Dodany: 17.02.2018 08:33|Autor: RenKa76

Cisza przed burzą


Oto wyspy Dary – największa, Wielka Wyspa i rozsypane wokół niej jak koraliki Rui i Dasu, Tan Adu, Tunoa, Ecofi, Wilcza Łapa i Wyspa Półksiężycowa. Rządzi nimi cesarz Ragin, którym jest ni mniej ni więcej, tylko nasz stary, dobry znajomy, Kuni Garu. Przekonuje się on, że łatwiej wywalczyć tron niż rządzić. Zawsze ktoś jest niezadowolony: ci, którzy chcą reform albo ci, którzy wolą stary porządek, arystokracja albo biedota, kobiety albo mężczyźni. W dodatku czas płynie i wypadałoby wybrać następcę tronu. A cesarz ma aż czwórkę dzieci. Problem w tym, że Fara jest za mała, Timu lepiej sobie radzi z czytaniem i pisaniem niż z polityką, Phyro chce zostać wielkim wojownikiem, zaś Thera, która teoretycznie najlepiej nadaje się na to stanowisko, to dziewczyna. Ciężkie życie ma cesarz Ragin. Jego dworzanie, żony, przyjaciele i nieprzyjaciele spiskują na potęgę, bo każdy ma jakieś plany odnośnie do reform, tronu albo w ogóle przyszłości. I każdy jest przekonany, że jego racja jest racją jedyną. Nikt z nich nawet nie przypuszcza, że gdzieś, za morzem, za mityczną ścianą burz jest ktoś, kto zamierza zniweczyć wszystkie te plany i zaprowadzić swój własny porządek. W królestwie Dary panuje cisza przed burzą, a chmury już od dawna się zbierają…

Chyba każdy, kto przeczytał poprzednią historię o wyspach, „Królów Dary” Kena Liu, z przyjemnością sięgnie po „Ścianę burz”, kontynuację przygód Kuniego i jego kompanii. Czy mamy się po niej spodziewać tego samego, co w poprzednim tomie? I tak, i nie. Co prawda i tu znajdziemy ten orientalny sznyt, jedwabie, parzenie herbaty, korony z muszelek i chińskie bajki, ale „Ściana burz” jest powieścią jakby… inną. O ile w pierwszej części wszystko działo się szybko, przygoda goniła przygodę, o tyle tutaj narracja zwalnia. Początek jest czymś w rodzaju hymnu na cześć reform, nauki i polityki. Ci, których nudzą spiski, księgi i filozofia, będą musieli trochę poczekać, zanim autor znowu ruszy z kopyta i pokaże to, co w pierwszym tomie wyszło mu tak fenomenalnie – grozę i surowe piękno wojny. Czytanie „Ściany burz” przypomina wędrówkę po górzystym terenie: najpierw powoli pniemy się do góry, żeby zaraz potem szybko biec na dół. Bynajmniej nie uważam tego za wadę, ale ja akurat należę do osób, które lubią filozoficzne dysputy, inżynierię, politykę i stare bajki. Ci, którzy oczekują tylko szybkiej akcji i przygód, mogą się poczuć nieco rozczarowani.

Za co lubię obie powieści Kena Liu? Za orientalny sztafaż, te wszystkie rośliny, zwierzęta i potrawy, które tak bardzo kojarzą się nam z tym, co znamy, chociaż nie do końca tym są. Za silne, mądre, przebojowe kobiety, które czasami – tak na wojnie, jak w polityce – okazują się przebieglejsze, odważniejsze i bardziej przewidujące niż napędzani adrenaliną mężczyźni. Za wspaniałą galerię postaci. Ludzie, chociaż ubrani w jedwabie i skóry, są tu tacy jak my: zazdrośni i próżni, chciwi i głupi, zdradzający i zdradzani, mądrzy i piramidalnie głupi, honorowi i tchórzliwi, wielcy i mali. To my, poprzebierani w orientalne kostiumy, bawiący się w wojnę, spiskujący, zawierający sojusze i zdradzający je, kochający i płaczący z bezsilności. Za to w końcu, że Liu jako jeden z niewielu autorów pokazuje, iż świat, każdy świat, napędza nauka i niepoślednie umysły, że bez wizjonerów chcących sprawdzić, co jest za zakrętem, ludzkość nigdy nie byłaby tym, czym teraz jest… Naprawdę warto dać się skusić tej bajce – nie bajce i samemu zajrzeć, jakie cuda albo niebezpieczeństwa kryje ściana burz.


[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 436
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: