Dodany: 13.02.2018 15:07|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Książka: Nikt mnie nie ma
Linderborg Åsa

2 osoby polecają ten tekst.

Tato, czemu nie chciałeś być moim bohaterem?



Recenzuje: Dorota Tukaj


Był taki czas, że ludzie wspominali własne dzieciństwo i dorastanie tylko w sekretnych zapiskach, które – czasem całe lata po ich śmierci – odkrywali potomni. Później taki, gdy podobne opowieści mogły, zwielokrotnione w druku, ujrzeć światło dzienne jeszcze za życia autora, generalnie jednak pod trzema warunkami – że ów autor był: po pierwsze, osobą dostatecznie wiekową, po drugie, dostatecznie sławną, po trzecie – dostatecznie pozytywnie ustosunkowaną do opisywanych krewnych i znajomych (jeszcze przez większą część XX wieku zdecydowanie nie należało do dobrego tonu napomykanie o przywarach, nałogach, rodzinnych niesnaskach; nawet fakty powszechnie znane, a stawiające kogoś bliskiego w niezbyt korzystnym świetle, należało potraktować z wyrozumiałością i ładnie owinąć w bawełnę, jak to zrobiła choćby Magdalena Samozwaniec, pisząc o "flamach" ukochanego Tatki). W końcu nadszedł taki, że wszystko się odwróciło: niemal każdy człowiek sprawnie posługujący się piórem, niezależnie od wieku, zawodu i aktualnej pozycji społecznej, zyskał możność podzielenia się z szeroką publicznością swoimi reminiscencjami z przeszłości, nie tylko ciepłymi i radosnymi, ale także smutnymi, przykrymi, dramatycznymi, zdradzającymi wstydliwe rodzinne sekrety, a nawet wręcz oskarżającymi rodziców czy innych członków rodziny o zaniedbania czy przewinienia względem dorosłego już dziecka. Szczególnie często z tej możliwości korzystają dzieci osób powszechnie znanych i podziwianych – aktorów, muzyków, polityków – widząc w niej okazję nawet nie tyle do odbrązowienia rodzicielskich postaci, co do przepracowania własnych traum. Są tacy, którzy próbują trochę "zaczarować" tę wspominaną rzeczywistość, nadając jej pozór powieściowego świata przedstawionego poprzez zmianę personaliów i (czasem) drobnych szczegółów, jak Paweł Sanajew w poruszającej historii "Pochowajcie mnie pod podłogą". Są tacy, którzy, jak szwedzka historyczka Åsa Linderborg, córka robotnika i działaczki partii lewicowej, nie stosują żadnych zabiegów maskujących, pisząc bez ogródek o tym, co było.

Jeśli spojrzymy tylko na pierwszą stronę okładki, gotowiśmy bez wahania zaliczyć "Nikt mnie nie ma" do kategorii wspomnień dzieciństwa "sielskiego, anielskiego": wielkie, jasne okna, za nimi rozświetlona słońcem zieleń, przed nimi przy nieskazitelnie czyściutkim stoliku przystojny trzydziestoparoletni brodacz i mała dziewczynka, wpatrzeni w siebie nawzajem. Cóż innego mógłby taki obraz sygnalizować, jeśli nie doskonałą symbiozę ojca i córki, pozwalającą im pokonać wszystkie życiowe przeszkody? Gdybyż to było takie proste... Co prawda Leif, którego żona odeszła do innego mężczyzny, zrzucając na jego barki większą część ciężaru wychowania czteroletniej córki (bo cóż znaczą weekendy i ferie, kiedy to przecież w codzienności tkwi największy trud), na początku istotnie w pełni zaspokaja potrzeby emocjonalne małej Åsy, jest dla niej i ojcem, i kumplem, i opoką, i bajkowym bohaterem (na przykład misiem Baloo, ale chętniej mitycznym kapitanem Pończochą, ojcem Pippi) – jednak czy jego miłość i zawadiacki temperament wystarczą na całe życie? Na stopniowe mądrzenie i dojrzewanie dziewczynki, na przemianę jej w kobietę i w świadomego członka społeczeństwa? Wkrótce staje się jasne, że nie, że to za mało. Bo w domu Anderssonów co prawda (przynajmniej teraz, kiedy jeszcze Åsa w nim mieszka) się sprząta, wiesza aksamitne zasłony i kryształowe lampki, ale sypia się bez mycia, w dziennej bieliźnie i bez pościeli; kupuje się piwo i różne niekoniecznie potrzebne drobiazgi, ale nie płaci się w terminie rachunków i nie zaopatruje łazienki w mydło i pastę do zębów. Gdyby nie dziadkowie, dodający co nieco do portfela syna i zapraszający go wraz z dzieckiem na obiady, gdyby nie ciotka, która od czasu do czasu urządza dziewczynce porządną kąpiel we własnej wannie, robi pranie i kupuje niegustowne, ale przynajmniej nowe ubrania w miejsce zniszczonych, Åsa ciągle chodziłaby brudna i obdarta, a żywiłaby się kiełbasą z ziemniakami, konserwami i paczkowanym chlebem. I pewnie nadal uwielbiałaby ojca, tak jak go uwielbia na początku opowieści, póki jeszcze nie dorosła. Ale w pewnym momencie zacznie się zastanawiać: czy matka ich zostawiła tylko dlatego, że pokochała Lassego, czy również dlatego, że z Leifem, nieodpowiedzialnym, zdolnym do przepicia każdych pieniędzy, włącznie z wkładem oszczędnościowym córki, żyć się nie dało? Zacznie dostrzegać, że jego inteligencja i dowcip nieodwracalnie zatonęły w alkoholu, że wszedł już w tę fazę, w której po wypiciu "świat stawał się brzydszy i zaludniali go idioci", wobec czego "miał tylko jeden sposób na leczenie tej beznadziei. Pić jeszcze więcej"*. Pomyśli: tato, czemu nie chciałeś podtrzymać moich iluzji i chociaż udawać bohatera? Podejmie trudną decyzję odcięcia się od tej przykrej rzeczywistości: przeprowadzi się do matki, zmieni nawet nazwisko, ojca będzie widywać rzadko, nie mając mu zbyt wiele do powiedzenia. A w końcu stanie w obliczu konieczności uporządkowania rzeczy po zmarłym, co wzbudzi w niej falę wspomnień, które staną się bodźcem do spisania tej opowieści...

Smutna historia, jednak niepozbawiona swoistej pogody, odzwierciedlającej stan umysłu dziecka wychowywanego w trudnych warunkach, lecz mimo wszystko dogrzewanego ciepłem uczuć, wspomaganego w rozwoju tak przez samego winowajcę tej sytuacji, jak i przez licznych krewnych z obu stron. Dla jednych względną wadą, dla innych zaletą może być wzbogacenie narracji całym bogactwem detali historyczno-obyczajowych; z opisów codzienności Leifa i Åsy dowiemy się, jakiej muzyki słuchano w Szwecji na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku, jakie bajki czytano wtedy dzieciom, jak robili zakupy i jak spędzali czas wolny ówcześni mieszkańcy Västerås, a także – co, przyznam, odrobinę mnie zmęczyło – jak wyglądała w tym okresie działalność szwedzkich partii lewicowych, do których należała spora część rodziny autorki (zwłaszcza ze strony matki, z rosyjskimi korzeniami). I choć Linderborg nie dorównuje warsztatowo zawodowym prozaikom, paradoksalnie, może to także stanowić pewną zaletę z punktu widzenia czytelnika, dla którego powieści Axelsson czy Gardella są zbyt ciężkie; tu nie ma literackiej koncentracji dramatycznych zdarzeń, nie ma głębokich analiz psychologicznych postaci – tylko prosta historia, będąca wszak codziennością niejednej rodziny czy to w Szwecji, czy w dowolnym innym zakątku świata, opisana równie prostym – co nie znaczy, że ubogim – językiem i niosąca w sobie odrobinę optymizmu.


---
* Åsa Linderborg, "Nikt mnie nie ma", przeł. Halina Thylwe, wyd. WAB, 2017, s. 201.





Autor: Åsa Linderborg
Tytuł: Nikt mnie nie ma
Tłumacz: Halina Thylwe
Wydawca: WAB, 2017
Liczba stron: 352

Ocena: 4,5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1162
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: sowa 13.02.2018 18:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Dorota Tukaj... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Też mi się rzuciło w oczy, ile w tych wspomnieniach szczegółów zwykłego, codziennego życia. W tej liczbie i na tak eksponowanym miejscu nie do pomyślenia w dziele literackim (chyba że bardzo specyficznym), a tu najzupełniej naturalnie pojawiające się co chwilę.
Drugie, co mnie zastanowiło: co by się działo z Leifem i Åsą, gdyby nie mieli troszczących się o nich krewnych? Wieczny problem: w jakiej formie i od/do którego momentu ingerencja państwa w życie obywateli jest pożądana, a nawet konieczna? Ciekawa jestem, jak potoczyłyby się losy tych dwojga, gdyby to się działo teraz, a nie w tamtych latach.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.02.2018 19:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Też mi się rzuciło w oczy... | sowa
Z tego, co wiem o współczesnej Szwecji, to podejrzewam, że gdzieś począwszy od lat 90, Åsa nie miałaby za długo okazji pomieszkać z ojcem. Gdyby w szkole zauważono - a chyba trudno byłoby nie zauważyć - że przychodzi niedomyta i w brudnych, zniszczonych ubraniach, na bank mieliby w domu wizytację z opieki społecznej, która odkrywszy, że zlew służy jako pisuar, że w mieszkaniu nie ma podstawowych artykułów higienicznych, naczyń, powłoczek na pościel, natychmiast zabrałaby dziewczynkę do izby dziecka czy jak się to tam nazywa, a potem powierzyła rodzinie zastępczej. Chyba, że w międzyczasie ktoś z krewnych zgłosiłby chęć opieki nad nią.
Mnie, szczerze mówiąc, zdziwiła trochę postawa matki, bo przecież wiedziała, że zostawia dziecko z mężem może jeszcze nie alkoholikiem, ale na pewno pijakiem i mogła się domyślić, że on nie zapewnia Åsie właściwej opieki, a kiedy mała u niej spędzała weekendy czy ferie, chyba musiała zauważyć, że przychodzi brudna i źle ubrana.
Użytkownik: sowa 13.02.2018 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tego, co wiem o współcz... | dot59Opiekun BiblioNETki
No właśnie. Tylko jak ocenić, co jest ważniejsze dla dziecka, jeśli nie może ono z jakichś względów mieć wszystkiego, co powinno.
Matka chyba po części zostawiła córkę za sobą razem z resztą tego etapu życia, poza tym rewolucjoniści przeważnie są tak zajęci walką o dobro innych, że dla własnych dzieci nie wystarcza im czasu, sił i uczuć.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.02.2018 07:31 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie. Tylko jak oce... | sowa
Szczerze mówiąc, ja w tej sytuacji preferowałabym chyba dobro emocjonalne dziecka. A to jej ojciec przez większość czasu zapewniał, jak zresztą i matka z drugim mężem, i reszta krewnych. Dużo lepsza jest taka sytuacja, niż - jak to czasem się zdarza w rodzinach wysokofunkcjonujących alkoholików - dóbr materialnych po uszy, dziecko wypucowane do bólu, ale w domu obojętność na przemian z agresją.
Abstrahując od ustroju i budżetu poszczególnych państw, idealnym rozwiązaniem w tej sytuacji byłoby prawo zezwalające na niedanie ojcu całej wypłaty do garści, tylko zatrzymanie pewnej sumy na poczet zaspokojenia potrzeb i przyznanie rodzinie asystenta z opieki społecznej, który by zadbał, żeby ta kwota poszła na to, na co ma być wydana. Gdyby już te poszwy, prześcieradła i ręczniki kupił, ojciec może by ich nie sprzedał; na rower czy zegar łatwiej znaleźć nabywców, niż na używane tekstylia domowe i napoczęte mydło.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: