Dodany: 01.03.2018 17:04|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Czytatka-remanentka II 18


Beksińscy: Portret podwójny (Grzebałkowska Magdalena) (5,5)
To jest sztuka: napisanie biografii dwóch postaci (blisko ze sobą spokrewnionych – ojca i syna – ale pod względem artystycznym stanowiących całkowicie odrębne byty) w taki sposób, by czytelnik, który z tego czy innego powodu żadną z nich się nie zachwycał, czytał tę opowieść tak, jakby zgłębiał tajemnice życia swojego idola. Albo pasjonującą powieść, od której nie da się oderwać. Jeszcze kawałeczek rozdziału. Jeszcze akapit. Jeszcze rzut okiem parę stron dalej. Można tak przez dwa miesiące, w międzyczasie pożerając kilkanaście książek, z których zapamięta się o wiele mniej, a na końcu nie stawiając maksymalnej oceny tylko dlatego, że ma się ją zarezerwowaną dla tytułów, które na pewno chce się przeczytać przynajmniej jeszcze raz…
Doskonała rzecz, tak samo zresztą jak i wcześniejsze dzieło tej autorki, „Ksiądz Paradoks”.

Ślady (Małecki Jakub [pisarz]) (4,5)
Dobra, mocna proza, podejmująca temat powiązania ludzkich losów. Początkowo zdaje się, że opowiadane tu historie nie mają ze sobą nic wspólnego. Tu żołnierz poległy w kampanii wrześniowej, tam wiejski grajek-dyletant; tu słynna modelka z czasów PRL, tam sparaliżowany mężczyzna i jego żona, dalej samotny wdowiec czekający na wizytę wnuków, siostra opłakująca tragicznie zmarłego brata, i jeszcze ktoś, i jeszcze… Im dalej w tekst, tym bardziej staje się oczywiste, że wszystkich bohaterów ze sobą coś łączy; jedni są z innymi spokrewnieni, inni znają się z sąsiedztwa, albo spotykają się przelotnie w pociągu, albo biorą udział w zdarzeniu, które na zawsze zmieni życie tych drugich. Ich obecność pozostawia ślady, mniej lub bardziej trwałe, mniej lub bardziej materialne, ale zawsze pozostawia; nie ma człowieka, który by przeminął, nie wpłynąwszy w żaden sposób na los żadnego innego człowieka…
Teza mądra, warsztat dobry; ocena byłaby jeszcze lepsza, gdyby się autorowi nie zachciało pierwszego i ostatniego opowiadania zaprawić metafizyką, której generalnie w prozie z założenia realistycznej nie lubię.

Lekarz, który wiedział za dużo (Mjåset Christer) (3,5)
Poprzednia powieść norweskiego lekarza Christera Mjåseta, „Białe kruki”, była przede wszystkim powieścią obyczajową z niewielką domieszką sensacji. „Lekarz, który wiedział za dużo”, jest w większym stopniu thrillerem kryminalnym, choć istotną rolę odgrywa tu też element społeczno-obyczajowy: ukazanie realiów pracy lekarza ogólnego na norweskiej prowincji, przedstawienie relacji międzyludzkich w małej miejscowości, gdzie byt większości mieszkańców uzależniony jest od jednego czy dwóch przedsiębiorstw, naświetlenie problemów zawodowych człowieka cierpiącego na padaczkę. Intryga kryminalna wydała mi się natomiast nieco przekombinowana, a sam bohater stosunkowo mało sympatyczny (zwłaszcza zdegustował mnie sposób, w jaki radził sobie w finale), więc wrażenia gorsze, niż przy „Białych krukach”

Poza galaktykę (Zahn Timothy) (4)
Śledząc wydarzenia w Odległej Galaktyce, zawędrowałam znów w młode lata Anakina Skywalkera (chronologicznie – pomiędzy „Planetą życia” a „Nadchodzącą burzą”, krótko przed „Atakiem klonów”), który jednak w tej opowieści nie odgrywa najważniejszej roli. Wraz ze swoim mistrzem Obi-Wanem pojawia się na scenie dwukrotnie, zawsze w związku z poleceniem mistrza Windu, który nie do końca dowierza innemu znamienitemu Jedi. Jak się okaże, poniekąd słusznie, bo mistrz Cbaoth w swym dążeniu do sfinalizowania śmiałego projektu Lotu Pozagalaktycznego, zaślepiony własnym wysokim mniemaniem o sobie, coraz częściej i z coraz większym przekonaniem wykracza poza zasady Kodeksu Jedi. Niestety, Anakin patrząc na niego wyciąga zgoła inne wnioski niż pozostali Jedi i podlegający Cbaothowi cywile: imponuje mu to, że tamten „idzie prosto przed siebie, nie zważa na przeszkody”. Konsekwencje pychy i żądzy władzy starego mistrza dotkną innych – jak bardzo, trudno sobie zawczasu wyobrazić… Wcześniej jednak okaże się, że jego paskudna osobowość nie jest największą przeszkodą w zrealizowaniu Lotu; to przedsięwzięcie chce udaremnić (oczywiście cudzymi rękami) ktoś, w kogo istnienie większość mieszkańców Galaktyki jeszcze nie wierzy, a oprócz niego w sprawę wmieszają się jeszcze mieszkańcy Nieznanych Rejonów – między innymi błękitnoskórzy Chissowie (a wśród nich postać znana później jako admirał Thrawn, bohater kilku osobnych powieści), ich koreliańscy jeńcy i piracki lud Vagaari…
Kilkaset stron gwiezdnych potyczek nie nudzi, bo przy okazji skłania do myślenia nad kwestiami trudnych wyborów: okazać lojalność przełożonemu czy działać na korzyść słabszych? pozostać wiernym własnym zasadom czy ratować życie?

Przypadek Charlesa Dextera Warda (Lovecraft H. P. (Lovecraft Howard Phillips)) -(3)
No, nie, niestety nie jestem w stanie dojrzeć niczego ponadprzeciętnego w historiach osobników, którzy dzięki kontaktom z siłami nieczystymi albo tracą zmysły, albo są w stanie w wieku 100 lat wyglądać na 30-latków, mieć władzę nad rozumami innych, a po śmierci wkradać się w cudze ciała. A raczej, może byłabym w stanie dojrzeć, bo w końcu w fantasy nie takie rzeczy się zdarzają, ale w porządnej fantasy autor potrafi w jakiś klarowny sposób wyjaśnić, o czym właściwie pisze, zamiast bombardować czytelnika niesamowitą ilością „znaczących” słówek. Podoba mi się styl Lovecrafta, podobają mi się jego opisy pejzaży i umiejętność tworzenia klimatu grozy, ale co z tego, kiedy ten klimat zaraz sam się psuje, bo na prawie każdej stronie coś jest „szkaradne”, „bluźniercze”, „bezbożne”, „potworne”, z każdego podejrzanego miejsca wydobywa się „ohydny i nieopisany smród” i słychać tam „zdławione krzyki”, „mamroczący chichot” i „monotonne deklamacje”, a człowiek się męczy, żeby dotrzymać do końca i nie wybuchnąć mamroczącym chichotem…

Rzeczy, których nie wyrzuciłem (Wicha Marcin) (5)
To, z czym musiał zmierzyć się autor, bywa oszczędzone tylko nielicznym… tym, którzy sami umierają młodo. Wszyscy pozostali prędzej czy później staną przed tym smutnym zadaniem, jakim jest porządkowanie rzeczy po zmarłych rodzicach czy dziadkach. A te rzeczy, które za ich życia wydawać nam się mogły niepotrzebnymi klamotami, które już dawno należało wyrzucić, nagle stają się ostoją pamięci. Bibelot przywieziony z jedynej w życiu wycieczki zagranicznej; wysłużony, ale wciąż działający scyzoryk; zeszyt z przepisami kulinarnymi; kolekcja znaczków, fajek, ceramicznych piesków albo haftowanych poduszek – każda rzecz coś opowiada, coś przypomina. I książki, zwłaszcza książki, które w każdej czytającej rodzinie mają swoje historie, czasem dłuższe niż ludzie, bo przechodzą z biblioteczki do biblioteczki przez kilka pokoleń. Właściwie każdy mógłby taką opowieść spisać na użytek własny i potomnych. Tyle, że nie każdy tak pisać potrafi, przynajmniej jeśli chodzi o tę pierwszą część książki, mówiącą o pamięci poprzez rzeczy. Bo ciąg dalszy, gdy przychodzi do przepracowywania traumy żydowskich korzeni, i później odtwarzania ostatnich chwil matki, paradoksalnie nie robi już takiego wrażenia, zwłaszcza jeśli czytelnik miał do czynienia z paroma podobnymi pozycjami. Ale wciąż jest to rzecz świetnie napisana, którą przeczytać warto.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 554
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: