Dodany: 05.02.2018 12:28|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Brytyjscy bogowie Egiptu



Recenzuje: Karolina Zawiślak


Złotą maskę młodziutkiego faraona, która widnieje na okładce, rozpoznaje każdy. Ale mało kto zna szczegóły historii przełomowego odkrycia jego grobu. Właśnie dla tych, którzy chcą dowiedzieć się więcej, i to z pierwszej ręki, przeznaczona jest pozycja opublikowana w serii „Tajemnice przeszłości” wydawnictwa Amber. Rdzeń książki stanowi relacja Howarda Cartera – archeologa, szefa przedsięwzięcia sponsorowanego przez lorda Carnarvona. Te interesujące zapiski wzbogacone zostały szeregiem dodatków, m.in. indeksem osób, katalogiem przedmiotów, biografią badacza, aneksem analizującym słynną klątwę.

Jest to opowieść o odkryciu sprzed niemal stu lat, bo dokonanym w latach dwudziestych XX wieku. Osadzona w świecie, który był „już znudzony informacjami o odszkodowaniach wojennych, konferencjach i mandatach. Nic więc dziwnego, że wszyscy tęsknili za czymś nowym, o czym można by porozmawiać”[1]. Z jednej strony to wciąż stara epoka, schyłek brytyjskiego kolonializmu i imperializmu, początki archeologii. Z drugiej – rzeczywistość bardzo podobna do współczesnej, zwłaszcza jeśli chodzi o reakcje mediów i społeczeństwa na sensacyjne wydarzenie.

Część autorstwa Howarda Cartera jest zdecydowanie najciekawsza i przynosi najwięcej czytelniczej satysfakcji. Napisana z myślą o zainteresowanych laikach, z prostotą i szczerością opisuje realia życia i pracy archeologa. Bije z tego tekstu poczucie misji dydaktycznej i popularyzatorskiej, Carter stara się obalać mity o swoim fachu, uznawanym wówczas za kaprys bogaczy. Ostatni przedstawiciel „heroicznej ery pionierów i genialnych dyletantów”[2] przeprowadza nas przez kilka sezonów wykopalisk w słynnej Dolinie Królów. Sporo mówi o uczuciach, które towarzyszyły mu na poszczególnych etapach prac. Mamy wręcz wrażenie, że wraz z nim odkrywamy kolejne przejścia, zwiedzamy wypełnione skarbami pomieszczenia i świecąc latarką przez świeżo wykonany otwór w ścianie, doznajemy podobnej mieszanki ekscytacji i grozy. Oddaje swoje emocje tak, że nie sposób mu nie kibicować: „Radość z dokonanego odkrycia, gorączka niepewności i – niemal nie do opanowania – chęć natychmiastowego otwarcia wszystkich skrzyń, zerwania wszelkich pieczęci. Ludzka ciekawość walczy z powagą badacza, niecierpliwość poszukiwacza skarbów z radością uczonego, rozwiązującego zagadkę historii”[3].

Jednak to nie patos dominuje w jego narracji. Dowiadujemy się, z jakimi prozaicznymi kłopotami wiąże się każdy etap prac wykopaliskowych: konserwacja z myślą o przyszłej ekspozycji, wydobywanie przedmiotów z grobu, uciążliwy transport. Uświadamiamy sobie, jak bardzo technologia poszła od tego czasu do przodu. Badacz miał do dyspozycji proste narzędzia, raczkującą fotografię oraz ogrom pracowitości, cierpliwości i skrupulatności. Tym bardziej podziwiamy determinację i pasję kultowego egiptologa, świadomi, że brakowało mu właściwie jakiegokolwiek specjalistycznego przygotowania i musiał uczyć się wszystkiego na bieżąco.

Oprócz wątku narodzin profesjonalnej archeologii, przez całą książkę przewija się motyw mediów. Od początku odkrycie jest sensacją, o której rozpisują się gazety na całym świecie (choć lord Carnarvon sprzedał „Timesowi” wyłączność na informacje). Carter pisze o tym, jak rozgłos go cieszy, ale i przytłacza. „Przypuszczam, iż tej zimy zmarnowano w Dolinie Królów więcej filmów niż kiedykolwiek przedtem, od czasu wynalezienia aparatu fotograficznego”[4]. Ekipa zasypywana jest listami, informacjami i prośbami o oprowadzanie. Tłum dziennikarzy i gapiów nieustannie towarzyszy zapracowanym archeologom. Powoduje to sytuacje, które i współcześnie możemy sobie łatwo wyobrazić: „Wokół wejścia do grobu zbudowano niski murek z kamienia, na którym każdy chciał zdobyć miejsce, by spędzić tam kilka długich godzin w oczekiwaniu, że coś się stanie. Czasami coś się wydarzyło, częściej jednak nic. Oczekującym nie sprawiało to najmniejszej różnicy. Potrafili cierpliwie spędzać tak całe przedpołudnia; czytając, rozmawiając, robiąc na drutach, fotografując grób i siebie nawzajem. Byli uszczęśliwieni, jeśli na koniec udało im się coś zobaczyć. Duże poruszenie wywoływała zawsze wieść, że będziemy coś wynosić z grobowca. Odrzucano wtedy książki i robótki i wszystkie obiektywy kierowano na korytarz prowadzący w głąb grobu”[5].

„Odkrycie grobowca Tutanchamona” jest bogato ilustrowane zdjęciami, mapami i rycinami. Jednak wydanie nie robi wrażenia eleganckiego – podkreślony został raczej popularnonaukowy charakter pozycji. Także układ elementów, które składają się na zawartość tomu, warto by zmienić. Wstępy i różne dodatki, o których wspomniałam, zajmują prawie pół książki, więc dopiero około setnej strony docieramy, nieco znudzeni, do istotnej treści. Informacje zawarte w tych dodatkowych elementach dają podbudowę opowieści Cartera, ale mogłyby być bardziej syntetyczne. Wszak nie jest to publikacja o charakterze ściśle naukowym, choć chwilami miewa takie pretensje.

Podsumowując, propozycja wydawnictwa Amber jest godna uwagi. To dobry pomysł na prezent dla studentów historii, archeologii lub pasjonatów starożytności. Zainteresuje też osoby, które wolałyby urodzić się w szalonych latach dwudziestych, miłośników osobistych wspomnień i autobiograficznych relacji.


---
[1] Howard Carter, Arthur C. Mace, „Odkrycie grobowca Tutanchamona”, przeł. Bogdan Żurawski, wyd. Amber, 2017, s. 235-236.
[2] Tamże, s. 8.
[3] Tamże, s. 180.
[4] Tamże, s.222.
[5] Tamże, s. 240.





Autor: Howard Carter, Arthur C. Mace
Tytuł: Odkrycie grobowca Tutanchamona
Tłumacz: Bogdan Żurawski
Wydawca: Amber, 2017
Liczba stron: 352

Ocena recenzenta: 4/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 522
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: