Dodany: 26.01.2018 14:00|Autor: RenKa76

A gdyby tak...


Edward VI Tudor, jedyny syn Henryka VIII, był dziedzicem chorowitym. Chociaż rządził od dziewiątego roku życia, koroną nie cieszył się zbyt długo. W wieku lat szesnastu umarł, prawdopodobnie na gruźlicę. Na tron, wskutek zakulisowych intryg, wstąpiła lady Jane Grey. W historii Anglii zapisała się ona tylko (albo aż, zależy jak na to patrzeć) tym, że jej panowanie trwało raptem dziewięć dni. Uwięziona wraz z mężem, lordem Dudleyem , w Tower, jakiś czas później straciła głowę. Dosłownie. Na rozkaz nowej królowej, Marii Tudor (która nie bez powodu nosi od dawna miano Krwawej), ścięto ją w Tower Green. Tyle kroniki i księgi.

A gdyby tak… A gdyby tak napisać inną, alternatywną wersję tej historii? Pomyślały trzy przyjaciółki: Cynthia Hand, Brodi Ashton i Jodi Meadows. Jak pomyślały, tak zrobiły. Efektem ich radosnej twórczości jest „Moja lady Jane”. (Każdy, kto pomyślał w tej chwili o piosence Rolling Stonesów, będzie miał rację; to ta lady Jane). Zakręcone dziewczyny przepis na książkę miały prosty: weź całkiem sporo historii Anglii, dodaj pęczek magii, szczyptę miłości, garść humoru, dopraw traktowaniem realizmu z przymrużeniem oka, wrzuć do miksera, zakręć porządnie – i masz koktajl lekki, orzeźwiający, wprawiający w dobry humor, idealny na popołudnie w fotelu. To się mogło nie udać. Ale się udało. Jest całkiem sporo postaci, o których coś tam słyszeliśmy na lekcjach (wychodzę z założenia, że nie każdy uwielbia historię tak jak ja i czytał sterty książek na ten temat): nieszczęsna Jane, Krwawa Maria (tu nie tyle krwawa, co zasadnicza i bez grama poczucia humoru), Elżbieta – późniejsza pogromczyni hiszpańskiej armady i biedny, kaszlący Edward. Jest też pewien koń. I fretka. I pustułka, i lisica, i skunks. Sporo tych zwierząt, a co jedno, to ciekawsze. Są dekoracje rodem z serialu „Dynastia Tudorów” (oglądałam, a jakże), suknie, miecze, karety i warkocze. A postacie w tym anturażu mówią językiem jak najbardziej współczesnym. Z początku może to dziwić, potem daje efekt zgoła komiczny. Spiski, intrygi, sojusze i antysojusze też są, w końcu takie czasy. I cytatów sporo; z Szekspira na przykład (tak, wiem, autorki chronologię mają za nic).

Ci, którzy lubią romanse, mogą śmiało sięgać po tę książkę; znajdą w niej romans, miłość, niezbędne w tym gatunku kłody rzucane bohaterom pod nogi (jedna nawet całkiem zabawna, ale cicho sza). Wielbiciele historii też mogą przeczytać – jeśli się jedno słowo zastąpi innym (podpowiadam: „zmiennego” – „katolikiem”; chyba niczego tu nie zdradzam), okaże się, że autorki wcale dużo w historii nie pozmieniały. Wielbiciele opowieści, które dobrze się kończą, będą mieli bardziej happy niż end. „Moja lady Jane” to powieść lekka, łatwa i przyjemna. I zabawna. I dużo w niej zwierząt, więc wielbiciele przyrody też znajdą coś dla siebie. Jest także magia, nie zapominajmy o magii. Krótko mówiąc, historyjka idealna na długie, ponure, zimowe wieczory. Do tego ciepły koc, gorąca czekolada (czy co tam lubicie, herbata z miodem też może być) i można zapomnieć o tym, że błoto, ciemno, deadline, ogólnie do luftu. Ta dziewczyna z pewnością poprawi wam humor. A jeśli nie ona, to jej koń. Gwarantuję.


[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 436
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: