Dodany: 13.07.2010 01:19|Autor: lapsus

Życiopisanie Huberta


Zacznę od tego, że lubię prozę biograficzną. Pewnie, że czytelnik nigdy w takim przypadku nie ma pewności, co było naprawdę, a co jest tworem literackiej fikcji. Jednak to mi nie przeszkadza. Zresztą funkcja narratora-gawędziarza jest bardzo bliska temu, z czego wyrosła literatura u swoich podstaw.

Można powiedzieć, że takie dzieła zawsze się sprawdzają, bo przecież każdy ma swoją historię. Nawet z najbanalniejszego pozornie życiorysu może powstać ciekawa fabuła, będąca świadectwem czasów, które minęły. Są jednak dwa problemy - mieć o czym pisać i umieć napisać to tak, aby świat powieści stał się po części światem odbiorcy.

Jestem wiernym czytelnikiem Klimko-Dobrzanieckiego. Jego debiutancki tom prozy "Dom Róży" wprawił mnie w zachwyt, że można pisać tak autentycznie, ale przede wszystkim z wielkim humanizmem. To, co wyróżnia twórczość pisarza, to "cienka skóra", przez którą czuć wrażliwość na otaczający świat. Nie widzę w tej prozie próby dystansowania się, raczej jest to bardzo szczery, choć może nie do końca prawdziwy, zapis wewnętrznych przeżyć autora.

Z drugiej strony, książki Huberta Klimko-Dobrzanieckiego są napisane żywym, plastycznym językiem, a to już sztuka nie lada. To powodowało, że każdą z jego książek brałem w dłonie, otwierałem i zamykałem dopiero po przeczytaniu ostatniej strony.

Tak samo było z tomem "Rzeczy pierwsze". Nie jest to co prawda opasłe tomisko, ale dwie godziny poświęcone na lekturę minęły szybko i radośnie. Klimko-Dobrzaniecki zabiera nas tym razem w kilka osobistych podróży. Pierwsza podróż to czas dzieciństwa i młodości. Motyw inicjacji, wejścia w dorosłość zawsze jest dla czytelnika frapujący. Myślę, że zestawiamy swoje własne doświadczenie z tym przedstawionym w książce. Jeśli do tego znamy okoliczności, bo żyliśmy mniej więcej w tym samym okresie, to dajemy się łatwo uwieść własnym wspomnieniom o tamtym czasie. Druga część to podróże po otwierającej się dla Polaków Europie, które też mają w sobie ten sentymentalny urok starych zdjęć z albumu. W końcu jest opowieść o tym, jak zostaje się pisarzem, co niekoniecznie musi być bardzo przyjemne.

Jak widać, w doborze tematów nie jest Klimko-Dobrzaniecki specjalnie oryginalny. Jasne - takich zapisek pojawiło się w polskiej prozie sporo w ostatnim czasie. Książka może też robić wrażenie napisanej pośpiesznie, trochę na chybcika. Tyle że dla mnie akurat nie jest to zarzut, a zwyczajnie cecha stylu autora "Rzeczy pierwszych", który chce, aby czytelnik przeżył z jego prozą intensywne dwie godziny, nie mogąc się z nią rozstać, zanim nie dotrze do końca.

Na tle współczesnej prozy biograficznej książka Klimko-Dobrzanieckiego to dzieło, po którym wiadomo, czego się spodziewać i, co najważniejsze, po lekturze nie ma się uczucia zawodu.


[Recenzję przesłałem także do portalu Wydawnictwa "Znak"]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1303
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: