Po kilku latach udało mi się ponownie przekroczyć barierę stu książek na rok. W 2017 roku przeczytałam ich 102 :) Tradycyjnie najbardziej czytelnicze ilościowo były miesiące zimowe i jesienne oraz letni wyjazdowy sierpień.

Przeważała literatura polska - 56 książek, obcojęzycznej było dokładnie o 10 mniej, czyli 46 sztuk.

Triumfowała fantastyka - aż 57 przeczytanych książek należy do tego gatunku. Na drugim miejscu uplasowała się literatura faktu - 18, a dalej: naukowa i popularnonaukowa (10), kryminał i sensacja (9), obyczajowa (7) i klasyka (1).

Postawiłam tylko jedną szóstkę, a i to bardziej z sentymentu i dla treści, bo to, co Zysk i S-ka zrobił z "Pamięcią Światłości" woła o pomstę do nieba i obniżenie oceny co najmniej do 4. Tak niechlujnie wydanej książki jak żyję, nie widziałam.
Do wystawiania 5,5 też się za bardzo nie rwałam, tylko cztery książki uznałam za warte tej oceny:
Cesarz wszech chorób: Biografia raka (Mukherjee Siddhartha). Po namyśle tę samą ocenę postawiłabym też drugiej książce tego autora - Gen: Ukryta historia (Mukherjee Siddhartha), ocenionej pierwotnie na 5.
Słowa światłości (Sanderson Brandon)
Pamiętajcie, że byłem przeciw: Reportaże sądowe (Seidler Barbara)
W królestwie Monszatana: GMO, gluten i szczepionki (Rotkiewicz Marcin)

Widzę, że wystawiłam sporo trójek, z czego przynajmniej kilka zalicza się do rozczarowania roku, "Motylek" Puzyńskiej na przykład, albo "Wanna z kolumnadą" Springera. Odkrycia roku nie ma, żadna książka ani żaden autor nie powalili mnie na kolana. Doczekałam się za to "Świtu" Wiery Kamszy, a już naprawdę byłam przekonana, że ta książka to mit :)

Ogółem rok udany, ale w tym postanowiłam sobie trochę odetchnąć. Udowodniłam, że mogę przeczytać 100 książek - więc teraz nie muszę się już tak strasznie skupiać na czytaniu, przerzucę się na filmy, bo zaległości mam zastraszające.