Dodany: 14.01.2018 18:28|Autor: Zaczytana od pierwszego wejrzenia

Książka: Miles: Autobiografia
Davis Miles, Troupe Quincy

1 osoba poleca ten tekst.

Wielka biografia małego człowieka


Moje spotkanie z biografią Milesa Davisa trwało całe wieki – czyli prawie miesiąc. Choć książka porusza całe mnóstwo ciekawych aspektów, to jej główny bohater jest jednym z najbardziej antypatycznych, jakich historię przyszło mi poznać.

Największą zaletą tej pozycji jest z pewnością mnóstwo fascynujących faktów dotyczących początków jazzu i kulis przemysłu muzycznego. Dzięki niej dowiemy się, że problem narkomanii wśród artystów wcale nie pojawił się wraz z festiwalem w Woodstock czy disco-clubami w latach siedemdziesiątych. Okazuje się, że muzycy już w latach czterdziestych często wpadali w szpony narkotyków – głównie heroiny i kokainy. Oprócz tego otrzymamy sporą porcję informacji dotyczących zarobków, przegrupowań zespołów (co w przypadku jazzu zdarzało się bardzo często) oraz samego powstawania muzyki.

Autobiografia Davisa jest fascynującym studium kariery muzyka w świecie, w którym czarnoskórzy musieli korzystać z osobnych toalet, karetek pogotowia, w świecie szkół, restauracji, basenów i taksówek tylko dla białych obywateli, w świecie, w którym trzeba było wielkiej desperacji, by osiągnąć sukces pomimo koloru skóry. I to wszystko byłoby wspaniałe – opisy utworów, płyt, stylów grania, muzyków, klubów i pubów – gdyby nie sam Miles. Choć wielokrotnie podkreśla on, że pochodził z zamożnej rodziny, która zapewniła mu najlepsze wykształcenie i obycie, pokazuje się jako człowiek ograniczony, o bardzo wąskich horyzontach. Mimo że często inspirował się twórczością kompozytorów muzyki klasycznej, najczęściej otwarcie ją krytykował, twierdząc, że jest przestarzała i w przeciwieństwie do jazzu, każdy potrafi ją zagrać. Trzeba być ogromnym ignorantem, żeby dyskredytować kilkusetletni dorobek kulturowy białych (bo kolor skóry to chyba jego największy zarzut) na rzecz muzyki, która w istocie dopiero co się narodziła.

Ignorancja nie jest najgorszą cechą Davisa, który okazuje się człowiekiem całkowicie pozbawionym klasy. Opowieść snuje wulgarnym slangiem, opowiada anegdotki o kobietach, które chciały iść z nim do łóżka, podając przy tym ich imiona i nazwiska, zdradza szczegóły uzależnienia swoich przyjaciół. Miles porzucił rodzinę, bił partnerki, twierdził, że rola kobiety sprowadza się do bycia ładną i podziwiania swojego mężczyzny (jego seksistowski sposób wyrażania się o płci przeciwnej jest nie do przełknięcia). Zdaję sobie sprawę, że dyskryminacja czarnoskórych musiała na nim odcisnąć mocne piętno, jednak sam też był strasznym rasistą. Wszystkie swoje porażki zrzuca na „białasów”, a sukcesy przypisuje tylko sobie.

Miles Davis nie kochał nikogo ani niczego poza muzyką. Stała ona ponad jego rodzicami, żonami, partnerkami, dziećmi, przyjaciółmi. Ponad wszystkim. Była jego siłą napędową. To dla niej wygrał z nałogiem i dla niej żył. Sam ostatecznie przyznał, że dla niego rodziną byli nie ludzie, z którymi łączyły go więzi krwi, a ci, z którymi tworzył.

Autobiografia Milesa Davisa to wielka historia małego człowieka. Pod wieloma względami okazała się fascynującą lekturą, jednak główny bohater jest na tyle odpychający, że skutecznie zniechęcał mnie do czytania. Trzeba jednak oddać mu sprawiedliwość – swoją historię opowiedział uczciwie. Nie wybielał się, nawet jeśli czasami starał się wytłumaczyć swoje zachowania. Nie pominął niewygodnych faktów o śmierci rodziców, nałogach, nieudanych związkach. Nie udawał skromnisia. Był wulgarnym, pewnym siebie, egoistycznym, próżnym, zdolnym, wizjonerskim, bezgranicznie zakochanym w muzyce cwaniakiem i taki obraz znajdziemy w jego biografii – boleśnie autentyczny.


[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 820
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: