Dodany: 01.02.2018 21:58|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

1 osoba poleca ten tekst.

POCIĄGI w LITERATURZE - KONKURS nr 215


Przedstawiam KONKURS nr 215, który przygotowała Imonka.



Witam i serdecznie zapraszam do udziału w moim pierwszym (sic!) konkursie :-)

Tematem są pociągi... czyli z suchej definicji funkcjonującej w transporcie drogowym "zespół samochodowy składający się z pojazdu drogowego połączonego z przyczepą", jednakże mnie zdecydowanie bardziej urzekła definicja, którą znajdziecie w jednym z konkursowych fragmentów - "coś jak ogromna kuchnia i ciągnie za sobą domy." :-)
Mamy więc pociągi: osobowe, towarowe, ekspresowe i służbowe, a także wrażenia z podróży i różne sytuacje, które wydarzyły się właśnie w pociągu.

Zasady i informacje:
- Mamy 30 fragmentów. Do zdobycia po 1 punkcie za tytuł i autora, a więc 2 punkty za każdy fragment i maksymalnie 60 punktów za całość.
- Odpowiedzi prosiłabym wysyłać przez PW.
- Podpowiedzi na forum mile widziane, jak również wszelka aktywność w konkursie, na którą liczę :-)
- Chętnie udzielę wszelkich podpowiedzi przez PW, piszcie śmiało. Jeśli chcecie, aby na początku podpowiedzieć, czy coś czytaliście (i co), dajcie znać.
- Termin nadsyłania odpowiedzi mija 15 lutego o 23:59.
- 28 pozycji z 30 mam ocenione.

Zapraszam do zabawy!




1.


Domawiając tych słów, rozwinął szeleszczące cicho arkusze jakiegoś pisma i zaczął czytać głębokim, przejmującym głosem:
"W 15 listopada r. 1950.
Tajemnicza katastrofa
Na linii kolejowej Zaleśna-Gron zaszedł wczoraj w nocy z 14/15 listopada br. tajemniczy wypadek, którego dotąd w zupełności nie zdołano wyjaśnić. Chodzi o losy, którym uległ między godz. 2-3 po północy pociąg osobowy nr 20. Właściwą katastrofę poprzedziły dziwne objawy. Oto publiczność, jakby przeczuwając grożące niebezpieczeństwo, wysiadała tłumnie na stacjach i przystankach przed miejscem fatalnego wypadku, choć cel jazdy leżał znacznie dalej ; zapytywane przez władze stacyjne osoby o powód przerywania podróży tłumaczyły się niejasno, jakby nie chcąc zdradzić motywów dziwnego postępowania. Charakterystycznym jest fakt, że w Drohiczynie opuściło pociąg nawet kilku pełniących wtedy służbę konduktorów, którzy woleli narazić się na surową karę władz i utratę posady, niż jechać dalej; tylko trzech ludzi z całego personalu pociągowego wytrwało na stanowisku."
Z Drohiczyna odjechał pociąg niemal pusty. Kilku niezdecydowanych podróżnych, którzy w ostatniej chwili cofnęli się do wnętrza wagonów, wyskoczyło w kwadrans potem podczas ruchu w czystym polu. Ludzie ci, cudem jakimś wyszedłszy cało z imprezy, wrócili rano koło czwartej piechotą do Drohiczyna. Byli to świadkowie ostatnich chwil fatalnego pociągu tuż przed katastrofą, która musiała zajść w parę minut potem..."



2.


Podróżując Transsyberyjską, co można zobaczyć z tzw. rzeczywistości kraju? Nic właściwie. Większą część trasy kryją ciemności, ale i za dnia niewiele widać poza śnieżną, wszędzie roztaczającą się pustką. Jakieś stacyjki, nocą — samotne i nikłe światła, jakieś widma wpatrzone w pędzący w tumanach śniegu pociąg, który znika zaraz, zapada się, zakryty najbliższym lasem. Mam dwuosobowy przedział, w którym cały czas jadę sam. Męcząca samotność. Czytać nie można, bo wagonem miota na wszystkie strony, litery skaczą, zamazują się i już po chwili bolą oczy. Nie ma do kogo się odezwać. Można wyjść na korytarz. I co wówczas? Wszystkie przedziały zamknięte, nawet nie wiem, czy ktoś w nich jedzie, bo nie mają okienek, żeby zajrzeć.



3.


Aby uwierzyć w powodzenie takiego przedsięwzięcia, trzeba by założyć, że koleje funkcjonują z punktualnością wprost cudowną, z punktualnością, która nie istnieje i istnieć nie może. Ostatecznie w Europie, gdzie chodzi o odległości względnie krótkie, można liczyć na punktualne kursowanie pociągów. Ale tam, gdzie wchodzi w grę okres trzydniowy, potrzebny do przebycia Indii, siedmiodniowy - do przejechania Stanów Zjednoczonych, czyż można na punktualności kolei opierać jakąkolwiek kalkulację? Nie mówiąc już o Awariach, wykolejeniach i zderzeniach, o złej pogodzie, zamieci śnieżnej, bo wszystko to czyhało na F.F.!



4.


Siedzę teraz w wagonie drugiej klasy pociągu InterCity gdzieś w brzydkim polu, wyglądającym jak przykryte wojskową siatką maskującą, w połowie drogi pomiędzy Poznaniem a Wrocławiem, i myślę, że to być może właśnie pociąg, a nie łóżko stanie się tym miejscem, w którym wydam ostatnie żałosne stęknięcie, a moje ciało rozpocznie mozolny proces zamieniania się w ludzkie ścierwo, wydzieli w pełnej okazałości ten obrzydliwy smród putrescyny i kadaweryny pojawiających się w nadgniłych tkankach, później wylęgną się te paskudne larwy, czerwie, cały ten robaczy orszak.
Nienawidzę, jak pociąg staje, szczególnie w polu, w pustej przestrzeni, w tej pustej, płaskiej Polsce. Jak pociąg staje w pustce, to wydaje mi się, że za chwilę stanie też moje serce, że zdechnę upokarzająco w stojącym pociągu, w pustym polu, pustym jak niewypełnione tabelki w Excelu, że przeze mnie pociąg będzie musiał stać jeszcze dłużej, dopóki nie przyjedzie pogotowie i karawan, dopóki kompetentny lekarz nie stwierdzi urzędowo mojego zgonu, a co naprawdę śmieszne, będzie to mój pierwszy kontakt z lekarzem od wielu lat, tyle że nie będzie mi kazał ściągać majtek, odkaszliwać, nie będzie mi wpychał palca pod żebra ani tym bardziej w odbyt, nie będzie brał w dłonie mojej głowy i ugniatał węzłów chłonnych, aby sprawdzić, czy nie są powiększone, nie powie na koniec: proszę się ubrać.



5.


Niemniej na początku następnej zimy pewna kobieta, która prała bieliznę w rzece w godzinie największego skwaru, przebiegła główną ulicę krzycząc wniebogłosy ze strachu i podniecenia:
- Tam jedzie - zdołała wytłumaczyć - coś jak ogromna kuchnia i ciągnie za sobą domy.
W tym momencie miastem wstrząsnął przeraźliwy gwizd i jakieś dziwne, urywane sapanie. W poprzednich tygodniach widziano ekipy ludzi instalujących podkłady i szyny, ale nikt nie zważał na nich, bo myślano, że to nowa sztuczka Cyganów, którzy wracali ze swoim odwiecznym i niepoważnym rwetesem gwizdków i grzechotek, wychwalając doskonałość jakiejś tam mikstury wynalezionej przez wschodnich mędrców od Siedmiu Boleści. Ale kiedy ochłonięto ze zdumienia i ogłuszenia, wszyscy mieszkańcy miasta wylegli na ulicę i zobaczyli Aureliana Smutnego machającego z parowozu ręką na powitanie i patrzyli urzeczeni na pociąg ubrany kwiatami, który przybywał tu po raz pierwszy z ośmiomiesięcznym opóźnieniem. Niewinny żółty pociąg, który tyle niepewności i faktów oczywistych, tyle miłych niespodzianek i tyle niepowodzeń, tyle zmian i tyle katastrof, i tyle tęsknot miał przynieść do M.



6.


Całym ciężarem nacisnąłem na pedał roweru, ze wszystkich stron tykały miniaturowe wskazówki sekundników, wprawiane w ruch blaskiem słońca, a po torze mknął grzechocząc wesoło pociąg towarowy: składał się z węglarek, wracał do mosteckiego zagłębia; z pewnością sto czterdzieści osi; pośrodku pociągu zablokował się hamulec, metal rozgrzał się do czerwoności i wyciekał na tor, ale niemiecki parowóz ciągnął radośnie nawet i ten wagon z zablokowanym hamulcem.
Już jutro będę stał przy dwutorowym szlaku kolejowym na swojej stacyjce, gdzie wszystkie pociągi jadące z zachodu na wschód będą - zgodnie z rozkładem jazdy - oznaczone numerami nieparzystymi, natomiast pociągi jadące ze wschodu na zachód - numerami parzystymi.



7.


Spojrzała w dół przez otwarte okno i zobaczyła srebrny bok pociągu zawieszony nad przepaścią. Daleko w dole spływała z jednej półki na drugą cienka strużka strumienia, a paprocie, które się nad nią pochylały, były w rzeczywistości migoczącymi wierzchołkami brzóz. Zobaczyła ogon lokomotywy złożony z wijących się po skalnej ścianie wagonów, mile poskręcanego kamienia w dole i zwoje zielononiebieskich szyn rozwijające się przed pociągiem.
Na ich drodze, wypełniając przednią szybę i zalewając kabinę ciemnością, wystrzeliła w górę skalna ściana, tak bliska, że wydawało się niemożliwe, aby ta odrobina czasu, którą mieli, pozwoliła im uciec. D. słyszała jednak szczęk kół na zakręcie, a potem zalała ją fala światła - i znów byli na długiej prostej biegnącej wzdłuż wąskiej półki. Półka kończyła się w powietrzu. Czoło lokomotywy kierowało się prosto w niebo. Nie było nic, co mogłoby ich zatrzymać, z wyjątkiem dwóch pasków zielononiebieskiego metalu wygiętego w przylegający do półki łuk.
Chwycić dudniącą siłę szesnastu silników, pomyślała, napór siedmiu tysięcy ton stali i towaru, unieść je, utrzymać i przenieść przez zakręt - oto nieprawdopodobny wyczyn, którego dokonały dwa paski metalu szerokości jej ręki. Co czyni to możliwym? Jaka siła przelała się w niewidzialny układ cząsteczek, od którego zależy ich życie i życie ludzi oczekujących na osiemdziesiąt wagonów? Zobaczyła twarz mężczyzny i dłonie w blasku pieca laboratoryjnego ponad białą cieczą próbki metalu.



8.


Do marginesu przyczepiono złożoną kartkę, fotokopię z książki Wielkie katastrofy kolejowe epoki parowozów. C. ją odczepiła. Papier był cienki, a pismo wypłowiałe, ale - dzięki Bogu - nie było na niej pleśni, która pożerała cały dziennik. Tytuł nagłówka brzmiał Tragedia kolejowa w Ais Gili. Pośród radosnego gwaru C. po raz kolejny przejrzała krótki, choć pełen entuzjazmu raport.
W mrocznych wczesnych godzinach, 2 września 1913 roku, dwa pociągi przedsiębiorstwa Midland Railway wyjechały ze stacji Carlisle i ruszyły do stacji St Pancras. Wtedy nikt z pasażerów nie przypuszczał, że jest to podróż ku potwornej tragedii. Była to stroma droga, biegnąca przez wzgórza i północne krajobrazy, a pociągi były wyposażone w silniki o zbyt słabej mocy. Tamtej nocy dwa czynniki doprowadziły pociągi i ich pasażerów do zguby: silniki były zbyt słabe, by poradzić sobie z pochyłością terenu, a węgiel, którym napędzano obie maszyny, kiepsko przesiany, pełen odpadków, które uniemożliwiały prawidłowe spalanie.
Po opuszczeniu stacji Carlisle o godzinie 1.35 pierwszy pociąg z trudem wspinał się na szczyt Ais Gili, ciśnienie pary zaczęło gwałtownie spadać i maszyna się zatrzymała. Nietrudno sobie wyobrazić, że pasażerowie byli zdziwieni tym nagłym postojem, zwłaszcza że doszło do niego tuż po opuszczeniu stacji. Mimo to sytuacja nie wzbudziła nadmiernej paniki. W końcu byli w dobrych rękach. Strażnik zapewnił ich, że postój potrwa zaledwie kilka minut i niebawem wyruszą w dalszą drogę. [...]
Zanim skończyli i spojrzeli na tory, pierwszy pociąg był zaledwie kilka jardów przed nimi. Nie było możliwości, by w jakikolwiek sposób zatrzymać drugą maszynę. Nietrudno sobie wyobrazić, że zniszczenia były ogromne, a tragedia pochłonęła ogromną liczbę ofiar. Jak gdyby tego było mało, dach jednego z wagonów pocztowych ześliznął się z drugiej lokomotywy, niszcząc wagon sypialny dla pasażerów pierwszej klasy. Paliwo z systemu oświetleniowego zapaliło się, a potężny pożar niszczył kolejne wagony, pozbawiając życia tych, którzy nieszczęśliwie stanęli na jego drodze.




9.


Głos w jej wnętrzu mówił: — Pyton, ty mi powiedz. Jeżeli kupiec kupił pół tuzina jabłek po trzy grosze, sprzedał dwa jabłka po pięć groszy, a resztę po cztery, to ile zarobił? — Zaraz odpowiem, ale ty mi najpierw powiedz o dwóch pociągach. — Jakich pociągach? — Z punktu A wyjeżdża jeden pociąg i jedzie. Drugi wyjeżdża z punktu B i jedzie tamtemu naprzeciw. Ten z punktu A jedzie pięćdziesiąt trzy kilometry na godzinę, a ten z punktu B — siedemdziesiąt pięć. W którym miejscu się spotkają i po jakim czasie, jeżeli odległość pomiędzy punktami A i B wynosi czterysta osiemdziesiąt kilometrów? Samotna ćma wpadła do hali i trzepotała się wokół reflektora, nie zwracając uwagi na kulę. A ta gwarzyła coś do siebie, szeptała, spierała się o coś.



10.


F. - dowiedziawszy się, że tamten go ściga - ma się rozumieć, również puścił się w pogoń i dłuższy czas obaj uczeni ścigali się bez rezultatu, duma bowiem nie pozwalała żadnemu z nich przyjąć, iż jest nie tylko ścigającym, lecz także ściganym. A przeto gdy, na przykład, F. był w Bremie, anty-F. pędził z Hagi do Bremy, nie chcąc czy też nie mogąc uwzględnić, iż F. w tym samym czasie i w tym samym celu pośpiesznym pociągiem wyrusza z Bremy do Hagi. Zderzenie dwóch rozpędzonych uczonych - katastrofa, rzędu największych kolejowych katastrof - nastąpiła zupełnie przypadkowo w lokalu pierwszorzędnej restauracji hotelu ,,Bristol” w Warszawie. F. w towarzystwie profesorowej F. z rozkładem jazdy w ręku właśnie badał najlepsze połączenia, gdy prosto z pociągu wpadł zdyszany anty-F. pod rękę ze swoją analityczną towarzyszką podróży, F. G. z Mesyny. My, tj. obecni przy tym asystenci, doktorowie T. P., T. R. i ja, orientując się w powadze sytuacji, od razu przystąpiliśmy do spisywania notat.



11.


Przybywszy na stację nie zastał ani śladu pociągu. Przypuszczając, że przyjechał zbyt wcześnie, uwiązał klacz w podwórzu małego zajazdu i udał się na dworzec. Długi peron był prawie pusty. Jedyną żywą istotą była dziewczynka siedząca trochę dalej na stosie gontów. Skoro tylko Mateusz zauważył, że to dziewczynka, przemknął się obok niej jak najszybciej, nie patrząc nawet w tę stronę. Gdyby się jej przyjrzał, nie uszedłby jego uwagi pełen napięcia i wyczekiwania wyraz, jaki się malował w całej jej postaci. Widocznie czekała tu na kogoś czy też na coś, a że oczekiwanie było w tej chwili jedyną możliwą czynnością, oddawała się jej z całym przejęciem, na jakie się potrafiła zdobyć. Spotkawszy zawiadowcę stacji, zamykającego właśnie okienko kasy z zamiarem udania się do domu na wieczerzę, Mateusz spytał go, czy pociąg, przybywający o pół do szóstej, prędko nadejdzie. - Pociąg ten już przybył i odszedł pół godziny temu - odpowiedział zapytany. - Wysiadł zaś jeden tylko pasażer, który miał jechać do was, jakaś mała dziewczynka. Oto siedzi tam, na stosie gontów. Prosiłem, by weszła do poczekalni dla pań, ale odrzekła z powagą, że woli zostać na peronie. Tutaj ma - jak to się ona wyraziła - więcej pola dla swej wyobraźni. Oryginalny dzieciak, powiadam panu!



12.


Po pewnym czasie daleko na horyzoncie pojawiło się morze, to znaczy ocean, a wkrótce potem zobaczyłam coś nad wyraz dziwnego. Pagórki wystąpiły w postaci skał o pionowych zboczach i w poprzek takiego jednego zbocza coś lazło, wijąc się nieco, jakby było przylepione do skały. Długo usiłowałam rozszyfrować to samodzielnie, ale nie udało mi się.
- Co to jest? - spytałam ciekawie, wskazując rzecz palcem.
- Pociąg - odparł krótko rozczochrany.
"Zwariował" - pomyślałam.
- Nie rozumiem - powiedziałam z niesmakiem. - Jaki pociąg? Kolejka linowa?
- Pociąg na szynach. Droga żelazna. - wyjaśnił tłusty z pobłażliwym uśmiechem. - Idzie po takim moście wbudowanym w skałę.



13.


Poprzedniego wieczoru chłopiec bawił się przy torach i potrącił go pociąg pasażerski; koła przecięły jego ciało. Maszynista osobowego o 21:00 do Chabarowska zawiadomił na pierwszej stacji, że krótko po odjeździe z Dworca Jarosławskiego dostrzegł na torach kogoś lub coś. Nie ustalono jeszcze, czy właściwie pod ten pociąg wpadł chłopiec. Może maszynista nie chciał się przyznać do potrącenia dziecka. Nie było jednak potrzeby pilnego wyjaśniania tej kwestii; zdarzył się nieszczęśliwy wypadek, za który nikt nie ponosił winy. Sprawa powinna wkrótce zostać zamknięta.



14.


Ludzie pracują. Nie mają czasu zwracać uwagi na skład techniczno-remontowy. Też mi ciekawostka! Tyle się ich szlaja nocami po tunelach... Ten różnił się, co prawda, prędkością. Przeleciał, zagwizdał - i czerwona latarnia rozpłynęła się w tunelu.
- Wygląda, jak byśmy byli jedynymi pasażerami w całym pociągu.
- Słusznie.
- To cały skład czekał tylko na nas?
- Na nas.
- A gdybyśmy nie przyszli?
- Pojechałby bez pasażerów. Z przeciwka zmierza taki sam pociąg. Jeden w jedną stronę, drugi w drugą. Co noc. Oprócz pasażerów przewożą też przesyłki. Pasażerów może nie być, a przesyłki są codziennie. Raz w tygodniu, w każdy piątek, jeden taki pociąg jedzie na dziewięćset trzynasty kilometr. Przyjeżdża o północy, wraca w południe. Takie pociągi kursują po całym kraju. Jako kurier specjalny będziesz przemierzać te wszystkie trasy.
- A teraz dokąd jedziemy?
- Do klasztoru.



15.


M. zamrugała ze zdumienia.
- Pociągiem widmo?
- Tym pociągiem, który ewakuował ostatnie więźniarki Ravensbrück.
- Nie wiem. Przyjechałam pociągiem, ale prawie przez całą podróż byłam nieprzytomna. Ale to nie był żaden pociąg widmo. Poza tym w Ravensbrück zostały jeszcze inne...My nie byłyśmy ostatnie.
Józefa lekko się uśmiechnęła i lekko pokręciła głową, jakby M. była niebotycznie głupia.
- Mam na myśli ostatnie, które przyjechały do Szwecji. To jasne, że w Ravensbrück zostały jeszcze inne. Tysiące. Dziesiątki tysięcy. Mnóstwo Rusek, Cyganek i innych mend...
Ziemia zakołysała się pod M. Dobrze, że siedziała. Zamrugała, musi coś powiedzieć, to absolutnie konieczne, żeby coś powiedziała, żeby Józefa nie zauważyła jej wzburzenia.
Odchrząknęła.
- Dlaczego nazwałaś ten pociąg pociągiem widmo?
Józefa uśmiechnęła się.
- Chyba naprawdę byłaś nieprzytomna. Ten pociąg pomylił tory. Nie pamiętasz? Wjechał na ślepy tor i stanął. Po prostu zniknął i pojawił się dopiero po paru dniach. Czerwony Krzyż zaczął go nazywać pociągiem widmo. Pójdziemy popatrzeć na strugę?
M., szukając podparcia, położyła dłoń na trawie.
- Nie - powiedziała. - Chyba nie. Chciałabym tu jeszcze przez chwilę posiedzieć.



16.


Szosa prowadziła łukiem do toru kolejowego. Szyny błyszczały. Daleko przed nami kołysało się czerwone światło. Karl ryknął i śmignął naprzód. Przed nami pędził pociąg pośpieszny z wagonami sypialnymi i jasno oświetlonym wozem restauracyjnym. Odrobiliśmy w lot różnicę i zrównaliśmy się z ekspresem. Z okien machali do nas ludzie. Nie odpowiedzieliśmy im. Minęliśmy pociąg. Obejrzałem się za siebie. Lokomotywa ziała dymem i iskrami. W błękitnej nocy tłukła się jak czarny zwid. Prześcignęliśmy ją, ale jechaliśmy do miasta, do taksówek, warsztatu samochodowego i umeblowanych pokoi. Ona zaś będzie pędziła skrajem pól i lasów, zadudni nad rzekami, rwąc w dal, w przygodę, w świat. Zakołysały się koło nas ulice i domy. Karl przycichł, ale jego przygłuszony pomruk był pomrukiem dzikiego zwierza.



17.


Wiedziałem, że o świcie przejeżdża tędy pociąg. Tory służyły głównie do przewozu kłód z jednej stacji na drugą, odległych od siebie o kilkanaście kilometrów. Załadowane wagony ciągnęła niewielka, powolna lokomotywa.
Kiedy nadjechał pociąg, przez chwilę biegłem obok ostatniego wagonu, po czym wskoczyłem na niski stopień i pozwoliłem się wwieźć w bezpieczną głąb lasu. Po jakimś czasie zobaczyłem płaski nasyp, więc zeskoczyłem na ziemię i dałem nura w gęste podszycie, niezauważony przez strażnika siedzącego z tyłu lokomotywy.
Tu las był mniej gęsty. Idąc między drzewami natrafiłem na zarośniętą chwastami brukowaną drogę, najwyraźniej nie używaną od lat. Na jej końcu stał opuszczony wojskowy bunkier o potężnych ścianach ze zbrojonego betonu.



18.


Obudził mnie ruch i podniecenie. Na zewnątrz słońce świeciło już pełnym blaskiem. Pociąg znów jechał. Pytałem chłopaków, gdzie jesteśmy, i powiedzieli, że wciąż w tym samym miejscu, właśnie w tej chwili ruszyliśmy dalej; zatem, jak się wydaje, musiało mnie obudzić szarpnięcie. Ale nie ulega wątpliwości, dodali, że przed nami są fabryki i coś w rodzaju osady. Minutę później stojący przy okienku zasygnalizowali, i sam się połapałem po przelotnej zmianie światła, że przejechaliśmy pod łukiem jakiejś bramy. Po następnej minucie pociąg zatrzymał się i wówczas ci przy okienku poinformowali nas w wielkim podnieceniu, że widzą stację, żołnierzy, ludzi. I zaraz zaczęli się zbierać, zapinać, niektórzy gorliwie doprowadzali się do ładu, a kobiety czesały się i upiększały. Z zewnątrz natomiast dochodziło zbliżające się postukiwanie w wagony, skrzypienie drzwi, zlewający się gwar wysypujących się z pociągu ludzi i teraz sam musiałem przyznać, że naprawdę przybyliśmy do celu. Cieszyłem się, naturalnie, ale czułem, że jakoś inaczej, niżbym się cieszył, powiedzmy jeszcze wczoraj czy przedwczoraj. Potem uderzono narzędziem także w nasz wagon i ktoś, a raczej ktosie odsunęli ciężkie drzwi.



19.


W końcu listopada, w odwilż, około dziewiątej rano, pociąg petersbursko-warszawskiej kolei żelaznej całą parą podjeżdżał do Petersburga. Było tak wilgotno i mglisto, że ledwie rozedniało; o dziesięć kroków od toru, na prawo i na lewo, trudno było cokolwiek dojrzeć z okien wagonu. Między pasażerami było też kilku takich, którzy wracali z zagranicy; ale największy ścisk panował w przedziałach trzeciej klasy, gdzie pełno było ludzi pospolitych, jadących za swoimi interesami nie bardzo z daleka. Wszyscy, jak zwykle w podróży, czuli się zmęczeni, wszystkim przez noc ociężały oczy, wszyscy porządnie zziębli, wszyscy mieli twarze bladożółte, koloru mgły. W jednym z wagonów trzeciej klasy od samego świtu znaleźli się naprzeciwko siebie tuż przy oknie dwaj pasażerowie - obaj młodzi, prawie bez bagażu i niezbyt strojnie przyodziani, obaj o dosyć ciekawych fizjonomiach i obaj pragnący wreszcie nawiązać rozmowę. Gdyby obaj wiedzieli nawzajem o sobie, co ich w tej chwili szczególnie czyni godnymi uwagi, zdziwiliby się oczywiście, że przypadek tak dziwnie zrządził, sadzając ich razem w wagonie trzeciej klasy petersburskowarszawskiego pociągu.



20.


— Bardzo mi przyjemnie, ale czy się nie spóźnisz na pociąg — odparł D.G. znudzony, wchodząc powoli na schody i kluczem otwierając drzwi. Światło lampy z trudem przedzierało się przez mgłę. Hallward wyjął z kieszeni zegarek.
— Mam aż nadto czasu — uspokoił go. — Pociąg odchodzi dopiero kwadrans po dwunastej, a teraz jest punktualnie jedenasta. Szedłem właśnie do klubu, gdzie miałem nadzieję cię zastać. Widzisz, że nie potrzebuję się troszczyć o pakunki, bo cięższe rzeczy wpierw już wysłałem. Mam tylko tę torbę i doskonale zdążę na dworzec w ciągu dwudziestu minut. D. spojrzał nań i uśmiechnął się.
— Tak jeździ elegancki malarz! Torba i palto! Chodź prędko, inaczej mgła wtargnie za nami do domu. I nie mów o niczym poważnym. Nie ma dziś nic poważnego, a przynajmniej nie powinno być.



21.


Spędzałem weekend u jednego z moich przyjaciół, mieszkającego o jakie piętnaście mil od Bristolu.
Był z nami jeszcze jeden kolega, zamieszkały w Dawlish. A więc było to tak: w poniedziałek rano nasz gospodarz zawiózł nas do Bristolu o takiej porze, żeby tamten z Dawlish zdążył na pociąg do swego miasta, odchodzący o wiele wcześniej niż pociąg do Londynu. Oczywiście, gdyby stary Einstein dobrze wykonał swą robotę, to obaj moglibyśmy pojechać tym samym pociągiem. Ale tak, to ja musiałem czekać jeszcze przeszło pół godziny. A propos Einsteina: czy nie warto byłoby oddać kawałek życia, aby usłyszeć, co by mu powiedział Euklides - gdziekolwiek by się spotkali?



22.


Jenny często spotykała się z braćmi na North Station i razem jechali do domu. Jak tego oczekiwano po wszystkich członkach rodziny Fieldsów, opuszczając Boston, siadali po prawej stronie w pociągu relacji Boston-Maine, a w drodze powrotnej po lewej. Było to zgodne z życzeniem pana Fieldsa seniora, który wprawdzie przyznawał, że po tej stronie krajobraz jest brzydszy, to jednak uważał, że Fieldsowie nie powinni odwracać oczu od obskurnych korzeni swej niezależności i wysokiego poziomu życia. Po prawej bowiem stronie pociągu wyjeżdżającego z Bostonu, a po lewej w drodze powrotnej widać było główne zakłady Fieldsów w Haverhill i tablicę z wielkim butem roboczym, który energicznie kroczył w stronę pasażera. Tablica górowała nad stacją kolejową i odbijała się tysiącem miniaturowych tabliczek w oknach fabryki. Pod tym groźnie zbliżającym się butem słowa:
WSTĄP I KUP - FIELDS U TWOICH STÓP



23.


Do odjazdu pociągu mieli jeszcze kilka godzin. [...]
Na dworzec wrócili, każde osobno. Nie chcieli, żeby ich zobaczył ktoś, kto mógł znać ją lub jego. Wsiedli do różnych wagonów i czekali, aż pociąg ruszy. Każde z nich miało zająć po jednym dodatkowym miejscu dla niego lub dla niej.
Minuty wlokły się w nieskończoność. Wreszcie pociąg ruszył. Po kilku dalszych minutach Andrzej ruszył na poszukiwanie Wandy. Znalazł ją w następnym wagonie. Niestety, miejsce obok niej było zajęte. Co gorsza, Wanda była pochłonięta rozmową z jakimś nieznanym mu mężczyzną. Stanął więc na wysokości sąsiedniego przedziału tak, aby ona mogła go dostrzec. Ale Wanda nie patrzyła w jego stronę. Paliła papierosa, którym poczęstował ją ów mężczyzna i śmiała się głośno. Nie wiedział, jak ma postąpić. Sterczeć tu nadal czy wrócić do swojego wagonu i nadal blokować miejsce dla niej. Po kilku minutach Wanda spojrzała w jego stronę. Jej wzrok nie wyrażał nic, żadnej wskazówki, żadnego pytania czy polecenia. To go speszyło. Czyżby coś się zmieniło? A może ten facet jest kimś ważniejszym dla niej niż on?
Nie namyślając się zaczął się przepychać do swojego wagonu. Ciężko opadł na swoje miejsce. Jakiś mężczyzna czekający na wolne miejsce zapytał go, czy może usiąść obok niego. Nie było sensu dłużej blokować miejsca dla Wandy. Kiedy chciał już powiedzieć, że miejsce jest wolne, zobaczył ją idącą z tym obcym facetem korytarzem jego wagonu.



24.


Brakowało pół godziny do przyjścia pociągu. Zaczął chodzić z końca w koniec platformy, wyglądając całą siłą wzroku obłoczka pary na horyzoncie. Plant się bielił prosto, jednostajnie, bez końca, zda się. Długo był pusty i równy, wreszcie zamajaczyła plamka ciemniejsza, żelazny potwór szedł, witany gwarem, gorączkowym ruchem, gwizdem sygnałów, stukiem monotonnym depesz w biurze. Marek stanął i czekał z mocno bijącem sercem. Co mu przyniesie ten kłąb dymu? Wybawienie, czy jeden więcej zawód?… Pociąg wtoczył się majestatycznie w obręb dworca. W oknach ukazywały się twarze różne, nieznane, szedł wzrokiem za kapeluszami kobiet, jakby się spodziewał zobaczyć gdzie znak jaki, imię Orwidów wypisane na twarzy. Mijały go, znikały, aż nagle w ostatniem oknie mignęła malutka czapka ryskiego studenta, z barwami stowarzyszenia. Czapkę tę właściciel wzniósł nad głowę i, wychylając się, powitał Marka homerycznem kichnięciem. Był to delikatny żart właściciela Skomontów.



25.


Pociąg powoli ruszył z dworca z napisem "Chattanooga". Luke zamknął drzwi ciasnej kuszetki, zdjął marynarkę, powiesił ją na wieszaku i przysiadł na krawędzi dolnego łóżka, żeby rozsznurować buty. Billie siedziała w głębi, z podkulonymi nogami. Po chwili światła stacji zniknęły w oddali, pociąg nabrał szybkości i pomknął w głąb nocy, w stronę Jacksonville na Florydzie.
Luke rozwiązał krawat.
- Robisz striptiz? - zapytała Billie. - Jeśli tak, to za mało jęczysz.
Uśmiechnął się przepraszająco. W pociągu zabrakło miejsc, więc musieli wziąć jedną kuszetkę. Bardzo pragnął porwać Billie w ramiona. Czuł, że są dla siebie stworzeni. A jednak wciąż się wahał...



26.


Koła pociągu toczyły się dla mnie zbyt wolno. Wciąż wyobrażałem sobie swój powrót do domu, jak wezmę Zuzannę w ramiona, jak ją będę nosił po pokoju, jak ją wsadzę do wagonu i jak pociąg powiezie nas z powrotem do Wiednia. W drodze słałem telegramy do francuskich i niemieckich kolei żelaznych, z prośbą o specjalny wagon dla Zuzanny i dla mnie. Niech mnie uważają za zwariowanego, naładowanego pieniędzmi Amerykanina, jakich wielu wówczas pojawiało się w Europie i na długo ukształtowało wyobrażenie o typowych Amerykanach. Niech mnie uważają, za co chcą, bule tylko wagon punktualnie stał w pogotowiu, żeby go doczepiano do najszybszych pociągów, które mogą nas zawieźć do Wiednia.



27.


- W centrali operacyjnej Telenoru mówią, że sygnały przemieszczają się na wschód. Lokalizacja i prędkość zgadzają się z pociągiem do Kopenhagi, który wyjechał z Dworca Centralnego w Oslo pięć po siódmej. Rozmawiałem już z policją z Helsingborgu. Potrzebują formalnego wniosku o zatrzymanie. Do przyjazdu pociągu pozostało pół godziny. Co robimy?
H. powoli kiwnął głową do siebie samego. Za oknem na sztywnych skrzydłach przeleciała mewa, ale nagle zmieniła kierunek i zapikowała w stronę drzew w parku. Może coś zobaczyła? A może po prostu zmieniła zdanie. Tak jak robią ludzie. Na Dworcu Centralnym o siódmej rano.



28.


Pociąg wolno ruszył się z miejsca. Ogniste, białe latarnie co pewien czas przyskakiwały z zewnątrz do okien wagonu na podobieństwo jakichś pysków pałających, które zdawały się ścigać to ruchome gniazdo ludzkie. Błysła ostatnia — i pociąg runął w ciemność, jakby się urwał i odleciał od światła. Dzieci były rozkapryszone. Karola beczała na głos, Franek sprzeczał się o jakieś głupstwo. J. była wprost rozszarpana w sobie. Dusił ją brak punktu oparcia. Była w tym strasznym kręgu czucia, kiedy człowiek nie panuje nad sobą, kiedy w nim coś się rozrywa, wybucha jak ładunek prochu i kiedy jego ciałem ślepy czyn rzuca, jak chce. Czuła duszność w gardle i zamęt, zamęt. Siedziała cicho na ławce, ale nie była pewna, czy za chwilę nie porwie się, nie roztworzy drzwi i nie uciecze wraz z tym pociągiem dokądś naprzód, w głuchą, straszliwą, w bezbrzeżną ciemność. Nie umiałaby powiedzieć, jak to długo trwało. Nagle drzwi się otwarły i prosto w oczy zaświeciła jej latarnia konduktora. J. wydobyła swe bilety i podała je urzędnikowi. Ten je obejrzał starannie, przeciął i oddając, monotonnym głosem wymówił:
— Amstetten, umsteigen…
Słowa te w uchu J. zabrzmiały jak najczulsze pocieszenie. Może Bóg da, że będzie rozumiała wszystko tak samo jak te wyrazy.
Chwała Panu Bogu Najwyższemu… Niech będzie imię Jego błogosławione…
Blask latarki konduktora zgasł we drzwiach. Wagon zaległa półciemność. Panował jeszcze gwar rozmów, z przeciwnego kąta wybuchały co chwila śmiechy i wrzaski jakichś bab obrzydliwych, ale już to wszystko nie było takie bolesne. Pociąg huczy, huczy… A gdy się dobrze wsłuchać, to można uchwycić słowa, nie-słowa, które spod jego kół płyną. Ach, nie, nie słowa… To jest jak ta odmiana, którą śpiew robi z człowiekiem. Sam niewiadomy grot muzyki, który na wzór żądła zostawiają w duszy człowieczej głębokie, święte tony. To jest sama sprawa i skutek melodii, do której należą wyrazy „Gorzkich żalów” rozlegające się pod sklepieniem wielkiej głębiny kościoła Świętojańskiego:
Zasłona się potargała,
Ziemia drży, łamie się skała…



29.


O godzinie ósmej orkiestra odegrała "Domu mój, miły domu" i w zapadającym zmroku czwórka przyjaciół, wraz z tłumem śpieszących do wycieczkowego pociągu, udała się na stację i zajęła w przedziale dwa podwójne miejsca naprzeciwko siebie. Gdy rozbawione tłumy wypełniły szczelnie wszystkie przejścia i platformy, pociąg ruszył w krótką drogę z przedmieścia do centrum Oakland. Cały wagon śpiewał kilkanaście piosenek naraz i Bert, przytuliwszy głowę do piersi Mary, zaintonował "Nad brzegiem Wabash". Odśpiewał pieśń do samego końca, nie odstraszyła go nawet wrzawa dwóch solidnych bijatyk, z których jedna rozgrywała się na sąsiedniej platformie, druga zaś w głębi wagonu.



30.


Doktor Rosen, grubasek o okrągłej twarzy i małych, równych ząbkach, mówił lekkim wschodnioeuropejskim akcentem. Wygląd też miał jakiś taki słowiański. Był prawdziwym pasjonatem kolejnictwa - jego gabinet usiany był książkami o historii kolei, modelami lokomotyw, malowidłami przedstawiającymi pociągi pędzące po torze, po torze, przez most. Wielki napis nad biurkiem głosił: ŻYCIE TO POCIĄG, PROSZĘ WSIADAĆ, DRZWI ZAMYKAĆ!


===========


Dodane 19 lutego 2018:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 3773
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 20
Użytkownik: asia_ 01.02.2018 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
W kolejną podróż przez literaturę wyruszamy pociągiem.

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści Irlandzkie łąki Susan Anne Mason. Zasady losowania: tutaj. Od razu uprzedzam, że losowanie odbędzie się tym razem kilka dni po zakończeniu konkursu, kiedy wrócę z wyjazdu. Ale nie martwcie się, na pewno nie zapomnę ;)
Użytkownik: schizofretka 01.02.2018 22:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Para w ruch! Zapraszam do konkursu :-)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.02.2018 08:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Co jest ze mną nie tak? Przeczytałem "POSĄGI w literaturze" - i mówię sobie "temat niezbyt mój, ale może coś kojarzę" - a tu drugi rzut oka - POCIĄGI! - i od razu lepiej ;)

joanna.syrenka pewnie tym razem wygra w cuglach...
Użytkownik: schizofretka 02.02.2018 08:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Co jest ze mną nie tak? P... | LouriOpiekun BiblioNETki
W sumie pociągi to trochę jak ruchome posągi.. :)
Użytkownik: schizofretka 03.02.2018 12:36 napisał(a):
Odpowiedź na: W sumie pociągi to trochę... | schizofretka
Jak na razie pociągiem konkursowym jedzie tylko jeden pasażer. Zapraszamy kolejnych :)
Użytkownik: schizofretka 04.02.2018 22:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak na razie pociągiem ko... | schizofretka
Pociągiem przez konkursowe fragmenty podróżują trzy pasażerki. Wypatruję i oczekuję kolejnych, śmiało :)
Użytkownik: schizofretka 05.02.2018 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Co jest ze mną nie tak? P... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ponieważ to mój pierwszy konkurs, to nie wiem, czy powinnam się już zacząć martwić małą frekwencją? :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.02.2018 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ to mój pierwszy ... | schizofretka
Ostatnio jakoś coraz mniej ludzi konkursuje, ale na razie się nie przejmuj, mogą się jeszcze znaleźć chętni nawet w przeddzień finału.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 05.02.2018 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ to mój pierwszy ... | schizofretka
Ja się dołączę, gdy doczytam Na południe od Brazos. Świetna książka! A konkurs wydaje się bardzo ciekawy i chyba niektóre kojarzę fragmenty...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.02.2018 15:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ to mój pierwszy ... | schizofretka
Ja powoli zbieram co wiem albo zgaduję :)
Użytkownik: schizofretka 06.02.2018 21:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Bardzo się cieszę, bo pociąg już coraz pełniejszy :)
Największą popularnością cieszy się wagon nr 5, potem 3 i 11. Tajemnicą dla wszystkich pozostają wagony nr 21 i 23, pozwolę więc sobie na jakąś podpowiedź:
21 pochodzi antologii i akurat nie pociąg, a strach jest tu kluczowym zagadnieniem :)
23 - autorem powieści jest zmarły w 2012 polski pisarz (ale nie tylko pisarz). Ma coś wspólnego ze sportem, choć sportowcem nie był.
Pociąg nadal jedzie, więc do dzieła! :)
Użytkownik: joanna.syrenka 06.02.2018 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
POCIĄGI!!! :-)
Użytkownik: schizofretka 08.02.2018 14:21 napisał(a):
Odpowiedź na: POCIĄGI!!! :-) | joanna.syrenka
Pociąg nabrał prędkości, nie jedzie już na pusto, co szczególnie cieszy :) Nie ma już wagonu-tajemnicy, wszystkie fragmenty zostały odgadnięte przynajmniej raz, a większa część po wielokroć. Chyba konkurs nie jest taki trudny, bo w gruncie rzeczy dosyć klasyczny :)
Użytkownik: KrzysiekJoy 08.02.2018 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Zapoznaję się z rozkładem jazdy. Na pewno, w którymś momencie wsiądę do tego literackiego pociągu. :-)
Użytkownik: schizofretka 08.02.2018 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapoznaję się z rozkładem... | KrzysiekJoy
Serdecznie zapraszamy, jest nas już 11 :)
Użytkownik: schizofretka 12.02.2018 08:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Serdecznie zapraszamy, je... | schizofretka
Moi Drodzy, czy tylko ja mam w ostatnim czasie problem z logowaniem się do serwisu Biblionetki, czy to powszechne zjawisko? Przepraszam za opóźnienia w wysyłaniu odpowiedzi, ale wczoraj np. cały dzień nie byłam w stanie się zalogować..
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.02.2018 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Moi Drodzy, czy tylko ja ... | schizofretka
Coś chyba zgrzytało na serwerze, bo ja i w piątek miałam przez chwilę problem, i wczoraj przez część popołudnia (rano nie wiem, bo mnie nie było).
Użytkownik: schizofretka 12.02.2018 20:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś chyba zgrzytało na se... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jeszcze tylko 3 "stacje" i koniec podróży. Jako samozwańczy maszynista i jednocześnie konduktor tego konkursowego taboru, chciałam poinformować, że jest 12 pasażerów, którzy bardzo dobrze znoszą podróż :)
Wszystkie wagony zostały odwiedzone i odkryte, choć niektóre cieszą się mniejszą popularnością niż inne. Tych, którzy przysnęli w podróży, zachęcam do ponownego przejścia przez wszystkie przedziały. Rozmowy między pasażerami również mile widziane, nie ma żadnej ciszy nocnej :)
Użytkownik: schizofretka 15.02.2018 18:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze tylko 3 "stacje" ... | schizofretka
Drodzy pasażerowie! Za 5,5 godziny pociąg dojedzie do stacji docelowej :)
Nie obiecuję, że uda mi się ogłosić wyniki z samego rana, ponieważ mam bardzo absorbującą pracę i prawdopodobnie będę mogła usiąść do tego w drugiej połowie dnia. Mam nadzieję, że wybaczycie :)
Użytkownik: joanna.syrenka 15.02.2018 23:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Tuż przed stacją końcową wybrałam się jeszcze na poszukiwanie gapowiczów. Zobaczymy z jakim skutkiem :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: