Dodany: 31.03.2018 17:20|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Kusząca Kanada w wersji retro lux


Zupełnie nie pamiętam, które tomy „Rodziny Whiteoaków” udało mi się przed laty przeczytać i jakie towarzyszyły temu wrażenia. Prawdę powiedziawszy, przypominam sobie jedynie migawki z ekranizacji, która pewnie zlałaby mi się w pamięci z nadawaną mniej więcej w tym samym przedziale czasowym „Rodziną Palliserów” i może jeszcze ze dwoma czy trzema innymi serialami historyczno-obyczajowymi, gdyby nie wyróżniający niektórych członków rodu kolor włosów. Rudego Renny’ego rozpoznałabym chyba i dziś, gdyby mi pokazano kadr z jego udziałem.

W Budowa Jalny (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) nie ma go jeszcze na świecie – jest jego dziad czy pradziad o tym samym imieniu, irlandzki ziemianin Renny Court, ojciec kilkorga dzieci, w tym Adeliny, która w połowie XIX wieku, poślubiwszy angielskiego oficera Filipa Whiteoaka, osiada z nim w Kanadzie. Młoda para z urodzoną jeszcze w Indiach córeczką Augustą zamieszkuje najpierw w domu odziedziczonym po zamożnym stryju Mikołaja, potem, już z dwójką dzieci, u znajomych, czekając, aż na ich własnej działce stanie dom (ten motyw gościnności, wręcz niepojęty dla człowieka żyjącego w czasach obecnych, będzie powracał w sadze jeszcze niejeden raz. Wyobrażacie sobie coś podobnego – gości, którzy zjeżdżają nie na weekend, nie na tydzień ani dwa, ale na kilkanaście miesięcy, całą rodziną, z całym posiadanym dobytkiem tudzież własną służbą domową, choćby tylko dwu-czy trzyosobową? Trzeba im oddać kilka pokoi, trzeba się przyzwyczaić, że do stołu dzień w dzień zasiądzie o trzy czy pięć osób więcej, i nawet nie bardzo wypada pytać, czy i kiedy pozbawią gospodarzy przyjemności codziennego ich widywania…). Posiadłość zostaje nazwana Jalną, od indyjskiej miejscowości, w której stacjonował garnizon Filipa. Trzecie dziecko, Ernest, przychodzi na świat już w świeżo wybudowanym domu. W międzyczasie świeżo upieczeni Kanadyjczycy poznają nowych sąsiadów, którzy jeszcze niejeden raz pojawią się na kartach sagi.

Poranek w Jalnie (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) posuwa akcję o parę lat do przodu. Gussie, Mikołaj i Ernest są już w wieku plus minus szkolnym i pobierają pierwsze nauki pod kierunkiem guwernera Madigana, mającego do swoich pedagogicznych obowiązków stosunek nader swobodny. Najmłodszym, „dzidziusiem Filipem”, liczącym sobie, sądząc z opisu, gdzieś rok do półtora, zajmuje się niańka, zaś rodzice całej czwórki mają na głowie ważniejszą sprawę: goszczą w domu parę amerykańskich przyjaciół z Południa, Lucy i Curtisa Sinclairów, których z plantacji wygnała wojna domowa. Ale to właśnie dzieci są siłą napędową tego tomu – ich wybryki, ich momentami przezabawne dialogi, pierwsze sentymentalne porywy Augusty – a znacznie mniej niż w pierwszym tomie jest przynudnawych scenek z życia towarzyskiego dorosłych. Adelina natomiast jest niezmiennie i tak potwornie irytująca, że choć nie pochwalam przemocy, mniej więcej raz na dwa rozdziały ogarniało mnie głębokie przeświadczenie, iż ktoś powinien tą kobietą dobrze potrząsnąć.

IV 18

Mary Wakefield (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise))
Trzeci tom sagi o Whiteoakach przedstawia wydarzenia rozgrywające się w jakieś trzy dekady po “Poranku w Jalnie”. Posiadłością zarządza teraz najmłodszy syn Adeliny i Filipa, również Filip, który w międzyczasie ożenił się z córką doktora Ramseya i rychło owdowiał. Dla dwójki jego małych dzieci, Meg i Renny’ego, Ernest znajduje w Anglii guwernantkę. Mary Wakefield jest dwudziestoparoletnią panną, której ojciec, dziennikarz, właśnie zmarł, pozostawiając ją bez pieniędzy; doświadczenie pedagogiczne ma znikome, ale wierzy we własne siły, czy może raczej liczy na łut szczęścia. Niemal od początku staje się jasne, że jej życie w tym domu nie będzie usłane różami. Oschła i złośliwa gospodyni, pani Nettleship, tylko czyha na jakieś jej potknięcie, niemal wszyscy sąsiedzi widzą w niej konkurentkę dla swoich sióstr czy córek, które chętnie pretendowałyby do ręki młodego i diabelnie przystojnego wdowca, a kiedy do Jalny zjeżdża cała rodzina pana domu, dopiero się zaczyna nagonka! Bo nie dość, że Mary modnie się ubiera (zbyt modnie, jak na kanadyjską wieś?), nie dość, że się maluje (o wiele delikatniej, niż jej rówieśnice za jakieś 20-30 lat) i ćmi po kryjomu papierosy (o których szkodliwości nikt wówczas nie ma pojęcia) – ale co najgorsze, Filip ewidentnie jej sprzyja. I to najwyraźniej nie tylko z wdzięczności za zajęcie się krnąbrnym potomstwem… Kto nie wie, jak się to skończy, może zgadywać; będą, rzecz jasna, niezadowoleni i poszkodowani, ale nie wszyscy.
Jest w tej powieści parę scen „z nerwem” i/lub z oczywistą nutką komizmu, ale trochę za mało, a im bliżej końca, tym bardziej akcja zaczyna gnać na łeb, na szyję, tak jakby autorce nagle zabrakło papieru na spisanie wszystkiego, co w tych ostatnich sekwencjach chce powiedzieć. De la Roche zaniedbała też chyba spisania sobie istotnych szczegółów biograficznych niektórych postaci, dzięki czemu powstaje niejaki mętlik. W „Budowie Jalny” o sąsiadach Lacey’ach dowiadujemy się, że uchował im się tylko jeden z trzech synów, i że ojciec rodziny jest kapitanem. W „Poranku w Jalnie” tenże ojciec ma rangę kontradmirała (wszyscy zwą go admirałem), syn imieniem Guy, starszy o kilka lat od pierworodnej Whiteoakówny, służy w marynarce, zaś dwie córki, Ethel i Violet, są w wieku Mikołaja i Ernesta. Posiłkując się wygrzebanym w internecie drzewem genealogicznym Whiteoaków, można z grubsza ich wiek ustalić: urodzony w roku 1862 Filip jest na początku powieści "dzidziusiem", ale już się porusza na własnych nogach i bawi się klockami, zatem ma pewnie ponad rok, a mniej niż 2 lata; wobec tego starsza o 11 lat Augusta ma około 13, Mikołaj - około 12, Ernest - około 10. W "Mary Wakefield" wiek młodych Whiteoaków pozostaje mniej więcej zgodny z chronologią - Augusta i Mikołaj są czterdziestoparolatkami, Ernest jest koło czterdziestki, Filip zaraz po trzydziestce. Za to panny Lacey ni stąd, ni zowąd odmłodniały o 10 lat i też "ledwie przekroczyły trzydziestkę".

Młody Renny (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)), Dziedzictwo Whiteoaków (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise))
Wydarzenia z 4 i 5 tomu „Rodziny Whiteoaków” są już dokładnie datowane – w „Młodym Rennym” rozpoczynają się w roku 1906 (czyli mniej więcej 11-12 lat po „Mary Wakefield”) i trwają na przestrzeni około pół roku. Mary i Filip mają już dwójkę dzieci – pięcioletniego Edena i półtorarocznego Piersa. Meg ma właśnie wyjść za syna sąsiadów Maurycego Vaughana (u jego dziadków zamieszkali Adelina z Filipem, nim zbudowali Jalnę, a jego ojciec Robert, wówczas ledwie parę lat młodszy od Adeliny, kochał się w niej bez wzajemności). Wychodzi jednak na jaw pewna kompromitująca sprawa, która robi istną rewolucję w życiu Whiteoaków i Vaughanów...
Akcja tego tomu jest znacznie bardziej dynamiczna i obfitująca w smaczki obyczajowe – wyborna jest np. scena, w której dzieci Adeliny jedno po drugim usiłują się wymigać od towarzyszenia matce u dentysty, czy też ta, w której dają wyraz swemu niezadowoleniu z prezentu, jaki starsza pani sprawiła kuzynowi.
Pomiędzy 4 i 5 tomem sagi znów mija kilkanaście (dokładnie: dwanaście) lat. Renny i Maurycy wracają z wojny, a wraz z nimi ordynans tego pierwszego, Wragge, który zostanie w Jalnie jako lokaj i ożeni się z kucharką Maggie. W międzyczasie przyszło na świat jeszcze dwoje dzieci Filipa i Mary, Finch i Wakefield, starsi chłopcy dorośli – ale to Renny teraz przejmuje zarządzanie Jalną, bo ojciec i macocha już nie żyją – Filip zmarł jeszcze przed narodzinami ostatniego syna, Mary kilka tygodni po porodzie (może padli ofiarą jakiejś choroby zakaźnej, ale o tym autorka nie wspomina). W posiadłości Vaughanów pozostała jedynie nastoletnia Fezant i gospodyni; gdy ojciec powraca, nie bardzo umieją znaleźć wspólny język, ale przynajmniej w ich życiu panuje względny spokój. Nie to, co w Jalnie – tam się dzieje mnóstwo rzeczy, ale większość z nich to kłopoty, które spadają Renny’emu na głowę za sprawą jednego z młodszych braci…
Nie ma dłużyzn, nie ma banałów, akcja dość żywa.

Bracia Whiteoakowie (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) (4), Jalna (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) (4)
Akcja „Braci Whiteoaków” rozpoczyna się 1 marca 1923 roku, w dniu 15 urodzin Fincha, który jak na razie jest najbardziej bezbarwnym członkiem rodziny i takim jeszcze przez jakiś czas pozostanie; prawie dwa lata później nowa bratowa powie o nim, że jest „nieporadnym barankiem”, podczas gdy Eden „jest tak rozleniwiony, jak rozpieszczony kot; Renny jest jak lis; ich babka jest starą papugą; Meggie jest także kotem, złośliwym kotem, który rzuca się na ptaki, a Ernest i Mikołaj to dwie duże sowy” (w tych zoologicznych analogiach nie znalazło się jeszcze miejsce dla Piersa, którego prostoduszność i upór kojarzą mi się z wołem, i dla siedmioletniego Wakefielda, dzieciaka do granic rozwydrzonego i nieznośnego, przypominającego złośliwego ratlerka. Ten ostatni nieźle potrafi dopiec bliskim i wcale mu w tym nie pomoże posłanie go na lekcje do pastora…). Jedynym, co w ciągu najbliższego roku zwróci uwagę bliskich nastoletniego jubilata, będzie próba przejścia na wegetarianizm i upicie się whisky, podaną mu przez Wragge’a jako lek na ból zęba – skądinąd jedne z barwniejszych epizodów w powieści. Bohaterem tego tomu jest natomiast Eden, któremu pomiędzy pisaniem wierszy a wymuszonym przez brata studiowaniem prawa zachciewa się zostać geniuszem ekonomicznym; niestety, swoje zdolności w tej materii wypróbowuje na reszcie rodziny…
Między Piersem i Fezant Vaughan zaczyna się rodzić uczucie – rzecz jasna, niechętnie widziane przez babkę i rodzeństwo młodzieńca. Na Renny’ego zaś rozpoczyna „polowanie” przybyła w odwiedziny kuzynka z Anglii.
Wiosną roku 1924 Eden wysyła wiersze do amerykańskiego wydawnictwa i otrzymuje pozytywną odpowiedź, a skutki tego opowiada następny tom, „Jalna”. W rodzinie pojawiają się dwie nowe kobiety – żony Piersa i Edena. Oba te związki, choć z diametralnie różnych powodów, stają się przyczyną rozmaitych starć i niesnasek. I gdyby tylko na tym się skończyło… ale jest znacznie gorzej, bo w obu parach dochodzą jeszcze problemy z wiernością małżeńską, będące pośrednio skutkiem wcześniejszych zajść. Ale za to niespodziewanie zostaje zawarte jeszcze jedno małżeństwo, którego już nikt się nie spodziewał… Toteż na setne urodziny babki – późnym latem 1925 - grono mieszkańców Jalny stawia się nieco zdekompletowane.
W obu tomach jest sporo żywych, barwnych scenek, nieco częściej komicznych, niż dramatycznych. Usterkę chronologiczną dostrzegłam tylko jedną, mianowicie nieprecyzyjne podanie wieku bohatera; w podsumowaniu historii rodu pojawia się sformułowanie, że „trzydziestoletni Renny był panem na Jalnie”, a wiemy z poprzedniego tomu, że 2 lata wcześniej liczył sobie lat 37. Można to jednak wytłumaczyć: „Jalna” jest tomem napisanym jako pierwszy, wcześniejsze losy Whiteoaków poczęła autorka rekonstruować na podstawie tego krótkiego streszczenia dopiero później, kiedy się okazało, że czytelnikom spodobały się pierwsze części cyklu (tzn. „Jalna”, „We dworze Whiteoaków”, „Fortuna Fincha” i „Pan na Jalnie”) - i pewnie nie miała rozpisanej szczegółowo genealogii z datami urodzin bohaterów, mogły się więc jakieś nieścisłości trafić.

V 18

We dworze Whiteoaków (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) (4,5)
Akcja toczy się na przełomie lat 1926 i 1927. 18-letni Finch, podobnie jak Eden, nie ma ani zdolności, ani pociągu do prac gospodarskich, zdradza natomiast talenty artystyczne i szuka swojej życiowej drogi w sposób, który Renny’emu wyraźnie się nie podoba. Po jednym z ostrych starć chłopak ucieka z domu, a pośrednie skutki tego wydarzenia spowodują… skojarzenie dwóch nowych par w rodzinie.
Adelina powoli ugina się pod brzemieniem wieku. Miewa różne kaprysy – na przykład nocne rozmowy z najmłodszymi wnukami, albo rozdawanie prezentów nie tym członkom rodziny, którzy chcieli by je otrzymać. Krótko przed śmiercią urządza „próbę generalną”, by sprawdzić, jak zachowają się najbliżsi. A potem nagle umiera w trakcie świętowania urodzin Fezant. To wydarzenie nie jest aż tak niespodziewane: w końcu dożyła 102 lat. Ale prawdziwie zaskakujące jest to, co napisała w testamencie (uprzednio zmienianym „osiem razy w ciągu dwudziestu ubiegłych lat”); reakcja niektórych członków rodziny będzie taka, że o mało nie dojdzie do kolejnego pogrzebu…
Dobrze napisane – dużo wyrazistych scen, ukazujących charaktery postaci (epizody z pierścionkiem i z testamentem, myśli zebranych na pogrzebie Adeliny) i trochę niebanalnych opisów, jak ten: „Gdy spokój i cisza nocna zstąpiły na wzburzoną Jalnę, zdawało się, że stary dom wsunął się wygodnie pod swój dach, jak stary człowiek pod szlafmycę. Zdawało się, że kurczył się i zamykał w sobie – jakby nasuwając coraz głębiej na głowę nocny czepiec, i szeptał: - A teraz pora marzeń”.

Fortuna Fincha (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) (4)
Wiosną roku 1929 Finch kończy 21 lat, tym samym stając się w świetle prawa zdolnym do podejmowania samodzielnych decyzji. I postanawia przerwać studia, choć Renny krytykuje go i wyśmiewa, jak niegdyś Edena. Dysponowanie swoim majątkiem zaczyna od sprawienia prezentów braciom i zabrania wujów w podróż do Europy, gdzie zatrzymują się u ciotki Augusty. Tam poznaje daleką kuzynkę Sarę Court (wnuczkę brata Adeliny). Jest w niej zakochany, lecz nie potrafi się zdecydować na wyznanie uczuć, co może go drogo kosztować...
Alina zdobyła serce Renny'ego, lecz nie jest w Jalnie całkiem szczęśliwa. Czuje się zaniedbywana przez męża, który całe dnie spędza przy koniach lub wyrywa się z domu, by pomagać w gospodarstwie niedawno owdowiałej (a jeszcze całkiem niestarej i atrakcyjnej!) sąsiadce. Denerwuje ją bałagan w domu i kuchni, tupet Wragge'ów, dzieci szwagrostwa i psy, a w spornych kwestiach Renny wcale nie staje po jej stronie. Alina wyjeżdża w odwiedziny do ciężko chorej ciotki Heleny, zaś po jej śmierci zastanawia się, czy ma ochotę wracać do Jalny...
Nie da się ukryć: to ona jest w tym tomie moją ulubioną postacią, choć stale sporo sympatii żywię dla Fezant i dla obu starych wujaszków, którzy z wiekiem stają się coraz zabawniejsi. Wakefield po raz pierwszy od urodzenia począł się zachowywać jako tako znośnie, Meggie dla odmiany zrobiła się jeszcze bardziej pretensjonalna i zmierzła, niż była kiedykolwiek. Jeśli bohaterowie budzą takie lub inne uczucia, a język i styl nie budzi zastrzeżeń - warto czytać dalej.

VI 18

Pan na Jalnie (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) (4)
W ciągu 2 lat, które minęły od zakończenia "Fortuny Fincha", blisko 45-letni Renny został ojcem po raz pierwszy. Dziewczynka dostała imię po legendarnej protoplastce rodu i niestety taki też ma charakter. Alina nie radzi sobie z córką, która jest nazbyt aktywna, uparta, i mając ledwie półtora roku, potrafi skutecznie sterroryzować starszych kuzynów i wymusić na dorosłych wszystko, na co ma ochotę. Renny rozpuszcza dziecko, mimo woli podważając autorytet żony. Nie jest to jednak jedyna przyczyna rozdźwięku w ich małżeństwie – jest jeszcze Klara Lebraux, która jest dla niego kimś więcej, niż tylko wdową po lubianym sąsiedzie... A jej córka jest nieustającym obiektem uczuć Wake'a, choć sama kocha kogo innego...
Maurycy pragnie wydzierżawić pod działki budowlane część swoich gruntów, graniczących z Jalną, czemu Renny gorąco się sprzeciwia. Nie ma jednak środków, by odkupić od Maurycego ten kawałek ziemi. Próbuje pozyskać fundusze na ten cel a to od Fincha, a to od Aliny, lecz w końcu ucieka się do zaciągnięcia mocno ryzykownej pożyczki; osoba, która mu jej udziela, ma co prawda niebawem wejść do rodziny, ale Renny zna ją zbyt słabo, by móc przewidzieć jej plany...

Żniwa Whiteoaków (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) (4)
Do „Żniw Whiteoaków” mijają mniej więcej 3 lata. Wake prowadzi stację benzynową w dawnej kuźni i niebawem ma się żenić z Pauliną Lebraux, dla której zmienił wyznanie. Ta ostatnia decyzja będzie miała niespodziewane następstwa dla całej rodziny Whiteoaków i dla obu pań Lebraux (których stosunki rodzinne opisując, autorka nie przyłożyła się do szczegółów: w „Panu na Jalnie” na s.244 Paulina nazywa brata matki wujem Bobem, w tym tomie na stronie 34 – wujem Fredem, a na 238 okazuje się, że on ma na imię Duncan...). Pośrednio wpłynie także na stosunki między Rennym a Aliną, nieźle już nadwątlone. W pewnym momencie będzie się zdawało, że ten związek jest nie do uratowania. Ale czy pozory nie mylą?
Kariera i małżeństwo Fincha stają pod znakiem zapytania z powodu jego zagadkowej choroby, która najwyraźniej ma tło psychogenne. O dziwo, Renny rozumie to chyba lepiej niż inni; jednak biorąc stronę brata, naraża się bratowej, a jak się okaże, należy ona do ludzi, którzy takiej zniewagi nie wybaczają...
Kryzys ekonomiczny, trwający w całej Ameryce, sprawia, że Renny'emu coraz trudniej pokryć wydatki związane z prowadzeniem posiadłości. Ale również ten sam kryzys spowoduje, że Jalna zyska anioła opiekuńczego w osobie pewnej starszej damy. I w ogóle mieszkańców przybędzie – ktoś zagości tu po raz pierwszy, ktoś inny wróci, choć się tego nie spodziewano… I po raz pierwszy od długiego czasu zbiory będą pomyślne, a atmosfera przy stole ciepła i pogodna.
Oba tomy trzymają równy poziom, z całkiem niezłą, jak na ten gatunek, psychologią bohaterów i z barwnymi, soczystymi dialogami. Przyznam, że z trudem powstrzymałam się przed sięgnięciem po kolejny tom, ale coś trzeba było zostawić na potem…

VII 18

Droga Wakefielda (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) (4)
Wiosną roku 1939 Finch i Wakefield mieszkają w Londynie; pierwszy koncertuje, drugi, nie mając stałego etatu w żadnym teatrze, biega po przesłuchaniach. W końcu otrzymuje rolę drugoplanową, lecz ważną; jego partnerką jest Molly Griffith, zaangażowana właściwie z przypadku. Jeszcze podczas prób młodzi aktorzy zakochują się w sobie. Tymczasem braci odwiedza kuzyn Parys Court, syn Malahide’a, donosząc im, że znajomy ojca posiada doskonale zapowiadającego się konia, w sam raz dla Renny’ego. W trójkę udają się do Irlandii, a w domu krewniaków czeka na Fincha niespodzianka, na skutek której jego małżeństwo – z pozoru nie do uratowania – znów nabierze realnych kształtów.
Renny, wybrawszy się do Irlandii, nie tylko nabywa konia, ale też wyświadcza przysługę starszemu krewniakowi: kuzyn Dermot Court (liczący sobie ok.70-80 lat, a więc zapewne będący synem któregoś z braci babki) po stracie obu synów i wnuka pragnie przygarnąć jakiegoś chłopca z rodziny, by w przyszłości zapisać mu majątek. Renny namawia Piersa i Fezant, by posłali tam najstarszego syna, z którym Piers jakoś nie najlepiej się dogaduje. Początkowo zwłaszcza matka jest przeciwna, ale chłopiec, dowiedziawszy się, że nie będzie zmuszany do jazdy konnej i trenowania kuców, wyjeżdża z ochotą i świetnie aklimatyzuje się u „wujaszka, którego nazywa dziadkiem”.
Sztuka, w której grają Wake i Molly, po początkowym zastoju odnosi powodzenie, a młodzi zostają zaangażowani do teatru w Nowym Jorku. Tymczasem wybucha wojna. Wake zabiera narzeczoną do Jalny. Przyjrzawszy się jej lepiej, Renny zaczyna zdawać sobie sprawę, dlaczego – kiedy ją pierwszy raz widział w Londynie – tak przyciągała jego uwagę (o co Wake był straszliwie zazdrosny) i wydawała mu się do kogoś podobna… Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.
A wojna, do której Kanada przystąpiła niemal zaraz po Anglii, do reszty burzy spokój rodziny: za morze płyną trzej z czterech braci, i choć w pierwszym roku jej trwania wszyscy nadal żyją, nie wiadomo, czy i kiedy wrócą…
Za świetne sceny obyczajowe (dyskusje Renny’ego z rodziną przed wyjazdem do Irlandii; przyjęcie krewnych zza morza w domu Malahide’a; dialogi z udziałem Henryki, gosposi Fincha i Wake’a) w pierwszej połowie gotowa byłam podciągnąć ocenę w górę, jednak mój entuzjazm spadł do poziomu wyjściowego na skutek przesady fabularnej, jaką autorka się posłużyła dla rozwiązania wątku Wake’a i Molly (doprawdy, motyw zaczerpnięty z broszurowych romansideł!) i zbędnego obarczenia akcji losami przyrodnich sióstr tej ostatniej. I w dodatku w polskim tekście trafiły się dwa kiksy:
- przed laty babka Adelina rzekomo karmiła małego Wake’a „biszkoptami maczanymi w ceresie”[227] (w oryginale jest banalniej, lecz sensowniej: „biscuits soaked in sherry”);
- kościół w Boże Narodzenie „był pełen zapachu jodły i cykuty”[229] („spruce and hemlock”. W przypadku drugiej nazwy zawiniła angielska dwuznaczność: „hemlock” oznacza zarówno szalej lub szczwół plamisty – trujące rośliny, z których przynajmniej jedna posłużyła do sporządzenia zabójczego trunku dla Sokratesa – jak i… choinę, czyli drzewo iglaste pokrojem przypominające sosnę, a kształtem igieł i szyszek jodłę; zważywszy na lokalizację, była to pewnie choina kanadyjska, po łacinie Tsuga canadensis. Wystarczyłoby trochę pomyśleć, żeby dojść do wniosku, iż nawet jeśli komuś przyszłoby do głowy dekorować kościół trującym zielem, na tej szerokości geograficznej z pewnością nie mogłoby to mieć miejsca w grudniu. A czemu ze świerku – „spruce” - tłumacz zrobił jodłę, także zagadka…).

Powrót do Jalny (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) (4)
Jesienią roku 1943 do Jalny zjeżdżają: 17-letni Maurycy, spadkobierca właśnie zmarłego w Irlandii starego Dermota Courta, oraz Finch, którego Sara opuściła, poślubiając pewnego Greka. Piers i Renny wciąż jeszcze są w niemieckiej niewoli. W międzyczasie odszedł też dziadek i zarazem wuj Mooeya, Maurycy Vaughan; owdowiała
Meg sprzedaje Vaughanlands wdowcowi z miasta, a sama przeprowadza się z Patience do dawnego domu panien Pink. Nowy właściciel, Eugeniusz Clapperton, chce na tym terenie wybudować „wzorcową wioskę”. Jego sekretarz i daleki krewny, Sidney Swift, zostaje przez Piersa zatrudniony jako korepetytor, przygotowujący Maurycego do egzaminów na studia. Clapperton zaś, poznawszy siostry Griffith, zaczyna zalecać się do Gemmel. Pragnąc przywrócić jej zdrowie, finansuje badania i operację, po której dziewczyna zaczyna chodzić i z wdzięczności zgadza się go poślubić.
Gdy wracają z niewoli Piers i Renny, ten pierwszy obawia się, że z powodu jego niepełnosprawności Fezant będzie go uważała za niepełnowartościowego, lecz się myli. Renny zaś złości się na żonę, że podczas jego nieobecności kazała wymienić zniszczone tapety w hallu, zainstalowała centralne ogrzewanie, a psy kazała trzymać w służbówce. On z kolei pozwala Adelinie zamieszkać w dawnym pokoju babki, czego Alina nie pochwala. Nie dość tego, popada w konflikt z Clappertonem, gdyż nie podoba mu się pomysł masowego sprowadzania obcych ludzi na pogranicze Jalny. Podczas kolejnej kłótni sąsiadowi ginie duża suma pieniędzy, a wkrótce potem Renny zaczyna znajdować w różnych miejscach banknoty 20-dolarowe, i nabiera przekonania, że wskutek odniesionej na wojnie rany głowy stracił rozum. Wkrótce potem okazuje się, że pieniądze ukradła Roma, chcąc naśladować Robin Hooda. Alina, która od początku dziewczynki nie lubiła, chce się jej pozbyć z Jalny; ostatecznie przygarnia ją Meg.
Clapperton przeprasza Renny’ego, a na prośbę żony chwilowo zaprzestaje budowy wioski.
Na przełomie lat 1944/45 w Jalnie przybywa mieszkańców: Finch przywozi kilkuletniego Dennisa, a Fezant rodzi córkę Mary. W międzyczasie Whiteoaków odwiedza Róża Trent i niespodziewanie zwraca Finchowi dług sprzed 20 lat.
Najlepsze sceny: Meg, mówiąc o „młodych chłopcach otrzymujących duży majątek” udaje, że nie pamięta, iż ze swoich pieniędzy Finch spłacił jej hipotekę; Alina dochodzi do wniosku, że mimo 20 lat spędzonych z Whiteoakami nie stała się jedną z nich.

Córka Renny'ego (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) (3,5)
Maurycy kończy 21 lat i wybiera się objąć posiadłość odziedziczoną po kuzynie Dennisie. Skrycie podkochuje się w 17-letniej kuzynce Adelinie, podobnie jak osiedlony na „Lisiej Farmie” weteran Humphrey Bell, mniej więcej rówieśnik Fincha.
W roku 1948 Mooey, Adelina i Finch jadą do Irlandii. Już na statku dziewczyna zakochuje się w tajemniczym Irlandczyku Maitlandzie Fitzturgisie, mieszkającym niedaleko od Glengorman. Ponownie spotyka Patricka Crawshaya, którego jako dziecko poznała na polowaniu, ale nie myśli o zacieśnieniu z nim znajomości, myśląc tylko o Maicie. Gdy tamten przez pewien czas nie pisze i nie telefonuje, dziewczyna wsiada w samochód i wyrusza na poszukiwania. Odnalazłszy obiekt swych uczuć, dowiaduje się, że on także jest w niej zakochany, lecz nie stać go na zawarcie małżeństwa – ojciec przepił praktycznie cały majątek, matka jest mocno niezaradna (sprawiając przy tym wrażenie, jakby zapadała na alzheimera), zaś młodsza siostra nie pozbierała się psychicznie po śmierci męża i urodzeniu martwego dziecka. Nie dość tego, gdy Adelina z Finchem odwiedzają w Londynie Wake’a, okazuje się, że jego aktualna przyjaciółka, aktorka, jest byłą żoną Fitzturgisa. Adelina ma mu za złe zatajenie tej informacji, ale mu wybacza.
Clapperton zatrudnia nowego pracownika, Toma Raikesa, który go oszukuje na każdym kroku, ale ponieważ jest grzeczny i uniżony, chlebodawca jest nim zachwycony. Podobnie jak jego żona, której Raikes podoba się jako mężczyzna. Dopiero po dłuższym czasie wychodzą na jaw oszustwa Irlandczyka. Zwolniony Raikes na odchodnym upija się w karczmie i niechcący wznieca pożar, w którym ginie Eugeniusz. Dla Ernesta, który w dawnym domu Vaughanów się urodził, widok pogorzeliska jest takim wstrząsem, że w nocy umiera. Finch odkupuje od wdowy posiadłość za sporą sumę – chce odbudować dom na ocalałych fundamentach i zamieszkać tam z Dennisem.
Dużo dobrych scen (np.: Dennis zadający wujom kłopotliwe pytania; Archer w internacie, podmieniający swój poplamiony garnitur na czysty kolegi, co prowadzi rodziców jednego i drugiego do zgoła błędnych wniosków; Meg usiłująca się wprosić do Fincha, zanim jeszcze zaczął budować dom), ale też jedna wpadka (polska kucharka Clappertonów ma na imię… Tania) i trochę za dużo wzdychania.

X 18
Ostatnie dwa tomy sagi rodziny Whiteoaków zostawiłam sobie na potem, wiedząc, że to „potem” powinno nastąpić stosunkowo szybko, bym nie zdążyła pozapominać szczegółów wcześniejszych wydarzeń. Oczywiście i tak musiałam zerkać w streszczenia poprzednich paru części, głównie w celu doprecyzowania chronologii, ale strategia generalnie się sprawdziła.

Zmienne wiatry w Jalnie (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) rozpoczynają się latem roku 1950. Do Jalny, sprzedawszy swój majątek i wyekspediowawszy matkę i Sylwię do Nowego Jorku, gdzie mieszka druga siostra z mężem, przybywa Maitland Fitzturgis. Osobiście wolałby skorzystać z propozycji szwagra, obiecującego mu pracę w reklamie, lecz przyszły teść uważa, że powinni z Adeliną zamieszkać w Jalnie i usiłuje go zainteresować końmi. Pozostali Whiteoakowie przyjmują go także dość serdecznie, z wyjątkiem od dawna zakochanego w Adelinie kuzyna Maurycego, który otwarcie okazuje mu wrogość. Alina czuje do przyszłego zięcia wyjątkową sympatię, gdyż dostrzega, że on, tak jak i ona, zawsze będzie się wśród Whiteoaków czuł jak ktoś nie z tego świata. Równie ciepło wita go Roma, a i jego w jakiś sposób ciągnie do tej dziewczyny, choć zdążył się już dowiedzieć, że cała rodzina ma do niej żal (nie bez powodu, bo dopiero co odbiła Patience adoratora, niejakiego Normana Greena, młodzieńca próżnego i za nic mającego stare obyczaje).
Umiera ostatni przedstawiciel starszej generacji, 98-letni Mikołaj. Jego testament, choć stosunkowo skromny, budzi w rodzinie drobne animozje (jak zawsze, gdy chodzi o finanse lub przedmioty materialne, największy rejwach robi Meg).
Renny swoją część spadku wydaje na wyścigowego konia. W przyszłości zwierzę przyniesie mu spore zyski, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.
Maurycy znów uderza w konkury do Adeliny, ale bezskutecznie; wraca do Irlandii, a z nim Nooky, który teraz używa imienia Christian i ma zamiar studiować malarstwo.
Finch wykańcza swój nowy dom. Najchętniej mieszkałby w nim sam, ale Meg już właściwie zadecydowała, że wprowadzi się wraz z Patience i Romą, a swój dom sprzeda lub wynajmie (z czego chętnie skorzystają Adelina i Fitzturgis). Mały Dennis nie może się doczekać zamieszkania z ojcem – co Finchowi wcale nie na rękę, bo nie zdążył syna pokochać, dopatrując się w nim podobieństwa do Sary – i usilnie zabiega o jego uwagę. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Czas przeskakuje o trzy lata; Stulecie Jalny (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise)) to już jubileuszowy rok 1954. Renny snuje plany wydania Adeliny za jednego ze stryjecznych braci, a dokładnie młodszego od niej o kilka lat Filipa, ponieważ zachwyca go pomysł, że posiadłość znów mogłaby objąć para nosząca imiona protoplastów. Fezant jest temu przeciwna – uważa, że młodzi powinni pobierać się z miłości, tak jak ona i Piers, a nie z rozsądku, by zaspokoić pragnienia rodziców. Najmłodszy z jej synów także nie jest przekonany do tego pomysłu – jest jeszcze dość dziecinny i nie myśli o ożenku – lecz z drugiej strony chciałby zasłużyć na wdzięczność ojca i stryja. Adelina jest na ojca zła, że obmyślił to bez uzgodnienia z nią, jednak po pewnym czasie dochodzi do wniosku, że będzie to dla niej wygodne. Maurycy jest wzburzony tymi zaręczynami, żal odczuwa też Patrick Crawshay, który wciąż o niej myśli, choć dała mu do zrozumienia, że „ma o nim niskie mniemanie”. Kiedy jesienią przyjeżdżają do Jalny, Mooey próbuje kuzynkę skłonić, by, skoro nie chce jego samego, wyszła za Pata. Pat stara się jednak nie zaogniać sytuacji, udając, że żywi do niej tylko przyjacielskie uczucia.
Wakefield zapada na gruźlicę i zostaje ściągnięty do Jalny, gdzie ma zamieszkać w Chacie Skrzypka. Przyjeżdża z nim Molly, niezbyt rada z przerwy w karierze scenicznej. Ponieważ żyją bez ślubu, nie są zapraszani do domów pozostałych Whiteoaków i prawie nikt ich nie odwiedza. Piers, przyszedłszy tam po córkę, daje Molly do zrozumienia, że cała rodzina potępia taki związek. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Dennis nienawidzi macochy, choć ona za wszelką cenę chce zdobyć jego uczucia; sądzi, że to z jej powodu ojciec albo go karci, albo ignoruje, więc stara się jej dokuczyć przy każdej możliwej okazji. Po jednej z takich scen Finch chce go wyprosić z domu na święta, lecz chłopiec inscenizuje teatralne przeprosiny, czym ujmuje Sylwię. Jego kolejny wyczyn doprowadza do tragedii, lecz próżno u niego szukać wyrzutów sumienia; jeszcze raz spróbuje skrzywdzić bezbronną istotę, a potem jeszcze raz wymiga się przed karą, odgrywając jeszcze bardziej dramatyczną scenę…
Podczas obchodów stulecia Jalny wszyscy zdają sobie sprawę, że Adelina Filipa nie kocha i wychodzi za niego tylko dla wygody.Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

W obu tomach sporo jest humorystycznych scen z charakterem; w „Zmiennych wiatrach w Jalnie” do najlepszych należą te, w których Meg wykłóca się o podział spadku po Mikołaju i o pożyczony jej przed laty stary stolik, dyskusje po zakupie konia oraz rozdawanie prezentów gwiazdkowych; w „Stuleciu Jalny” – wszystkie z udziałem Noaha Binnsa, zwłaszcza jego pogaduszki w kuchni z Wragge’ami, oraz spór kobiet w kwestii wychowania najmłodszego członka rodziny. Równocześnie jednak w tym ostatnim stanowczo za dużo jest opowiadania na skróty, streszczania w kilku zdaniach epizodów, które by zasługiwały na pełne rozwinięcie, a za mało psychologicznego uzasadnienia postępowania niektórych postaci (dlaczego Adelina, dziewczyna z takim temperamentem, nagle tak bezwolnie pozwala sobą manipulować, nie umiejąc powiedzieć „nie”? Dlaczego Sylwia, wiedząc, co się zapowiada, nie wpada na pomysł, by zawczasu skorzystać z telefonu, tylko czeka do ostatniej chwili, aż ból zmąci jej myślenie? Numeru lekarza mogła zapomnieć, ale czemu nie miałaby zadzwonić do Jalny lub na plebanię, przecież każdy dowolny krewny natychmiast pospieszyłby jej z pomocą!). I licho wie czemu – bo przecież wszystkie tomy przekładała ta sama tłumaczka – Chata Skrzypka zmieniła się tu w Chatę Rzępoły, a syn pastora, wcześniej Jerzy, odzyskał oryginalną wersję imienia; dla fabuły to nieważne, ale działa na nerwy.

A samo zakończenie sagi – cóż, mam autorce za złe, bo jest mdłe i zupełnie nieprzekonujące, spodziewałam się czegoś ciekawszego.

Całość, mimo wspomnianych drobnych mankamentów, potrafi wciągnąć, a że napisana jest lekko, to i czyta się błyskawicznie (jeśli nic nie przeszkadza – na jeden tom starcza parę godzin).


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1866
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: misiak297 04.06.2019 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Zupełnie nie pamiętam, kt... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dorotko, muszę Ci bardzo podziękować za tę czytatkę, która w końcu skłoniła mnie do sięgnięcia po cykl Mazo de la Roche po raz drugi. Swego czasu odrzuciłem Whiteoaków po 50 stronach - i co więcej, i dziś podtrzymałbym ówczesne zarzuty. Początek "Budowy Jalny" jest napisany streszczeniowo, a historia jest plaska. Natomiast rzeczywiście potem opowieść nabrała barw, bohaterowie również.

A wszystko wskazywało na to, że ta przygoda się nie powiedzie. Pierwszy tom oceniłem na 3+ (dziś - biorąc pod uwagę poziom całego cyklu - prawdopodobnie zmieniłbym tę ocenę na 4), drugiemu 3 (powstał jako ostatni i był zupełnie niepotrzebny - nic nie wnosił do historii Whiteoaków, a literacko był słaby), trzeciemu 3+ (zbyt romansowy). Ale po lekturze czwartego tomu wiedziałem, że przeczytam już wszystkie.

11 lipca 2018 powróciłem do Jalny, dziś - niespełna rok później - kończę swoją wizytę u Whiteoaków. Nie podobał Ci się ostatni tom, z niektórymi zarzutami mogę się zgodzić, większość była zbyt streszczeniowa. Sam tom fabularnie był niezły, choć zabrakło impetu, który powinien się pojawić przy takiej fabule. Biorę pod uwagę, że autorka, pisząc "Stulecie Jalny" dobijała osiemdziesiątki.

Porównania czynione z "Sagą rodu Forsyte'ów" to nieporozumienie. Cykl Mazo de la Roche to czytadła, literatura popularna. Mało tego - niemal każdemu tomowi mam coś do zarzucenia. A to streszczanie, a to niepotrzebne wątki i bohaterów (gdyby je wyciąć, nikt by się nawet nie zorientował). Fabularnie większość kuleje. Obok kapitalnych, nakreślonych z pazurem scen, pojawiają się fragmenty raczej powierzchowne.

Ale...

Siłą tej sagi są bohaterowie. Członkowie rodziny Whiteoaków w większości są pełnokrwiści, skomplikowani, z całkiem niezłą psychologią. Dawno się tak nie zaangażowałem. Renny, stara Adelina [do samego końca zabierająca show!], Finch, Alina, Eden, Wakefield, Meg, Mikołaj czy Ernest - byli dla mnie jak żywi. Przywiązałem się do nich. Wiele razy śmiałem się lub płakałem z nimi. Czułem się prawie częścią Jalny.

Bardzo ważnym elementem tego cyklu jest poczucie rodowej ciągłości. Szacunek dla tradycji, dla przodków i ich historii, tworzenie rodzinnego mikrokosmosu, do którego nie każdy ma dostęp, wiecznie podkreślana przynależność do miejsca symbolizowanego przez Jalnę - to przekonuje. Nic dziwnego, że tego typu fragmenty - o sile domu, o znaczeniu cmentarza, wspominki na temat już zmarłych krewnych - pojawiały się w każdej części. Dopełnieniem są urzekające opisy przyrody, piękne refleksje na temat życia i trwania.

Bardzo zachęcam was do odwiedzenia Jalny - zwłaszcza miłośników sag rodzinnych w rodzaju Jeżycjady (osobiście Whiteoaków lubię sto razy bardziej niż Borejków) czy powieści Lucy Maud Montgomery (choć Jalna zdecydowanie jest tylko dla czytelników dorosłych).

Ja spędziłem z rodziną Whiteoaków rok - i nie miałbym nic przeciwko kolejnym szesnastu tomom. Stali się ważną częścią mojego czytelniczego życia. Wiem, że będę za nimi tęsknił.
Użytkownik: jolekp 14.11.2020 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Zupełnie nie pamiętam, kt... | dot59Opiekun BiblioNETki
Kiedy niemal równo rok temu zaczynałam moją przygodę z Whiteoakami, byłam właściwie pewna, że zakończy się ona najwyżej po paru pierwszych częściach, a dzisiaj skończyłam ostatnią i jeszcze nie bardzo do mnie dociera, że nie będzie już następnych. Tym bardziej, że ten ostatni tom tak bardzo niczego nie kończy, że naprawdę można by się spodziewać, że ciąg dalszy jeszcze nastąpi. Aż zaczęłam się zastanawiać czy na pewno był pomyślany jako ostateczny koniec. W każdym razie ja nie miałabym nic przeciwko następnym szesnastu tomom:). Chociaż z drugiej strony, w pewnym momencie musiałaby nastąpić jakaś wymiana pokoleniowa, a trudno sobie wyobrazić Jalnę bez Renny'ego, Fincha, Meg i reszty. Nie brakowałoby mi tylko Aliny, świat spokojnie by się bez niej obszedł;).

Aczkolwiek nie da się ukryć, że fabularnie to nie są jakieś majstersztyki - pierwsze kilka tomów sprowadza się głównie do tego, że Renny ma nowego konia i nową kochankę, nie lubiłam też tych, które chociaż częściowo działy się poza Kanadą, chyba żaden z wątków miłosnych nie wypadł przekonująco, a niektórych powiązań rodzinnych nie powstydziłaby się typowa telenowela;). Mam wrażenie, że cykl stoi głównie bohaterami - rysowanymi dość grubą kreską, ale bardzo charakterystycznymi, konsekwentnie prowadzonymi (poza może Adeliną w ostatniej części), do których z łatwością można się przywiązać (może oprócz Aliny, z niej jest beznadziejny przypadek). W niemal każdej z książek jest też jakaś świetna zapadająca w pamięć scena - testament babci, "szaleństwo" Renny'ego po powrocie z wojny, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu rozstrój nerwowy Fincha i mnóstwo, mnóstwo innych. A jako koneser malowniczych literackich scen awantur znajdowałam tu dużo materiału do czerpania uciechy. Moją absolutnie ulubioną jest ta z końcówki, zdaje się, "Fortuny Fincha", kiedy Renny przytłoczony pretensjami rodziny kładzie się w łóżku babci i demonstracyjnie odgrywa zranioną głowę rodu:).

Jakoś za szybko mi zleciało te 15 tomów. Będę za nimi tęsknić:(
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.11.2020 22:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy niemal równo rok te... | jolekp
Ja przyznaję, że osobiście bardzo lubiłam Alinę... Oprócz niej - obu starych wujów. I Piersa, i Pheasant (swoją drogą, nie wiem, co bym zrobiła, gdybym miała na imię Bażant. Już chyba wolałabym Hermenegilda). Może to jest kwestia tego, że niestety lata temu widziałam ekranizację, i te akurat postacie w filmie były najsympatyczniejsze.
Użytkownik: jolekp 14.11.2020 22:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja przyznaję, że osobiści... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wolałabyś mieć na imię Cierpliwość?:)

Ja chyba najbardziej lubiłam Fincha (choć trzeba przyznać, że ojcem był absolutnie najkoszmarniejszym) i Renny'ego - ale to niego się dość długo przekonywałam.
Zresztą z tego głównego katalogu postaci, które pojawiały się w każdej książce lubiłam właściwie wszystkich - oprócz właśnie Aliny. No nie wiem, jak dla mnie to ona jest straszną sekutnicą. Ma wybuchy egoizmu w takich momentach, że naprawdę chciałoby się ją zdzielić w łeb na opamiętanie. Wkurzała mnie też taka jej postawa najbardziej skrzywdzonej owieczki w stadzie, której zawsze wszyscy z rozmysłem robią na złość (włączając w to psy i niemowlęta), a ona musi to heroicznie znosić. Mam wrażenie, że ta kobieta przez cały czas miała komuś coś za złe.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.11.2020 14:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Wolałabyś mieć na imię Ci... | jolekp
Hm... no, chyba od Bażanta bym wolała Cierpliwość, chociaż w przypadku Powściągliwości/Abstynencji (Temperance Brennan, bohaterka cyklu "Kości"), to już bym się wahała :-). Anglojęzyczni generalnie mają łatwiej, bo u nich można imię tak zdrobnić, że nie zgadniesz, czy to Cierpliwość (Patience), czy zwykła Patrycja albo Patryk - i to Pat, i to Pat. Ale na zdrobnienie od Bażanta (Bażantki?), o ile pamiętam, nawet oni nie wpadli :-).

Wracając do Aliny, to ja odniosłam wrażenie, że oni jednak momentami naprawdę celowo robili jej na złość, czy delikatniej, na przekór, żeby jej pokazać, kto tu jest prawdziwym Whiteoakiem, a kto nie. A ona miała zupełnie inne priorytety i zainteresowania, których nikt w domu nie respektował, więc nie dziwię się, że między nimi czuła się obco. Ja bym pewnie zagryzła zęby i cierpiała w milczeniu, a ona walczyła o swoją odrębność, za co ją w pewnym sensie podziwiam.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: