Dodany: 21.03.2018 14:15|Autor: misiak297

Zgryzy i zgrzyty


[Uwaga: w recenzji omawiam treść wraz z zakończeniem]


Zacznę od tego, że absolutnie podziwiam Jeżycjadę. Nie ma w tym krztyny ironii. Grzmi się o spadku czytelnictwa w Polsce, o tym, że o literaturze się nie rozmawia – a pojawia się nowy tom cyklu Małgorzaty Musierowicz i – co się dzieje? Jeszcze przed wydaniem prowadzi się spekulacje podobne do tych będących nieodzowną częścią wybierania laureata literackiej Nagrody Nobla. W dniu premiery ludzie hurmem rzucają się do księgarń – zarówno ci, którzy Jeżycjadę uwielbiają, jak i ci, którzy kiedyś uwielbiali, ale dziś żywią do niej coraz więcej niechęci. Mnożą się recenzje, artykuły polemiczne – na blogach, w prasie (już nie wspomnę o prężnym forum ESD), a pod nimi – kilometrowe dyskusje, których uczestnicy to sobie przyklaskują, to skaczą do oczu. Na kartach kolejnych książek można znaleźć też odpowiedzi autorki na zarzuty czytelników. Znacie drugi taki fenomen w literaturze polskiej? Bo ja nie.

No i tak, byłem jednym z tych, którzy zamówili „Ciotkę Zgryzotkę” w tej samej sekundzie, w której pojawiła się w księgarni. Po absolutnie koszmarnej „Wnuczce do orzechów” i rehabilitującym trochę cykl „Febliku”, rozczarowała mnie. Niewiele jest lepsza od „Wnuczki…”.

Rozgrywa się niemal na wsi spokojnej i wesołej. Główną bohaterką jest Nora Górska, przeżywająca problemy dorastania (tusza, nieporozumienia z rodzicami, zła opinia w szkole przez głupi incydent, zgubiony smartfon). Dziewczyna wyjeżdża do Ruinki, w której mieszka ciotka Ida. Niebawem zaznajamia się z Gaudentym „Dentym” i „Podeszwą” o imieniu August. Następują perypetie z wiadomym finałem. Równolegle obserwujemy, jak na Roosevelta 5 Ignacy Grzegorz przygotowuje się do ojcostwa, zaś jego kuzyn Józef Pałys do małżeństwa z Hożą Dorotką (przypomnę – ci dwoje zaręczyli się parę lat wcześniej pierścionkami z trawy, nawet nie znając swoich imion, już nie mówiąc o tym, żeby ze sobą choćby porozmawiali. Teraz wyjeżdżają w podróż poślubną, ale ten wątek przemilczę…). Zastanawiam się tylko, z czego tak młodzi Strybowie, jak i młodzi Pałysowie będą żyli, ale…

Niewiele mi się w tej powieści podobało. Uśmiechnąłem się dwa razy (sceny z niewyspanym nietoperzem i z Podeszwą otwierającym furtkę „rodzinną” monetą). Wątki, które mi przypadły do gustu, też mogę policzyć na palcach jednej ręki. Ten z psem, a zwłaszcza z biegaczką (do której łatwo mógł się uprzedzić zarówno Ignacy Borejko, jak i czytelnik – a która w kryzysowej sytuacji zachowuje się wzorowo. To jest właśnie przebłysk dawnej wspaniałej Jeżycjady). Odczepienie „pręgierza”, czyli rodzinnej tablicy z wiadomymi zabytkami (pierwsze próby pisarskie Borejkówien itp.). To naprawdę dobry motyw – zrozumiałe, że Aga chce zacząć od nowa. Zrozumiałe też, że dla Gabrysi to może być problem. No i nie mogłem przejść obojętnie obok wspomnienia „Sagi rodu Forsyte'ów” oraz bardzo pomysłowego końcowego nawiązania do pewnej sceny ze starym Jolyonem – wyszło naprawdę dobrze. Od razu mi się przypomniało, ile lektur zawdzięczam właśnie Jeżycjadzie czytanej w wieku lat kilkunastu.

Niestety, główny kłopot z „Ciotką Zgryzotką” polega na tym, że jest okropnie nudna. Po pierwsze, całe strony przegadanych maili – litości! – i to tak podobnych, jakby pisała je jedna siostra. Po drugie – wątek miłosny schodzi na bardzo daleki plan, ustępując kronice rodzinnej. Zabrakło tu nań miejsca. W rezultacie nie bardzo przekonuje ani Nora jako bohaterka, ani jej zauroczenie Gaudentym (stanowiącym raczej ledwie nakreśloną postać), ani późniejsza przemiana. Wątek Podeszwy również został nakreślony trochę zbyt pospiesznie. Konflikt Mili i Ignacego jest po prostu sztuczny i też błyskawicznie się rozwiązuje, a potem zostaje tylko domknięty. Dodajmy jeszcze do tego pewną wtórność – jak wątek Fryderyka. Mam wrażenie, że po raz pierwszy, może drugi brnąłem przez tom Jeżycjady, zamiast go czytać. Wspominałem inne jej części – „Kwiat kalafiora”, „Idę sierpniową”, „Opium w rosole”, a z nowszych „Córkę Robrojka” czy „Tygrysa i Różę”, które – mimo pewnych zgrzytów na płaszczyźnie ideologii – są świetne.

Niestety, najbardziej przy lekturze „Ciotki Zgryzotki” boli jej okropna tendencyjność. To jednak literatura czytana przez miliony nastolatek – kształtowała wzorce, w jakimś stopniu pewnie kształtuje i teraz. W całym cyklu – co staje się z tomu na tom coraz bardziej widoczne – świat został tak wykreowany, że bohaterki mają tylko jedną drogę: małżeństwo i następujące zaraz potem macierzyństwo. Bo przecież kobieta = żona i matka. „Zostać matką to znaczy nawiązać bezpośrednią łączność. (...) Przez dziecko. Z uniwersalną, wieczną Miłością. Z Bogiem. (…) To jest coś najpiękniejszego na świecie. To jest jak cud”[2]. Kobiety niebędące matkami są niepełne (Tekla, trzymając na rękach nowo narodzoną siostrzenicę, wyda się Ignacemu „zdumiewająco miła i nawet wręcz kobieca”[3]

Czytam... i myślę o bohaterkach powieści Krystyny Siesickiej – o ileż prawdziwszych! O Misi z „Beethovena i dżinsów”, która naprawdę musiała rozstrzygnąć, czy będzie się dalej kształcić, czy raczej podejmie się opieki nad niemal niewidomym Piotrem, w którym była zakochana. O Marcie z „Jeziora osobliwości”, która nie biegła od razu do ołtarza, gdy poznała smak pierwszej miłości. O Kasi („Zapach rumianku”) zauroczonej Rafałem – to zauroczenie okazało się nie tak już atrakcyjne, gdy pojawiła się szansa zrobienia kariery. Ich matki miały do swych dzieci często ambiwalentny stosunek. Tam nie wszystko sprowadzało się do macierzyństwa.

A jeśli bohaterka w najnowszych powieściach Małgorzaty Musierowicz ma jakieś problemy związane z okresem dorastania? Cóż, odpowiedzią jest nienowa w Jeżycjadzie myśl: „Wszystko minie, jak się dziewczyna zakocha”[1]. I, oczywiście, Norze też minie. Na szczęście nie zaręczy się na pierwszej randce, a po kilku latach, i przynajmniej pozna nie tylko imię swojego przyszłego męża, ale także jego samego. Mówiąc szczerze, przecierałem oczy ze zdumienia, gdy na miłosną deklarację absztyfikanta nie zareagowała wybuchem entuzjazmu i otwarciem ramion, tylko oświadczeniem, że idzie na architekturę, bo jej przyszłość powinna łączyć się z nauką i pracą. Jakież było moje rozczarowanie – ale czy zdumienie? nie, jeszcze nie wtedy – gdy głos z offu podpowiedział, że ta para za kilka lat pobiegnie do ołtarza (no i super, pomyślałem, przynajmniej zdążyli się poznać, świetnie, że im wyszło). Dobiło mnie stwierdzenie, że on „obroni wspaniały doktorat (z bioelektroniki molekularnej) w tym samym akurat roku, kiedy urodzi się pierwsze ich dziecko”[3]. Jakże paskudnie brzmi w tym kontekście zakończenie, w którym Nora Górska się cieszy, bo „zyskała oto – nareszcie, nareszcie! – pełną i wyłączną kontrolę nad sytuacją”. Jakże wymowne jest kwitujące to „He, he”[4]. Wiecie, co mi się przypomniało? Kultowy film z lat 80. – „Galimatias, czyli Kogel-mogel 2” i ostatnia scena, gdy zapłakana Kasia na wieść o ciąży powtarza: „Ja miałam iść na studia”, a tymczasem uszczęśliwieni przyszli dziadkowie i przyszły tatuś, który wreszcie dopiął swego, skaczą z radości. Doprawdy, osławione Ślubne Fatum w rodzinie Borejków widzę inaczej niż Ida.

Taki właśnie obraz największego szczęścia można zobaczyć w Jeżycjadzie. „Ciotka Zgryzotka” jest tak pełna płciowych stereotypów, że to aż boli. Mężczyzna spracowany, śpiący snem sprawiedliwego, kobieta-karmicielka, która może i gdzieś tam pracuje, coś tam robi, ale przede wszystkim jest matką. „Stara dobra szkoła kobiecego taktu”[5] prezentowana przez Milę polega na dyskretnym kierowaniu życiem rodziny z drugiego planu – w cieniu męża. Ida w mailu do Marka: „pisz do mnie, mój jedyny, to będzie bardzo romantyczne, a nie zapomnij o komplementach, Ty ciągle zapominasz, mruku jeden, a przecież bez nich kobieta jest jak kwiat bez doniczki”[6]. Zdenerwowała mnie również scena między Ignasiem i Grzegorzem – byłaby całkiem dobra, gdyby nie kolejne stereotypy: „kiedy ojciec i syn omawiają ważne sprawy życiowe, piwo jednak musi być na stole”[7]. Równie przykre jest podsumowanie tej (skądinąd wzruszającej) sceny:

„Ignaś chętnie powiedziałby ojcu, że przywołując tę historię trzymaną w sekrecie przez dwadzieścia trzy lata, bynajmniej się przed synem nie ośmieszył, a wręcz przeciwnie: stał się jeszcze bliższy i milszy. Ale takich rzeczy mężczyźni nie mówią sobie przy piwie”[8].

Ironia? Może i tak. Tyle że w czasach, kiedy tyle się mówi o tym, ile lata powielania podobnych postaw (przypisanych konkretnej płci) przyniosły szkód w relacjach rodzinnych, a także o tym, jak ważne jest partnerstwo w związku – te fragmenty są, delikatnie mówiąc, niefortunne, a nawet szkodliwe.

Kolejną sporą niezręcznością okazało się wprowadzenie w obręb fabuły Azjaty (chłopaka Łusi). Znów przetarłem oczy ze zdumienia: jednak znalazł się reprezentant innej kultury, innego stylu życia, innych wartości w Jeżycjadzie! Tylko – jak się okazuje – Jacek (bo tak ma on na imię) to Japończyk tylko w połowie (z japońskiego ojca i polskiej matki), na dodatek ochrzczony. Żadna zeń figura Innego. A gdy jeszcze na weselu się okaże, że cytuje Homera, to już można dawać na zapowiedzi. Dziwi mnie tylko, że nieplanowanym świadkiem zostaje ktoś całkiem panu młodemu obcy – czyżby ten nie miał żadnych przyjaciół? Jednak co mnie zabolało w tym wątku najbardziej, to te słowa:

„Wbrew obawom Idy, które tej bezsennej nocy zabarwiły grozą jej koszmary i przeczucia, Jacek Tanaka okazał się wysokim, szczupłym, uśmiechniętym i ewidentnie przystojnym młodym dżentelmenem. Spoglądał bystro i mówił do rzeczy, zaś maniery miał absolutnie bez zarzutu”[9].

Być może miały być wyrazem akceptacji, ale wyszło co najmniej niezręcznie. Nie wiem, czego się spodziewała Ida, dorosła, gruntownie wykształcona kobieta, z rodu otwartych na ludzi Borejków. Nawet boję się pomyśleć. Jak dobrze, że Jacek jest ewidentnie przystojny i do tego szczupły. Co by było, gdyby był gruby i ewidentnie nieprzystojny? Zastanawiam się, jak sobie z tym fragmentem poradzi tłumaczka książek Małgorzaty Musierowicz na japoński.

Nie, w moim odczuciu „Ciotka Zgryzotka” nie jest udaną powieścią. Nie będę do niej wracał. Ale następny tom Jeżycjady i tak kupię. Bo nie przestaje mnie fascynować (i nawet cieszyć – znów bez ironii!) jej fenomen.


---
[1] Małgorzata Musierowicz, „Ciotka Zgryzotka”, wyd. Akapit Press, 2017, s. 32.
[2] Tamże, s. 253.
[3] Tamże, s. 267.
[3] Tamże, s. 307.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 46
[6] Tamże, s. 54.
[7] Tamże, s. 71.
[8] Tamże, s. 76
[9] Tamże, s. 260.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 17609
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 31
Użytkownik: Monika.W 22.03.2018 11:34 napisał(a):
Odpowiedź na: [Uwaga: w recenzji omawia... | misiak297
Podpisuję się obiema rękami.
Nuda, nuda, nuda. Ta książka jest po prostu nudna.
Nie zaśmiałam się ani razu. Nawet się nie uśmiechnęłam. Chyba że z goryczą, jak Inny okazał się katolikiem z miłością do Homera. Oczywiście, nie jesteśmy żadnymi ksenofobami, tolerujemy inne kolory skóry, niech już będą - jeśli będą porządnymi katolikami z taką samą kulturą, jak my.
Ech... Aż zatęskniłam za Kwiatem kalafiora czy Szóstą klepką, albo przerażająco smutnym Opium w rosole.
Użytkownik: otusik69 22.03.2018 16:24 napisał(a):
Odpowiedź na: [Uwaga: w recenzji omawia... | misiak297
A mnie się podobało. Może nie aż tak jak ulubione Szósta klepka, Opium czy Noelka, ale przeczytałam "Ciotkę" z dużą przyjemnością. Głównie za sprawą Nory - w końcu ona i jej "absztyfkanci" nie stanowią chodzących encyklopedii antyku, literatury romantycznej, etnografii itp.
Chociaż oczywiście zgrzyty były też...
Szczególnie nieprawdopodobne wydały mi się rozważania Nory na temat narodzin dziecka Agnieszki (patrz [2]). Nawet nie dlatego, że rozgarnięta 16-latka nie mogłaby mieć takich przemyśleń, szczególnie po doznanych przeżyciach z tymi narodzinami związanych, natomiast nie sądzę (a mam taką młodą w domu) żeby ujęła to w tak filozoficzną wypowiedź, szczególnie w rozmowie z kimś, kto do tej pory był dla niej tylko kolegą ze szkoły.
Natomiast co do kształtowania takich a nie innych wzorców (co zresztą wydaje mi się być głównym zarzutem podnoszonym w większości recenzji jakie przeczytałam) - uważam że skoro na rynku funkcjonuje z powodzeniem szeroka gama literatury młodzieżowej czytywanej przez współczesne nastolatki co najmniej równie chętnie co książki MM a promującej inne postawy, to w fakcie, iż ta akurat autorka kładzie szczególny nacisk na aspiracje w postaci stworzenia szczęśliwej rodziny nie upatrywałabym niczego szkodliwego, tak jak z faktu iż np. ktoś jest wiernym czytelnikiem Igrzysk Śmierci nie wynika, że sam zacznie po trupach (dosłownie) iść do celu.
Bardziej drażni mnie, że już po tym szczęśliwym założeniu rodziny w ogóle tracimy z oczu ich poczynania na wszelkich innych polach.
No i ostatni zarzut - Ida zawsze była pawianem. Ale dlaczego gdzieś od McDusi autorka zrobiła z niej infantylnego i egzaltowanego superpawiana??? I dlaczego polonistka i poetka Nutria pisze maile w tonie wczesnej Emilki ze srebrnego (KURSYWĄ A WŁAŚCIWIE W TYM WYPADKU WERSALIKAMI - podkreślenie celowe i zamierzone)???
Użytkownik: jolekp 22.03.2018 16:41 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się podobało. Może... | otusik69
Ida zawsze była pawianem, owszem. Ale dawniej, kiedy Ida była pawianem, słyszała od innych, że jest pawianem. Mniej więcej w "McDusi" to się skończyło - tam Ida zachowuje absolutnie obrzydliwie wobec gościa, który przyjechał na święta (!), a reszta rodziny daje na to swoje ciche przyzwolenie i nikt nawet nie zwróci jej uwagi. I to jest absolutnie wkurzające.
Użytkownik: misiak297 22.03.2018 17:37 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się podobało. Może... | otusik69
Oto czego zapomniałem ująć w recenzji, teraz to widzę - podobał mi się Guścik jako bohater. Pomijając tego, eufemistycznie mówiąc, mocno niefortunnego smsa na początku, to jednak to taki bezpretensjonalny, swojski chłopak. I rzeczywiście miałem wrażenie, że MM ta postać wyszła - jako nowa, jako trochę z innego świata niż ten Borejkowski. Trochę Lelujkowaty ten podeszwa, ale już nie ma się co czepiać.

A te kursywy Emilki ze Srebrnego Nowiu to były pierwsza klasa:)
Użytkownik: otusik69 22.03.2018 20:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Oto czego zapomniałem ują... | misiak297
Miałam dokładnie takie samo skojarzenie z Guścikiem. I jeszcze równie mocno skojarzył mi się z młodym Robrojkiem z "Kwiatu kalafiora". Taki normalny, bezpretensjonalny, nieprzeintelektualizowany ale za to pomocny w chwilach próby facet. I zapewne dzięki temu nieprzesadnie zirytowało mnie zakończenie - po prostu miło było się dowiedzieć, że w końcu któryś z nich doczekał się spełnienia swoich młodzieńczych damsko-męskich marzeń.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.03.2018 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się podobało. Może... | otusik69
Mnie się też "Zgryzotka" podobała, i w istocie rzeczy może nie aż tak, jak liczne wcześniejsze tomy, jednakże tak samo jak Ty, odczuwałam przy lekturze sporą przyjemność.
To prawda: maili było trochę za dużo i trochę za monotonne.
To prawda: Ida z biegiem czasu kompletnie zezgryzociała. Rety, jak mnie wkurza ten jej bzik dietetyczny i to poczucie, że ona wszystko wie najlepiej o swoich dzieciach, o dzieciach sióstr, o życiu etc. Ale czy to nie jest właśnie życiowe? Też znam osoby, które z każdą dekadą stają się coraz bardziej zmierzłe.
Dodam jeszcze, że niepotrzebny był ten skrót do przyszłości na końcu. Skoro autorka zamierza ciągnąć cykl dalej, to wolałabym się dowiedzieć dopiero za kilka lat, jak się potoczyły losy Nory i Augusta.
I że w stu procentach zgadzam się z Tobą, że zarzut kreowania "niewłaściwych" wzorców jest chybiony. Literatura beletrystyczna opisuje świat taki, jaki autor widzi (albo jaki sobie wyobraża, ale i ten jest w pewnym stopniu odbiciem realnego). I ja tak to właśnie postrzegam: są ludzie lub całe środowiska, dla których priorytetem są takie, a nie inne wartości, u których dominują takie, a nie inne zachowania, i pisarzowi wolno poczynione wśród nich obserwacje przenieść na papier. "Widzę i opisuję" nie znaczy przecież "zalecam" - gdyby tak było, co byśmy musieli zarzucić Dostojewskiemu na przykład? Ja u MM widzę dyskretną ironię, z jaką ona prezentuje te zapatrywania swoich postaci - i dziwię się, że inni nie dostrzegają tego jej nabijania się z zrzędliwości Idy, z uporu dziadka, z (nazwijmy to) prostolinijności Józinka czy z sybarytyzmu Pulpecji. A że część kobiet przeorientowuje swoje młodzieńcze priorytety życiowe, doszedłszy do wieku, który natura zaprogramowała jako idealny do prokreacji? Biologia, czysta biologia, której oczywiście można się sprzeciwić, ale (na szczęście dla ludzkości) nie trzeba...
Użytkownik: jolekp 22.03.2018 19:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie się też "Zgryzotka" ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Co do ostatniego zarzutu, to ja mam z tym taki problem, że u Musierowicz nie ma równowagi. W ciągu 22 książek nie zdołała wykreować ani jednej postaci, która ostatecznie nie weszłaby w poważny związek albo nie miała dzieci z jakiegokolwiek powodu. A jeśli już taka postać się pojawia, to jest przedstawiana albo jako osoba głęboko nieszczęśliwa (jak np. Robrojek przed związaniem się z Natalią), albo jako karykaturalnie zła (jak np. Alma Pyziak). Wydaje mi się, że Musierowicz naprawdę nie musiałaby się wyrzekać swoich życiowych przekonań, żeby na przestrzeni całego długiego cyklu pozwolić jednej (!) bohaterce na to, żeby nie znalazła powołania w roli matki.
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: misiak297 22.03.2018 19:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do ostatniego zarzutu,... | jolekp
O to, to, to, to, to! W tym nie ma różnorodności. Wszystko jak od jednej sztancy. I do tego - mężczyzna/zakochanie jako remedium na problemy. Trudno się dziwić, że pojawiają się zarzuty nachalnego propagowania "jedynej" dostępnej drogi życiowej. I że to zakrawa trochę na parodię. Zwłaszcza, że współcześnie wygląda to zazwyczaj inaczej.

Ale akurat postawa Agnieszki - jakkolwiek idiotyczna - została jednoznacznie skrytykowana.
Użytkownik: jolekp 22.03.2018 19:56 napisał(a):
Odpowiedź na: O to, to, to, to, to! W t... | misiak297
"Ale akurat postawa Agnieszki - jakkolwiek idiotyczna - została jednoznacznie skrytykowana".
A to przepraszam, widziałam taki zarzut w kilku różnych recenzjach, więc uznałam, że to prawda. Ale skoro twierdzisz, że to zostało skrytykowane, to wierzę :)
Użytkownik: Monika.W 22.03.2018 20:33 napisał(a):
Odpowiedź na: O to, to, to, to, to! W t... | misiak297
Z tym "jednoznacznie" to bym nie powiedziała. Raczej - nie została pochwalona. Ale krytyki to ja wielkiej nie odczułam - w każdym razie mniejszą niż krytyka posiadania nadwagi czy niezdrowego odżywiania.
Użytkownik: otusik69 22.03.2018 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do ostatniego zarzutu,... | jolekp
Co do braku równowagi oraz traktowania w powieściach MM "prawdziwej miłości" i macierzyństwa jako remedium na wszystkie kobiece problemy życiowe się zgadzam, ale czyż poniekąd nie tego oczekujemy po Jeżycjadzie (przynajmniej ja)? Ciepła rodzinnego, szczęśliwego rozwiązania wszelkich problemów, happy endu? Cytując "Opium"(chyba niedokładnie, ale nie chce mi się sprawdzać), taki "borejkowy plasterek na zranione serce".
Użytkownik: jolekp 22.03.2018 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do braku równowagi ora... | otusik69
Przepraszam z góry, że polecę trochę offtopem, z ogólnymi uwagami do całego cyklu.
No, ja nie do końca mam wrażenie, żeby Borejkowie byli szczególnie ciepłą rodziną. Mam niemal pewność, że nie przyjęliby mnie gościnnie w swoim domu - no bo poezji nie czytam, łaciny nie znam i za często używam słowa generalnie, co prowadzi do prostego wniosku, że jestem uboga duchem.
Borejkowie są rodziną, która za bardzo ze sobą nie rozmawia. Albo inaczej - rozmawia na temat wzniosłych idei i sensu istnienia, ale o zwykłej prozie życia już nie bardzo. Problemy rozwiązują metodą zamiatania ich pod dywan (Laura i jej naturalne pragnienie dowiedzenia się czegoś o ojcu, traktowane jest przez rodzinę jako umyślne i złośliwe dręczenie matki i określane jako niestosowne), dziadkowie Borejko mają nieznośną tendencję do układania wszystkim życia pod własne dyktando (Ignacy odprawia Fryderyka pod nieobecność Róży i bez jej wiedzy, Mila wciska Laurze do ślubu bukiet z groszków stosując obrzydliwy emocjonalny szantaż), Gabriela wyraża zainteresowanie ślubem własnej córki na tydzień przed faktem, przez lata nikt specjalnie nie zwraca uwagi na to, że jeden z kuzynów znęca się nad drugim bez powodu. O wątku zapomnianej Gizeli nie będę nawet wspominać, ja za bardzo nie uznaję "Kalamburki" za kanon.
Borejkowie byli miłą i ciepłą rodziną do pewnego momentu, ale mam wrażenie, że od jakiegoś czasu kiszą się tylko we własnym sosie i narzekają jaki ten świat dookoła paskudny i zdegenerowany (to co autorka wyprawia w dziedzinie marudzenia na wszystko w "Języku Trolli" przechodzi wszelkie granice i piszę to jako rasowy defetysta). Teraz są rodziną, która pozuje na bardzo otwartą i niby każdego przyjmą pod swój dach, no chyba że akurat ten ktoś:
*nie lubi poezji,
*nie cytuje antycznych poetów,
*ma w domu telewizor; telewizor w domu łaskawie wybaczamy tylko Pulpecji (chyba nikt im nie powiedział, że telewizja to nie tylko TVN, Borejki są strasznie ograniczeni w kwestii kultury jak na inteligentów, tak swoją drogą),
*niezdrowo się odżywia; chyba że jest Józinkiem - wtedy wolno mu jeść kiełbasę i bigos na śniadanie bez głupich przytyków,
*jest Januszem Pyziakiem przybywającym na ślub córki, na który został zaproszony (do tej pory nie mogę ścierpieć tego wątku, jak w ogóle wątku Janusza w całości).
To mi chyba najbardziej przeszkadza - że wszyscy mówią, że Borejkowie to taka miła i ciepła rodzina, a ja widzę zupełnie co innego.
Użytkownik: otusik69 23.03.2018 08:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam z góry, że po... | jolekp
Przepraszam, bo użyłam chyba zbyt dużego skrótu myślowego. Chodziło mi o to, że mimo wszystkich wymienionych przez Ciebie uchybień, te książki wnoszą jednak w moje życie powiew optymizmu, takiej historii co do której mam względną pewność że zakończy się dobrze i szczęśliwie (przynajmniej dla głównej bohaterki).
To trochę tak jak z większością komedii romantycznych, dostrzegam i nawet wypunktowuję ich nielogiczności i brak prawdopodobieństwa (szczególnie w naszych realiach), ale decydując się na taki film nie zamierzam zgłębiać ludzkiej psychologii tylko wyjść z kina odprężona i zrelaksowana.
Natomiast co do Twoich zarzutów - w zasadzie się z nimi zgadzam... Borejkowie jako rodzina w ostatnich częściach nieco zramoleli w swoim stosunku do świata. Zauważ jednak, że ten krytyczny stosunek do współczesnego świata prezentuje głównie starsze pokolenie bohaterów. I chociaż to smutne to jednak prawdziwe, sama czasem łapię się na tym że sama z biegiem kolejnych lat też coraz bardziej krytycznie oceniam otaczająca mnie rzeczywistość, drażni mnie zbudowana w miejscu pięknej łąki piąta czy siódma Biedronka w moim małym miasteczku, reaguję alergicznie na wszelkie Trudne Sprawy czy Dlaczego Ja, zamiast RMF-u słucham Trójki czy Chilloutu itp. itd.
W Ciotce zgrzytnęła mi tu Nora z koncertami obojowymi, cieszę się że nie Despacito, ale czy nie mogła to być Nina Simone, Louis Armstrong, Diana Krall?!!
Użytkownik: jolekp 23.03.2018 09:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam, bo użyłam ch... | otusik69
Aj, bo chyba niechcący wyszłam na straszną marudę, a ja lubię te książki (no, może z nielicznymi wyjątkami). Zjeżyłam się tylko na stawianie Borejków za wzór ciepła rodzinnego, bo oni niespecjalnie się do tego nadają i to właśnie starałam się wykazać w poście powyżej. Borejkowie nie są idealną rodziną, co wcale nie oznacza, że nie można czerpać przyjemności z czytania o nich, jak najbardziej można. W każdym razie - miło że już się rozumiemy :).
"Zauważ jednak, że ten krytyczny stosunek do współczesnego świata prezentuje głównie starsze pokolenie bohaterów."
No nie do końca, bo w takim "Języku Trolli" marudną narrację snuje głównie Józinek, lat 9. Ale już zostawmy to w świętym spokoju :)
Użytkownik: otusik69 22.03.2018 20:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie się też "Zgryzotka" ... | dot59Opiekun BiblioNETki
O dokładnie, niezauważona ironia, to jest to.
Użytkownik: sowa 22.03.2018 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: [Uwaga: w recenzji omawia... | misiak297
No i mamy tu kolejne potwierdzenie, że każda nowa powieść Musierowicz natychmiast wywołuje wieloosobową dyskusję :-).

Też należę do tych, co to kiedyś rzucali się z zapałem na każdy kolejny tom Jeżycjady, a teraz czytają inercyjnie, żeby zobaczyć, co tam słychać u bohaterów (w kolejnych pokoleniach...) i, niestety, doświadczyć więcej irytacji niż przyjemności. Więc oczywiście „Ciotkę Zgryzotkę” też mam w planach. Mimo że już, niestety, dokładnie wiem, co tam, z kim i jak się dzieje oraz co z tego wynika. Bo choćbym chciała, nie zaczekam przecież z lekturą recenzji, aż przeczytam recenzowaną pozycję...
Użytkownik: joanna.syrenka 26.03.2018 13:03 napisał(a):
Odpowiedź na: No i mamy tu kolejne potw... | sowa
O to, to. Do tego stopnia jestem znużona ostatnimi tomami, że zastanawiam się, czy dalej kupować Jeżycjadę. Kiedyś wracałam do tych książek, teraz się tylko kurzą. A żeby dowiedzieć się, co słychać u bohaterów, to mogę wypożyczyć z biblioteki. I to piszę ja, autorka konkursu MM. :-(
Użytkownik: Czajka 26.03.2018 13:45 napisał(a):
Odpowiedź na: [Uwaga: w recenzji omawia... | misiak297
O, to cudnie skoro lepsza od "Wnuczki...". Mnie się Wnuczka podobała, zaraz po pracy lecę do księgarni. :)
"świat został tak wykreowany, że bohaterki mają tylko jedną drogę" - tak, masz rację, też nie cierpię jednej drogi. Kiedyś czytałam taką grubą książkę, a właściwie kilka grubych książek i tam też była jedna droga do sensu. Przez sztukę. Podstarzały autor zaczął pisać i jakby zmartwychwstał. Dopiero wtedy wszystko odzyskało sens - i katedry, i łyżeczki i bruk. W dodatku w żadnym tomie nie było normalnej rodziny ani normalnego rodzicielstwa. Rozczarowałam się, bo ja akurat katedry nie wybuduję już. :)

PS. Poznałeś kiedyś Japończyka? Takiego naprawdę innego? ;))
Użytkownik: Cioteczka Jo 28.03.2018 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: [Uwaga: w recenzji omawia... | misiak297
Cały problem z Jeżycjadą polega na tym, że Małgorzata Musierowicz powinna już przestać ją pisać. Z książki na książkę widać coraz bardziej, że ewidentnie już jej się nie chce. Ale pisze, i to pisze byle jak, niestarannie, niechlujnie, myli fakty, daty, pisze rzeczy bez cienia logiki i prawdopodobieństwa, chyba z myślą z tyłu głowy "lud i tak to kupi" (w przenośni i dosłownie). I potem mamy nielogiczne bzdury takie jak Florian i Józek remontujący sufit zabytkowego budynku (ludzie bez uprawnień! bez wiedzy!), kuriozalna podróż poślubna Józka i Doroty, a wcześniej idiotyczny ślub, na którym nie ma ani jednego znajomego państwa młodych (kłopoty ze świadkiem), są za to dawni przyjaciele starszego pokolenia (!!!), Japończyk-ale-oczywiście-katolik, Ignacy Grzegorz, który na dwa tygodnie przed porodem żony wyjeżdża zostawiając w domu komórkę i nie pozostawiając żadnej informacji, gdzie będzie i z kim; komórki w ogóle zapominane/gubione/wyrzucane w złości (!) są hurtowo; Florek zamienia "niekrępujący drewniany pawilon dla gości" w dwupokojowy domek dla Strybów, z łazienką wprawdzie, ale bez najbardziej nawet mikroskopijnej kuchenki; no i jako ta wisienka na torcie - przejęty Florek raportujący, że jest spłukany, ale musiał kupić ziemię, bo chętny był na nią Niemiec, i trzeba było ratować (!). Na jakim świecie autorka żyje, na litość boską, i dlaczego jest tak kompletnie odklejona od rzeczywistości? Za co bierze pieniądze redaktorka, rodzona córka? Za poprawianie przecinków chyba tylko, bo ewidentnie nie za sprawdzanie faktów i za sprawdzanie, czy to, co w książce stoi, ma cień sensu. Zgryzotkę przeczytałam, ale po kolejny tom już chyba nawet nie sięgnę, choć podobno ma być ostatnim, co zważywszy wiek autorki, jest dość prawdopodobne. I stąd zapewne, nawiasem mówiąc,ta kuriozalna scena na koniec, uchylenie zasłonki nad przyszłością, bo książki o dwudziestoparoletniej Norze już raczej nie będzie... na szczęście!!!
Użytkownik: Czajka 04.04.2018 10:04 napisał(a):
Odpowiedź na: [Uwaga: w recenzji omawia... | misiak297
Kupiłam, przeczytałam, nie uśmiechnęłam się ani razu, ale podobało mi się.
Zresztą jakoś w ogóle nie postrzegam i nie postrzegałam chyba nigdy Jeżycjady jako humorystycznej i nie humoru tu szukam. Nie szukam też przepisu na drogę życiową, aczkolwiek nie zgadzam się, że w Jeżycjadzie jedyna to macierzyństwo. Zauważ, że każda (albo zdecydowana większość) kobiet ma ustabilizowaną sytuację zawodową – jest wykształcona i pracuje w zawodzie.
Nie bardzo rozumiem na czym polega zarzut dotyczący przydzielania ról? Praktycznie każdy mężczyzna w tym tomie płacze, mdleje, słabnie albo traci głowę, czyli ogólnie wrażliwy jest. Chyba że chodzi o scenę, w której kobiety pieką ciastka, a faceci murują (ja osobiście nie wyrywałabym się do murarki i taki podział bardzo mi odpowiada).

Jako lekką nadinterpretację odbieram Twoje określenie „pełnej kobiety”. Czy ”miła i łagodna” oznacza pełnię kobiecości? „Przypuszczam, że wuntpie” – o, tu się uśmiechnęłam.
W każdym razie, cały czas mam wrażenie, że patrzysz na Jeżycjadę pod jednym kątem i z jednym pragnieniem, nic dziwnego, że w tym względzie zostajesz rozczarowany.
No ale nic. Z wieloma zarzutami się nie zgadzam, w pełni zgadzam się natomiast z Dot, więc nie będę powtarzać.

Osobiście mam jeden zarzut – jest za dużo wątków, przez co zagubiła się powolność i zwartość (mimo licznych, pysznych detali) narracji, którą tak cenię w Jeżycjadzie. Mnóstwo fragmentów jest zbędnych, bo nic nie wnoszą. Ten wyjazd Fryderyka, cała Ruinka, Ziutek, romantyczny wypad Gabrysiów. No i maile – maile faktycznie w większości nudnawe i też w większości zbędne raczej. W to miejsce można by dodać więcej książek (bo w sumie tylko jest fragmencik z Sagą, no, to straszne, ale miałam nadzieję, że ta scena w sadzie potoczy się podobnie jednak), więcej muzyki, więcej problemów z dojrzewaniem i więcej Dentysty oraz Podeszwy (o, jeszcze imiona mnie denerwowały), żeby nie było tak po łebkach (jak z tym winem na weselu), przez co, być może, Dentysta objawił się nieco kuriozalnie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.04.2018 10:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Kupiłam, przeczytałam, ni... | Czajka
No, o tym zapomniałam napomknąć - imiona chłopców też mi się wydały nieco przekombinowane. Zważywszy na ich wiek + ogólnopolskie trendy onomastyczne, to prawdopodobieństwo, żeby w jednej klasie trafił się August i (zwłaszcza) Gaudenty, jest ogromnie małe (choć nie zerowe). W tych rocznikach dominują: Szymon, Bartosz, Łukasz, Jakub, Mateusz, Kamil, Patryk, Mikołaj, wciąż jeszcze mało jest Janów, Leonów, Stanisławów, Wiktorów, nie mówiąc o rzadszych imionach. No, ale z drugiej strony, ludzie miewają różne pomysły, więc dlaczego nie mieli synów akurat tak nazwać...
Użytkownik: jolekp 04.04.2018 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: No, o tym zapomniałam nap... | dot59Opiekun BiblioNETki
Imion to akurat bym się nie czepiała. Wszak nie od dziś wiadomo, że pani Musierowicz gustuje w imionach reliktowych, z jakichś najgłębszych odmętów kalendarza. Toż był już Mamert, Arabella, Hildegarda, Nora, Wolfgang, Celestyna, Damazy, Alma i pewnie jeszcze parę, o których zapomniałam, więc czemu nie Gaudenty?
Użytkownik: Czajka 04.04.2018 11:11 napisał(a):
Odpowiedź na: No, o tym zapomniałam nap... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pomijam nawet aspekt wiarygodności (od razu mi się przypomniała taka cudna bajka Morcinka o królu, który jadł suszone śliwki ciągle i weryfikował pewnego wyuczonego łgarza :)), bo on złożony jest, zwłaszcza w powieści. Każdemu co innego wydaje się niewiarygodne. Musierowicz w zasadzie ma skłonność do oryginalnych imion, z tym że wcześniej jakoś wdzięcznie się aklimatyzowały (Łusia, Nora, Damazy, Bernard, Baltona vel Florian), a tu rzucają się w oczy niemiło i zgrzytają w wymowie niczym te purpurowe aparaty.
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 04.04.2018 17:03 napisał(a):
Odpowiedź na: No, o tym zapomniałam nap... | dot59Opiekun BiblioNETki
Miałem kiedyś prawie nierozłącznych kumpli, którzy często tracili u obcych wiarygodność, gdy się razem przedstawiali - Hieronim i Barnaba.
Zdarzenia z małym prawdopodobieństwem wystąpienia też mogą się trafić. ;-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.04.2018 18:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Miałem kiedyś prawie nier... | wwwojtusOpiekun BiblioNETki
W sumie to chyba bardziej prawdopodobny jest August z Gaudentym, niż szóstka w totolotku :-). Ale imię Gaudenty mi jakoś Gałczyński obrzydził.
Użytkownik: Czajka 04.04.2018 19:40 napisał(a):
Odpowiedź na: W sumie to chyba bardziej... | dot59Opiekun BiblioNETki
A może to jest on? :D


Kiedyś był to chłopiec śliczny,
gwiazda pułku, pierwszy ułan,
zawadiaka sangwmiczny,
wydmikufel i donżuan.

(...)
Tak Gaudenty przy niedzieli,
po porannej będąc kaffie,
klnie na czasy, bździ w fotelu
i ogląda pornografie.

Wszystko się zgadza. Nawet wino. (Pił z aptekarzem)
Użytkownik: otusik69 05.04.2018 15:20 napisał(a):
Odpowiedź na: No, o tym zapomniałam nap... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dokładnie, imiona, Gaudenty też mnie poniekąd poraził (chociaż faktycznie ludzie różne pomysły miewają...). Z drugiej strony sama autorka w moim odczuciu trochę ironicznie odnosi się do własnej maniery nadawania bohaterom niepopularnych imion (vide wewnętrzny monolog Nory na temat własnego imienia, szczególnie w zestawieniu z nazwiskiem). Górska Jaskinia - cudowna autoironia!

Dla mnie natomiast najbardziej nieprawdopodobna była sytuacja kiedy Nora wyrzuca w krzaki swojego nowego smartfona. Dobra, miała swoje powody, sama reakcja może być, ale nie wierzę że szesnastoletnia dziewczyna pozwala ulubionemu nowiutkiemu sprzętowi (przecież na początku smartfon spoczywa "w możliwie najmniejszej odległości od jej prawej dłoni") spędzić kilka nocy w wilgotnych chaszczach! Takie sanatorium nie ma prawa posłużyć urządzeniu bądź co bądź elektronicznemu, o czym dzisiaj wie przeciętnie rozwinięty siedmiolatek! Zonk pani Małgorzato!
Użytkownik: Cioteczka Jo 10.04.2018 09:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Kupiłam, przeczytałam, ni... | Czajka
"Zauważ, że każda (albo zdecydowana większość) kobiet ma ustabilizowaną sytuację zawodową – jest wykształcona i pracuje w zawodzie."

I co, wiemy cokolwiek o pracy tych kobiet, czy wszystko raczej skupia się na tym, ile która ma DZIDZIUSIÓW?
Poza jedną Idą, której zresztą MM nie lubi i konsekwentnie przedstawia jako wariatkę (choć tak naprawdę stworzyła zwykłe chamidło), o której pracy dość często jest mowa, cała reszta pań definiowana jest poprzez życie rodzinne. Jedno krótkie zdanie o tym, co robi, i skupiamy się na potomstwie.
Panowie, i rola mężczyzny w Jeżycjadzie, o, to co innego. Zauważ, że Pulpecja pomaga sąsiadom wypełniać wnioski o dotacje, ale domowy komputer jest Florka. Wcześniej, własnego komputera nie mają nastoletnie Róża i Laura, ale ma go czteroletni (!) Ignaś. A znowuż Nora Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.
To na co tu jest kładziony nacisk, hę?
Użytkownik: Czajka 13.05.2018 19:19 napisał(a):
Odpowiedź na: "Zauważ, że każda (albo z... | Cioteczka Jo
Hm. Nic też nie wiemy o pracy zawodowej Ignacego Borejko, czyli w sumie jego też określają córki. A wszystko wskazuje na to, że jest mężczyzną.
No i nie ma też własnego komputera, za to kupił laptop żonie. To kto tu rozmieszcza te naciski? :D
Użytkownik: hburdon 13.05.2018 19:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm. Nic też nie wiemy o p... | Czajka
Wydawało mi się, że Ignacy pracował w bibliotece uniwersyteckiej? A teraz to jest już chyba, mam nadzieję, na dobrze zasłużonej emeryturze.

A Mila to alter ego autorki, musi mieć laptop do tworzenia Wielkiej Literatury. ;)
Użytkownik: Czajka 13.05.2018 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydawało mi się, że Ignac... | hburdon
Na pewno jest filologiem klasycznym. W każdym razie akcja Jeżycjady toczy się tylko w domu i szkole, więc zarzut, że o pracy zawodowej kobiet nic nie wiemy, a o pracy mężczyzn więcej jest bezzasadny i niesprawiedliwy.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: