Dodany: 01.01.2018 21:52|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

OBRAZY i RYSUNKI w LITERATURZE - KONKURS nr 214


Przedstawiam KONKURS nr 214, który przygotowała Olimpia.



Któż z nas nie lubi czasem przyjrzeć się pięknym obrazom? Dawnym portretom? Albo pejzażom? Lub laurkom od dzieci i wnuków?
Dzisiaj proponuję konkurs o obrazach i rysunkach.
Życzę powodzenia i dobrej zabawy.

Punktacja:
- Po jednym punkcie za autora i jednym za odgadnięty tytuł, czyli do uzyskania jest 60 punktów.

Laureaci:
Laureatem konkursu zostaje osoba, która jako pierwsza nadeśle komplet prawidłowych odpowiedzi.

Podpowiedzi:
- Podpowiedzi na forum są bardzo mile widziane.
- Jeżeli ktoś chce uzyskać podpowiedzi ode mnie; czyli czytałaś/eś, znasz autora, proszę mnie o tym poinformować w swoim mailu.

Kontakt:
- Odpowiedzi przesyłamy na moje PW.
- Każdy kolejny mail proszę wysyłać poprzez odpowiedź, a nie nową wiadomość.

Termin:
- Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 14 stycznia o godzinie 23.59.

UWAGA:
Nie wszystkie książki mam w ocenionych, ale czasami możecie je znaleźć u mnie w notach itp.

Dodatkowo proponuję konkurs dla chętnych (niekoniecznie tylko dla odgadujących obrazy)! Jeżeli macie ulubiony obraz, a może miłe wspomnienie związane z obrazem/rysunkiem - napiszcie mi o tym w PW. Wybiorę jedną, a może kilka odpowiedzi i nagrodzę: słodyczami, herbatą i pięknie wydaną biografią Szekspira lub albumem Zyburtowicza: Zamki i pałace (książki były przeze mnie czytane).


ZAPRASZAM DO ZABAWY!




1.


Portret Wiktora Dzięciołowskiego wisiał w Jerzówce w sypialni Elżbiety i Jerzego. Zdaniem G.K. był namalowany przez babcię na podstawie zdjęć, fragmentów włosów i wąsów przechowywanych w saszetkach. „Osobliwością tego portretu jest to, że dziadek często zmieniał wyraz twarzy, był też zawsze barometrem sytuacyjnym dla matki i dla mnie”.



2.


W to co zobaczyli, trudno uwierzyć, kiedy się o tym czyta, ale prawie tak samo trudno było w to uwierzyć, kiedy się to widziało. Obraz ożył. Nie przypominało to wcale kina: kolory były zbyt prawdziwe i czyste, czuło się też, że wszystko to dzieje się na zewnątrz. Fala przebiegła wzdłuż burt i dźwignęła rufę tak wysoko, że po raz pierwszy ukazał się na chwilę pokład, a potem znikł, gdy dziób napotkał następną falę.



3.


Ronnie wspominał:
W pewien sposób sięgnął dna. Mogłaby to być piękna wystawa. Zrobił obrazy noży i rewolwerów [namalował rewolwer kalibru trzydzieści dwa, z jakiego postrzeliła go Valerie Solanas], więc zawiesiłem duże rzeźnicze noże, symbole dolara i może jeden rewolwer. Następnie cztery kolejne dolary, dwa olbrzymie noże rzeźnicze i jeszcze jeden rewolwer, więc po wejściu do galerii miało się takie wrażenie, jak gdyby padło się ofiarą rabunku. Kiedy wieszałem obrazy, przyszedł Richard Serra i powiedział: „To jest świetne”. Potem zjawił się Fred Hughes, na kacu, i powiedział: „Zbyt europejskie. Zostawimy same dolary”.



4.


Zwykło się uważać, że ten podwójny portret przedstawia braci, zjednoczonych w śmierci. Wyraźne różnice w wyglądzie zewnętrznym mogą wynikać z tego, że jedno z ich rodziców było pochodzenia egipskiego, drugie - greckiego lub rzymskiego. Mieszane małżeństwa między nowymi władcami Egiptu a miejscową ludnością były wówczas dość częste, choć wiązały się z utratą społecznych i podatkowych przywilejów, którymi cieszyły się „czysto rzymskie” rodziny. Artysta przedstawił psychologiczny portret obu mężczyzn, traktując różnice w rysach ich twarzy - takie jak wielkość oczu i kształt ust - jako elementy o wielkim ładunku emocjonalnym.
Z podziwu godnym realizmem zostały oddane wyraziste, lekko negroidalne rysy starszego mężczyzny o gęstych, czarnych, kręconych włosach, pełnych ustach pod delikatnie zaznaczonymi wąsami i wystających kościach policzkowych, z lekkim cieniem ogolonej brody. Mężczyzna ten ma poważne, niemal ponure spojrzenie, w którym maluje się smutek człowieka świadomego nieodwracalności losu. Jest ubrany w biały chiton i płaszcz z karmazynową połą.



5.


Pokazałem swe arcydzieło dorosłym i zapytałem, czy nie wzbudza w nich strachu.
W odpowiedzi usłyszałem: „A czemuż kapelusz miałby wzbudzać strach?”.
Rysunek mój nie przedstawiał kapelusza. Przedstawiał węża boa trawiącego słonia. Dorysowałem wobec tego wnętrze węża boa, by dorośli mogli się zorientować. Dorosłym zawsze trzeba tłumaczyć.



6.


Wbiega i okiem chciwie ściany starodawne
Ogląda czule, jako swe znajome dawne.
Też same widzi sprzęty, też same obicia,
Z któremi się zabawiać lubił od powicia;
Lecz mniej wielkie, mniej piękne, niż się dawniej zdały.
I też same portrety na ścianach wisiały.
Tu Kościuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma
Podniesionymi w niebo, miecz oburącz trzyma:
Takim był, gdy przysięgał na stopniach ołtarzów,
Że tym mieczem wypędzi z Polski trzech mocarzów
Albo sam na nim padnie. Dalej w polskiej szacie
Siedzi Rejtan żałośny po wolności stracie,
W ręku trzyma nóż, ostrzem zwrócony do łona,
A przed nim leży Fedon i żywot Katona.



7.


Max Ernst, Ubieranie panny młodej, 1940
Dzieło przewrotnie naśladuje naturalizm sztuki europejskiej, przedstawiając w zupełnie realistycznej konwencji temat fantastyczny, rodzaj nocnej zjawy. Podobnych technik używał także Dali. Klasyczna architektura wygląda jak prawdziwa i w takim otoczeniu rozgrywa się niepokojący, erotyczny obrzęd. Zamaskowana, dziwnie ubrana kobieta prowadzona jest przez mężczyznę-ptaka na własny ślub.



8.


Po zakończeniu wojny Picasso przenosi się na południe Francji, na wybrzeże niezapomnianego Morza Śródziemnego (...). Jego twórczość z lat 1945-54 jest bardzo różnorodna, ponieważ w miasteczku Vallauris na południu Francji rozwija swoją twórczość ceramiczną, w Antibes zaś wykonuje cały szereg dzieł, które pozwoliły na otwarcie Muzeum Picassa w tym mieście. Są to obrazy opiewające światło, morze, naturę. Dzieła przesycone entuzjazmem, stanowiące antytezę duchową poprzedniego okresu. Ale nie przeszkadza mu to w tworzeniu również w tym czasie, dzieł takich jak: „Masakra w Korei” czy „Wojna i Pokój”, o charakterze całkiem innym.



9.


Do tego domu o ścianach wykłądanych kaflami z Delft, które tworzyły całe obrazy, Catherine wprowadzi swojego męża Jana Vermeera. Gospoda Mechelen, gdzie schodzili się głównie protestanci i gdzie raz po raz wybuchały pijackie burdy, nie była odpowiednim miejscem dla młodych małżonków i ich szybko powiększającej się rodziny.
„Znasz malarza nazwiskiem Jan van der Meer” – pytał van Gogh w liście w 1877 roku, przekręcając nazwisko artysty. Dalej pisał, że ów
Namalował holenderską panią, piękną, dystyngowaną, która jest w ciąży. Paleta tego dziwnego artysty zawiera błękit, cytrynową żółć, perłową szarość, czerń i biel. To prawda, że w jego obrazach można znaleźć całą gamę kolorów, ale połączenie cytrynowej żółci, przygaszonego błękitu i jasnej szarości jest dla niego charakterystyczne, jak dla Velazqueza zgranie czerni, bieli, szarości i różowości... Holendrzy nie posiadali wyobraźni, lecz za to mieli nadzwyczajny smak i nieodzowny zmysł kompozycji.



10.


Langdon był zaskoczony. Przecież żaden z tematów tamtej rozmowy nie pasował do pokazu organizowanego przez futurystę w muzeum sztuki współczesnej. W kopercie Langdon znalazł także czarno-biały obrazek przedstawiający dwie zwrócone ku sobie twarze, odręcznie podpisany przez Kirscha krótką rymowanką:
Robercie,
Gdy będziemy się widzieli,
Ujawnię, co zawiera kielich.
Edmond
Langdon się uśmiechnął. Rysunek był sprytną aluzją do przygody ze Świętym Graalem, którą Langdon przeżył przed kilkunastu laty. Przestrzeń między twarzami na rysunku miała właśnie kształt kielicha.



11.


Tuppence patrzyła na wiszący nad kominkiem obrazek — małe olejne malowidło, przedstawiające bladoróżowy dom nad kanałem, którego brzegi spinał łukowaty mostek. W dole kołysała się pusta łódź, na dalszym planie widać było dwie topole. Był to naprawdę uroczy pejzaż, ale Tommy nie rozumiał, skąd u Tuppence to nagłe zainteresowanie.



12.


Myślę, że właśnie dlatego zgodziłam się obejrzeć jego obraz. Poszłam za nim, pozostawiając zalegające w zlewie naczynia własnemu losowi. Myślę, że chciał mi zaimponować samochodem marki MG, ale mnie zainteresował głównie obraz, który trzymał w bagażniku. Nie był duży i nie miał ramy. Przedstawiona na nim scena była prosta, ale jednocześnie niosła pewne trudne do odczytania treści: po jednej stronie umieszczono postać dziewczyny, trzymającej w rękach odciętą głowę innej młodej kobiety, a po przeciwnej stronie namalowany był lew, który przysiadł na tylnych łapach, ale nie szykował się do skoku. Obraz roztaczał aurę baśniowości. Pomimo że pomarańczowe światło latarni lekko zafałszowywało kolorystykę obrazu, dolna część tła nasuwała mi skojarzenia z renesansowym portretem dworskim: mozaika pól we wszystkich możliwych odcieniach żółci i zieleni oraz coś, co wyglądało jak mały, biały zamek . Niebo widoczne powyżej było ciemniejsze i stylistycznie nieco odbiegało od reszty tła. Sine indygo użyte do jego namalowania przywoływało atmosferę koszmaru. Obraz oddziaływał silnymi kontrastami – młode kobiety w konfrontacji z lwem, w obliczu zagrożenia. Ale poza piękną paletą kolorystyczną malowidło emanowało jakąś trudną do określenia słodyczą i delikatnością – czymś nieuchwytnym, co nadawało mu niezwykły powab.



13.


- My tu z synem od rana pakujemy moje rzeczy do kartonów. Szybko nam poszło. Będzie więcej czasu dla nas. Zapraszam do środka.
– Ksiądz na pewno nie będzie miał nic przeciwko? – zapytałam ze zwykłej grzeczności.
– O pani wizycie nic nie wie i niech tak zostanie – odpowiedziała z uśmiechem. – Wiadomo, czego oczy nie widzą… Nikogo poza nami tu nie ma.
Weszłyśmy przez wielkie dębowe drzwi. Od razu rzucił mi się w oczy duży wieszak na ubrania zrobiony z poroża jelenia. Aż mnie ciarki przeszły. Obok wieszaka w równych odstępach wisiały obrazy polnych kwiatów. Jak się okazało, wisiały praktycznie w każdym pomieszczeniu i było ich naprawdę dużo. Do tego mnóstwo zabytkowych mebli. W powietrzu unosił się zapach pasty do drewna. To miejsce bardzo mnie zaintrygowało. Wydawało mi się, że każdy element wystroju wnętrza plebanii był bardzo przemyślany. Jak w muzeum. Wszystko takie idealne.



14.


Jej pomysły odróżniały się od innych świeżością i fantazją. Chciała wykorzystać jako wzór na tkaninie partyturę Krzysztofa Pendereckiego, zdobiła ubrania ręcznie malowanymi obrazami – kopiami Chagalla i Picassa. Nawet gdyby tego nie robiła, to wpisałaby się w dzieje mody w Polsce odkryciem i wprowadzeniem do modelingu supermodelki Małgorzaty Niemen. Spotkała ją w 1973 roku w wytwórni filmowej na Chełmskiej, gdzie Małgorzata była asystentką Beaty Tyszkiewicz na planie „Wielkiej miłości Balzaca”. Wiekopomne zasługi Barbary Hoff dla historii polskiej mody nie polegały tylko na prowadzeniu przez niemal pięćdziesiąt lat rubryki o modzie w „Przekroju”. Uruchomiła ona sprzedaż własnej kolekcji na masową skalę. „Przekrojowa rubryka mody to było coś. W pewnym sensie miałam władzę nad wyglądem polskiej ulicy. Ale czułam, że to nie to. Chciałam nie tylko podpowiadać Polsce, jak się ma ubierać, ale sama tę Polskę ubierać” – opowiada o realizacji swoich marzeń Hoff.



15.


Wystrój salonu był wręcz ascetyczny. Bardziej przypominał w swej prostocie urządzenia kafenijo niż salon w prywatnym domu. Wokoło kanciastego drewnianego stołu rozstawiono krzesła z wiklinowymi siedziskami. Przed kominkiem obłożonym ozdobnym kamieniem stało kilka foteli z ciemnobordowym, pluszowym obiciem. W rogu pokoju wymurowano z piaskowca narożnik, który kusił siedziskami z ręcznie haftowanych, kolorowych poduszek. Niepowtarzalny styl tego pomieszczenia tworzyły dodatki. Złocone świeczniki ustawione na długim na cały salon stole, śnieżnobiała serweta ręcznej roboty i obrazy w gładkich złoconych ramach, przedstawiające widoki Cyklad. Przez balkony, werandy i tarasy przyciągał oczy widok ogrodu, morza i pobliskiego lasu. Suszone zioła i kwiaty w donicach wystawione przed oknem tarasowym tworzyły sielski widok. Sprawiały wrażenie, że salon jest częścią ogrodu. Dom Aleksego emanował prostotą i ciepłem, a z kuchni dochodziły obiecujące zapachy.



16.


Ledwie zamknął za sobą drzwi, spojrzał na oparty o ścianę obraz i stanął za progiem z rozdziawioną buzią. Na krótką chwilę. Następnie padł na kolana, żeby móc przyjrzeć się arcydziełu. Z niedowierzaniem pokręcił głową, a na jego ustach rozkwitł uśmiech.
Ale miał farta!
To był naprawdę Pracz...
Justyn Pracz! Piękni 1981!!!
I ten charakterystyczny dla malarza klimat - patrzący znajdywał się nagle w zupełnie innym świecie, niby baśniowym, pełnym złota, zieleni i pudrowych różów, ale jednocześnie w świecie bardzo rzeczywistym, polskim, w którym oprócz aksamitnego motyla na stercie cegieł widziało się też pustą butelkę po piwie i pot na koszulach pogrążonych w żywiołowej dyskusji górników. Ich wyraziste twarze przemawiały do wyobraźni tak samo jak wycelowane w nich lufy karabinów. Nieprawdopodobny zapis sytuacji i emocji tamtych dni dokonany malarskim pędzlem.



17.


- Nie cierpię zwiedzać w pędzie – mówiła, gdy zrównałem się z nią na górze schodów – no ale na taką wystawę trzeba przyjść ze dwa, trzy razy. Jest tu „Lekcja anatomii doktora Tulpa” i musimy ją zobaczyć, bez dwóch zdań, ale tym, co naprawdę chciałabym obejrzeć, jest jeden rzadki obraz, malutki, namalowany przez nauczyciela Vermeera. Największego ze starych mistrzów, o którym nigdy nie słyszałeś. Obrazy Fransa Halsa to też coś niesamowitego. Znasz Halsa, prawda? „Wesoły Bibosz”? I regenci domu starców?
- A tak – powiedziałem z wahaniem. Z obrazów, które wymieniła, znałem jedynie „Lekcję anatomii”.
Jego fragment umieszczono na plakacie wystawy: sine ciało, liczne odcienie czerni, medycy o przekrwionych oczach i czerwonych nosach alkoholików.
- Sztuka przez duże „S” – oznajmiła mama. – Tutaj, w lewo. Na piętrze było potwornie zimno, zwłaszcza że włosy wciąż miałem mokre od deszczu.
- Nie, nie, tędy – powiedziała mama, łapiąc mnie za rękaw. Wystawę trudno było znaleźć i gdy krążyliśmy po zatłoczonych galeriach (lawirując wśród grupek zwiedzających, skręcając w prawo, w lewo, cofając się przez meandry dezorientujących oznaczeń i mapek), wielkie ponure reprodukcje „Lekcji anatomii” pojawiały się nieregularnie, w niespodziewanych miejscach, złowieszcze drogowskazy, te same zwłoki z odartą ze skóry ręką, i czerwone strzałki poniżej: „Do sali operacyjnej”. Nie byłem szczególnie podekscytowany perspektywą oglądania obrazów z ubranymi na ciemno Holendrami i gdy przeszliśmy przez szklane drzwi – z rozbrzmiewających echem sal w ciszę wyłożonych dywanami komnat – początkowo przyszło mi do głowy, że znaleźliśmy się w niewłaściwym miejscu. Ściany jaśniały ciepłym, przyćmionym blaskiem bogactwa, łagodnością rzeczy starych; potem jednak to wszystko przeszło w klarowność, kolor i czyste północne światło, portrety, wnętrza, martwe natury, niektóre maleńkie, inne majestatyczne: damy z mężami, damy z pieskami salonowymi, samotne piękności w haftowanych sukniach i wytworni pojedynczy kupcy w klejnotach i futrach. Biesiadne stoły zaśmiecone obierkami jabłek i łupinami orzechów; drapowane tkaniny i srebro; trompe l’oeil z pełzającymi owadami i prążkowanymi kwiatami. I im głębiej się zapuszczaliśmy, tym dziwniejsze i piękniejsze stawały się płótna. Obrane cytryny, ze skórką stwardniałą na ostrzu noża i zielonym cieniem pleśni. Światło padające na krawędź do połowy opróżnionego kielicha z winem.



18.


Kiedy stwierdził, że Tymoteusz nie żyje, szybko wyszedł z kuchni i - mimo że w szoku - poszedł rozejrzeć się po jednopokojowym mieszkaniu. Obrazu Malczewskiego nigdzie nie było, gwóźdź nad kanapą sterczał żałośnie nad plamą zacieku. Jaro zdążył nawet zerknąć za szafę, zanim, wraz z podejrzliwą sąsiadką denata, wyszli na klatkę schodową, gdzie w milczeniu czekali na policję.



19.


Nie mogłem wątpić, mimo żądzy zwątpienia, żem go już uprzednio wypatrzył z niezmierną dokładnością. Pierwszy bowiem pocisk światła na owo płótno rozwiał skostniałość majaczeń, która zawładnęła moimi zmysłami, i od razu mię wytrzeźwił. Był to, jakom już powiedział, portret młodej dziewczyny. Była to jeno — głowa aż po ramiona włącznie, wszystko w tym stylu, który fachowcy nazywają stylem winietowym — sposób malowania przypominał wielce Sully'ego — w ulubionych jego głowach. Ramiona, piersi, a nawet kończyny prześwietlonych włosów tajały niepochwytnie w rozwiewnym, lecz głębokim cieniu, który stanowił tło całości. Rama była owalna, bogato złocona i ozdobna w stylu mauretańskim. Jako dzieło sztuki obraz ten był tak godny podziwu, że nie można było chyba znaleźć mu nic równego. Lecz bardzo być może, iż ani wykonanie dzieła, ani nieśmiertelne piękno samej twarzy nie były tym, co mię tak nagle i tak gwałtownie wzruszyło. Jeszcze mniej mam powodów do przypuszczeń, że moja wyobraźnia, wymykając się swemu półsnowi, zwidziała w tej twarzy — twarz pewnej żyjącej osoby. Postrzegłem od razu, że odcienie rysunku, styl winiety i widok ramy rozwiałyby niezwłocznie podobną mrzonkę i uchroniłyby mnie od chwilowych nawet przywidzeń. Bezpodzielnie i zapalczywie oddany tym rozmyślaniom, godzinę niemal całą trwałem, na wpół leżąc, na wpół siedząc, z oczyma przykutymi do portretu.



20.


Skradziony Rubens był niedawnym odkryciem, nie znanym dotychczas arcydziełem, lecz jego autentyczność nie ulegała najmniejszej wątpliwości. Wystawiono go w Galerii Simpsona, skąd skradziono go w biały dzień. Działo się to w tym okresie, kiedy rzesze bezrobotnych stosowały taktykę blokowania przejść dla pieszych czy też wdzierania się do hoteli klasy Ritza. Do Galerii Simpsona wtargnęła niewielka grupka takowych demonstrantów i zaległa na podłodze, rozpościerając transparent z napisem: "Sztuka to luksus. Nakarmić głodnych". Wezwano policję, ciekawscy gapie zaczęli się tłoczyć, a kiedy już przedstawiciele prawa siłą usunęli demonstrujących, zauważono, że nowy Rubens został zgrabnie wycięty z ramy i również usunięty!
- Widzi pan, to był nieduży obraz - wyjaśnił Simpson. - Ktoś mógł go zwinąć pod pachę i wyjść sobie spokojnie, podczas gdy wszyscy gapili się na tych zwariowanych bezrobotnych.
Okazało się, że ludzie ci zostali opłaceni w zamian za odegranie w kradzieży niewinnej roli. Mieli demonstrować w Galerii Simpsona, ale prawdziwy powód tej akcji poznali dopiero po wszystkim.



21.


Jej pobieżne, bezładne przerzucanie kartek zostało nagle przerwane przez coś, co przykuło jej uwagę. Rozkładana wkładka na całą stronę, z firmy Boothby's pośredniczącej w sprzedaży dzieł sztuki, ogłaszała wyprzedaż obrazów z epoki wiktoriańskiej, która miała mieć miejsce w galerii na ulicy Bond, w środę, dwudziestego pierwszego marca. Jako ilustracją posłużono się reprodukcją obrazu Lawrence'a Sterna (1865-1946). Obraz był zatytułowany „Roznosiciele wody” (1904) i przedstawiał grupę młodych kobiet, w różnych pozycjach, niosących miedziane dzbany na ramionach lub na biodrach. Przyglądając się im, Nancy zdecydowała w końcu, że musiały to być niewolnice, gdyż stopy miały bose a twarze smutne (biedaczki, nic dziwnego, dzbany wyglądały na okropnie ciężkie), ich odzienie było skąpe, nędzne kawałki materiału koloru ciemnych winogron i rdzy, prawie niepotrzebnie obnażające okrągłe piersi o różowych sutkach. Ani George, ani Nancy nie interesowali się sztuką, tak jak nie interesowali się muzyką czy teatrem. W Old Vicarage znajdowała się oczywiście spora ilość obrazów, grafik związanych z tematyką sportową, obowiązkowych w każdej szanującej się posiadłości wiejskiej oraz parę obrazów olejnych przedstawiających martwe jelenie lub wierne charty z bażantami w pyskach. George odziedziczył je po swym ojcu.



22.


Ani jedna rzecz, ani jedno krzesło nie zostało tu poruszone, wszystko było na swoim miejscu, niczego nie brakowało. Na lewo i na prawo wisiały wspaniałe flamandzkie gobeliny. W głębi widniały przepiękne płótna w pysznych ramach, przedstawiające sceny z mitologii. Były to słynne obrazy Rubensa, które hrabia de Gesvres odziedziczył po krewnym swym, markizie Bobadilla, grandzie hiszpańskim. Obejrzawszy salon, sędzia śledczy rzekł:
— Jeżeli powodem zabójstwa była kradzież, bądź co bądź nie popełniono jej w tym pokoju. Kto to wie! — odezwał się pomocnik, mówiący niewiele, ale zawsze na przekór swemu zwierzchnikowi. Gdyby tak było, złoczyńcy zabraliby przede wszystkim obrazy i gobeliny.



23.


Bocianim krokiem, ostrożnie torował sobie drogę pomiędzy sztalugami i zaczynał mówić tonem pełnym kurtuazji, modulując głos i poruszając kościstymi, starannie wymanicurowanymi dłońmi. Od czasu do czasu zatrzymywał się, aby dodać parę zręcznych pociągnięć pędzlem na płótnie jednego z uczniów albo zrobić mu jakąś uwagę tonem pobłażliwej i nieco lekceważącej dobroduszności. Z tych tygodniowych wykładów Henryk dowiedział się, że cały sekret malarstwa tkwi w "ładności" i że życiowym powołaniem artystów było malowanie ładnych obrazów. Dowiedział się również, że materia malarska powinna być lekko kładziona na płótno, a następnie "zlizywana" pędzlem, że tło powinno być niezmiennie czarne albo ciemnobrązowe, kompozycja zaś obrazu oparta na zasadzie trójkąta. Ale najwięcej nauczył się tego, co dotyczyło portretów kobiecych. Wychudzone ręce Cormona zdawały się pieścić jakieś nieistniejące okrągłości, kiedy tłumaczył im znaczenie portretu kobiecego.
- Ach, moi drodzy, ileż to wymaga taktu, zręczności, ile subtelnego wyczucia! Ponieważ, ogólnie rzecz biorąc, tylko panie w wieku dojrzałym stać na zamówienie swego portretu, sztuka wymaga także wielkiej rycerskości ze strony artysty, a nieraz po prostu - miłosierdzia. Na szczęście, większość kobiet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wygląda, i zachowuje wiele złudzeń na punkcie swej powierzchowności. Obdarzone bystrym i nieomylnym okiem, jeśli chodzi o wiek najlepszych przyjaciółek i objawy zbliżającej się starości, są szczerze przekonane, że na mocy jakiegoś szczególnego przywileju one same wyglądają o dziesięć, czasem nawet o piętnaście lat młodziej, niż jest w istocie. Dlatego - ciągnął dalej Cormon swoje zbawienne rady, śmiejąc się przy tym figlarnie - należy przede wszystkim odkryć, jakie złudzenia żywi nasz model co do swojej osoby i utrwalić owe złudzenia na płótnie. Wystarczy poprawić linię nosa, zastąpić usta pąkiem różanym, rozszerzyć oczy, nadać większą żywość cerze, wydłużyć szyję, zaokrąglić ramiona, wyszczuplić ręce i talię, umieścić wyżej biust, zatuszować zmarszczki, brodawki, plamy i wszelkie inne skazy. Należy natomiast przykładać wielką wagę do takich rzeczy, jak broszki, pierścionki, naszyjniki i brylantowe bransolety. Portret powinien tchnąć najwyższą wytwornością, bogactwem i wyrafinowaniem, wówczas model nasz będzie zachwycony uderzającym podobieństwem, jakie potrafiliśmy uchwycić. Możemy być wtedy pewni powodzenia zarówno artystycznego, jak materialnego.



24.


Harry nie mógł uwierzyć, że ktoś może być tak wścibski i namolny.
– Idziemy – powiedział Ron. Nacisnął portret Grubej Damy i przelazł przez dziurę w obrazie.



25.


Planty w warunkach mokrego lutego straciły sporo swojej zwykłej urody, ale powietrze, niewątpliwie, było tu świeże. Zosia, nie spiesząc się, spacerowym krokiem pomaszerowała w stronę Starego Miasta, licząc na to śniadanie. Minęła Bramę Floriańską i zdziwiła się na widok artystów, najwyraźniej wodoodpornych, eksponujących pod murem liczne i śliczne obrazy. Prawdopodobnie również wodoodporne. Niektóre były przykryte przezroczystą folią. Uwagę Zosi, od jakiegoś czasu zorientowanej marynistycznie, zwróciła imponująca fregata pod pełnymi żaglami, oczywiście w sztormie, otoczona bryzgami fal. Przed dziobem fregaty unosiło się wielkie ptaszysko, zapewne artystyczna wizja buriewiestnika czyli albatrosa. Być może kolorystyka obrazu była troszkę nietrafiona (wzburzone fale w kolorze indygo efektownie kontrastowały z lazurowym niebem, albatros miał skrzydła jak pawi ogon, a żagle fregaty były zielone), niemniej Zosię ucieszyła ekspresja malowidła. Widać było, że malarz przejął się tematem.



26.


Prostokąt wygląda trochę jak drzwi, smuga światła najpierw jest matowa, lśni dopiero, gdy minie krawędź prostokąta. Róża Thun dostała ten obraz od swojego nauczyciela rysunku – jedynego z pedagogów, który nie poddawał się socjalistycznym regułom. Zobaczyła na tym płótnie wolność. Do dziś ma go nad łóżkiem w sypialni.
– Jeśli człowiek nie doświadczy wolności, przyjmuje zastany świat jako normalny. Trzeba doświadczyć wolności w rozmowie, myśleniu, lekturze, żeby dostrzec ograniczenia – mówi.



27.


Dopiero wtedy odkryłem dwie sztalugi na drugim końcu pokoju zabaw, koło rzędu zaparkowanych koni na biegunach. To było coś nowego. W połowie ukończone obrazy przedstawiały babcię i dziadka od strony matki, tak wiernie oddanych, że odpowiedzieliby, gdyby się do nich odezwać. Górne części obrazów, od twarzy aż po fragmenty ramion, wyglądały na ukończone. Poniżej były tylko długie naszkicowane odcinki, które ukazywały, jak będzie wyglądała reszta. Przez chwilę szukałem babci Christy, w końcu znalazłem ją na leżaku na balkonie sypialni, jak zwykle z książką w ręku. Powiedziała, że prastryj Sverre przygotowuje bożonarodzeniowy prezent. Malował wczesnym rankiem na balkonie pokoju zabaw, bo uważał, że poranne światło właśnie tam jest najlepsze. Resztę dnia spędzał w męskiej części kąpieliska. Dowiedziałem się, że jeśli przyjdę jeszcze raz następnego dnia wcześnie rano, pokaże mi, jak pracuje. Babcia zapewniła, że widok malującego prastryja Sverrego jest magiczny. To prawda. Naprawdę był magiczny. Następnego dnia wymknąłem się z łóżka wyjątkowo wcześnie, nie budząc nikogo, wyszedłem na palcach z mieszkania szofera, przemknąłem do wielkiego domu i zastałem prastryja Sverrego przy sztaludze na dużym balkonie. Ucieszył się na mój widok i powiedział, żebym przyniósł sobie krzesło i usiadł, to opowie mi, co robi. Był akurat trochę podenerwowany. Właśnie malował duży biało-żółto-złoty medal, który miał wisieć tuż pod białym kołnierzem dziadkowego fraka. Prawdziwy medal przymocował sobie w górnym rogu obrazu i kawałek po kawałku przenosił go na płótno. Oznajmił, że właśnie opracował nową sztuczkę, i wziął do ręki mniejszy pędzel pokryty białą farbą. Ostrożnie podziabał nim w kilku miejscach niebieskiego pola i nagle medal zaczął świecić w słońcu, jakby zaledwie kilka białych plamek tchnęło w niego nowe życie.
Cofnął się o kilka kroków i zmierzył obraz surowym spojrzeniem. Potem zrobił dziarski sus przed siebie, dołożył trochę białej farby, pokiwał głową i odłożył pędzel, uprzednio osuszywszy go terpentyną, a przynajmniej czymś o podobnym zapachu.



28.


– Kiedy rzeczywistość wcale nie jest szara – zaoponowała Lenka, wstając i gasząc ogień pod garnkiem z warzywami na sałatkę. – Nie wiem, skąd się bierze w ludziach taka niekolorowa wizja świata. Owszem, bywa buro, bywa brunatno, czarno albo nawet sraczkowato, ale znacznie częściej jest zielono, czerwono albo nawet złoto.
– Żartujesz sobie?
– Nie, jestem zupełnie poważna. Ja naprawdę tak postrzegam świat.
– Wariatka. W takim razie jakiego ja jestem koloru?
– Ty? – Lena przekrzywiła głowę i zabawnie zmarszczyła nos. – Ty jesteś taki spopielały róż. Wiesz, przydymiony. Ładny kolor, ale trochę smutny, chłodny. Czasem się trochę rozjaśniasz, a czasem idziesz w fiolet.
– Masz zdolności plastyczne?
– Nie wygłupiaj się. Przecież nie umiałabym tego namalować, to tylko kwestia wyobraźni. Pokroisz ze mną marchewkę? Czy wolisz ziemniaki?
– Wolę marchewkę. Od ziemniaków okropnie się kleją palce. Ale pytałam serio. Skoro widzisz świat w kolorach, to pewnie lubisz malować.
– Nigdy nie próbowałam. – Helena się roześmiała. – Chociaż w sumie może bym lubiła? Mam chyba zdolności manualne, bo lubię szyć, w dzieciństwie szydełkowałam, robiłam na drutach, wyszywałam sobie obrazki haftem krzyżykowym…
– W takim razie pasujesz do tej Włoszki.
– Do jakiej Włoszki? – Lena w pierwszej chwili nie skojarzyła, że jedyną Włoszką, jaką zna, jest Francesca.
Nie zaczekała jednak na wyjaśnienia. Podała Beacie nożyk i deskę do krojenia, ostrożnie ułożyła na talerzu gorące jeszcze marchewki, ziemniaki i seler.
– Tylko skoczę zobaczyć, czy z babcią wszystko w porządku – powiedziała.
– A ty już zacznij z tą marchwią. Ja się zajmę pyrkami, skoro tego nie lubisz.



29.


W dormitarzach przesiąkniętych zapachami topionego wosku, kadzidła i pasty do podłóg czają się bolesne tajemnice. Zatrzymuję się przy gabinecie matki przełożonej, przekręcam złotą gałkę i wchodzę do środka. Z zasklepionych woskiem świeczników, z wydłubanych piórem, pobrudzonych atramentem otworów wystają pukle różnokolorowych włosów, pomięte kartki brewiarza, sreberka po cukierkach. Na wypolerowanym biurku stoi oprawiona w pozłacaną ramkę fotografia młodej dziewczyny. Z wrażenia przysiadam na krześle. To ona! Tak łudząco do mnie podobna: ma jasne kręcone włosy i piegi na policzkach. Biorę portret do ręki: A więc to ty jesteś jej Anulą? Zdejmuję gumkę z włosów i przeglądając się w szybie, próbuję uczesać się podobnie, z przedziałkiem na środku głowy. Zerkam na powieszone nad biurkiem obrazy. Wszyscy święci z pastorałami, berłami, czaszkami, liliami, infułami, palmami i pawimi piórami wychylają się z pozłacanych ram, jakby chcieli odlecieć na szczyt Jasnej Góry, na stołp ruin olsztyńskiego zamku lub maszt telewizyjny na postańcowym wzgórzu Błeszno.



30.


Mam jeszcze u siebie obraz Żółwia – autoportret, który namalował tuż po odejściu od Takedy. Przedstawia chudego młodzieńca w okularach, siedzącego w koszuli bez marynarki w mrocznym zagraconym pokoju, w otoczeniu sztalug i rozchwianych mebli, z twarzą rozjaśnioną z jednej strony przez padające z okna światło. Powaga i nieśmiałość wypisane na tej twarzy to bezsprzecznie jego cechy, tak właśnie go zapamiętałem i w tym względzie Żółw okazał niezwykły realizm. Patrząc na ten portret, bierze się pewnie Żółwia za nieudacznika, którego można ukradkiem odepchnąć w tramwaju, by zająć wolne miejsce. Lecz każdy z nas, jak się zdaje, ma swoje próżnostki. O ile więc skromność nie pozwalała Żółwiowi ukryć nieśmiałości, o tyle nie przeszkodziła mu w przypisywaniu sobie pewnej intelektualnej wyższości, której ja na przykład wcale sobie nie przypominam. Co prawda, nie przypominam sobie, aby którykolwiek z kolegów potrafił namalować autoportret absolutnie szczerze; bo choćby człowiek nie wiem jak dokładnie oddał zewnętrzne szczegóły swego odbicia w lustrze, przedstawiona w nim osobowość rzadko będzie bliska takiej prawdzie, jaką widzą inni.


===========


Dodane 15 stycznia 2018:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 3075
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: asia_ 01.01.2018 21:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Nowy rok proponuję zacząć z biblionetkowym konkursem. Mamy tu fragmenty do poczytania o obrazach do pooglądania ;)

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści Dzień, w którym nauczyłem się żyć Laurenta Gounelle. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 02.01.2018 18:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Zapraszam do zabawy :)
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 05.01.2018 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapraszam do zabawy :) | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Albo za łatwy, albo za trudny to konkurs- tak niewielu uczestników. Co prawda jestem chora i rzadziej odpisuję, jednak rano i wieczorem możecie liczyć na moje odpowiedzi, podpowiedzi, mataczenia, a nawet czołg się może trafić :)

Zapraszam.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 08.01.2018 19:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Albo za łatwy, albo za tr... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Uwaga! Jestem poza domem. Okazało się, że nie ma tu zasięgu.jutro pojadę do miasta, to odbiorę pw i chętnie podpowiem.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 09.01.2018 11:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Albo za łatwy, albo za tr... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Mi jest trudno go znaleźć - nie rozumiem, dlaczego na stronie głównej nie jest podczepiony??
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 11.01.2018 08:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Mi jest trudno go znaleźć... | LouriOpiekun BiblioNETki
Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 11.01.2018 08:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Albo za łatwy, albo za tr... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Jestem już w domu. Praktycznie cały czas będę siedzieć na kanapie i zaglądać na Biblionetkę. Przepraszam za wszelkie niedogodności, niestety nie mogłam przewidzieć tak długiego wyjazdu w miejsce bez zasięgu...

Czy jeszcze komuś coś podpowiedzieć?

A może jeszcze ktoś dołączy?
Użytkownik: tweety008 11.01.2018 11:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem już w domu. Prakty... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Przedwczoraj wysłałam wiadomość, ale brak odpowiedzi sugeruje, że nie dotarła...
Czy wysłać jeszcze raz?
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 11.01.2018 14:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedwczoraj wysłałam wia... | tweety008
Odpowiedziałam po raz drugi. Mam nadzieję, że tym razem dojdą pw ode mnie. :)

Użytkownik: tweety008 12.01.2018 09:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Czy ktoś ma "3" i "4"?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.01.2018 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś ma "3" i "4"? | tweety008
Nie mam, a takoż nie mam i 2 (które czytałam i nie kojarzę), i niczego od 12 do 19, 21, 22, 25 i 28. Pozostałe mogę mataczyć do woli, a sama chętnie przyjmę jakąś podpowiedź do brakujących.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 12.01.2018 10:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś ma "3" i "4"? | tweety008
Ponieważ to końcówka konkursu, to podpowiem znacznie więcej niż może powinnam:
3 to biografia, dot. osoby, która jest kojarzona z pop-artem.
4 należy szukać wśród starożytności.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 12.01.2018 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Nie wiem, skąd jest dusiołek 25., ale też mnie to ostatnio zaintrygowało w Kkowie:

"Minęła Bramę Floriańską i zdziwiła się na widok artystów, najwyraźniej wodoodpornych, eksponujących pod murem liczne i śliczne obrazy. Prawdopodobnie również wodoodporne. "

;)
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 12.01.2018 10:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Przyznaję, że jestem pod ogromnym wrażeniem osób, które biorą udział w zgadywaniu. Tym razem konkurs jest trudny i mimo, że nie dawałam książek dziecięco-młodzieżowych, to jednak trafiły się książki mało znane. Najwięcej jest naszych rodzimych autorów. Troszkę nowości.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 13.01.2018 08:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Do jutra do północy przyjmuję PW z odpowiedziami.

Świetnie Wam idzie!
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 14.01.2018 18:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Jeszcze kilka godzin zostało do końca konkursu. Czy ktoś jeszcze coś mi podeśle?
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: