Zgryzy i zgrzyty
[Uwaga: w recenzji omawiam treść wraz z zakończeniem]
Zacznę od tego, że absolutnie podziwiam Jeżycjadę. Nie ma w tym krztyny ironii. Grzmi się o spadku czytelnictwa w Polsce, o tym, że o literaturze się nie rozmawia – a pojawia się nowy tom cyklu Małgorzaty Musierowicz i – co się dzieje? Jeszcze przed wydaniem prowadzi się spekulacje podobne do tych będących nieodzowną częścią wybierania laureata literackiej Nagrody Nobla. W dniu premiery ludzie hurmem rzucają się do księgarń – zarówno ci, którzy Jeżycjadę uwielbiają, jak i ci, którzy kiedyś uwielbiali, ale dziś żywią do niej coraz więcej niechęci. Mnożą się recenzje, artykuły polemiczne – na blogach, w prasie (już nie wspomnę o prężnym forum ESD), a pod nimi – kilometrowe dyskusje, których uczestnicy to sobie przyklaskują, to skaczą do oczu. Na kartach kolejnych książek można znaleźć też odpowiedzi autorki na zarzuty czytelników. Znacie drugi taki fenomen w literaturze polskiej? Bo ja nie.
No i tak, byłem jednym z tych, którzy zamówili „Ciotkę Zgryzotkę” w tej samej sekundzie, w której pojawiła się w księgarni. Po absolutnie koszmarnej „Wnuczce do orzechów” i rehabilitującym trochę cykl „Febliku”, rozczarowała mnie. Niewiele jest lepsza od „Wnuczki…”.
Rozgrywa się niemal na wsi spokojnej i wesołej. Główną bohaterką jest Nora Górska, przeżywająca problemy dorastania (tusza, nieporozumienia z rodzicami, zła opinia w szkole przez głupi incydent, zgubiony smartfon). Dziewczyna wyjeżdża do Ruinki, w której mieszka ciotka Ida. Niebawem zaznajamia się z Gaudentym „Dentym” i „Podeszwą” o imieniu August. Następują perypetie z wiadomym finałem. Równolegle obserwujemy, jak na Roosevelta 5 Ignacy Grzegorz przygotowuje się do ojcostwa, zaś jego kuzyn Józef Pałys do małżeństwa z Hożą Dorotką (przypomnę – ci dwoje zaręczyli się parę lat wcześniej pierścionkami z trawy, nawet nie znając swoich imion, już nie mówiąc o tym, żeby ze sobą choćby porozmawiali. Teraz wyjeżdżają w podróż poślubną, ale ten wątek przemilczę…). Zastanawiam się tylko, z czego tak młodzi Strybowie, jak i młodzi Pałysowie będą żyli, ale…
Niewiele mi się w tej powieści podobało. Uśmiechnąłem się dwa razy (sceny z niewyspanym nietoperzem i z Podeszwą otwierającym furtkę „rodzinną” monetą). Wątki, które mi przypadły do gustu, też mogę policzyć na palcach jednej ręki. Ten z psem, a zwłaszcza z biegaczką (do której łatwo mógł się uprzedzić zarówno Ignacy Borejko, jak i czytelnik – a która w kryzysowej sytuacji zachowuje się wzorowo. To jest właśnie przebłysk dawnej wspaniałej Jeżycjady). Odczepienie „pręgierza”, czyli rodzinnej tablicy z wiadomymi zabytkami (pierwsze próby pisarskie Borejkówien itp.). To naprawdę dobry motyw – zrozumiałe, że Aga chce zacząć od nowa. Zrozumiałe też, że dla Gabrysi to może być problem. No i nie mogłem przejść obojętnie obok wspomnienia „Sagi rodu Forsyte'ów” oraz bardzo pomysłowego końcowego nawiązania do pewnej sceny ze starym Jolyonem – wyszło naprawdę dobrze. Od razu mi się przypomniało, ile lektur zawdzięczam właśnie Jeżycjadzie czytanej w wieku lat kilkunastu.
Niestety, główny kłopot z „Ciotką Zgryzotką” polega na tym, że jest okropnie nudna. Po pierwsze, całe strony przegadanych maili – litości! – i to tak podobnych, jakby pisała je jedna siostra. Po drugie – wątek miłosny schodzi na bardzo daleki plan, ustępując kronice rodzinnej. Zabrakło tu nań miejsca. W rezultacie nie bardzo przekonuje ani Nora jako bohaterka, ani jej zauroczenie Gaudentym (stanowiącym raczej ledwie nakreśloną postać), ani późniejsza przemiana. Wątek Podeszwy również został nakreślony trochę zbyt pospiesznie. Konflikt Mili i Ignacego jest po prostu sztuczny i też błyskawicznie się rozwiązuje, a potem zostaje tylko domknięty. Dodajmy jeszcze do tego pewną wtórność – jak wątek Fryderyka. Mam wrażenie, że po raz pierwszy, może drugi brnąłem przez tom Jeżycjady, zamiast go czytać. Wspominałem inne jej części – „Kwiat kalafiora”, „Idę sierpniową”, „Opium w rosole”, a z nowszych „Córkę Robrojka” czy „Tygrysa i Różę”, które – mimo pewnych zgrzytów na płaszczyźnie ideologii – są świetne.
Niestety, najbardziej przy lekturze „Ciotki Zgryzotki” boli jej okropna tendencyjność. To jednak literatura czytana przez miliony nastolatek – kształtowała wzorce, w jakimś stopniu pewnie kształtuje i teraz. W całym cyklu – co staje się z tomu na tom coraz bardziej widoczne – świat został tak wykreowany, że bohaterki mają tylko jedną drogę: małżeństwo i następujące zaraz potem macierzyństwo. Bo przecież kobieta = żona i matka. „Zostać matką to znaczy nawiązać bezpośrednią łączność. (...) Przez dziecko. Z uniwersalną, wieczną Miłością. Z Bogiem. (…) To jest coś najpiękniejszego na świecie. To jest jak cud”[2]. Kobiety niebędące matkami są niepełne (Tekla, trzymając na rękach nowo narodzoną siostrzenicę, wyda się Ignacemu „zdumiewająco miła i nawet wręcz kobieca”[3]
Czytam... i myślę o bohaterkach powieści Krystyny Siesickiej – o ileż prawdziwszych! O Misi z „Beethovena i dżinsów”, która naprawdę musiała rozstrzygnąć, czy będzie się dalej kształcić, czy raczej podejmie się opieki nad niemal niewidomym Piotrem, w którym była zakochana. O Marcie z „Jeziora osobliwości”, która nie biegła od razu do ołtarza, gdy poznała smak pierwszej miłości. O Kasi („Zapach rumianku”) zauroczonej Rafałem – to zauroczenie okazało się nie tak już atrakcyjne, gdy pojawiła się szansa zrobienia kariery. Ich matki miały do swych dzieci często ambiwalentny stosunek. Tam nie wszystko sprowadzało się do macierzyństwa.
A jeśli bohaterka w najnowszych powieściach Małgorzaty Musierowicz ma jakieś problemy związane z okresem dorastania? Cóż, odpowiedzią jest nienowa w Jeżycjadzie myśl: „Wszystko minie, jak się dziewczyna zakocha”[1]. I, oczywiście, Norze też minie. Na szczęście nie zaręczy się na pierwszej randce, a po kilku latach, i przynajmniej pozna nie tylko imię swojego przyszłego męża, ale także jego samego. Mówiąc szczerze, przecierałem oczy ze zdumienia, gdy na miłosną deklarację absztyfikanta nie zareagowała wybuchem entuzjazmu i otwarciem ramion, tylko oświadczeniem, że idzie na architekturę, bo jej przyszłość powinna łączyć się z nauką i pracą. Jakież było moje rozczarowanie – ale czy zdumienie? nie, jeszcze nie wtedy – gdy głos z offu podpowiedział, że ta para za kilka lat pobiegnie do ołtarza (no i super, pomyślałem, przynajmniej zdążyli się poznać, świetnie, że im wyszło). Dobiło mnie stwierdzenie, że on „obroni wspaniały doktorat (z bioelektroniki molekularnej) w tym samym akurat roku, kiedy urodzi się pierwsze ich dziecko”[3]. Jakże paskudnie brzmi w tym kontekście zakończenie, w którym Nora Górska się cieszy, bo „zyskała oto – nareszcie, nareszcie! – pełną i wyłączną kontrolę nad sytuacją”. Jakże wymowne jest kwitujące to „He, he”[4]. Wiecie, co mi się przypomniało? Kultowy film z lat 80. – „Galimatias, czyli Kogel-mogel 2” i ostatnia scena, gdy zapłakana Kasia na wieść o ciąży powtarza: „Ja miałam iść na studia”, a tymczasem uszczęśliwieni przyszli dziadkowie i przyszły tatuś, który wreszcie dopiął swego, skaczą z radości. Doprawdy, osławione Ślubne Fatum w rodzinie Borejków widzę inaczej niż Ida.
Taki właśnie obraz największego szczęścia można zobaczyć w Jeżycjadzie. „Ciotka Zgryzotka” jest tak pełna płciowych stereotypów, że to aż boli. Mężczyzna spracowany, śpiący snem sprawiedliwego, kobieta-karmicielka, która może i gdzieś tam pracuje, coś tam robi, ale przede wszystkim jest matką. „Stara dobra szkoła kobiecego taktu”[5] prezentowana przez Milę polega na dyskretnym kierowaniu życiem rodziny z drugiego planu – w cieniu męża. Ida w mailu do Marka: „pisz do mnie, mój jedyny, to będzie bardzo romantyczne, a nie zapomnij o komplementach, Ty ciągle zapominasz, mruku jeden, a przecież bez nich kobieta jest jak kwiat bez doniczki”[6]. Zdenerwowała mnie również scena między Ignasiem i Grzegorzem – byłaby całkiem dobra, gdyby nie kolejne stereotypy: „kiedy ojciec i syn omawiają ważne sprawy życiowe, piwo jednak musi być na stole”[7]. Równie przykre jest podsumowanie tej (skądinąd wzruszającej) sceny:
„Ignaś chętnie powiedziałby ojcu, że przywołując tę historię trzymaną w sekrecie przez dwadzieścia trzy lata, bynajmniej się przed synem nie ośmieszył, a wręcz przeciwnie: stał się jeszcze bliższy i milszy. Ale takich rzeczy mężczyźni nie mówią sobie przy piwie”[8].
Ironia? Może i tak. Tyle że w czasach, kiedy tyle się mówi o tym, ile lata powielania podobnych postaw (przypisanych konkretnej płci) przyniosły szkód w relacjach rodzinnych, a także o tym, jak ważne jest partnerstwo w związku – te fragmenty są, delikatnie mówiąc, niefortunne, a nawet szkodliwe.
Kolejną sporą niezręcznością okazało się wprowadzenie w obręb fabuły Azjaty (chłopaka Łusi). Znów przetarłem oczy ze zdumienia: jednak znalazł się reprezentant innej kultury, innego stylu życia, innych wartości w Jeżycjadzie! Tylko – jak się okazuje – Jacek (bo tak ma on na imię) to Japończyk tylko w połowie (z japońskiego ojca i polskiej matki), na dodatek ochrzczony. Żadna zeń figura Innego. A gdy jeszcze na weselu się okaże, że cytuje Homera, to już można dawać na zapowiedzi. Dziwi mnie tylko, że nieplanowanym świadkiem zostaje ktoś całkiem panu młodemu obcy – czyżby ten nie miał żadnych przyjaciół? Jednak co mnie zabolało w tym wątku najbardziej, to te słowa:
„Wbrew obawom Idy, które tej bezsennej nocy zabarwiły grozą jej koszmary i przeczucia, Jacek Tanaka okazał się wysokim, szczupłym, uśmiechniętym i ewidentnie przystojnym młodym dżentelmenem. Spoglądał bystro i mówił do rzeczy, zaś maniery miał absolutnie bez zarzutu”[9].
Być może miały być wyrazem akceptacji, ale wyszło co najmniej niezręcznie. Nie wiem, czego się spodziewała Ida, dorosła, gruntownie wykształcona kobieta, z rodu otwartych na ludzi Borejków. Nawet boję się pomyśleć. Jak dobrze, że Jacek jest ewidentnie przystojny i do tego szczupły. Co by było, gdyby był gruby i ewidentnie nieprzystojny? Zastanawiam się, jak sobie z tym fragmentem poradzi tłumaczka książek Małgorzaty Musierowicz na japoński.
Nie, w moim odczuciu „Ciotka Zgryzotka” nie jest udaną powieścią. Nie będę do niej wracał. Ale następny tom Jeżycjady i tak kupię. Bo nie przestaje mnie fascynować (i nawet cieszyć – znów bez ironii!) jej fenomen.
---
[1] Małgorzata Musierowicz, „Ciotka Zgryzotka”, wyd. Akapit Press, 2017, s. 32.
[2] Tamże, s. 253.
[3] Tamże, s. 267.
[3] Tamże, s. 307.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 46
[6] Tamże, s. 54.
[7] Tamże, s. 71.
[8] Tamże, s. 76
[9] Tamże, s. 260.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.