Dodany: 12.02.2018 17:53|Autor: Marioosh

Nadszarpnięty mit gdańskiego Indianina


Gdy byłem młodszy, jak chyba każdego chłopaka fascynowali mnie Indianie – wiadomo, Karol May, Alfred Szklarski, Wiesław Wernic. I kiedy bodajże w 1985 roku naszą szkołę odwiedził polski, a wręcz gdański, mieszkający w sąsiedniej dzielnicy Indianin, było to nie tylko dla mnie wielkie przeżycie. Z czasem fascynacja minęła, książki powędrowały do piwnicy, ale sentyment pozostał – reporterską opowieść Dariusza Rosiaka przeczytałem więc jednym tchem.

Historię Sat-Okha trzeba zacząć od losów jego matki. Stanisławę Supłatowicz za rewolucyjną działalność zesłano na Syberię, stamtąd wraz z dwunastoma zesłańcami przedarła się przez Cieśninę Beringa do Kanady; znaleziona przez Indian Szewanezów, została żoną ich wodza, Wysokiego Orła. Po latach wraz z synem wróciła do Polski i zamieszkała z nim w Radomiu. Gdy wybuchła wojna, Sat-Okha aresztowało gestapo za roznoszenie ulotek; podczas transportu do Auschwitz uciekł z pociągu i wstąpił do Armii Krajowej, gdzie znany był z typowo indiańskich umiejętności, jak choćby skradanie się, ale też z okrucieństwa wobec Niemców. Po wojnie trafił do stalinowskiego więzienia, a potem został marynarzem naszej floty handlowej; pływał na wielu statkach, przede wszystkim na „Batorym” i jego następcy, „Stefanie Batorym”. Najbardziej jednak był znany ze swojej działalności medialnej: napisał kilka książek i prowadził w telewizji programy propagujące indiańską kulturę. Piękna historia, można by zrobić z niej ciekawy film – przymierzał się do niego Ryszard Bugajski, w roli Sat-Okha widział Krzysztofa Majchrzaka; sam główny bohater mówił w wywiadach, że jego matkę ma zagrać Nicole Kidman. Piękna historia – szkoda tylko, że w większości zmyślona.

Kilka miesięcy temu byłem na spotkaniu z Dariuszem Rosiakiem i pamiętam, jak zbulwersowani poczuli się sąsiedzi polskiego Indianina z Gdańska Wrzeszcza oraz ci, którzy pamiętali jego programy telewizyjne z lat 60. – ale właśnie takie zachowanie stanowiło dowód słuszności tezy autora omawianej książki, że każdy z nas ma swojego Sat-Okha. Co najciekawsze, przez wiele lat nikt nie potrafił – nie chciał? – solidnie zweryfikować jego życiorysu, wszyscy chcieli żyć mitem, choć już na początku lat 80. pojawiły się głosy kwestionujące jego wiedzę i życiorys. Wątpliwości sięgają życia jego matki: wcale nie była rewolucjonistką zesłaną na Syberię, lecz pojechała na zesłanie za mężem, Leonem Supłatowiczem. Przejście przez Cieśninę Beringa? Nie może być o tym mowy, gdyż w 1928 roku przyjechała z małym synkiem do Radomia bezpośrednio z Rosji – i tu kolejne pytanie: czy Stanisław Supłatowicz był na pewno jej synem, a nie dzieckiem przygarniętym na Syberii? Pomyślmy logicznie: kobieta mająca 42 lata rodzi dziecko. Możliwe? Pewnie, że tak, ale w latach 20. ubiegłego wieku raczej mało prawdopodobne. Przejdźmy do samego bohatera: gestapo go aresztowało, ale nie za działalność podziemną, tylko za pospolitą kradzież. Dalej: trudno sobie wyobrazić, żeby kierownictwo Armii Krajowej tolerowało jego okrucieństwo wobec Niemców – a przyznawał się do ich skalpowania. Po wojnie nie był skazany za działalność partyzancką, tylko próbował sił w Marynarce Wojennej; chciano z niego zrobić propagandystę, ale szybko się zorientowano, że się do tego kompletnie nie nadaje i skierowano go do rozbrajania niewybuchów w porcie w Gdyni, gdzie „odkrył” go trójmiejski reporter Franciszek Fenikowski.

Elementem mistyfikacji była też jego twórczość pisarska. Dariusz Rosiak czytając życiorysy napisane przez niego przed przyjęciem do Marynarki Wojennej czy do PLO od razu zauważył, że nie był on mistrzem stylu. Prawda jest prozaiczna: pisali za niego inni – dziś nazwalibyśmy ich ghostwriterami – Sat-Okh odrobinę te utwory przerabiał i wydawał pod własnym nazwiskiem. Było to często przyczyną konfliktów, a poza tym prawdziwi znawcy tematyki indiańskiej błyskawicznie wychwytywali niedorzeczności pojawiające się w tych książkach. A już najprawdziwszą perełką jest informacja, że w rejestrach Kanadyjskiego Departamentu do spraw Indian nie figuruje ktoś taki jak Sat-Okh czy Stanisław Supłatowicz.

Czyżbyśmy mieli do czynienia z wielką mistyfikacją albo z jeszcze większą mitomanią? A jeśli tak, dlaczego wszyscy pozwalali tej legendzie się rozwijać? Nie ma prostej odpowiedzi: może wtedy potrzebny był ktoś taki – dobry, szlachetny Indianin, troszczący się o naturę i umiejący z nią obcować. W końcu nikomu krzywdy nie wyrządził i był odskocznią od peerelowskiej szarzyzny; ludzie zresztą dopisywali mu własne wyobrażenia o nim, których on nie prostował – było więc tak, jak stwierdził Dariusz Rosiak: każdy miał swojego Sat-Okha. A kto w ogóle stworzył ten mit? Tu autor wysuwa dość ciekawą teorię, że to Stanisława Supłatowicz, broniąc syna przed rówieśnikami dokuczających mu, że jest nietutejszy, wymyśliła mu takie życie, historię o nim jako o kimś wyjątkowym, a on – naczytawszy się książek o Indianach – dobudował całą resztę. I w takim niedopowiedzeniu nas zostawia; bardzo dobrze, bo dostajemy w ten sposób pole do własnych interpretacji.

Książka w ogóle jest dobra, ciekawa i intrygująca, Rosiak opisuje swoje reporterskie dochodzenie niczym jakieś detektywistyczne śledztwo i zmierza do sedna, stopniowo odsłaniając jego wyniki. Mam tylko żal do niego, że zburzył mi kolejny młodzieńczy mit – najpierw była legenda Karola Maya, potem Pan Samochodzik – i żartobliwie powiedziałem mu o tym, dając książkę do podpisania; odpowiedział, że może trzeba żyć legendami.

Mówiąc krótko: polecam, solidna reporterska robota. A że burzy chłopięce wyobrażenia? Może czasem trzeba je zburzyć?


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 840
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: