Dodany: 17.02.2018 21:47|Autor: cordelia

Czytatnik: Lectura longa, vita brevis

1 osoba poleca ten tekst.

Kawabata: trzydzieści lat później


„Interesujące jest to portowe miasteczko.

Szacowne panie domu i dziewczęta chodzą tam do zajazdu i jeśli jest w nim gość, jedna z kobiet spędzi z nim noc. Od momentu kiedy wstanie z łóżka, przy obiedzie i na spacerach, jest u jego boku. Są zupełnie jak para w podróży poślubnej.

Lecz gdy mężczyzna powie, że zabierze ją do hoteliku u gorących źródeł nieopodal, kobieta przechyli głowę i zacznie się zastanawiać. Gdy jednak zaproponuje jej, że wynajmie dom w swoim mieście, kobieta, jeśli jest młoda, powie na to z radością: – Będę twoją żoną. Pod warunkiem że nie na zbyt długo. Pod warunkiem że nie na rok ani nawet na pół”.[1]

To pierwsza połowa młodzieńczego opowiadania Yasunariego Kawabaty „Minato” (Portowe miasteczko), jednego z siedemdziesięciu miniaturowych opowiadań – „opowiadań wielkości dłoni”, żeby użyć określenia autora – których angielski przekład autorstwa Lane Dunlop i J. Martina Holmana zamieszczono w zbiorze „Palm-of-the-Hand Stories”.

W drugiej połowie opowiadania mężczyzna odjeżdża, a kobieta prosi, żeby napisał za nią list do innego mężczyzny, który przed nim trafił do portowego miasteczka i spędził z nią dwa tygodnie. Słowem, nie można liczyć na kobiecą wierność: tak tytułowe miasteczko (albo „miasteczko”) widział sławny japoński pisarz, gdy jeszcze nie był sławny i miał niewiele ponad dwadzieścia lat.

*

Są młyny, które mielą długo. Minęło lat trzydzieści, nim Kawabata napisał „Zatokę Łuku” (Yumiura)[2], inne krótkie, choć nie aż tak krótkie jak „Minato”, i znakomite w moim odczuciu opowiadanie, w którym pewna kobieta składa niespodziewaną wizytę pewnemu mężczyźnie, pisarzowi, po trzydziestu latach od ich spotkania w portowym miasteczku Yumiura w tytułowej zatoce na Kiusiu, najdalej na południe wysuniętej z czterech głównych japońskich wysp.

Mężczyzna nijak nie może przypomnieć sobie ani tego spotkania, ani tej kobiety, ku jego zdumieniu twierdzącej, że złożył jej wówczas propozycję małżeństwa, a być może nawet został ojcem jej dziecka. Nosiła wtedy jeszcze z chińska brzmiące nazwisko T'ai, była zbuntowaną młodą osobą o krótko obciętych włosach i pracowała w lokalnej gazecie jako reporterka.

Wreszcie pisarz przypomina sobie, nie kobietę, i nie portowe miasteczko, którego zresztą nie może nawet znaleźć na mapie, ale pobyt na Kiusiu, dokąd i on pojechał jako reporter: w czasie wojny wysłano go tam samolotem do bazy Specjalnych Sił Uderzeniowych, lepiej znanych jako kamikaze, boski wiatr.

Następnym razem pojechał na Kiusiu po wojnie, żeby zobaczyć Nagasaki po zrzuceniu bomby. Wtedy też dowiedział się od miejscowych, że dwaj nieżyjący już pisarze, którzy zachęcili go do pisania i stanowili dla niego wzór, trzydzieści lat wcześniej zatrzymali się na Kiusiu w podróży. To niemożliwe, żeby, jak twierdzi kobieta, on podróżował z nimi. Był na Kiusiu tylko podczas wojny w bazie kamikaze, a potem przyjechał zobaczyć zbombardowane Nagasaki.

*

„Chodziłem wśród zgliszczy, by upewnić się, że jest bezpieczna”[3], powiedział Kawabata w 1965 roku w rozmowie dla japońskiego tygodnika Asahi o nieszczęśliwym zakończeniu swojej młodzieńczej miłości.

Mając dwadzieścia dwa lata, zaręczył się z Hatsuyo Ito, kelnerce z tokijskiej kawiarni uczęszczanej przez literatów. Narzeczona pisarza miała lat czternaście. Miesiąc po zaręczynach napisała do niego pożegnalny list. Jako powód zerwania podała „nagły wypadek”, dodając, że prędzej umrze, niż wyjawi szczegóły. Nad tym nieoczekiwanym zwrotem wydarzeń głowiono się nie mniej niż nad samobójstwem, które Kawabata popełnił w 1972 roku.

W 2014 roku w „The Wall Street Journal” ukazał się artykuł Moeko Fujii pod nagłówkiem „Mystery of Novelist Kawabata’s Tragic First Love Is Solved” (Zagadka tragicznej pierwszej miłości Kawabaty rozwiązana). Rozwiązanie zaproponował pasierb Kawabaty na podstawie porównania odnalezionej korespondencji narzeczonych i nieopublikowanego dotąd wpisu w dzienniku pisarza. Wygląda na to, że Kawabata poznał jednak szczegóły owej tajemniczej a niecierpiącej zwłoki sytuacji, która kazała Hatsuyo zerwać zaręczyny: dwa lata później zanotował w dzienniku, że jego narzeczona została „zgwałcona przez mnicha”[4] w świątyni zapewniającej jej dach nad głową.

„Wszystko skończyło się w bezsensowny sposób, a ja pozostałem z głęboką raną w sercu. Po trzęsieniu ziemi w Tokio [1923 r.] chodziłem wśród zgliszczy, by upewnić się, że jest bezpieczna... Lecz tej dziewczyny nie ma już na tym świecie”[5].

Po rozstaniu z Kawabatą Hatsuyo nadal była kelnerką, wyszła za właściciela kawiarni, rozwiodła się, ponownie wyszła za mąż i urodziła dzieci. Zmarła w 1951 roku, trzydzieści lat po zaręczynach i zerwaniu z przyszłym laureatem Nagrody Nobla.

------------------

Wszystkie cytaty przytaczam we własnym przekładzie z angielskiego.

[1] Yasunari Kawabata, „Harbor Town”, w: tegoż „Palm-of-the-Hand Stories”, przeł. Lane Dunlop i J. Martin Holman, North Point Press, 1988.
[2] Yasunari Kawabata, „Yumiura”, w: tegoż „First Snow on Fuji”, przeł. Michael Emmerich, Counterpoint, 1999.
[3] Moeko Fujii, „Mystery of Novelist Kawabata’s Tragic First Love Is Solved”, The Wall Street Journal, 14 lipca 2014.
[4] Tamże.
[5] Tamże.

Tydzień świętego mozołu (antologia; Abe Kōbō (właśc. Kimifusa Abe), Dazai Osamu, Endō Shūsaku i inni)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2319
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 14
Użytkownik: carmaniola 22.02.2018 09:20 napisał(a):
Odpowiedź na: „Interesujące jest to por... | cordelia
Coś w tym jest... Może ta propozycja małżeństwa, o której wspomina w "Zatoce Łuku" Kawabata należała do rodzaju tych, które zwykło zawierać się w przywołanym "portowym miasteczku"... Dlatego w późniejszym opowiadaniu pisarz nie może sobie przypomnieć tego wydarzenia. A jednak... jednak jego pamięć zakrywa znacznie więcej, bo całą wizytę na wyspie, a miasteczko tajemniczym trafem znikło z mapy. Może tę treść wyszeptały Kawabacie pragnienia by zapomnieć o własnym, niedoszłym do skutku małżeństwie? Może tak bardzo pragnął zapomnieć o wybrance, że w jego wyobraźni powstał taki właśnie obraz - siebie niepamiętającego byłej narzeczonej? Tajemniczy i nieodgadniony Kawabata. ;-)

Mnie, gdy wspominam "Zatokę Łuku" przychodzi do głowy inne opowiadanie, innego pisarza. W moim wyobrażeniu wyspiarska miłość z utworu Kawabaty przypominała raczej tę z Na uwięzi; Ballada o miłości (Mishima Yukio (właśc. Hiraoka Kimitake)). Nie wiem dlaczego. Ot, skojarzenia. ;-)

I nie bierz się, proszę przypadkiem za pierwsze opowiadanie z tego zbioru - skoro mnie poraziło swoim okrucieństwem to Ty mogłabyś się po nim rozchorować. "Balladę o miłości" możesz spokojnie przeczytać. ;-)
Użytkownik: cordelia 23.02.2018 22:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś w tym jest... Może ta... | carmaniola
Przeczytam! Mur beton. Przynajmniej spróbuję. Dziękuję za ostrzeżenie. Może przy okazji przekonam się do Mishimy, bo "Zimny płomień" zupełnie nie przemówił do mnie, a i w "Złotą pagodę" nie mogłam jakoś się wczuć, ale może to z powodu niesprzyjających okoliczności.

A wracając do zagadkowej zatoki, kiedyś kreślono mapy afektów, albo mapy serca, z miejscowościami o nazwach takich jak Pycha, Czułość, Złośliwość, Stała Przyjaźń czy Perfidia, leżącymi nad Jeziorem Obojętności, Morzem Nieprzyjaźni albo Morzem Pełnym Niebezpieczeństw. Może Zatoki Łuku należałoby szukać na jednej z takich map?
Użytkownik: carmaniola 24.02.2018 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytam! Mur beton. Pr... | cordelia
Być może masz rację i Zatoki Łuku należałoby szukać nad Morzem Straconych Złudzeń lub Morzem Zapomnienia. ;-)

Co do Mishimy, to ja się do niego nie przekonałam - połączenie sentymentalizmu i okrucieństwa w jego prozie jest dla mnie niestrawne. Niech on sobie będzie klasyczny i wielki, ale dla mnie jest "nieczytalny". Chyba jako jedyny z grona japońskich pisarzy. A próbowałam się do niego przekonywać bardzo intensywnie np. czytając książkę Mishima Yukio: Estetyka klasyczna w prozie i dramacie 1941-1960 (Kubiak Ho-Chi Beata) Owa rzecz podobała mi się bardzo, ale proza Mishimy nadal nie. ;-)
Użytkownik: cordelia 26.02.2018 11:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Być może masz rację i Zat... | carmaniola
Może to głównie harakiri zapewniło mu nieśmiertelność? ;-)

"Ballada" już upolowana, zabiorę się za nią, jak tylko skończę Zimowe opowieści (Blixen Karen (pseud. Dinesen Isak lub Andrézel Pierre)).
Użytkownik: carmaniola 26.02.2018 19:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Może to głównie harakiri ... | cordelia
Aż tak źle to chyba z nim nie było. W każdym razie pani Kubiak Ho-Chi bardzo chwali jego twórczość.

"Zimowe opowieści" wciąż jeszcze przede mną, więc może to nie jest zła myśl, by wziąć z Ciebie przykład, przeczytać teraz i być lekturowo zbieżną. ;-)))))
Użytkownik: cordelia 27.02.2018 12:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Aż tak źle to chyba z nim... | carmaniola
To jest nawet bardzo dobra myśl! :-))) Mnie "Zimowe" podobają się bardzo, chociaż właściwie zimy w nich niewiele. Radziłabym Ci nie zaczynać od pierwszego opowiadania, bo w moim odczuciu jest najsłabsze. Ja zaczęłam od "Historii perły" i był to dobry wybór. :-)
Użytkownik: carmaniola 27.02.2018 16:49 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest nawet bardzo dobr... | cordelia
Radę przyjmuję i jutro wędruję do biblioteki, bo coś mi się pokręciło, że mam je w domu, ale okazuje się, że mam tylko "Cienie na trawie", nota bene też nieczytane. ;-)
Użytkownik: cordelia 02.03.2018 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Radę przyjmuję i jutro wę... | carmaniola
Tylko w razie czego żeby nie było na mnie, jak Ci się nie spodoba. :-o
Użytkownik: carmaniola 10.03.2018 09:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Tylko w razie czego żeby ... | cordelia
Nie będzie na Ciebie, nie będzie. I tak planuję jeszcze "Cienie na trawie".

Podobały mi się jednak... średnio na jeża. Drażniły mnie okrutnie natchnione opisy bohaterów o jedwabistych lokach, zgrabnych, gibkich i ze wszystkimi szczegółami ubioru. Poza tym chyba wystąpił u mnie pokoleniowy brak zrozumienia dla zachwytów nad pewnymi zachowaniami - tam, gdzie Blixen rozpływała się nad szlachetnością i odwagą pewnych postępków, ja widziałam w nich głupotę i zadęcie. Patrz: "Nieposkromieni właściciele niewolników". Ale niektóre z tych opowiadań przypadły mi do gustu. :))))))))))))
Użytkownik: cordelia 11.03.2018 10:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie będzie na Ciebie, nie... | carmaniola
To na pocieszenie powiedz mi chociaż, które Ci się spodobały. ;-)

Do mnie najbardziej przemówiły "Historia perły", "Pole żalu" i "Budująca opowieść". W "Nieposkromionych" widzę ironiczny portret, w opisach pięknych i szlachetnych wyczuwam bardzo subtelną drwinę; gdy spojrzeć pod tym kątem, zaraz robi się ciekawiej.

Ogólnie Blixen jest dla mnie w tych opowiadaniach dość tajemnicza, niepokojąca, przewrotna, bezlitośnie przenikliwa, i właśnie to w niej lubię. Czuję potrzebę powtórki, ale może później. Tymczasem planuję jeszcze "Dagerotypy", które już dwa razy odłożyłam, ale do trzech razy sztuka. ;-)

Użytkownik: carmaniola 11.03.2018 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: To na pocieszenie powiedz... | cordelia
Chyba właśnie ten niepokój i pewna tajemniczość w tych opowiadaniach najbardziej mi się podobały. One naprawdę są zimowe... jak ponure zimowe wieczory. :)

Również przypadła mi do serca "Historia perły". Z zainteresowaniem przeczytałam "Rybę". Podobało mi się smutne ale i niezwykle romantyczne opowiadanie "Peter i Rosa". Najbardziej surowa ocena ludzkich charakterów - i niestety, jakże słuszna - pojawia się chyba w "Heloizie".

Co do ironii, to przeczą jej opinie i postępki narratorów, którzy są pełni podziwu dla "bohaterskich" postaw. Ale rzeczywiście byłoby wtedy ciekawiej gdyby odbierać te opisy i wątpliwe zalety jako złośliwe szpileczki. ;)

Może jeszcze kiedyś do nich wrócę i spróbuję spojrzeć na nie inaczej.
Użytkownik: cordelia 12.03.2018 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba właśnie ten niepokó... | carmaniola
No, widzę, że nie było tak źle... ;-) Tak, mnie też podobało się opowiadanie o Peterze i Rosie; trochę przerysowane, ale te topniejące lody!

Ja tymczasem skończyłam "Balladę o miłości". Podobała mi się crescendo, najbardziej na końcu. Właściwie tak jest dobrze, chociaż ja najchętniej zredukowałabym rzecz do końcowego rejsu z zarysem kontekstu i ze szczęśliwym zakończeniem w latarni morskiej. Ale zawsze lepsze crescendo niż diminuendo, i zawsze to jakieś nowe światło na portowe miasteczko i tajemniczą zatokę Kawabaty.

Do "Na uwięzi" nie próbuję nawet zerknąć. ;-)
Użytkownik: carmaniola 14.03.2018 10:09 napisał(a):
Odpowiedź na: No, widzę, że nie było ta... | cordelia
Mnie to opowiadanie o Peterze i Rosie przypominało jakąś ponurą baśń. Właściwie to powinni podryfować na tej oderwanej krze, gdzieś w siną dal do nieznanej krainy. Ale to nie u Blixen. ;-)

"Ballada o miłości", dla mnie, jakby odrobinę przesłodzona i przydługa - fakt. Ale to chyba jeden z niewielu jego utworów, które nie porażają okrucieństwem. "Na uwięzi" jest ciekawe, owszem i byłoby do przyjęcia, ale do końca nierozważny czytelnik nie potrafi się zorientować co autor mu zafunduje w końcówce. Brrr.... Ten to by pisał horrory! ;-)
Użytkownik: cordelia 15.03.2018 18:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie to opowiadanie o Pet... | carmaniola
Brrr! Nie wiem, co jest w tej końcówce, ale i tak brrr! ;-)))
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: