Dodany: 02.03.2018 01:02|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

SEZAMIE, OTWÓRZ SIĘ!, czyli DRZWI w LITERATURZE - KONKURS nr 216


Przedstawiam KONKURS nr 216, który przygotowała Dot59.



SEZAMIE, OTWÓRZ SIĘ!, czyli DRZWI w literaturze


Jest tu brama w skale, 
I są czary w bramie! 
Ku swej własnej chwale 
Otwórz się, Sezamie!”

[Bolesław Leśmian, „Ali-Baba i czterdziestu zbójców”]


Towarzyszą naszej cywilizacji niemal od zawsze. Są w sypialni, kuchni, łazience, są w sklepie, szkole, teatrze, urzędzie. Gdzie cztery ściany, tam i one. Odgradzają ciepło od zimna albo rozkoszny chłód od skwaru. Strzegą mienia, prywatności i wszelkich tajemnic, a w wyobrażonej rzeczywistości stanowią przejście do najrozmaitszych fantastycznych światów.
Drzwi, bramy, wrota. Oto przed wami trzydzieści tych nieodzownych elementów naszego życia.
Za zidentyfikowanie każdych można otrzymać 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł (w przypadku utworów poetyckich tytuł wiersza, nie tomiku) - maksymalnie 60. Jeżeli więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną uhonorowane stosownym laurem w kolejności nadesłania finałowych maili.
Imiona/nazwiska bardzo łatwo rozpoznawalnych postaci i miejsc zostały zastąpione literami X,Y,Z, mniej ważnych - inicjałami. Wszystkie dusiołki znajdziecie w moich ocenach.
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 16 marca (piątek) o godz.23.59.
Odpowiedzi wysyłajcie na adres: [...]. W tytule podajcie swój nick biblionetkowy, a w tekście proszę o informację, czy życzycie sobie podpowiadania co do znajomości dusiołka/ rodzica.
Zapraszam do wejścia!





Najpierw należałoby je zdefiniować:


1.


Drzwi są tylko mnogie, bardziej nawet niż spodnie, bo spodzień sobie jakoś wyobrażamy, bardziej niż nożyce nawet.
I jeżeli jest coś między drzwiami, to między jednymi drzwiami i drugimi drzwiami. Jak się bardzo uprzemy, możemy i jedne, i drugie nazwać parą drzwi, i wtedy będzie to między dwiema parami drzwi. Ale to chyba będzie bardziej dziwne i może przywołać na myśl cztery drzwi (cztery pary drzwi? Idź precz, szatanie!).
Między jednymi drzwiami i drugimi drzwiami może być trochę miejsca, na przykład jakieś pomieszczenie. Pokój, powiedzmy.



Chociaż powyższe informacje nie wyczerpują jednak wszystkich możliwości, bo czasem drzwi istnieją tylko w wyobraźni:


2.


Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Słyszałam, że są w tobie wielkie puste sale,
nie oglądane, piękne nadaremnie,
głuche, bez echa czyichkolwiek kroków.
Przyznaj, że sam niedużo o tym wiesz.
(…)
Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
- Nie mam drzwi - mówi kamień.



… czasem nikt nawet nie wie, czy w ogóle istnieją i jak wyglądają…


3.


Pewne było jedynie to, że istnieją drzwi łączące oba czasy i otwierające się raz na pięćdziesiąt dwa lata.
Te drzwi zatarły się w pamięci Z-ów, powierzone pieczy Astronomów, lecz całkowicie zapomniane wśród zasiewów i oczekiwania na plonyó, marzeń tkanych z tytoniowego dymu i żniw świętowanych do utraty przytomności. A teraz te wrota znów miały się pojawić. Niektórzy ośmielą się przez nie przejść, inni nie. Z. mówił bez ogródek: każdy musi sam wybrać swój los.
- Za kilka słońc otworzą się drzwi, pozwalające Dzieciom Ziemi raz na pięćdziesiąt dwa lata przekraczać granicę czasów. Ci którzy zdecydują się to zrobić, muszą się poddać rytuałowi ognia, bez którego przejście nie jest możliwe. Mądrość głosi, że w ten sposób przeniesiemy się do Czasu Magicznego. Tam i tylko tam będziemy bezpieczni od niszczycielskiej siły M. Zachowamy swój język, swoją medycynę, swój kolor, swoje przeznaczenie… Słuchajcie uważnie, bo kiedy już odpowiem na wszystkie pytania, które czytam w waszych oczach, każde z was będzie musiało dokonać wyboru. A teraz… Może ktoś chce zapytać: „A ty, Z., widziałeś te drzwi? Widziałeś je na własne oczy? Czy są z rzeźbionego kamienia, jak te w Domu Gwiazd?” Odpowiem, że nigdym ich nie widział. „Ale to na pewno są drzwi? Prawdziwe drzwi, jakie wszyscy znamy?” Tego też nie wiem.



… czasem coś, co w sensie fizycznym jest drzwiami, bywa używane w całkiem „niedrzwiowym” celu…


4.


Po namyśle chwycił zbite z desek drzwi, wiszące na jednym skórzanym zawiasie, i wyrwał gwoździe trzymające pas przy framudze. Uniósł drzwi nad głowę i popędził z powrotem.
Do kładki podchodził ostrożnie. Coraz wolniej, aż stanął i zamarł zupełnie nieruchomo tuż przy granicy, za którą pnącza zaczynały reagować. Kilka pędów uniosło się ostrzegawczo, jednak zaraz znieruchomiały. D. stał przez chwilę z drzwiami nad głową, czując, jak drżą mu mięśnie, po czym zrobił bardzo powolny, głęboki wdech i cisnął deskami prosto we wrota.



5.


- (…) Pan G. nie stracił ducha i woła, aby księdza wynieść i odnieść go tutaj. Ale jak wynieść? Śniegi były po szyję… Końmi nie można było przejechać. Więc zdjęli z zawiasów drzwi…
— O Boże! — szepnął A.
— Nie opowiadam ci bajek, tylko prawdę czystą! Zdjęli drzwi, rzucili na nie grubą burkę, położyli księdza na drzwiach i tutaj przez lasy przynieśli. Dwadzieścia lat żył jeszcze.
— A te drzwi?… Co się stało z tymi drzwiami? — spytał A. bez tchu.
— Pan G. dał je księdzu na pamiątkę, bo plama od krwi na nich została. Teraz już jej nie widać, ale ja ją jeszcze pamiętam.
— Które to drzwi?
— Chciałbyś je zobaczyć? Po nocy ich nie ujrzysz, ale możesz to zrobić o świcie. Te sławne drzwi są teraz w małej szkółce, którą postawiłem przy boskiej pomocy.



… a czasem z kolei coś, co zupełnie nie wygląda jak drzwi, może jednak pełnić ich funkcję:


6.


O drzewo oparto masywny blat stołu, odwrócony pomalowanym spodem do góry. Nogi gdzieś się ułamały, ale dzięki temu łatwiej go było nieść.
Obraz świecił już od pewnego czasu, nim ktokolwiek to zauważył. Zebrał się spory tłum, gdy nagle otworzyła się ukryta w wizerunku grota. Wyszli z niej P. i S.B. Towarzyszyła im niska, muskularna kobieta o czarnych włosach. Wszystkich troje pokrywał szron, który zaczął zanikać, gdy tylko grota się zamknęła. Jeden z żołnierzy podszedł do nich.
– Witajcie. Jestem wielki marszałek K.P.i czegoś tu nie kapuję.
P., wciąż drżący od okrutnego chłodu O.P., przypatrywał mu się przez chwilę. W końcu wzruszył ramionami.
– A właściwie czego, wielki marszałku?
K.P. podrapał się po głowie.
– No więc, to jest stół, nie drzwi...



7.


Na samym końcu korytarza wisiał portret grubej kobiety w różowej jedwabnej sukni.
- Hasło? – zapytała.
- Caput Draconis – odpowiedział P., a portret usunął się, ukazując okrągłą dziurę w ścianie.



Niektóre drzwi odgrywają swoją najważniejszą rolę, jeszcze zanim zaczną pełnić tę właściwą:


8.


Ale po tym, jak R. zlecił X-owi prace stolarskie w biurze A.Z. w Los Angeles, gdzie odbywały się przesłuchania, Y zdecydował się dać mu do przeczytania kwestie H.S. w przerwie ciągu przesłuchań do roli potencjalnych K.L. i L.S.
Wszystkie inne wersje tej historii zwracały R. honor za sprytną manipulację, której skutkiem było związanie losów X-a i Y-a. Potwierdza on, że to fajna historia, ale przyznaje niechętnie, że nie miał takiego zamiaru. Potrzebowali w biurze nowych drzwi, a on znał stolarza. „X. robił dla mnie mnóstwo takich rzeczy, poza tym potrzebował pieniędzy, miał dzieci, nie był jeszcze wtedy wielką gwiazdą” – mówił R. „Tamtego dnia Y. po prostu tam był. To był szczęśliwy zbieg okoliczności”. Można więc owe brakujące drzwi uznać za jednego z największych łobuzów w dziejach Hollywood.



9.


(…) Jane, której cnota szukała symetrii i domknięcia, od dawna przeszkadzała nieobecność drzwi z holu do salonu. Kiedyś tam były, o czym świadczyły części zawiasów. Same drzwi jednak zniknęły. Natomiast po remontach mojego poprzednika, morsowego Morse’a, w piwnicy zostały inne, przeniesione tam z garażu, gdy i ten odnawiano. Jedne z nich wydawały mi się przyzwoite i po oheblowaniu pasowały. Odnalezienie odpowiednich akcentów zamieniło się w istną ekspedycję poszukiwawczą, która zawiodła mnie na strych, gdzie na parapecie mosiężna blaszka gniazdkowa o przestarzałym kształcie czekała luzem na czasy, gdy znów stanie się człowiekowi przydatna. Inne elementy – druga połowa zawiasów, zasuwka – były pomalowane i przerdzewiałe i późniejsza leniwa dłubanina w kameralnym warsztacie przy piecu, składanie tych elementów, czyszczenie ich w pokawowych puszkach z kipiącymi chemikaliami i dopasowanie do połatanych i okitowanych drzwi, które wcześniej były zawieszone odwrotnie, niż teraz chciałem je zamontować, to wszystko dawało mi przyjemność być może nieproporcjonalnie wielką wobec uzyskanych korzyści. To prawda, gdy drzwi wreszcie znalazły się na miejscu, niedoskonałości wykonania przyćmiły mój stolarski kunszt i ogarnęła mnie wtedy demoniczna chęć roztrzaskania wszystkiego młotkiem, ciepłym jeszcze od wbijania sworzni zawiasów.



… a znów inne, obok otwierania się i zamykania, potrafią wpływać w sposób istotny na stosunki międzyludzkie:


10.


- Mam prośbę.
- Ależ słucham.
- Te drzwi.
- Te drzwi?
- Nie, te – pani Sz. delikatnym ruchem kciuka wskazała żółte wrota z mosiężną klamką.
- Ach, te – wymamrotał pan X. – A więc?
- Proszę, żeby je zamykano. Tylko tyle. Żeby je zamykano.
- O – rzekł ojciec. – Rozumiem.
- Bardzo wieje z dołu, proszę pana. Odkąd ten dozorca wybił dodatkowe wejście do piwnic.
- Niewykluczone – zgodził się ojciec z roztargnieniem.
- A! – ożywiła się sąsiadka. – Więc pan też to zauważył?
- A! – rzekł tato. – Nie, nie zauważyłem. (…)
- No, tak – nie doczekała się pani Sz. – Więc proszę pamiętać. Te drzwi.
- Oczywiście. Te drzwi.



Ale nawet zakładając, że drzwi mają tylko przepuszczać przez siebie istoty żywe, najpierw trzeba je odnaleźć…


11.


- Jakie wrota?
- Te tutaj.
Fragment zbocza osunął się i teraz z piasku wystawały wielkie kamienne bloki. Połamane starożytne kolumny sterczały jak fluorowane zęby.
Między dwoma filarami otwierało się łukowato sklepione przejście, trzy razy wyższe niż V. i zamknięte bladoszarymi wrotami z kamienia lub z drewna, które po latach stwardniało na kamień. Jedno skrzydło było nieco uchylone, ale nie mogło się otworzyć z powodu nawianego piasku. W tym piasku ktoś gorączkowo wyrył głębokie bruzdy – to G. próbowała odgarnąć go gołymi rękami.
- Bez sensu tak się męczyć w upale – stwierdził ogólnikowo V. Spojrzał na drzwi, potem na błękitne morze i na G.
L. rozkopywał piasek i podniecony ujadał na szczelinę we wrotach.



12.


- Wszystko już gotowe – powiedział M.– ale gdzie są te drzwi? Nie widzę ani znaku.
- Drzwi, zrobionych przez krasnoludy, nigdy nie widać, kiedy są zamknięte – odparł G1. – Są niewidzialne, nawet prawi właściciele nie mogą ich dostrzec ani otworzyć, jeżeli nie pamiętają hasła.
- Tych drzwi jednak nie strzegła nigdy tajemnica dostępna wyłącznie krasnoludom – powiedział G2 ożywiając się nagle i odwracając głowę. – Jeżeli nie zmieniło się wszystko całkowicie, oczy, które umieją patrzeć, mogą wykryć sekret.
Zbliżył się do skały. Między dwoma drzewami, w ich cieniu, wznosiła się gładka ściana; zaczął po niej wodzić rękoma szepcząc coś niedosłyszalnie. Po chwili cofnął się nieco.
- Spójrzcie! Czy widzicie?
Księżyc rzucał teraz odblask na cała powierzchnię skały, lecz nic więcej zrazu nie spostrzegli. Potem z wolna na całej kamiennej powierzchni, wygładzonej rękami Cz., pojawiły się nikłe linie, niby delikatne żyły srebra. Początkowo tak nieuchwytne jak blade nici babiego lata, tak cienkie, że ledwie migotały, kiedy padał na nie blask księżyca, stopniowo rozszerzały się i występowały coraz wyraźniej, aż w końcu można było rozpoznać cały rysunek.



… albo spośród wielu wytypować te właściwe, co nie zawsze jest takie łatwe…


13.


Drzwi wydawały się jeszcze bardziej oddalone niż ostatnio, a przejście nieprawdopodobnie długie, lecz mogło to wynikać z tego, że drzwi były uchylone zaledwie odrobinę. Światło, które przenikało do przejścia, oświetlało kilka metrów podłogi oraz ścian, dzięki czemu J. mogła lepiej zobaczyć korytarz. Wzdłuż ścian biegły drzwi, równomiernie rozmieszczone, jak w hotelu.
Nie, nie jak w hotelu, pomyślała. Gdzie jeszcze znajdowały się długie ściany z licznymi drzwiami? W Szpitalu Miłosierdzia? Nie, gdzie indziej. Drzwi do pokoi pacjentów niemal zawsze pozostawały otwarte. Te w przejściu były zamknięte, a zresztą korytarz był wyższy niż szpitalny hol.
W dodatku często pracowałam w różnych szpitalach, a nie pamiętam tego miejsca, pomyślała. Więc w jakim budynku mogły być długie, wąskie, zapełnione drzwiami korytarze, których mogłaby nie rozpoznać, nawet gdyby nimi chodziła? W Wersalu? Nie, tam wisiały lustra. W dużym domu?
„W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”, powiedziała pani Woollam, ale miała na myśli niebiosa. W pałacu? Może, może, chociaż podłogi w pałacach wykładano dywanami, zakrywając parkiet, prawda? Dobrze widziała podłogę w świetle pod drzwiami. Wykonano ją z długich, wąskich, lakierowanych desek. Nieprawdopodobnie długich. Tak samo długich, jak przejście, pomyślała, ale kiedy zaczęła iść ku drzwiom, stwierdziła, że są znacznie bliżej, niż sądziła.



14.


Mroczny korytarz z podwójnymi drzwiami po obu stronach. Szare ściany. Na samym końcu też drzwi, białe. Jedne drzwi są zamknięte, drugie półotwarte. Na korytarzu lampa pod sufitem jest zgaszona, ale z najbliższych półotwartych drzwi dochodzi światło, które dociera i tutaj. (…).
Zapalam lampę i znów otwieram szeroko drzwi, a potem chwytam klamkę następnych, piątych. Prowadzą do pokoju, którego okno znajduje się na stronie szczytowej domu.
Są zamknięte na klucz.
Przez pół minuty stoję, wpatrując się we własną rękę, swoją białą rękę, bardzo gładką, z nieskończenie cienkimi niebieskimi liniami, które pokazują, gdzie znajdują się naczynia krwionośne, w moją rękę trzymającą klamkę. Potem znów próbuję otworzyć. Nie da się. Puszczam klamkę, ręka opada, ale zaraz odkrywam, że w zamku tkwi klucz, Wystarczy go przekręcić.
Tylko przekręcić i otworzyć drzwi. A potem wejść do pokoju, który kiedyś należał do córki Minny.



15.


Przed nimi otwierały się drzwi. Kolejno. Jedne po drugich. Nieskończenie wiele drzwi o gigantycznych ciężkich skrzydłach otwierało się przed nimi bez szmeru.
Mrok gęstniał. Przed sobą X. zobaczyła kolejne wrota. Y. nie zwolniła kroku, ale X. wiedziała nagle, że te drzwi nie otworzą się same. I miała nagle przerażającą pewność, że tych drzwi otworzyć nie wolno. Że nie wolno jej przez nie przejść. Że za tymi drzwiami coś na nią czeka…
Zatrzymała się, spróbowała szarpnąć, ale ręka Y. była mocna i nieugięta, nieubłaganie wlokła ją do przodu. A X. zrozumiała wreszcie, że została zdradzona, oszukana, sprzedana. Że zawsze, od pierwszego spotkania, od początku, od pierwszego dnia była tylko marionetką, kukiełką na patyczku. Szarpnęła się mocniej, wydarła z uścisku. Mrok zafalował jak dym, szepty w ciemnościach ścichły raptownie. Czarodziejka postąpiła krok do przodu, zatrzymała się, odwróciła, spojrzała na nią.
Jeżeli się boisz, zawróć.
Nie wolno otworzyć tych drzwi. Ty o tym wiesz.



16.


Wszystkie drzwi, które mijała - otwarte i zamknięte - były po lewej stronie. X. obejrzała się za siebie i z nagłym drżeniem strachu zdała sobie sprawę, że pochodnie gasną. Paliło się ich jeszcze może ze dwadzieścia. Najwyżej trzydzieści. Na jej oczach zgasła następna i ciemność posunęła się kawałek w głąb korytarza, zbliżając się do niej. Gdy się wsłuchała, wydało się jej, że zbliża się też coś innego, co wlecze się powoli, szurając po wyblakłym dywanie. Ogarnęła ją groza. Nie mogła zawrócić i bała się tu zostać, jak jednak mogła iść dalej? Po jej prawej stronie nie było drzwi, a schody wiodły w dół, nie w górę. (…).
Czy to możliwe, że są tu gdzieś ukryte drzwi, których nie widzę? Zgasła kolejna pochodnia. Mówił, że mam wybierać pierwsze drzwi po prawej. Zawsze pierwsze po prawej. Pierwsze drzwi po prawej... To ostatnie drzwi po lewej! - zrozumiała nagle.
Wbiegła w nie. Za nimi znajdował się kolejny mały pokoik z czworgiem drzwi. Weszła w prawe i w prawe, i w prawe, i w prawe, i w prawe, i w prawe, i w prawe, aż wreszcie zakręciło się jej w głowie i straciła dech w piersiach.
Kiedy się zatrzymała, była w kolejnej wilgotnej kamiennej komorze... lecz tym razem drzwi naprzeciw niej były okrągłe, uformowane na kształt otwartych ust.



17.


Żołnierz tęsknił bardzo za widokiem ślicznej księżniczki, więc pies zabrał ją znowu i biegł z nią, jak najszybciej go nogi niosły, ale stara dama dworu włożyła kalosze i biegła za nimi; gdy zobaczyła, że znikają w bramie dużego domu, pomyślała: „No, teraz już wiem, gdzie to jest”, i kawałkiem kredy nakreśliła na bramie duży krzyż. Potem wróciła do domu i położyła się z powrotem, a pies odniósł księżniczkę. Kiedy pies zobaczył, że na bramie domu, w którym mieszkał żołnierz, narysowano kredą krzyż, wziął kawałek kredy i tak samo naznaczył bramy wszystkich domów w całym mieście; było to bardzo mądre, gdyż w ten sposób dama dworu nie mogła znaleźć właściwych drzwi, ponieważ na wszystkich były krzyże.
Wczesnym rankiem król i królowa, dama dworu i wszyscy oficerowie przyszli, by zobaczyć to miejsce, gdzie była w nocy księżniczka.
– To tu! – powiedział król, gdy ujrzał pierwsze drzwi oznaczone krzyżem.
– Nie, to tu, mój drogi mężu! – powiedziała królowa wskazując drugie drzwi oznaczone krzyżem.
– Ale tu jest także krzyż, i tu, i tu! – zawołali wszyscy; gdziekolwiek spojrzeli, widzieli drzwi oznaczone krzyżem. Więc zrozumieli, że szukanie na nic się nie zda.



… a ponieważ nie wszyscy postępują tak, jak postulował poeta:


18.


Gdy zamieć wyje niczym wilk,
gdy w nocy mróz uderza,
nie zamykajcie, proszę, drzwi,
otwórzcie je na ścieżaj…

I kiedy przyjdzie w drogę iść,
a drogi nieprzetarte,
wychodząc nie ryglujcie drzwi,
zostawcie je otwarte.



… to czasem, żeby móc przejść przez drzwi, trzeba zdać się na pomoc osób trzecich…


19.


Wrota.
Są ciężkie, kute, bardzo stare i emanujące potęgą. Zamyka je ogromna, stalowa sztaba.
Zatrzymał się, unosząc pochodnię. Wstrzymał świszczący oddech. Wtedy usłyszał…
Puk, puk, puk.
Z drugiej strony. Ktoś lub coś tam prosi, by wpuścić go do środka. Ileż to razy sam tak stukałem?
Cicho, ufnie, prosząco. Puk, puk, puk.
Pokonać odrętwienie. Rozprostować drżące palce. Włożyć łuczywo do pierścienia wystającego z kamiennej ściany. Ręce powinny być swobodne jak teraz. (…).
Wystarczy. Oto zasuwa. Bierz się do dzieła.
Zabrał się do odsuwania sztaby i poczuł w dłoniach zamiast zimnego metalu ciepło zardzewiałego żelaza.



20.


Nagle odniosłam wrażenie, że wszyscy wsiąknęli w mur.
- Co za... — szepnęłam.
- To tylko taka sztuczka, zobaczysz.
Rzeczywiście, wkrótce się przekonałam. W murze ukryte były tajemne drzwi, takie, jakie widuje się na starych filmach kryminalnych, na przykład ruchome półki biblioteczne albo drzwiczki schowane za paleniskiem kominka (ostatnio widziałam takie w filmie o Indianie Jonesie); tutaj imitowały część muru okalającego naszą szkołę. Kawałek tego muru uchylał się, pozostawiając dość miejsca na przejście dla jednej osoby (adepta, wampira, a może nawet pokaźnego ducha, jednego lub dwóch). Ja i Erik przeszliśmy przez nie ostatni. Gdy obejrzałam się za siebie, zobaczyłam, jak za nami uchylna część muru zamyka się prawie bezszelestnie.
- Działają na pilota jak drzwi garażu — szeptem objaśnił mi Erik.
- Aha. Kto o nich wie?
- Każdy, kto kiedyś należał do Cór lub Synów Ciemności.
-Aha.



21.


Kilka sążni poniżej ścieżki język czerwonej lawy tworzył stopień czy maleńkie urwisko. Zeszła tam i stojąc twarzą do skał spostrzegła, że tworzą jakby bramę, wysoką na cztery stopy.
- Co trzeba uczynić?
Już dawno nauczyła się, że w świętych miejscach nie należy otwierać drzwi, póki się nie wie, jak należy to robić.
- Pani moja posiada wszystkie klucze do miejsc ciemności.
Od rytuału dojrzałości Arha nosiła u pasa żelazne kółko, na którym wisiał mały sztylet i trzynaście kluczy: niektóre długie i ciężkie, inne małe jak haczyki na ryby.
- To ten - wskazała Kossil, po czym przytknęła swój gruby palec do szczeliny między dwoma nierównymi powierzchniami czerwonego kamienia.
Długi klucz z dwoma ozdobnymi piórami wsunął się między skały. Arha chwyciła go oburącz i przekręciła gładko, choć z trudem.
- Co teraz?
- Razem...
Wspólnie naparły na kamienną powierzchnię na lewo od dziurki od klucza. Powoli, lecz płynnie i prawie bez hałasu nierówna płyta czerwonej skały odsunęła się, odsłaniając wąską szczelinę. Wewnątrz panowała ciemność.
Arha pochyliła się i zagłębiła w mrok



… a jeśli są zamknięte, albo poddać się i odejść…


22.


Pojechał do dworu i osadził bramę w dwu murowanych filarach. I połączył wszystkie części wedle swego pomysłu. I dodał zamek, a potem oddał dziedzicowi trzy klucze, które do niego wykuł. A kiedy skończył, przypomniał o zapłacie. Wtedy K.K. przekręcił klucz w zamku i powiedział zza wykutych z żelaza drzew, nigdy jej nie dostaniesz, chłopcze, ona już nie jest wasza, wyrwałem ją wam. I potem pogwizdując odszedł w kierunku swego białego domu. A Wojciech zacisnął palce na kracie i przez zaciśnięte zęby wysyczał słowa klątwy. Ale słyszały go tylko wykute w żelazie drobne liście drzew. A potem zmęczonym krokiem wrócił do swego domu na skraju R. (…)
Na nic zdało się czekanie pod ogrodzeniem parku. Kasia nie odpowiadała.



… albo czekać na cud (który a nuż się zdarzy)…


23.


Jakaś staruszka wyszła właśnie z kościoła. Zobaczyła człowieka leżącego w ciemności.
– Co tu robisz, przyjacielu? – zapytała. Odpowiedział niechętnie i gniewnie:
– Widzicie przecie, dobra kobieto, że kładę się spać.
Dobra kobieta, rzeczywiście godna tej nazwy, była margrabiną de R.
– Na tej ławie? – rzekła.
– Przez dziewiętnaście lat miałem materac z drewna – odparł człowiek. – Dziś mam materac kamienny.
– Byliście żołnierzem?
– Tak, dobra kobieto, żołnierzem.
– Dlaczego nie idziecie do oberży?
– Bo nie mam pieniędzy.
– Niestety – rzekła pani de R. – mam w woreczku tylko cztery su. – Daj pani i to.
Człowiek wziął cztery su. Pani de R. ciągnęła dalej:
– Za te kilka groszy nie dostaniecie miejsca w zajeździe. Ale czyście próbowali? Niepodobna, żebyście tak spędzić mieli noc. Pewnie wam zimno i jesteście głodni. Mogliby was przyjąć z dobrego serca.
– Stukałem do wszystkich drzwi.
– I cóż?
– Wszędzie mnie odpędzano.
„Dobra kobieta” dotknęła ramienia człowieka i wskazała mu po drugiej stronie placu domek obok pałacu biskupiego.
– Stukaliście – powtórzyła – do wszystkich drzwi?
– Tak.
– A do tych stukaliście?
– Nie.
– No to zastukajcie.



… albo spróbować ich otwarcia na własną rękę…


24.


Szedł dalej korytarzem, aż dotarł do stalowych drzwi skarbca. Stał tam na straży dniem i nocą kapłan wojownik. Kto chciał wejść do środka, musiał prosić o pozwolenie samego A.
Stalowe drzwi były proste, niczym niezdobione. Nie miały nawet klamki, otwierał je bowiem sam A. Gdy modlitwa do boga okazywała się skuteczna, drzwi unosiły się bezszelestnie i znikały w skale powyżej. Po wyjściu osób odwiedzających skarbiec drzwi same opadały i zamykały się magicznym sposobem.
T. i pozostali kapłani stali w świetle pochodni i wpatrywali się w stalowe drzwi.
(…)
Teraz w dodatku wszyscy oczekiwali, że padnie na kolana, pomodli się i otworzy te drzwi.
T. nieraz widział, jak X. stawał tu i modlił się do A. Widział, jak drzwi otwierały się przed jego ojcem. X. twierdził, że to błogosławieństwo A. T. oczywiście potakiwał, lecz tak naprawdę odebrał to jako zniewagę. Czy ojciec naprawdę miał go za takiego głupca? T. przedsięwziął małe dochodzenie w tej sprawie i odkrył ukryty mechanizm otwierający drzwi. Nie mógł jednak dojść, jak się go uruchamia. (…) Miał oczy szeroko otwarte i za każdym razem, gdy wchodził z ojcem do skarbca, ukradkiem naciskał ten czy inny kamień, w poszukiwaniu tego właściwego, przesuwał stopę po kaflach, rozglądał się w poszukiwaniu małych zapadek czy innych ukrytych w ścianie mechanizmów. Nigdy jednak niczego nie znalazł, choć wiedział przecież, że gdzieś to tu musi być. Patrzył teraz na ciało i dziękował sobie w duchu, że nigdy nie uległ pokusie i nie dotykał samych drzwi.



25.


Szli powoli wzdłuż ścian jednego z bocznych korytarzy. Ciemne kwadraty musiały być drzwiami do bocznych pomieszczeń, lecz nie otworzyły się, gdy przechodzili. W drugiej z kolei odnodze korytarza napotkali kilka odsłoniętych włazów. Prowadziły do niewielkich, prostopadłościennych pomieszczeń. Gdy T. przekroczył próg jednego z nich, zapłonął jasno sufit. Wnętrze było puste. Wszystkie pozostałe otwarte pomieszczenia także ziały pustką. Pozamykanych drzwi nie próbowali otwierać.
Trzy odnogi korytarzy kończyły się ślepo. Czwartą, znacznie dłuższą od pozostałych, zamykała ściana z ciemnym kwadratem drzwi. Te drzwi były większe od pozostałych, miały co najmniej dwa metry wysokości.
- Sezamie, otwórz się! – powiedziała E. stając przed nimi.
- Co takiego? – zdumiał się T.
- To magiczne zaklęcie z bajek arabskich. W „Napędach rakietowych” o tym nie piszą.



26.


B. i R.walnęli barkami w drzwi. Ściana zadrżała. Cofnęli się o krok i uderzyli jeszcze raz. Drzwi nawet się nie ugięły.
- Mają chyba metalowy rdzeń. – B. czuł potworny ból w ramieniu.
- Mogą mieć rdzeń z kryptonitu, nieważne. Macie je otworzyć.
- Teraz ja potrzymam klamkę – powiedział R., odsuwając V. na bok.
V. dołączył do B. Cofnęli się i zaszarżowali, napierając na drzwi całym swoim ciężarem.
- Możemy w nie walić przez okrągły dzień – ocenił Bal. – Nie ustąpią.
- Lepiej pomyślcie, jak je otworzyć – powiedział T.– bo zaczynam tracić cierpliwość, a kiedy tracę cierpliwość…
- Łom.
- Aha. Łom.
- To jedyny sposób. Albo młotek.
- Młotek – powtórzył M. – Może chcielibyście kilka noży, żeby przeciąć ścianę. Albo pistolet, żeby przestrzelić zamek.
- Nie sądzę, żeby to coś dało.
- Miło mi to słyszeć – rzekł JD. – Przez sekundę wydawało mi się, że chcecie, żebyśmy wam oddali broń.
- Tylko łom, jeżeli chcecie, żebyśmy otworzyli te drzwi.



Samo otwarcie nie zawsze jest końcem niemiłych niespodzianek, bo jakże często za drzwiami znajduje się coś, czego wchodzący wcale nie chciałby zobaczyć:


27.


I za drzwiami, tymi z napisem WYSOKIE NAPIĘCIE, ponownie rozjazgotał się telefon. L. zamarła, znowu pojawiła się gęsia skórka. A jednak miała także poczucie czegoś nieuniknionego, jakby właśnie dlatego tu przyszła, nie po srebrną łopatkę, ale żeby odebrać telefon.
Obróciła się po drugim dzwonku, przeszła mrocznym korytarzem między zagródkami. Przy trzecim dotarła do drzwi. Kciukiem uniosła staromodny skobelek i drzwi się otworzyły bez trudu, lekko skrzypiąc zastałymi zawiasami, witaj w krypcie, laluniu, konaliśmy z tęsknoty, he he he. Owiał ją przeciąg, aż bluzka wydęła się na plecach.



28.


M. patrzył nieruchomo.
– Chcę też dodać, panie L., że za panem są drzwi. Jeśli w dowolnym momencie zechce pan przerwać naszą rozmowę, wystarczy, że wyjdzie pan tymi drzwiami, a już nigdy więcej nic pan ode mnie nie usłyszy.
M. zanotował to w pamięci, w przegródce „bardzo podejrzane”.
– Wracając do rzeczy... Pańskie obowiązki, panie L., obejmują odtworzenie i prowadzenie służby pocztowej w mieście, przygotowanie przesyłek międzynarodowych, konserwacja własności Urzędu Pocztowego i tak dalej, i tym podobnie...
– A jeśli wetkniecie mi miotłę w tyłek, to mogę jeszcze zamiatać podłogę – wtrącił ktoś. (…)
– Czy przyjmuje pan moją propozycję, panie L.? – spytał ostro V.
M. spojrzał na niego.
– Przepraszam – rzekł, wstając. – Chcę tylko coś sprawdzić.
Za jego fotelem stało dwóch ludzi w czerni. Nie była to szczególnie elegancka czerń, raczej taka noszona przez ludzi, którzy nie chcą, żeby na ubraniu było widać drobne ślady. Wyglądali na urzędników, dopóki człowiek nie spojrzał im w oczy. Odstąpili na bok, kiedy M. ruszył w stronę drzwi, które istotnie – zgodnie z obietnicą – tam były. Otworzył je bardzo ostrożnie. Za nimi nie znalazł niczego, w tym również podłogi. Jak ktoś, kto chce wypróbować wszystkie możliwości, wyjął z kieszeni pozostałość po łyżce i upuścił ją. Minęła długa chwila, zanim usłyszał brzęk.



Ale czasem rzeczywistość spotkana po drugiej stronie bywa miłą niespodzianką…


29.


- Tu nic nie ma! - stwierdził P. i wszyscy poszli dalej. Wszyscy - oprócz X., która pomyślała sobie, że warto by na wszelki wypadek sprawdzić, czy drzwi szafy nie dadzą się otworzyć, choć była prawie pewna, że będą zamknięte. Ku jej zdumieniu otworzyły się z łatwością, a na podłogę wypadły dwie kulki naftaliny.
Kiedy zajrzała do środka, zobaczyła rząd wiszących płaszczy. Były to przeważnie futra, a trzeba wam wiedzieć, że dla X. nie było nic milszego nad zapach i dotyk futer. Nie wahając się ani chwili, weszła do szafy i zanurzyła się w futrach, z rozkoszą wtulając w nie twarz. Oczywiście nie zapomniała o pozostawieniu otwartych drzwi, ponieważ wiedziała, że to bardzo głupio przypadkowo zamknąć się w szafie. Postąpiła krok czy dwa w głąb i stwierdziła, że wewnątrz jest jeszcze drugi rząd płaszczy. Tutaj było już prawie zupełnie ciemno i X. wyciągnęła ręce przed siebie, by nie uderzyć głową w tylną ścianę szafy.
Zrobiła jeszcze jeden krok naprzód, potem jeszcze dwa lub trzy, wciąż spodziewając się, że końcami palców dotknie drewnianej ściany. Ale nic takiego nie nastąpiło. „To musi być naprawdę ogromna szafa" - pomyślała, posuwając się wciąż dalej i rozgarniając miękkie futra, aby zrobić sobie miejsce. Nagle zauważyła, że coś skrzypi pod jej nogami. „To chyba kulki naftaliny", pomyślała i schyliła się, chcąc namacać je ręką. Ale zamiast twardego i gładkiego drewna podłogi wyczuła coś miękkiego, sypkiego i zimnego.



…albo…no, cóż, też w pewnym sensie miłą niespodzianką, choć wolelibyśmy nie być w ten sposób zaskakiwani:


30.


Ktoś wyciągnął rękę i pomógł mu wstać. D. rozejrzał się wokół. Nie było tu właściwie nic do oglądania. Biały piasek i brama z białego marmuru, w której tańczyło srebrzyste światło. Dłoń zaciskająca się na jego ramieniu składała się tylko z kości obciągniętych skórą o dziwnym, zielonym odcieniu. Nieznajomy był bardzo wysoki. Nosił czarne łachmany, a głowę miał zakapturzoną. Wydawało się, że patrzy na bramę.
– Czy tam właśnie mam iść? – zapytał D.
– Tak.
– Dobra. Pójdziesz ze mną?
– Nie.
– Dobra. Możesz puścić moją rękę?
Nieznajomy go puścił.
– To nie zdarza się często – oznajmił.
– Co?
– Żebym witał... nowo przybyłych. Osobiście.
(…) D. znowu ruszył naprzód. Pewnym krokiem. Dotarł do bramy, wszedł w srebrną poświatę i znalazł się na polanie nad szemrzącym strumieniem.


===========


Dodane 18 marca 2018:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 4746
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 17
Użytkownik: asia_ 02.03.2018 01:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Drzwi do kolejnego konkursu stoją przed Wami otworem.

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści Trzy dni i jedno życie Pierre'a Lemaitre'a. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.03.2018 08:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
W 4 dobie zmagań przed konkursowymi drzwiami lub strukturami drzwiopodobnymi stoi pięcioro śmiałków, którym udało się już większość sforsować.
Na otwarcie czekają jeszcze numery: 6 (no i nie dziwota, jak tu otworzyć stół? Ani chybi trzeba znać jakieś zaklęcie...), 9 (tu pomocna może się okazać informacja, że pan z takim oddaniem zajmujący się renowacją drzwi jest z zawodu... duchownym), 22 (szukajcie tam, gdzie powoli zanikają tradycyjne obyczaje) i 24 (w tytule nie ma drzwi, wrót ani bramy, ale jest postać bardzo typowa dla twórczości rodziców).
Użytkownik: KrzysiekJoy 06.03.2018 08:24 napisał(a):
Odpowiedź na: W 4 dobie zmagań przed ko... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dopiero teraz zaczynam czytać dusiołki. Dorotko w ramach kontrdrzwi. Czyj to utwór?

Oto są młodzi niosący ciężar
Oto są młodzi, gdzie oni byli?
Dobijaliśmy się do drzwi najczarniejszych komnat piekła
Doprowadzeni do ostateczności wdarliśmy się do środka
Zza kulis obserwowaliśmy powtórkę przedstawienia
Zobaczyliśmy w nim siebie jak nigdy przedtem
Był to obraz urazów i degeneracji
Oraz cierpień, od których nie uwolniono nas nigdy

Przesiąknięci żalem - teraz nasze serca przepadły na zawsze
Nie potrafimy pozbyć się strachu i dreszczu zagrożenia
Te rytuały wskazały nam tylko drogę do drzwi
Otwartych i zamkniętych, a potem zatrzaśniętych nam w twarz
Gdzie oni byli, gdzie oni byli...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.03.2018 09:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Dopiero teraz zaczynam cz... | KrzysiekJoy
Uuu, zabiłeś mi klina! Na pewno współczesne, na pewno buntownicze i "od spodu" brzmi jakoś tak angielskojęzycznie.
Coś z tej antologii:
Od Walta Whitmana do Boba Dylana: Antologia poezji amerykańskiej (antologia; Bradstreet Anne, Taylor Edward, Freneau Philip Morin i inni) ?
Użytkownik: KrzysiekJoy 06.03.2018 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Uuu, zabiłeś mi klina! Na... | dot59Opiekun BiblioNETki
To jest tekst piosenki pewnego brytyjskiego zespołu rockowego. Tłumaczenie Tomka Beksińskiego.
Użytkownik: KrzysiekJoy 06.03.2018 22:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Uuu, zabiłeś mi klina! Na... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie będę Cię męczyć. To utwór, który znajduje się w mojej 10 najważniejszych piosenek. Do posłuchania: https://www.youtube.com/watch?v=n272UVfsciM
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.03.2018 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie będę Cię męczyć. To u... | KrzysiekJoy
A właśnie chwilę temu znalazłam stronę z tłumaczeniami Beksińskiego i dotarłam do właściwego tekstu:
Joy Division - Dekady!

Ale posłucham też, czemu nie :-).
Użytkownik: ilia 07.03.2018 20:29 napisał(a):
Odpowiedź na: A właśnie chwilę temu zna... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jestem ciekawa ile jest obecnie uczestników konkursu. Jeśli nie jest za dużo, to zachęcam biblionetkowiczów do wzięcia w nim udziału, gdyż jest to fantastyczna zabawa.
Jest to dopiero mój drugi konkurs - wcześniej nie brałam w nich udziału, gdyż wydawały mi się za trudne. Jak można na podstawie krótkiego fragmentu tekstu odgadnąć autora i tytuł książki z której on pochodzi? Ale jeśli człowiek wytęży swoje szare komórki, trochę poszpera w Biblionetce plus podpowiedzi prowadzącego konkurs, to prawie wszystko może osiągnąć :) I wbrew pozorom czasem jest trudniej z fragmentami pochodzącymi z książek, które się czytało.

Dot, może napiszesz z którymi numerami uczestnicy konkursu mają największe problemy i coś podpowiesz-pomataczysz :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.03.2018 22:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem ciekawa ile jest o... | ilia
Potencjalnych włamy...hobbitów (to nie pomyłka, wszak Bilbo też nie używał wytrycha, tylko szarych komórek!) jest dziewięcioro.

I poradzili już sobie ze wszystkimi drzwiami/wrotami/bramami prócz 9. Szczerze mówiąc, ten dusiołek rodzicowi nie udał się najlepiej i nie jest to tylko moje zdanie - tak wypada statystycznie (chociaż z drugiej strony, oceniło ten utwór prawie 10 razy mniej osób, niż jego najpopularniejsze dzieło, wbrew pozorom nie zoologiczne, i plus minus 9 razy mniej niż inne, które jest raczej oglądane, niż czytane - i jest co oglądać, bo w czterech głównych rolach sama śmietanka aktorska, każde zdobyło przynajmniej po jednym Złotym Globie, a dwoje i coś więcej, choć nie za ten film).

Stosunkowo trudne okazały się też dusiołki nr 3, 6, 13, 24 i 26.
Gdyby nie czytać opisu na okładce, tylko sam tytuł, 3 można by wziąć za monumentalne dzieło historyczno-geograficzne; 6 - za protest przeciw globalnemu ociepleniu; 13 - za tabliczkę informacyjną. Pozostałe dwa mają tytuły raczej jednoznaczne i niezmiernie typowe dla własnego gatunku: tego, co zapowiada 24, nikt z nas nie doświadczy, zaś tym, kim bohaterowie 26, teoretycznie mógłby zostać, choć to trudne.

Zapraszam do główkowania pod drzwiami, mataczeń indywidualnych na życzenie nie odmawiam!
Użytkownik: bobogumizelka 08.03.2018 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Czy ktoś zamataczyłby 11, 14, 17 lub 21?
Użytkownik: minutka 08.03.2018 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś zamataczyłby 11,... | bobogumizelka
Nie bardzo potrafię mataczyć, ale spróbuję, mam nadzieję, że nie będą to czołgi.
11. Rodzic to sławny na całym świecie wyspiarz, na podstawie jego książek powstały filmy i gry komputerowe, niestety już nic nowego nie przeczytamy :(
14. Mamusia nie boi się w swoich utworach poruszać trudnych tematów, robiła to zresztą wcześniej jako dziennikarka. Mieszka nie tak daleko od nas.
17. Wróć myślami do czasów dzieciństwa, powinno pomóc.
21. To jedna z części najsławniejszego cyklu mamusi, klasyka gatunku.

Użytkownik: bobogumizelka 09.03.2018 22:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie bardzo potrafię matac... | minutka
Dziękuję, po zgadywane :)
Użytkownik: KrzysiekJoy 09.03.2018 12:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Niestety, do wtorku mnie nie ma. Odpowiedzi wyślę po powrocie do domu.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.03.2018 22:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Już wszystkie drzwi zostały przynajmniej raz otwarte. Co nie znaczy, że nie ma miejsca dla kolejnych pragnących powtórzyć ten wyczyn.
Ja przez weekend jestem na wyjeździe, tak że nie przez cały czas będę przy komputerze - może chwilę potrwać, zanim odpowiem, ale odpowiem na pewno na wszystkie maile.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.03.2018 22:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Drodzy uczestnicy, do końca konkursu zostało nam jeszcze cztery dni. A widzę, że Wasza aktywność nieco spadła. Przypominam, że służę mataczeniami - czy to mailowo, czy, jeśli wolicie, tu na forum. Dzisiaj już chyba niedługo wysiedzę przed ekranem, bo tkwię przy nim od 15 godzin z krótkimi przerwami; jeśli mnie zarzucicie pytaniami w środku nocy, to poodpowiadam rano i po powrocie z pracy będziecie mieć co rozgryzać :-).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.03.2018 23:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Drodzy konkursowicze, została ostatnia doba, tak więc gdyby ktoś chciał jeszcze przez któreś drzwi przejść, niech pisze! Mogę co nieco i na forum zamataczyć, ale muszę wiedzieć, na co jest zapotrzebowanie.
Użytkownik: joanna.syrenka 16.03.2018 00:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy konkursowicze, zos... | dot59Opiekun BiblioNETki
Właśnie wysłałam, rzutem na taśmę. Oj, ciężko chodzą te drzwi, strasznie ciężko!
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: