Dodany: 21.12.2017 06:36|Autor: Biegnąc pod wiatr

W podróży ku życiu…


Czytając na stronie wydawnictwa Dreams opis „Tańcząc z delfinami” pomyślałam, że szykuje się fajna powieść obyczajowa. Z nastawieniem na przeżycie czyjejś przygody zaczęłam ją czytać. I nie mogłam przestać o niej myśleć… Okazała się czymś więcej niż tylko „zwykłą” opowieścią o losach kilkorga chorych ludzi. Była dla mnie podróżą przez czyjeś serce i duszę, bo – ku memu zaskoczeniu – wiele mówiła o miłości i opiece Boga.

Autorka, Bonnie Leon, ma w dorobku już ponad 20 powieści. Jak nikt inny potrafiła opisać życie osób niepełnosprawnych i ich duchowe rozterki, gdyż sama uległa wypadkowi, po którym straciła fizyczną sprawność. Znalazła jednak w swoim życiu cel – pisanie. Żona, matka, babcia, mieszka w górach południowego Oregonu.

„Tańcząc z delfinami” to historia zaczynająca się dość zwyczajnie. Cierpiąca na tajemniczą chorobę Claire Murray wybiera się w podróż po Stanach, by móc popływać z delfinami. Jej rodzina nie jest temu przychylna. W obawie o bezpieczeństwo córki chce wyperswadować jej tę wyprawę, tym bardziej że dziewczyna ma ją odbyć z grupą swoich niepełnosprawnych znajomych, których poznała na grupie wsparcia.

Tom to zrzęda i dość apodyktyczny starszy członek ekipy, chory na stwardnienie rozsiane. Początkowo jest kierowcą kampera, którym ekipa planuje przejechać trasę.

Była hipiska Willow jest osobą, która przeszła ogromną wewnętrzną przemianę. Kiedyś, żyjąc ruchem hipisowskim, używała życia, krzywdząc tym swoją jedyną córkę – ta nie chce z nią utrzymywać kontaktu. Później poznała… Jezusa i jej świat się zmienił diametralnie. Słowa kobiety o Bożej opiece podczas podróży irytują jej współtowarzyszy, lecz… okazuje się, że to zwykle ona ma rację.

Taylor cierpi na zaburzenia psychiczne. Jej choroba dwubiegunowa daje wszystkim mocno w kość, lecz podczas podróży dzieje się z nią coś wyjątkowego… Znajduje prawdziwych przyjaciół, wsparcie i miłość.

Do tych czworga chorych podróżników dołącza przypadkowo spotkany chłopak. Autostopowicz Sean Sullivan ratuje ich w bardzo trudnej sytuacji, gdy okazuje się, że Tom nie jest w stanie być dalej ich kierowcą – nie chce jednak towarzyszyć niepełnosprawnej ekipie. Z czasem okazuje się, że uciekł z rodzinnego domu. Obwinia się za śmierć brata, którego choroba zabrała mu wiarę, rodziców, dzieciństwo, prawdę, wolność serca.

Claire, będąc tak daleko od domu, nie boi się. To miła niespodzianka. W domu czuła się jak w klatce, zamknięta w swoim życiu, w którym wszystko kręciło się wokół choroby. Teraz zaczyna wierzyć, że w jej życiu może chodzić o coś innego, i nie może się doczekać, żeby zobaczyć o co.

Nie będę zdradzać całej fabuły – zepsułabym efekt! A ta historia wciąga, inspiruje i budzi z jednej strony podziw dla bohaterów, z drugiej – lęk o ich los. Odkrywa przed czytelnikiem wnętrze innego człowieka. Wnętrze poranione, które uzdrawiają przyjaźń, zaufanie, taniec z delfinami i miłość.

Zdecydowanie polecam każdemu, kto lubi książki, od których nie można się oderwać. Choć to tylko powieść, zapewnia całą gamę uczuć i wrażeń. Wszak ma być podróżą ku spełnionym marzeniom….


[Recenzja ukazała się wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 710
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: