Dodany: 22.01.2018 20:21|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

1 osoba poleca ten tekst.

Zmagań z obezwładniającymi koszmarami ciąg dalszy


Uff. Słowo się rzekło, kobyłka u płotu – skoro człowiek stwierdził, że będzie dalej zgłębiał twórczość jednego z najważniejszych klasyków literatury grozy, to zgłębia. I po raz kolejny się dziwi, czemu ktoś, komu wychodziły tak zgrabne i nastrojowe wiersze, doskonale przekazujące pożądany nastrój niesamowitości, koniecznie się uparł pisywać prozę. Fantazję, owszem, HPL miał – wcale niełatwo powymyślać tyle lądów, na określenie których słowo „egzotyczne” jest stanowczo zbyt słabe, tyle dziwacznych stworów i tyle interakcji między nimi a stworzeniami ziemskimi. Ale niestety miał za słaby warsztat, by te swoje fantazje opisać dostatecznie przekonująco i wyraziście. Oto kolejny dowód: minipowieść, albo, jak kto woli, dłuższe opowiadanie W poszukiwaniu nieznanego Kadath [C&T] (Lovecraft H. P. (Lovecraft Howard Phillips)).

Bohaterem jest niejaki Randolph Carter, występujący też w paru innych krótszych utworach, jak np. „Nienazwane”. Ów młody mężczyzna widuje w snach przepiękne miasto, czemu towarzyszy „żałość i nerwowość zatartego niemal wspomnienia, bolesna tęsknota za tym, co utracone, i doprowadzająca do szału potrzeba przywrócenia tego, co niegdyś miało swoje imponujące i wiekopomne miejsce”[5]. Potrzeba ta sprawia, że ot, tak, z marszu udaje się do krainy snów i rozpoczyna wyprawę, której finałem ma być dotarcie do upragnionego „niepoznanego Kadath”[6]. Zbędnym byłoby dodawać, że ziemie, które będzie przemierzał, cokolwiek się różnią od znanych mu z rzeczywistości na jawie, i że czekają go po drodze różne niezwykłe i/lub mrożące krew w żyłach przygody (zawędruje na przykład do Ultharu, miejscowości, gdzie Lovecraft osadził akcję jednego z najlepszych swoich opowiadań, szczególnie cieszącego miłośników kotów).

Pod względem fabularnym mogłaby to być całkiem sympatyczna baśń z całkiem niegłupim przesłaniem, gdyby autora nie opanował przymus faszerowania wszystkich scen swoimi ulubionymi określeniami-wytrychami, mającymi podkreślać grozę sytuacji, a – w zależności od usposobienia czytelnika – przyprawiającymi o ziewanie, irytację lub uśmiech politowania. Spójrzmy na sam początek, gdzie napotkani w krainie snów kapłani przestrzegają Cartera przed wyprawą: „tylko trzy w pełni ludzkie dusze od zarania dziejów zdołały pokonać w tę i z powrotem czarne, bluźniercze otchłanie oddzielające nas od tamtych innych snu krain (…). (…) a na samym ich końcu obezwładniający koszmar, który bredzi obelżywie poza granicami uporządkowanego wszechświata (…), ostatnia amorficzna zaraza bezdennego chaosu, co bluźni i bełkocze pośrodku nieskończoności – wszechwładny demon-sułtan Azathoth, którego imienia żadne wargi nie ośmielą się wymówić na głos, kąsa żarłocznie w niewyobrażalnych, bezświetlnych komnatach poza czasem przy wtórze głuchego, nieznośnego bicia w plugawe bębny i monotonnego jęku przeklętych fletów (…)”[7]. Chyba amorficzna zaraza bezdennego chaosu podyktowała pisarzowi ten „wymowny”, a w gruncie rzeczy obezwładniająco bezsensowny opis…

Może dalej choć trochę udało się mu powściągnąć ten strumień znaczących przymiotników? A figę! Otwieramy książkę na chybił trafił (naprawdę, nie wybierałam najgorszych miejsc!) i na jednej stronicy znajdujemy kolejno: „wyjątkowo koszmarny cień czegoś obrzydliwie chudego”, stwory „obrzydliwie zimne, mokre i oślizgłe, a ich łapy ohydnie człowieka miętosiły”, „nurkować przerażająco w dół, pokonując niewyobrażalne otchłanie i wirujący, przyprawiający o mdłości pęd wilgotnego, grobowego powietrza”, „ostateczny wir piszczącego, demonicznego szaleństwa”, „centrum świata podziemnych koszmarów (…) gdzie cuchnie upiornie powietrze”, góry „okropne i groźne (…) w upiornym półmroku”, „koszmarnych dolin” i „paskudne bhole”[41]. Jeszcze jedna próba? „Wokół obrzydliwego ognia podsycanego przez ohydne korzenie księżycowych grzybów siedziały w cuchnącym kręgu ropuchopodobne księżycowe bestie (…)”, „cuchnących księżycowych bestii”, „szare, ropuchopodobne paskudztwa” [93]. I jeszcze raz, pod sam koniec: „obłęd i dzika zemsta”, „obrzydliwego wierzchowca”, „ku bezbożnym czeluściom (…), ku ostatniemu, bezkształtnemu plugastwu najgłębszego zamętu, gdzie bulgocze i bluźni pośrodku nieskończoności bezrozumny demon-sułtan Azathoth, którego imienia żadne wargi wyrzec na głos się nie ośmielą”, „ławice bezkształtów, które czają się i rzucają w ciemności”, „bezmyślne stada dryfujących istot, które obmacują i drapią, drapią i obmacują”, „histeryczny rechot”, „upiorny (…) stwór”, „prując niczym meteor przez absolutny bezkształt ku owym niepojętym, bezświetlnym komnatom poza Czasem, gdzie czarny, nieforemny Azathoth kąsa żarłocznie przy akompaniamencie głuchego, nieznośnego bicia w plugawe bębny i piskliwego, monotonnego zawodzenia przeklętych fletów”…[128].

O rety! Za pomysł czwórka, za wykonanie solidna dwója. Średnia - dostatecznie.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 383
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: