Dodany: 09.02.2018 12:59|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Pejzaż w smogu


Zwiedziony podtytułem Pejzaż moralny: W jaki sposób nauka może określać wartości (Harris Sam) oraz zdaniem Książkowe wspomnienia z sierpnia 2015 z prawdziwym zainteresowaniem zasiadłem do przeczytania o tym, jak wywieść twierdzenia moralne z nauki, pomijając religię. Pierwszy rozdział obiecujący, silny sprzeciw wobec relatywizmu moralnego (powiązanego ze źle rozumianym "szacunkiem" dla multi-kulti), wypunktowanie karygodnych praktyk w różnych kulturach (obrzezanie dziewczynek, potlacz itp.), obietnica "wykazania w następnych rozdziałach, że nauka może wskazać co jest moralne". Niestety, następne rozdziały to dużo czasami interesujących (->A), czasami wkurzających treści (->B), jednak brak jest rozwinięcia tematu. Harris zwyczajnie blagował, a w krótkim ostatnim rozdziale otwarcie pisze:

"Teza, że nauka ma do powiedzenia coś ważnego nt. wartości (...) jest jednym z założeń, jakie przyjąłem w tej książce i nie mam na jej poparcie żadnych szczególnych danych empirycznych."

Dopiero pod koniec lektury zorientowałem się (dziwne doprawdy! ale nie czytałem blurba ani dossier na ostatniej stronie), że Harris to jeden z tzw. Nowych Ateistów, ale jego walczący antyteizm był aż nadto widoczny - i pożarł tę książkę. Rozsądne początkowe "zobaczcie, ktoś niereligijny może z powodzeniem dyskutować o moralności" zostaje zastąpione aroganckim "buahaha, patrzcie, jacy głupi i szkodliwi ci religianci". Darować należy mu pewne błędy w krytyce religii, płynące z jego opisu realiów Ameryki, opanowanej przez najdziwniejsze protestanckie sekty i odłamy, dla których literalne odczytanie Pisma Świętego oraz sprzeciw wobec dyskusji o interpretacji są konstytuujące. Ogólnie jednak rozczarowujące porzucenie tematu tytułowego - książka jest głęboko chaotyczna, słaba jest jej konkluzywność, aroganckie rozprawianie się z nielubianymi poglądami. Nagminnie stosuje sofizmaty rozszerzenia (tzw. strawmany i ich "koszenie"), głównie poprzez (B->) kontrowersyjne lub mocno niejasne definicje - od enigmatycznego, a wszechobecnego w książce "wzrostu ogólnego dobrostanu" (powinien poczytać Pozostać przy zdrowych zmysłach: Jak nie stracić głowy w stresie współczesnego życia (Persaud Raj) - dobrostan rozumiany jako "szczęście" jest tam wyjaśniony), przez wolną wolę aż po konserwatyzm czy rozumienie probabilistyki. Jego poglądy są miejscami - co tu dużo gadać - wręcz faszystowskie, np. gdy postuluje powszechne wprowadzenie w miejscach "istotnych" doskonałego wykrywacza kłamstw (po potencjalnym wynalezieniu). A potem komentuje:

"(...) nakaz niebrania pod uwagę niedobrowolnych zeznań wydaje się stanowić relikt zamierzchłych, bardziej zabobonnych epok."

Łatwo też Harrisowi przegapić parę prostych wniosków:

"[gdyby] zachowania moralne (...) i subiektywne poczucie dobrostanu nie były ze sobą powiązane [to] gwałciciele, kłamcy i złodzieje mogliby odczuwać równie głębokie szczęście jak święci. (...) ten scenariusz jest naciągany, bo (...) kooperacja sama w sobie jest psychologiczną nagrodą." - no cóż, a takie przejawy kooperacji, jak gwałty zbiorowe, bandy łupieżcze i partie polityczne nie pozwalają na połączenie powyższych?

Prezentuje też "gimboateizm", jak choćby:

"Nawet gdyby posiadać pewność, ze jedna z występujących na świecie religii jest tą prawdziwą, to - praktycznie rzecz biorąc - i tak skazani jesteśmy na wieczne potępienie - rachunek prawdopodobieństwa! Możliwości jest tak wiele, że szansa na trafienie na tę jedyną jest znikoma." BUM! Religie obalone, Franek, możesz się pakować ;) Ale w sumie to przyjmując, że prawdziwość każdej z religii jest równa, to dla ateizmu szansa jest dokładnie taka sama! No cóż, jeżeli takie dowody na nieistnienie Boga mamy u prominentnych Nowych Ateistów - to nie wróżę ateizmowi sukcesów w "nawracaniu". Niemniej jednak ciekaw jestem, jak by wyglądała dyskusja Harrisa z kimś takim jak ks. prof. Heller Michał (ur. 1936)?


Ogólne wrażenie jest następujące: póki co, jesteśmy na zbyt wczesnym etapie neuronauki by w sposób wiążący dywagować w temacie ścisłych powiązań etyki, nauk oraz funkcjonowania mózgu. Książka jest więc raczej próbą wprowadzenia imperatywu kategorycznego, którym Harris kieruje się w życiu - dla całego świata. Praktycznie sprowadza się to do ośmieszenia i wyrugowania religii z życia ludzi - czyli kolejny utopijny pomysł, który zakłada, że "ja wiem lepiej" - charakterystyczne dla lewicowych liberałów (m.in. w tym punkcie myli się przy definiowaniu "konserwatyzmu" - abstrahując od bezsensownego i nieaktualnego dychotomizowania liberalizm-konserwatyzm - ludzie tacy jak Harris wierzą, że najlepiej siłowo wprowadzić wszystkim ludziom takie życiowe zasady, o których oni "WIEDZĄ", że są dla wszystkich najlepsze. Oznacza to ni mniej ni więcej jak to, że "liberałowie" z liberte nie mają już wiele wspólnego; polecam zresztą książkę Oni wiedzą lepiej: Samozadowolenie jako podstawa polityki społecznej (Sowell Thomas)). Z tych rozważań nie wynika jednak, w jaki sposób nauka pomaga decydować o tym, co jest moralne. Obraz jest jeszcze bardziej zaciemniony, by nie powiedzieć wręcz - Harris opisał pejzaż i zatopił go w smogu.



(A->) Interesujące np.:
- "Jeżeli akceptacja dla równania matematycznego (w porównaniu z odrzuceniem innego równania) i akceptacja dla przesłania etycznego (w porównaniu z odrzuceniem innego przesłania) na poziomie neurofizjologii przejawia się w identyczny sposób, granica pomiędzy obiektywizmem naukowym a sądami wartościującymi staje się trudna do ustalenia."
- "Ludzie i szympansy wykazują podobną skłonność do przemocy wobec obcych, szympansy jednak bez porównania częściej angażują się też w agresję wewnątrzgrupową (około dwustukrotnie częściej wg pewnych badań)."
- Harris jasno pokazuje szkodliwość politpoprawności (jakkolwiek w jednym z przypisów sam pada jej ofiarą ze strachu przed oskarżeniem o proponowanie "niewłaściwych kierunków badań" - różnic w inteligencji pomiędzy rasami ludzi)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 506
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.05.2018 07:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Zwiedziony podtytułem Pej... | LouriOpiekun BiblioNETki
Dobrą odpowiedź Harrisowi znalazłem w książce fizyka Masa krytyczna: Jak jedno z drugiego wynika (Ball Philip) :

"Rzecz polega tak naprawdę na tym, czy potrafimy odróżnić prawa moralne od praw fizycznych. Fizyka społeczeństwa nie powie nam, jak powinniśmy żyć, jak określać nasze indywidyalne i zbiorowe obowiązki, jak rozstrzygnąć, co jest ważne. Niewiele rzeczy jest tak chybionych i niebezpiecznych, jak szukanie w nauce moralnych wskazówek. Nie istnieją prawa natury, który by nam mówiły, jak postępować czy jak rządzić. John Stuart Mill dostrzegał, jak niemądre są próby budowania utopii na podstawie "praw" rzekomo określających, jak powinno być, a nie - jak jest:

»Wielu z tych, którzy rościli sobie pretensje do bycia filozoficznymi politykami, nie próbowało ustalać uniwersalnego porządku rzeczy, tylko formułować uniwersalne recepty. Wyobrażali sobie, że pewna forma rządu, lub system praw pasuje do wszystkich przypadków; założenie to w pełni zasługuje na drwiny, z którymi spotyka się ze strony praktyków.«

Szkocki filozof Adama Ferguson, współpracownik Adama Smitha, wyjaśnił to rozróżnienie w 1766 roku. Podczas gdy prawo fizyczne mówi nam, c o j e s t, pisał Ferguson, prawo moralne wskazuje nam, co powinno być. To drugie jest prawem "ze względu na swoją słuszność lub autorytet, od którego pochodzi... a nie na skutek tego, że jest faktem"."


Dalej jeszcze jest jeden cytat, nie zanotowałem, z kogo:

"Nie ma nic smutniejszego nad moment, gdy nauka staje się religią".
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: