Dodany: 04.02.2018 12:57|Autor: RenKa76

Książka: Królowie Dary
Liu Ken

1 osoba poleca ten tekst.

Chryzantema i mlecz


Wyobraźmy sobie taką historię: miłościwie nam panujący król umiera, na tronie zasiada młody chłopak, który na rządzeniu zna się tak, jak przeciętny wilk na pieprzu. Królestwo powoli ogarnia chaos, spiskowcy knują, spod każdego krzaka wychodzą kolejni pretendenci do korony, ościenne państwa planują atak. Wojna – domowa i z zagranicą – wisi na włosku… Brzmi znajomo? No pewnie, bo to scenariusz stary jak świat i historia literatury. Pierwszym tytułem, który nasuwa mi się po tym wstępie, jest Martinowska „Gra o tron”. I słusznie, ale nie o smoki tym razem chodzi. Tak wygląda w zarysach trzon książki Kena Liu uhonorowanej nagrodami Nebula, Hugo i World Fantasy Awards – „Królowie Dary”. Trzeba tylko słowo „król” zamienić na słowo „cesarz”…

Władca wysp Dary, który zjednoczył je wszystkie pod swoim panowaniem, nie był przez poddanych uwielbiany. Kiedy po jego śmierci na tron (na skutek pałacowych intryg oczywiście) wstępuje jego dwunastoletni syn, królestwo pogrąża się w bezprawiu, nepotyzmie i korupcji. A taka sytuacja rodzi buntowników. Na wyspach wybucha rebelia. Każdy chce urwać dla siebie kawałek cesarskiego płaszcza, odkroić swój kawał tortu albo chociaż nakraść przy okazji tyle, ile tylko da się unieść. W tym chaosie na pierwszy plan wysuwają się dwaj główni bohaterowie rewolucji. Pierwszy to Kuni Garu, zwykły chłopak z plebsu, cwaniak, zabijaka, miłośnik piwa i dobrego jedzenia, ale z głową na karku, sercem na dłoni oraz całą furą życiowego szczęścia. Drugi to Mata Zyndu, arystokrata bez bogactw, potomek wojowników bez miecza, z kręgosłupem prostym jak stalowy pręt i charakterem równie trudnym do wygięcia. Właśnie oni dwaj, choć na początku nawet tego nie przeczuwają, najwięcej zyskają na upadku cesarstwa. Jeden z nich jest niepozornym mleczem, drugi wyniosłą chryzantemą.

Wydawałoby się, że taka zgrana do cna historia nie wniesie nic nowego do literatury. Ile już podobnych książek powstało! To prawda, ale Ken Liu miał coś, czego nie mieli inni autorzy – chińską babcię, która opowiadała mu historie o bohaterach dynastii Han. „Królowie Dary” są tak przesiąknięci chińskim kolorytem, jak dobry biszkopt ponczem. Czytelnik ma wrażenie, że zanurzył się w świat, który oglądał w filmach „Wielki mur”, „Dom Latających Sztyletów” czy „Zawieście czerwone latarnie”. Świat barwny, pachnący jaśminową herbatą, delikatny jak jedwab i ostry jak pieprz. Świat, na który patrzą bogowie, nieustannie mieszający się w ludzkie sprawy i rozgrywki. Świat niby nieistniejący (w końcu czort wie, gdzie leżą te wyspy Dary, na jakim morzu, za jaką dalą), a tak bardzo przypominający nasz. Wszystko tu jest jakby znajome, ale zanurzone w filozofii, poetyce i stylistyce Orientu, dla Europejczyka tak samo egzotycznego, jak wspomniane już Martinowskie Westeros. Warto się w tę rzeczywistość zanurzyć, dać się porwać przeznaczeniu i przygodzie, zostać zabawką bogów…

Ken Liu potrafi pisać, oj potrafi. Jego powieść, nie najkrótszą w końcu, czyta się z przyjemnością, akcja gna do przodu, ciągle coś się dzieje. Postaci tu całe mnóstwo, ale autor dodał „ściągę” na końcu – wykaz głównych bohaterów, bogów z ich atrybutami, królów, mapę wysp, nawet notatkę o tym, jak wymawiać poszczególne imiona czy nazwy. A wydawnictwo SQN pięknie książkę wydało, w twardej oprawie ku uciesze naszej. Mam wrażenie, że nie jest to pozycja dla każdego, raczej lektura dla bardziej wyrobionych, starszych czytelników. I dla miłośników Orientu, oni będą zadowoleni. Oraz dla tych, którzy nie oczekują tylko wartkiej akcji i docenią szczyptę sztuki, filozofii, poezji. Fantasy z wysokiej półki. Ja dałam się zaczarować. I już się cieszę na lekturę drugiego tomu.


[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 398
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: