Dodany: 29.01.2018 16:21|Autor: RenKa76
Tropem trupa
Ja i twórczość Anety Jadowskiej zaliczyłyśmy zdecydowany falstart. Pierwsza jej powieść, którą miałam w rękach, raczej mnie (delikatnie mówiąc) nie porwała. Z drugą było już o niebo lepiej (czytaj: bez bólu doczytałam do końca). Dlaczego sięgnęłam po trzecią? Z powodu pewnego słowa. I tu krótka uwaga wyjaśniająca: ja i kryminał to syjamskie bliźniaki; potrafię przez dwa miesiące z rzędu czytać same kryminały, nie mając ochoty na płodozmian. Koniec dygresji, wracamy do tematu. Otóż: na okładce nowej książki Jadowskiej (SQN, 2018) jest magiczne słowo: „trup”. Dla wielbicieli kryminałów tak samo ważne, jak słowo „miłość” dla wielbicieli romansów albo słowo „przyszłość” dla futurologów. A tu stało jak wół: „Trup na plaży i inne sekrety rodzinne”. Nie dość, że trup, to jeszcze sekrety?! Wchodzę w to.
Może i „denat” brzmiałoby poprawniej politycznie, ale swojski „trup” ma w sobie jakiś koloryt, prawda? Koloryt i ostateczność. Znajduje go główna bohaterka, Magdalena Garstka, spacerując wczesnym rankiem po plaży. A że jest córką i bratanicą policjanta, odzywają się w niej geny; niby zawiadamia policję, ale na własną rękę postanawia dowiedzieć się, dlaczego właściwie jakiś żywy człowiek skończył jako trup (którego miała wątpliwą przyjemność znaleźć). A że to dziewczyna żywiołowa jak rtęć, co wyciekła z termometru, zaczyna tropić, pytać i węszyć. Czy uda jej się dowiedzieć, kim było jej znalezisko? I po co przyjechało do Ustki? I jaki związek z całą tą aferą mają usteckie krówki? Nie zdziwiło mnie w ogóle, że Magda, kontynuując swoje śledztwo, przy okazji dowiaduje się kilku innych rzeczy. Tu pojawiają się tytułowe rodzinne sekrety. Bo która rodzina nie chowa trupa w szafie (albo w piwnicy, albo na strychu, zależy od rodziny)? Co przed światem chowają Garstki z Ustki?
Kryminały możemy podzielić na te bardzo serio, na te z wątkiem romansowym (im bardziej jest rozbudowany, tym dalej się od nich trzymam) i na te z lekkim przymrużeniem oka. Aneta Jadowska poszła trzecią drogą i chwała jej za to. Powieść jest lekka jak bryza od Bałtyku w upalny dzień, przyjemna jak wspomniane już krówki i odprężająca jak spacer po plaży (rano, bez tabunów turystów z kocami i ręcznikami). Zagadka kryminalna zręcznie splata się z codziennym życiem Madzi, z jej relacjami rodzinnymi, pracą na dwa etaty i gapieniem się na fale. Przy okazji poznajemy też inne Garstki, osoby nie mniej malownicze niż główna bohaterka. Wszystko to opisane z polotem i humorem. Warto wspomnieć, że przy całej lekkości autorka nie stroni też od pewnej trudnej kwestii, za co bardzo ją szanuję, bo ten akurat temat nie ma u nas wielu zwolenników i jest skrzętnie zamiatany pod wszelkie możliwe dywany.
Moja babcia mawiała, że nie daje się zbyt wielu grzybów do barszczu. Dwa podkręcą smak, dwadzieścia zrobi z niego zupę grzybową. Jadowska wpakowała do „Trupa na plaży” ze trzy główne wątki, ale absolutnie nie przeszkadza to czerpać przyjemności z lektury. Jest logicznie, słodko-gorzko, wciągająco i smakowicie. Krówka na okładce sugeruje, że to pierwszy tom, więc tutaj apel: pani Aneto, niech pani na razie odłoży na bok te duchy, wilki i Nikity, niech pani pisze o Garstkach. Sympatyczne są, słodkie, a kto nie lubi krówek, niech nie czyta. Ja czekam na kolejne tomy.
[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.