połknęła całego "Władcę pierścieni"! Ale zabiblionetkować się nie chce, bo w ciągu roku akademickiego czyta tylko podręczniki:).
Użytkownik: Marylek 10.08.2010 16:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście, że po Toruniu... | dot59Opiekun BiblioNETki
Uch, nawet nie chcę myśleć, co ona takiego studiuje, że ma czas tylko na podręczniki. ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.08.2010 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Uch, nawet nie chcę myśle... | Marylek
Łatwo zgadnąć - medycynę ;). Pierwszy rok zaliczyła - potem przypuszczam, że trochę poluzuje. Będę jej systematycznie podtykać lektury :).
Użytkownik: Marylek 10.08.2010 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Łatwo zgadnąć - medycynę ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak właśnie podejrzewałam. :)
Użytkownik: misiak297 12.01.2011 23:06 napisał(a):
Odpowiedź na: To z pewnością jedna z ty... | Marylek
Zobaczcie, co znalazłem (a raczej, uczciwiej mówiąc, Lutek znalazł)! Piękne video o Homerze - świetna zachęta do lektury!
http://www.youtube.com/watch?v=JGKIcp-pyi4&translated=1
Użytkownik: jakozak 21.06.2011 10:00 napisał(a):
Odpowiedź na: To z pewnością jedna z ty... | Marylek
Zmiana sposobu patrzenia na zwierzę - zapewne tak. Ale ja jeszcze śmiem twierdzić, że ta książka zmienia też patrzenie człowieka na siebie i swoje możliwości. Po prostu nie ma rzeczy nie do zrobienia. Wystarczy po prostu chcieć. Każdy problem da się rozwiązać. Trzeba jedynie czasu i cierpliwości, nawet za cenę siniaków.
Śliczna książeczka, ciepła, miła i bardzo mądra.
Piątka.
Nawet trafi do książek roku 2011.
Użytkownik: margines 09.08.2010 19:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Narratorka tej książki - ... | misiak297
Hehehe...recenzja "do schowka":P !

A książkę zamówiłem.
Użytkownik: margines 16.11.2010 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Narratorka tej książki - ... | misiak297
Właśnie dziś SKOŃCZYŁEM CZYTAĆ tę książkę:)
Polecam ją każdemu niezdecydowanemu:)!
(Nie tylko tym, którzy MAJĄ KOTA na punkcie kota, bo mają kota:P)
Użytkownik: rastanja 08.10.2012 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Narratorka tej książki - ... | misiak297
Co za wspaniała recenzja! Po jej przeczytaniu od razu chętnie rzuciłabym wszystko i leciała do księgarni! Z racji tego, że jestem w pracy, będę musiała poczekać do wieczora i wyniuchać ją na Allegro :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: