Dodany: 30.07.2010 18:37|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Taki obiektywizm… ale czy nie za bardzo subiektywny?


Nie miałam zamiaru kupować książki „Kapuściński non-fiction”, nawet nie ze względu na szum medialny, który się wokół niej rozpętał jeszcze przed jej ukazaniem się na rynku, ale dlatego, że jedną biografię Kapuścińskiego - „Ryszard Kapuściński. Biografia pisarza” B.Nowackiej i Z.Zientka - już mam, i pomijając jej braki techniczne (w rozdziale VII niezadrukowana jest równo połowa stron - i to „Znak” wypuścił ten bubel! Niestety wymienić się nie dało, bo dostałam ją w prezencie), uznałam ją za doskonale zaspokajającą zapotrzebowanie na dodatkową wiedzę o jednym z moich ulubionych autorów. Brak w niej szczegółów dotyczących życia prywatnego jakoś specjalnie mnie nie zmartwił, bo interesuje mnie ono głównie wtedy, gdy jest kluczem do zrozumienia choćby tylko wybranych dzieł artysty. A jeśli nie ma to wpływu na twórczość - raczej nie sprawia mi różnicy, czy dana postać była mono-czy poligamiczna, towarzyska czy mizantropijna, odważna czy tchórzliwa etc. Ale z drugiej strony, czemuż odmawiać sobie możliwości zapoznania się z obszerniejszym źródłem, skoro samo wpada człowiekowi w ręce, wysuwając swój potężnej grubości grzbiet spomiędzy cieniutkich romansików i kryminałów na bibliotecznej półce z nowościami?

Tak, to z pewnością non-fiction. Liczba cytowanych w tekście rozmów, artykułów prasowych i książek oscyluje gdzieś między 450 a 500 (nie liczyłam dokładnie). Czegóż tu nie ma?

„Dyskusja o poezji w gimn.im.Staszica w Warszawie”[62] z opublikowanym - koszmarnie tandentym! - wierszem osiemnastoletniego Kapuścińskiego, „bliższym - jak sądził - właściwych tradycji poetyckich” [62]. I potem jeszcze kilka podobnych, excusez le mot, propagandowych gniotów, drukowanych w „Sztandarze Młodych”. No, rzeczywiście, trudno się dziwić, że twórca tych „dzieł” się nimi nie chwalił - musiałby chyba rozumu nie mieć… Ale też i nie ukrywał tego wstydliwego etapu swojej literackiej drogi. Sam Domosławski, podobnie jak inni biografowie, przytacza fragment wywiadu, w którym Kapuściński mówi: „moja ‘majakowszczyzna’ była rozczarowująca również dla mnie samego”[66]. Mnie to wystarcza. Ale widać to za mało; może satysfakcjonująca byłaby - jak za czasów zetempowskich - publiczna samokrytyka, z obszernym wyjaśnieniem „jakiej sprawie służyła? Jak po latach oceniał tamten czas i swoje zaangażowanie - poety piszącego propagandowe wiersze?”[66]?

Prace egzaminacyjne kandydata na studenta najpierw polonistyki, potem historii na UW. Takie prace, jakie tematy, powiedzmy sobie szczerze. Gdyby kandydat napisał nie to, czego od niego oczekiwano, po prostu mógłby się pożegnać z marzeniami o studiach. Wyciągnijmy teczki wszystkich, którzy się w latach 1946-56 dostali na studia humanistyczne – pewnie da to obraz pt. „najstarsze pokolenie polskiej inteligencji non-fiction”…

Niefortunna „kaczka dziennikarska”, czy raczej edytorska, na okładce angielskiego wydania „Wojny futbolowej”: „Przyjaźnił się z Che Guevarą w Boliwii, z Salvadorem Allende w Chile, Patrice’em Lumumbą w Kongu”[248]. Nie da się ukryć, że „Kapuściński nie pisze ani słowem o tym, że któregoś z nich spotkał osobiście”[248]. Domosławski zatem słusznie wnioskuje, że „mógł wspomnieć angielskiemu wydawcy, że przeszedł szlakiem Guevary w Boliwii, ten tymczasem zrozumiał, że przeszedł szlakiem RAZEM z Che”[250]. Ale zaraz potem zabiera głos amerykański dziennikarz J.C. Anderson. Gdy zapytał Kapuścińskiego o Che, ten odrzekł: „ach, to błąd wydawcy”[250]. Anderson stwierdza: „Byłem rozczarowany. Jego odpowiedź
ZROBIŁA NA MNIE WRAŻENIE NIESZCZEREJ” [250; podkreślenie – to i wszystkie następne - moje], a potem przybiera aurę zbawcy: „Gdybym powiedział wtedy publicznie o KONFABULACJI na temat jego przyjaźni z Che, Kapuściński byłby w opałach”[251]. „Konfabulacja” zostaje z góry przyjęta za pewnik, bo uczeń zapamiętał, że przy innych okazjach mistrz mówił o wydarzeniach, w których osobiście nie uczestniczył, „COŚ W RODZAJU : O, tak, byłem tam wtedy”[249]. A jeżeli „coś w rodzaju” brzmiało nie „wtedy”, lecz „wtedy, krótko po…”? Zapisu tych rozmów nie ma, więc nie wiadomo, czy i kto konfabulował…

Nie ma właściwie zarzutów dotyczących nieścisłości w tekstach typowo dziennikarskich - korespondencjach PAP, pojedynczych reportażach drukowanych w czasopismach. Pojawiają się natomiast licznie, gdy chodzi o książki. Admiratorzy Hajle Sellasje nie zgadzają się z prawie żadnym szczegółem rzucającym na tę postać niekorzystne światło; inny rodak cesarza, najwyraźniej nie darzący go uwielbieniem, powiada: „Kapuściński burzy ten [wyidealizowany -przyp.mój] wizerunek - i bardzo dobrze”. W kolejnych podróżach śladami swojego nauczyciela autor napotyka już tylko tych, którzy wypunktowują błędy. Bywa i tak, że wybiera na chybił trafił fragment z książki, rusza na drugi koniec świata i odnajduje człowieka, który zaświadczy, że wspomniany w tekście osobnik „walczył przez dwa lata, a nie przez rok, zginął w strzelaninie, a nie zabity we śnie”[431]. Ileż trzeba mieć determinacji, żeby w ciągu niespełna trzech lat odwiedzić niemal każde miejsce z tych, o których pisanie zajęło Kapuścińskiemu prawie pół wieku - tylko po to, żeby tropić uchybienia „za duże, zbyt częste”[431] - żeby zasiać wątpliwość „czy takie opowieści rzeczywiście oddają ‘głębszy sens’ tego, co dzieje się w Afryce, docierają do ‘istoty rzeczy’ w Ameryce Łacińskiej? Rozszyfrowują uniwersalne mechanizmy ludzkich postaw i zachowań?”[437]. Dla jednego z krytyków „siła pisarstwa Kapuścińskiego zasadza się na pewności co do doświadczeń autorytetu, autentyczności przeżyć człowieka, który - jak nas sam informuje - przeżył 27 zamachów stanu i rewolucji (…), jedynego korespondenta, który zostawał tam, skąd reszta dziennikarskiej braci brała nogi za pas”[437] (a w domyśle: skoro tę autentyczność musimy zakwestionować, to czy siła nadal ma rację bytu…?). Ale na przykład dla mnie ta siła tkwi w czym innym - w przekazie, który pozwala czytelnikowi poczuć aurę danego miejsca i czasu - a sposób tego przekazu nie zależy od tego, czy jego twórca przeżył tych zamachów i rewolucji 27, czy 17, ani od tego, czy został, czy się wycofał rakiem…

No ale dobrze, obowiązkiem autora było te wszystkie wątpliwości wymienić i jeśli nie wyjaśnić, to przynajmniej próbować wyjaśnić.
Napisać o minusach charakteru portretowanego mistrza: że nie znosił krytyki, że „potrafił być twardy wobec bliskich, przyjaciół” [452], że „mówił ludziom to, co chcieli - jak mu się wydawało - od niego usłyszeć”[449]. Nawet, że „lubił pochwalić się liczbą podbojów”[340] i nie miał czasu dla najbliższych osób (jak zresztą wielu ludzi oddanych pracy twórczej).
Rozstrzygnąć sprawę rzekomej ucieczki ojca reportera z transportu do Katynia (trudno mieć wątpliwości, że rzekomej. Kilkuletni chłopiec nie musiał zapamiętać, jak to się stało, że ojciec wyszedł z domu w mundurze, a wrócił w cywilu, ale skoro jego młodsza siostra wiedziała, że nie dostał się do niewoli, musiano później w domu o tym mówić. A jednak syn najwyraźniej wolał widzieć w ojcu bohatera. Czy dla własnych korzyści, żeby „dobrze wyglądało”, czy tylko dlatego, by sobie samemu stworzyć „autorytet, którego nigdy nie było”[55]? Trudno powiedzieć. Ale to zmyślenie czy iluzja zostało gdzieś publicznie wyartykułowane. Gdyby Ryszard Kapuściński był Ryszardem Iksińskim, powiedzmy, nauczycielem w przeciętnej szkole, albo urzędnikiem w gminie, nikt by usłyszanej od niego informacji nie weryfikował. Ale gdy się jest osobą publiczną - no, cóż, trzeba zważać na to, co się mówi...).
Sprawdzić, co tak naprawdę zawarto w teczce zaświadczającej, że „był operacyjnie wykorzystywany (...), ale istotnych materiałów interesujących SB nie przekazał”[499].
Tego nie można mieć za złe.

Co jednak myśleć o następującej opowieści?
„To czas pierwszych miłości i podbojów. Chłopcy przechwalają się jeden przed drugim. J e d n e m u przytrafia się taka historia:
Któregoś dnia zjawia się u kolegi lekko zmieszany, a zarazem dumny z podboju: - Słuchaj, jest wpadka… Nie mógłbyś pomóc?
Ciotka kolegi jest ginekolożką, ma prywatny gabinet na Słupeckiej. Kolega pisze do niej liścik: „Kochana ciociu Niusiu, przysyłam Ci moją koleżankę…”
Ciocia nie wie, kto naprawdę narozrabiał, to znaczy jest przekonana, że siostrzeniec.
Tymczasem rozrabiaka nie był nawet wystraszony tym, co się stało. Był chłopięco lekkomyślny. Trochę mu zazdrościli - nie tego, co się stało, lecz tego, że miał już za sobą doświadczenia, które wciąż były przed nimi.
Jeden ze szkolnych przyjaciół pamięta, że Rysiek był pierwszy do przechwałek o dziewczynach”[58-59].
O co tu chodzi? Wie się, kim był ów „jeden”, czy się nie wie? Bo jeśli się wie, a podanie adresu gabinetu i imienia ciotki sugeruje, że się wie - to czemu nie pisze się wyraźnie, kogo się ma na myśli? A może jednak się nie wie - może anonimowy informator sam nie pamiętał, o kogo chodziło, ale tak to ładnie pasowało do obrazu?...
Z całą resztą można polemizować albo przyjmować ją za pewnik. Można wierzyć, że naprawdę powstała w zaszczytnej misji „oddzielania faktów od mitologii” [563]. Lecz czy ktoś, kto przekonuje nas, że miał zamiar stworzyć bezstronną opowieść o swoim „mentorze i szczególnym przyjacielu”[12], ubarwia ją podobną historyjką?

No i prócz podziwu dla ogromu wykonanej przez autora pracy, prócz uznania dla samego warsztatu - pozostaje jakiś niemiły posmak…


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3817
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: porcelanka 31.07.2010 16:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie miałam zamiaru kupowa... | dot59Opiekun BiblioNETki
Świetna czytatka;) Wyłuskanie tylu cytatów, dla zobrazowania argumentów to nie lada wyzwanie;) Do książki się co prawda zniechęciłam, ale już szum medialny nie nastawił mnie do niej zbyt pozytywnie. Zawsze zdumiewała mnie tendencja do szukania skandali na siłę, widocznie taka już natura człowieka.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 31.07.2010 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna czytatka;) Wyłusk... | porcelanka
Wiesz, to jest smutne w sumie, bo ona jest naprawdę świetnie napisana, jeśli chodzi o samą technikę. Dlatego nie mam pojęcia, jaką ocenę jej mam wystawić. Może ja krzywdzę autora, wyczuwając jakąś niekorzystną aurę tam, gdzie jej nie ma, no ale nie wiem... To czasem jest kwestia tylko doboru słów o zabarwieniu pozytywnym, neutralnym albo negatywnym - może podświadomego doboru, ale jednak. Na przykład coś takiego:
"X przewiduje serię podobnych zamachów stanu w innych krajach".
"X prognozuje serię podobnych zamachów stanu w innych krajach".
"X wieszczy serię podobnych zamachów stanu w innych krajach".
Którego z tych czasowników raczej się nie użyje, pisząc o kimś, kogo się lubi i ceni, kto stanowi dla nas autorytet? Wydawałoby się, że wybór jest oczywisty...

A z cytatami to ja mam tak, że przy czytaniu, natrafiając na coś, co zwaraca moją uwagę, obojętnie w jaki sposób, zaznaczam to miejsce fiszką - mam taki cały magazynek kolorowych paseczków z pociętych ulotek - i jak książka jest dość gruba, to czasem wystaje z niej takich zakładek kilkadziesiąt. Przydaje się do recenzji, do szukania cytatów do kolekcji, do sprawdzania informacji w słownikach czy w internecie.
Użytkownik: norge 31.07.2010 16:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie miałam zamiaru kupowa... | dot59Opiekun BiblioNETki
Baaardzo ciekawie napisałaś o tej książce. Wielkie dzięki!
Użytkownik: lilka233 03.10.2010 10:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie miałam zamiaru kupowa... | dot59Opiekun BiblioNETki
W tej świetnej, pod każdym względem, czytatce wyczerpałaś zagadnienie. Nic dodać nic ująć.Pełna zgoda....oj,jak fajnie...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: