Dodany: 28.12.2017 11:56|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Miało być zabawnie, wyszło niestrawnie



Recenzuje: Dorota Tukaj


Jak powiada wydawca, „w serii Mundus ukazują się najciekawsze tytuły zagraniczne z literatury faktu. To teksty najlepszych reportażystów i dociekliwych obserwatorów współczesnego świata. Przedstawiają oni istotne problemy, nietypowe zjawiska i nietuzinkowe postacie. Prezentowane w serii książki – niezależnie, czy dotykają trudnych i bolesnych spraw, czy raczej bawią i dostarczają rozrywki – łączy rzetelne podejście do tematu i żywy, literacki język”[1].

Jeśli chodzi o „Anglików”, już sama lektura notki biograficznej każe się domyślać, że Rudd tworzy dzieła należące do tylko jednej z dwóch wymienionych tu kategorii, i że o czymkolwiek pisze, ma być śmiesznie. No właśnie. Literatura faktu, w której z założenia MA BYĆ śmiesznie, literaturą faktu nie jest (chyba że zmienimy jej definicję, zaliczając do tego gatunku każdy tekst zawierający choćby jedną informację zgodne z prawdą. Na przykład skecz albo felieton satyryczny wyśmiewający określone zjawisko). Bywa natomiast próbą wykazania przez autora, że skoro on, istny gejzer dowcipu, mistrz zabawnych skojarzeń i humorystycznych metafor bierze się za bary z dowolnym tematem, to BĘDZIE ŚMIESZNIE i kropka. Czytelnik, który przy „Zapiskach z małej wyspy” Brysona z trudem przełknął wzmianki o bekaniu, sikaniu i wymiocinach, jak też skojarzenia nazwisk i nazw miejscowości ze slangowymi nazwami intymnych części ciała, i który po lekturze dowolnej części tasiemcowego cyklu „Merde!” Clarke'a długo się męczył z mentalną niestrawnością po równie wyrazistych wywodach o wzwodach, oklapnięciach, kondomach i mniej lub bardziej fizjologicznych przejawach czynności jelita grubego, powinien był mieć te przeżycia na uwadze i stronić od każdej innej książki dowcipnego brytyjskiego dziennikarza obiecującej „prześmiewczy i pełen sarkazmu” stosunek do poruszanych kwestii, zwłaszcza przy równoczesnym zapewnieniu, że autor znany jest z „humorystycznych i niekonwencjonalnych tekstów”[2].

Jeśli nie stronił, sam sobie winien. Przed nim dwieście pięćdziesiąt stron wypełnionych zapiskami Rudda z prowadzonych przez półtora roku obserwacji rodaków w środowisku naturalnym. To znaczy: w salonie, kuchni, ogródku i sypialni. W pociągu i samochodzie. W pracy, w sklepie, w pubie, na boisku i na plaży. Nie można zaprzeczyć, że zawierają one sporo aktualnych i trafnych spostrzeżeń, mogących posłużyć jako materiał do analiz socjologicznych. Ale przede wszystkim przesycone są nieprzezwyciężonym pragnieniem wykazania się dowcipem. Ach, jakże czasem subtelnym!

„Jeśli członek członka plemienia zostaje wepchnięty do wnętrza brzucha, Bruce daje sobie wepchnąć i swój. Na żadnym etapie przygotowywania niniejszej książki mój penis nie został wessany do wnętrza brzucha, chociaż wybrałem się do Blackpool, co okazało się niemal równie bolesnym przeżyciem”[3];
„Jak siadacie na swojej kanapie? (…) Czy też przysiadacie nerwowo, jakbyście byli w poczekalni taniej kliniki wazektomii (…)?”[4];
„Ale Ultimate Ikon BBQ to prawdziwa piękność, delikatny, lecz skuteczny sposób zamanifestowania męskości. (…) Ostateczna Ikona Przedłużenia Penisa”[5];
„ci od dmuchaw są poduszką pierdziuszką szatana”[6];
„nosisz tylko slipki, które żona kupuje w pięciopakach (doskonała relacja ceny do jakości, dobre podtrzymywanie jąder)”[7];
„mężczyźni (…) którzy siadają tak, jakby mieli jądra wielkości kul do kręgli”[8];
„Starożytna filozofia A Chuj Tam”[9];
„[klub] już w nazwie zapowiada, że można w nim znaleźć cipki i rum”[10];
„(…) pysznymi hot-dogami, dzięki którym wiemy, jak to jest mieć pierwsze oznaki stężenia pośmiertnego. (…) Gdyby Ikea była seksem, hot-dog byłby postkoitalnym papierosem”[11];
„we wstecznym lusterku ciągle widziałem tego srebrnego wacka, jadącego wężykiem po pasie (…). Ale potem, jak na srebrnego penisa przystało, wrócił po więcej, łaskocząc mnie w zderzaki. (…) i zasygnalizował, że chce wjechać między drugiego kutasa i mnie. Nie. Ma. Mowy”[12].

A gdy nieszczęsnemu autorowi wyczerpuje się zasób skojarzeń i porównań analno-genitalnych, wówczas, no cóż, przecież nadal MA BYĆ ŚMIESZNIE. Śmieszne jest na przykład powtarzanie:

„Mój Boże, marchewki. Są po prostu, cóż, bardzo, bardzo marchewkowe. To znaczy naprawdę całkowicie marchewkowe w smaku. Nie mogę się powstrzymać i głośno zachwycam się ich marchewkowością. Mało tego, nie mogę się powstrzymać i pytam, czemu wszyscy tak nie gotujemy. To takie proste, szybkie, pyszne i czy wspomniałem, że szybkie? A powiedziałem, że pyszne?”[13];
„pytam, w duszy żałując, że nie wziąłem czapeczki baseballowej, i nie założyłem jej tyłem na przód, i nie mam na imię Siergiej, a na moją dziewczynę nie mówią Cyberwir, i że nie spotkaliśmy się w sieci podczas włamywania się do głównego serwera Pentagonu”[14];
„W powietrzu czuć romans. Romans i wymiociny. Romans, wymiociny i latające szkło”[15].

Albo, ach, naprawdę niewiarygodnie niekonwencjonalne i nader zabawne porównanie:

„oglądają swoje małe, mocno goryczkowe piwa jak weterynarz badający szczególnie paskudny przypadek grzybicy”[16].

A w ostateczności zakończenie akapitu/rozdziału niespodziewanym i nie wiadomo do czego się odnoszącym „rach-ciach-ciach”[17].

Ten nieustająco dowcipny słowotok tak skutecznie zalewa wszelką potencjalnie istotną treść i tak męczy, że po lekturze dowolnego rozdziału pozostaje wrażenie podobne jak po spożyciu kilkudaniowego obiadu, którego twórca uznał, że skoro słony karmel budzi zachwyt niektórych wyrafinowanych smakoszy, to najlepiej tymże karmelem zaprawić każdy podany produkt, czy jest to rosół, czy sałatka ziemniaczana, czy lody. Kilku rozdziałów jednym ciągiem przeczytać nie sposób, a jeśli chodzi o zapoznanie się z książką od początku do końca… cóż, pierwszy (i ufam, że ostatni, o ile w skądinąd poważnym wydawnictwie, jakim jest WUJ, znowu się komuś nie pomyli literatura faktu z publicystyką satyryczną średniego lotu) raz w życiu odczułam pokusę niewywiązania się z powinności recenzyjnej. Wywiązałam się jednak sumiennie. Do tego stopnia, że synapsy nasiąkły mi irytującymi chwytami stylistycznymi autora. Mam. Nadzieję. Że. Nie. Jego. Dowcipem. Rach-ciach-ciach. Brrr.


---
[1] Matt Rudd, „Anglicy. Przewodnik podglądacza”, przeł. Magdalena Rabsztyn-Anioł, wyd. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2017; tekst z okładki.
[2] Tamże.
[3] Tamże, s.10.
[4] Tamże, s. 20.
[5] Tamże, s. 69.
[6] Tamże, s. 81.
[7] Tamże, s. 82-83.
[8] Tamże, s. 85.
[9] Tamże, s. 89.
[10] Tamże, s. 126.
[11] Tamże, s. 141.
[12] Tamże, s. 193-194
[13] Tamże, s. 48.
[14] Tamże, s. 117.
[15] Tamże, s. 127.
[16] Tamże, s. 139.
[17] Tamże, s. 38





Autor: Matt Rudd
Tytuł: Anglicy. Przewodnik podglądacza
Tłumacz: Magdalena Rabsztyn-Anioł
Wydawca: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2017
Liczba stron: 256

Ocena recenzenta: 2/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1182
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: sowa 28.12.2017 13:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Dorota Tukaj... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Toś mnie zmartwiła, bo właśnie mam „Anglików” w podręcznym stosiku...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.12.2017 16:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Dorota Tukaj... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Teoretycznie można próbować ominąć to wymuszone rozśmieszanie i dokopać się do faktów; chyba część ludzi to potrafi, bo spotkałam się z całkiem pochlebnymi opiniami. Może wrażenia byłyby lepsze, gdybym wiedziała, że jest to książka satyryczna - ale ponieważ została wydana w tej samej serii, co świetne "Życie po duńsku" i równie dobra "Ameryka po nordycku", nastawiłam się na reportaż z prawdziwego zdarzenia. I poległam.
Użytkownik: sowa 28.12.2017 16:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Teoretycznie można próbow... | dot59Opiekun BiblioNETki
Co prawda, to prawda – nastawienie dużo może zdziałać. Toteż jest szansa, że uprzedzona przez Ciebie, podejdę odpowiednio do lektury. Do której wszakże rwać się przesadnie nie będę, w tym stosiku jest parę bardziej pociągających pozycji.
Użytkownik: ahafia 28.12.2017 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Dorota Tukaj... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Zasmuciła mnie ta recenzja, bo już miałam książkę w schowku, jednak tego typu humor i to w dużym natężeniu nie jest chyba czymś, co lubię. Literaturę faktu to ja jednak wolę rzetelną.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.12.2017 17:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Zasmuciła mnie ta recenzj... | ahafia
W takim razie możesz być bardziej usatysfakcjonowana, sięgając po Przejrzeć Anglików: Ukryte zasady angielskiego zachowania (Fox Kate) (nie mam tu wstawionej oceny, bo czytałam po angielsku; z notatek wynika, że dałam 4+).
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: