Dodany: 14.01.2018 21:34|Autor: cordelia

Czytatnik: Lectura longa, vita brevis

3 osoby polecają ten tekst.

Saigyō, czyli umrzeć pod kwitnącą wiśnią


Czytanie w obcych językach bywa koniecznością. „Awesome Nightfall. The Life, Times and Poetry of Saigyō” (Przejmujący zmierzch. Życie, czasy i poezja Saigyō): znajdź, człowieku, coś podobnego po polsku. I to z przekładem wierszy co najmniej tak przyzwoitym jak ten, którego w „Awesome Nightfall” dokonał William R. LaFleur.

Dlaczego zmierzch, dlaczego przejmujący? LaFleur sugeruje odpowiedź w nader pouczającej, acz ciężkawej, zajmującej połowę książki części poświęconej życiu i czasom Saigyō (reszta książki to wiersze). Saigyō (1140-1190), klasyk japońskiej poezji waka, urodził się u schyłku okresu subtelnej kultury dworskiej Heian i był świadkiem jej końca, który nadszedł wraz z wojną między będącym u władzy klanem Taira a dążącym do przejęcia jej klanem Minamoto.

„Smutny to los
ujrzeć się w tym
krytycznym punkcie czasu,
kiedy spotkania poetów
są zwyczajem wygasłym”.[1]

Fala przemocy wzbierała powoli. Pierwsze akcje zbrojne w walce o władzę stanowiły krótkie incydenty. Z czasem jednak wyjątek stał się regułą, a konflikt między klanami Taira i Minamoto przerodził się w wojnę, która przeszła do historii jako wojna Gempei (1180-1185). Z chaosu, w którym na pięć lat pogrążyła Japonię, po ostatecznym zwycięstwie klanu Minamoto wyłonił się zupełnie inny niż wcześniej porządek, oparty na rządach klasy wojowników z szogunem w roli faktycznej głowy państwa, którego formalnym władcą pozostawał marionetkowy cesarz.

Czterdzieści lat przed wybuchem wojny Gempei Saigyō, który wtedy jeszcze nosił imię Norikiyo i był wojownikiem w służbie byłego cesarza, w wieku dwudziestu dwóch lat porzucił karierę wojskową i przywdział szaty buddyjskiego mnicha.

„Co mogło wzbudzić we mnie
pragnienie zerwania z tym światem?
Może ktoś, czyja miłość
zmieniła się w nienawiść,
i kto teraz inne dzieli ze mną radości?”[2]

Tylko tyle mówi na ten temat i można przypuszczać, że nie życzyłby sobie, żeby wiedziano więcej. Możemy więc jedynie na podstawie znanych faktów i okoliczności domyślać się konkretnej przyczyny tej dramatycznej zmiany. Czy była nią nieszczęśliwa miłość? Zakazany romans z frywolną cesarzową? Czy może, jak zdaje się sugerować LaFleur, zdegustowanie służbą u byłego cesarza Toby? Zgodnie z panującą wówczas w Japonii osobliwą praktyką Toba abdykował, stając się insei, czyli władcą, który zrzekł się tronu, i dzięki temu mógł faktycznie rządzić państwem, bo tron cesarski nie dawał żadnej władzy. Niekiedy, gdy jest mi smutno, przywołuję na pamięć napotkane w literaturze słowo „ekscesarz”, w tym przypadku skądinąd nomen omen.

Norikiyo był gwardzistą Toby, jednym z ochraniających jego siedzibę Wojowników Patrzących na Północ. Oprócz umiejętności zwykle oczekiwanych od wojowników od tych wymagano również powabnej powierzchowności; ekscesarz dał się poznać jako amator urodziwych młodzieńców i, jak pisze LaFleur, jest rzeczą wiadomą, że Wojownicy Patrzący na Północ otrzymywali związane z tym zadania specjalne. Jak było z Norikiyo, nie wiemy i nie bądźmy wścibscy.

Tak czy owak, wojownik stał się mnichem i przyjął imię En'i (poziom perfekcji), lecz bardziej przylgnęło do niego późniejsze imię Saigyō, które znaczy „wędrówka na zachód”, czyli w kierunku Czystej Krainy Buddy Amidy. Nie wiążąc się na stałe z żadną świątynią, Saigyō istotnie sporo wędrował, acz nie zawsze podążał na zachód.

Życie uczy, że wojna i religia bynajmniej nie są sobie obce. W czasach Saigyō mnisi z rywalizujących ze sobą świątyń buddyjskich nierzadko uciekali się do fizycznej przemocy wobec swoich rywali. W następnych stuleciach japońscy buddyści przystosowali nawet swoją religię do etosu wojownika, a cnoty samurajskie stały się wzorem dla mnichów. Lecz Saigyō otwarcie wyrzekł się drogi wojownika. Kronika „Azuma Kagami” z epoki Kamakura, pierwszego okresu szogunatu, relacjonuje jego spotkanie z szogunem; poproszony o wypowiedź na temat poezji, łucznictwa i jeździectwa Saigyō miał wówczas powiedzieć:

„Co się tyczy sztuki strzelania z łuku i jazdy konnej, z początku – to znaczy, gdy jeszcze wiodłem żywot świecki – sam praktykowałem je, dość nieudolnie, kontynuując w ten sposób rodzinną tradycję. Lecz ósmego miesiąca trzeciego roku ery Hōen (1137) rozczarowałem się życiem świeckim, a wówczas zaniedbałem i bezpowrotnie straciłem owe umiejętności, przekazane mi jako bezpośredniemu spadkobiercy Asona Hidesato w dziewiątym pokoleniu. Z karmy skumulowanej przez złe uczynki w przeszłości nie pozostał nawet najmniejszy ślad w najgłębszej głębi mojej duszy. Co do pisania wierszy, nie jest to nic więcej niż składanie trzydziestu jeden sylab pod wpływem emocji wywołanych przez widok kwiatów lub księżyca; nic mi nie wiadomo o żadnej głębi związanej z pisaniem poezji. Byłoby zatem z mojej strony nie na miejscu chcieć powiedzieć na ten temat coś więcej”.[3]

Czy naprawdę definitywnie zszedł z wojennej ścieżki? Konflikty zbrojne to jedno, ale przecież poza tym:

„Wciąż wojna trwa między biednym i bogatym,
wojna między mężczyzną i kobietą...”[4]

Saigyō wyrzekł się łuku i miecza, lecz nie ulotnego piękna kwiatów wiśni, cokolwiek oznaczał dla niego ten wszechobecny w japońskiej kulturze symbol:

„Przyjmując religijną dyscyplinę, przebywałem w miejscu, w którym były powabne kwiaty:

Gdyby mój zachwycony wzrok
nie miał stać się powodem
plotek i potępienia,
całą wiosnę chciałbym spędzić tutaj,
ciesząc oczy tym kwieciem”.[5]

„Czy białe kwiaty kwitnące na mej górze
zastępują mi śnieg na świętych
szczytach Himalajów?
Chcę dotrzeć do samego
serca gór Yoshino”.[6]

„Niech to będzie wiosną,
pod drzewami wiśni okrytymi kwieciem;
niech śmierć przyjdzie po mnie,
gdy księżyc będzie w pełni;
niech odejdę w pokoju jak on”.[7]

On, czyli Budda Siakjamuni, według powszechnego (acz błędnego, zaznacza LaFleur) mniemania osiągnął nirwanę i umarł w połowie drugiego miesiąca kalendarza księżycowego. Gdy Saigyō zmarł – nagle, w wieku pięćdziesięciu lat, w połowie drugiego miesiąca i w opisanych w wierszu okolicznościach przyrody – przypomniano sobie ten wiersz, a poeta Shinzen napisał:

„Z taką samą pewnością,
z jaką przewidział
swą śmierć pod kwieciem wiśni,
teraz odpoczywa
na kwiecie lotosu”.[8]

Tymczasem w świecie ludzi:

„Stare pole. Na skraju
na samotnym drzewie
siedzi gołębica,
wołając gołębia:
przejmujący zmierzch”.[9]

---

Wszystkie zacytowane fragmenty książki przytaczam we własnym tłumaczeniu z angielskiego; wiersze japońskich poetów są więc drugą wodą po kisielu.

[1] William R. LaFleur, „Awesome Nightfall”, Wisdom Publications, 2003, s. 28.
[2] Tamże, s. 14-15.
[3] Tamże, s. 61-62.
[4] Leonard Cohen, „Wciąż wojna trwa”, przeł. Maciej Zembaty.
[5] William R. LaFleur, dz. cyt., s. 54.
[6] Tamże, s. 55.
[7] Tamże, s. 69.
[8] Tamże.
[9] Tamże, s. 65.

---

Literatura japońska od VI do połowy XIX wieku (Melanowicz Mikołaj)
Historia literatury japońskiej (Melanowicz Mikołaj)
Estetyka japońska: Wymiary przestrzeni (antologia; < praca zbiorowa / wielu autorów >)
Poezja starojapońska: Pieśni (antologia; < praca zbiorowa / wielu autorów >)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1455
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 14
Użytkownik: carmaniola 16.01.2018 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytanie w obcych językac... | cordelia
Ślicznie Cordelio Miła! Pięknie dziękuję za wyczerpujący opis. Wiersze poświęcone kwitnącym wiśniom, zaiste, poruszające. Nawet jeśli ten pierwszy nieco dwuznaczny. ;-)

Narobiłaś mi smaka na waka. ;-))) Co prawda, po tłumaczenia angielskie nie sięgną i poczekam na jakieś polskie dzieło, ale zatęskniłam za poezją.

Pięknie, pięknie, pięknie...
Użytkownik: cordelia 17.01.2018 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Ślicznie Cordelio Miła! P... | carmaniola
Pieśń japońska waka prawdziwie jest piękna! (Jakoś tak to było, ale nie pamiętam gdzie, może we "Wstępie do Kokinshū" Ki no Tsurayukiego?)

Ten dwuznaczny to moim zdaniem wiersz klucz! ;-)

Moja czytelnicza uczta trwa; na drugie danie Kawabata, o którym wkrótce. Jestem w połowie "Palm-of-the-Hand Stories" i przewiduję, że jeszcze trochę to potrwa. Może nawet będzie potrzebna przerwa. Nie mogę przyjąć za dużo naraz tego kondensatu, zwłaszcza że chwilami jest dość gorzki. Depresja, która na niejednym zdjęciu maluje się na twarzy autora, przeniknęła widać do jego twórczości.
Użytkownik: carmaniola 18.01.2018 16:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Pieśń japońska waka prawd... | cordelia
To ja czekam na więcej!!! ;-) Nie musi być na już, będę cierpliwie przytupywać. Kawabata jest dość specyficzny. I często nieodgadniony. Pamiętam, że kiedyś próbowałyśmy rozgryźć znaczenie "Zatoki łuku". Ja nadal nie jestem pewna - i pewnie nigdy nie będę - co było prawdą, a co zmyśleniem; kto miał przywidzenia, a kto zanik pamięci... ;-)
Użytkownik: cordelia 19.01.2018 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja czekam na więcej!!!... | carmaniola
No i przeczytałam jeszcze raz "Zatokę łuku". Moim zdaniem kobieta mówiła prawdę, choć nieco enigmatycznie. To mężczyzna miał kłopot z rozeznaniem we własnej przeszłości. A łuk był ten sam co u Kim Ki-duka. Może nawet zdobędę się na odwagę i powtórzę sobie też film, chociaż obcowanie z dziełami Kim Ki-duka wiele mnie kosztuje. ;-)

Tymczasem głowię się dalej nad miniaturami Nieodgadnionego.
Użytkownik: carmaniola 20.01.2018 19:43 napisał(a):
Odpowiedź na: No i przeczytałam jeszcze... | cordelia
Też jestem skłonna bardziej wierzyć kobiecie, ale Nieodgadniony nie pozwala na 100% pewności. ;-) Czytaj dalej i opowiadaj! :-)))

Kim Ki-duka powtórz lepiej "Pusty dom", albo "Wiosna, lato...". Mnie jego "Łuk" jakoś niezupełne "podszedł". A dlaczego Ciebie zraził? Nie pamiętam, czy to o niego akurat chodziło, ale było coś, czego mnie się nie udało obejrzeć, ale Tobie wydało się okropne. Ja, nadal mam zaległości w oglądaniu i wciąż zapominam, że powinnam... ;-)
Użytkownik: cordelia 21.01.2018 18:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Też jestem skłonna bardzi... | carmaniola
Hm, ja też nie pamiętam, jaki to mógł być film, ale jeśli mnie wydał się okropny - w znaczeniu: nie do zniesienia w swoim okrucieństwie - to duża szansa, że był to Kim Ki-duk. ;-) Może "Samarytanka"? Pomijając walory artystyczne jego filmów, dla mnie spotkanie z tym panem to gwarancja bezsennej nocy. Może to wydać się przesadnym wydelikaceniem, ale fakt jest faktem. Ot, takie "Wiosna, lato...": nie przypominam sobie, żeby były tam jakieś dosłowne sceny przemocy, ale mały chłopiec przywiązujący ciężarki wodnym żyjątkom i śmiejący się radosnym dziecięcym śmiechem z tego, jak z trudem poruszają się, wlokąc je za sobą, niezdolne uciec przed drapieżnikiem... Dla mnie to gorsze niż prostolinijna scena morderstwa czy gwałtu. Strzał w dziesiątkę, samo sedno okrucieństwa. Brrr! Jeszcze trochę, a zacznę posądzać Cię o skłonności sadystyczne. ;-)

"Łuk" był jeszcze stosunkowo znośny, a myślałam o powtórzeniu go sobie, żeby zgłębić sens tytułowej broni, ale muszę jeszcze dobrze to przemyśleć. ;-) Kawabata jest wystarczająco posępny, drugiego prodepresanta mogę nie znieść.
Użytkownik: carmaniola 22.01.2018 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm, ja też nie pamiętam, ... | cordelia
Łoooo, mnie? O skłonności sadystyczne? Protestuję! Jestem co prawda dość odporna na makabryczne sceny, ale to też kwestia rodzaju tych scen. Czasem niewielka rzecz wydaje mi się nie do zniesienia, innym razem nie zmogą mnie żadne krwawe szlaki. Ale żeby zaraz sadyzm... ;-)

Taaak! O "Samarytankę" pewnie chodziło, bo ja jej nie widziałam. Chłopca z ciężarkami w "Wiośnie..." wyparłam. Pamiętam za to okropną scenę na skutym lodem jeziorze. A tak w ogóle to powinnam sobie ten film chyba powtórzyć, ale jak znam siebie, to pewnie będzie na świętego Nigdy... ;-)
Użytkownik: cordelia 23.01.2018 18:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Łoooo, mnie? O skłonności... | carmaniola
No dobrze, dobrze, tak tylko żartowałam z tym sadyzmem. ;-)

A ja scenę na zamarzniętym jeziorze pamiętam mgliście. Czy wtedy dziewczyna/kobieta wpada do wody, wracając z wyspy po zostawieniu tam dziecka?
Użytkownik: carmaniola 25.01.2018 09:40 napisał(a):
Odpowiedź na: No dobrze, dobrze, tak ty... | cordelia
Takatak, to o tę scenę chodzi. Okrutna. Jak kara za porzucenie dziecka, albo odroczony, do czasu przekazania niewinnej istoty w dobre ręce, wyrok. Sama pamiętam mgliście, ale to we mnie tkwi...
Użytkownik: Anna125 18.01.2018 19:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Pieśń japońska waka prawd... | cordelia
I ja chętnie poczekam :)
Użytkownik: cordelia 19.01.2018 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja chętnie poczekam :) | Anna125
Bardzo mi miło. :-)
Użytkownik: Anna125 16.01.2018 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytanie w obcych językac... | cordelia
Powtórzę za Carmaniolą, piękne! I ja dziękuję Ci, że napisałaś o Sajgō.
Użytkownik: cordelia 17.01.2018 18:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Powtórzę za Carmaniolą, p... | Anna125
Dziękuję za miłe słowo, oczywiście wszystko, co najlepsze, to zasługa Saigyō. :-)
Użytkownik: Anna125 17.01.2018 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za miłe słowo, o... | cordelia
Oczywiście i oczywiście, że Ty o nim napisałaś i przetłumaczyłaś :).
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: