Magiczna okładka, smutno-piękna treść, wzruszające zakończenie
Powieść, którą właśnie skończyłam czytać, „Aleja Siódmego Anioła” Renaty Kosin, jest niezwykła. Pod wieloma względami. Od magicznej, wręcz zniewalającej okładki (Filia, 2017), poprzez smutno-piękną treść, aż do wzruszającego zakończenia. Takiego, jakie powinno być.
Okładka sugeruje treść świąteczną i rzeczywiście akcja zaczyna się tuż przed świętami Bożego Narodzenia, a kończy rok później. Czytelnik, który sięgnie po książkę w zimowym czasie, dostanie ośnieżony park, światełka na wystawach sklepów, choinki i prezenty. I czekające na nie dzieci. Ale nie jest to typowo świąteczna historia. To rok z życia kobiety – Julii – która uciekła od przeszłości (możemy się tylko domyślać, co się wydarzyło dwa lata wcześniej w jej życiu, że tak gwałtownie zatrzasnęła za sobą drzwi) i próbuje radzić sobie tu i teraz. Ale przeszłości nie da się zapomnieć. Można wybaczyć i zyskać wybaczenie, można zamknąć pewien rozdział, jednak wspomnienia pozostają...
Julia spotyka na swojej drodze anioły, prawdziwe, wspaniałe, pomocne – chociaż tylko kamienne – które pomagają jej na drodze do wybaczenia. Spotyka także anioły ludzkie, zwykłych mężczyzn i zwyczajne kobiety, którym uczy się od nowa ufać. Oni wszyscy prowadzą ją do miejsca... No właśnie, więcej treści nie zdradzę.
Nie jest to książka, którą czyta się jednym tchem, przewracając z niecierpliwością kartki, by się dowiedzieć, co też autorka wymyśliła. To opowieść, którą należy się delektować. Napisana pięknym, poetyckim językiem – ale bez zbytniego patosu! – pozwala powoli zanurzyć się w losy bohaterów i świąteczny czas. To właśnie mnie zauroczyło: malowniczy, subtelny język, jakim posługuje się autorka. Czułam, jakby słowa przepływały przeze mnie i obok mnie, takie... ładne. Pełne uroku...
I jeszcze emocje. Mimo pozornego spokoju, z każdą przeczytaną stroną narasta w nas poczucie zagrożenia i strach o bohaterkę, którą można polubić i której chce się kibicować. Trzymamy za Julię kciuki od pierwszej do ostatniej strony, a gdy przychodzi zakończenie – takie właśnie, jak powinno być – cóż... rzadko wzruszam się przy lekturze książek, ale teraz płakałam, i były to dobre łzy. Przyniosły mi spokój, ukojenie po długiej drodze, jaką musiała przebyć Julia, a wraz z nią my, czytelnicy.
Dziękuję autorce, Renacie Kosin, za tę smutno-piękną powieść. Za wzruszenia i delektowanie się słowem.
Czy polecam „Aleję Siódmego Anioła"? Z ręką na sercu: TAK.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.