Dodany: 18.12.2017 22:30|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Takie straszne, że aż śmieszne


No i stało się: położyłam kolejny kamień milowy na drodze swojej edukacji literackiej. Tyle razy mi mówiono: „jakże to tak – czytać fantastykę, a nie znać Poego i Lovecrafta?”, że w końcu musiałam te braki nadrobić. Poe, którego poezja zrobiła na mnie spore wrażenie, prozą mnie zupełnie nie zachwycił i na jakiś czas pozbawił chęci do zapoznawania się z klasykami gatunku. Czas ten pewnie wydłużałby się w nieskończoność, gdyby mnie nie obdarowano zestawem dzieł Lovecrafta, którego z pewnych względów nie wypadało mi odłożyć na półkę do przeczytania za kilka lat. Zaczęłam od kanonicznego już zbioru „Zew Cthulhu”, bo go ogromnie zachwalał jeden ze znajomych, podkreślając zwłaszcza klimat opowiadań.

Jest ich siedem: tytułowy „Zew Cthulhu”, dalej „Widmo nad Innsmouth”, „Kolor z przestworzy”, „Szepczący w ciemności”, „Duch ciemności”, „Koszmar w Dunwich” i wreszcie „Muzyka Ericha Zanna”. Sześć pierwszych tworzy pewną całość tematyczną, siódme – poza aurą niesamowitości – niewiele ma z nimi wspólnego. Ta niesamowitość jest zresztą dość umowna, właściwie nie bardzo wiadomo, z czego się bierze. Sąsiad narratora, stary niemy skrzypek, grywa od czasu do czasu jakąś tajemniczą melodię, nie życząc sobie, by ktokolwiek jej słuchał; pewnego wieczoru wpada w muzyczny trans, odtwarzając „taniec węgierski grywany często w teatrach”[1] z niespotykaną dotąd furią, czemu towarzyszy wichura wybijająca szyby w oknach i porywająca „kartki na stole, na których Zann spisał swoje tajemnice”[2]. Towarzyszący mu narrator odnosi wrażenie „nieprzeniknionej ciemności wypełnionej chaosem i piekłem, a także demonicznym szaleństwem wyjących nocą skrzypiec” i pragnie „za wszelką cenę uratować siebie i Ericha Zanna (…) przed nieznanymi istotami władającymi nocą”[3]. Udaje mu się to tylko po części (choć racjonalista zauważyłby zapewne, iż zimna skóra, nieruchoma twarz i szklane oczy w połączeniu z poruszającymi się kończynami wcale nie są dowodem interwencji mocy nadprzyrodzonych: pewne zaburzenia psychiczne mogą spowodować znieruchomienie mimiki i wzroku, a tkwienie w takim stanie przez wiele minut w powiewach zimnego wiatru musi oziębić skórę na tyle, że w dotknięciu wyda się lodowata), ale i tak nikt nigdy się nie dowie, dlaczego nabrał przeświadczenia, że to jakieś „istoty”, a nie zwykłe siły natury tak go nastraszyły.

W pozostałych sześciu tekstach sprawa jest klarowniejsza. Tam istoty – „ogromne, odrażające poczwary przybyłe z mrocznych gwiazd (…) w niezmierzonych eonach”[4] – są ewidentnie obecne i dają się we znaki rozmaitym grupom ludności oraz/lub środowisku naturalnemu Nowej Anglii, czasem nieustannie, czasem periodycznie, raz czyniąc rzeczywiste szkody, innym razem samym swoim istnieniem budząc zgrozę i przerażenie narratora tudzież innych osób reprezentujących jedyny właściwy porządek egzystencji. Co w nich takiego strasznego? Po pierwsze, ani budową, ani sposobem poruszania się czy komunikowania nie przypominają żadnych określonych gatunków ziemskiej fauny (a dokładnie, prawie każda część ich ciała przywodzi na myśl inny gatunek, generalnie należący do nielubianych: tu głowa ośmiornicy, tam tułów smoka, skrzydła nietoperza, rybia łuska, ówdzie żabie nogi, skóra węża lub aligatora i na dobitkę psie pazury), co zdaje się samo w sobie przesądzać o ich potworności i diaboliczności. Nie dość tego, w niektórych okolicznościach rozsiewają „z niewidzialnych wysokości fetor nie do zniesienia”[5]. Po drugie, również wytwory ich kultury materialnej świadczą „o sile ciemnych mocy”[6]. Po trzecie, niektóre ludzkie społeczności uważają owe stwory za bóstwa – do czego mają dobry powód w postaci obietnicy nieśmiertelności, tylko „technicznie” różniącej się od tej, jaką zapewniają ziemskie religie – i oddają im cześć, ustanowiwszy „kult o wiele bardziej szatański, niż wszelkie znane dotąd najbardziej mroczne kulty czarnoksiężników afrykańskich”[7], inne zaś zostają uwiedzione wizją niebywałego rozwoju technicznego obcej cywilizacji, pozwalającego na przykład podróżować po Wszechświecie bez konieczności przemieszczania ciała; i jedni, i drudzy gotowi są unicestwić każdego, kto im, świadomie czy nieświadomie, przeszkadza w zacieśnianiu więzi z Obcymi (a kimś takim jest z reguły narrator i/lub bohater opowiadania).

Dziś trudno zliczyć teksty (pop)kultury oparte na schemacie fabularnym „Obcy (= potwory) kontra Ziemianie”, lecz Lovecrafta wyprzedził w tym właściwie tylko jeden Wells (i w pewnym aspekcie Żuławski – chociaż u niego to Ziemianie osiadają w obcym świecie, a „potwory” są tam stałymi mieszkańcami – jego jednak „samotnik z Providence” raczej nie miał okazji czytać). Mógł więc do woli puszczać wodze fantazji, nie narażając się na posądzenie, że powiela cudze pomysły, i nie zadawać sobie specjalnie trudu objaśniania mechaniki pozaziemskiego świata, bo przy ówczesnym stanie wiedzy z zakresu nauk ścisłych większość czytelników zadowalała się ogólnikowymi stwierdzeniami w rodzaju: „wymiary geometryczne w tym miejscu były na opak”[8], „ich elektrony mają zupełnie inną skalę wibracji. Dlatego właśnie nie można tych istot sfotografować aparatem i kliszą znaną w naszym wszechświecie”[9], nie zdumiewając się przy tym faktem, że choć „erupcyjny kataklizm”[10] nie pozostawił z domu nawet ruin, oszczędził zwłoki padłego dzień wcześniej konia. Ale choć H.P.L. miał ciekawe koncepcje i całkiem dobrze potrafił stworzyć niepokojący klimat, choć umiał splatać słowa w zgrabne i wyraziste zdania (co niestety nie zawsze widać w polskim przekładzie), wybredniejszemu czytelnikowi niełatwo przymknąć oczy na ewidentne niedoskonałości.

Żeby stworzyć dziwną i niesamowitą aurę – nie trzeba, a wręcz nie należy nadużywać słów „dziwny/przedziwny/nieziemski/niesamowity”; żeby przekonująco opisać przerażające zjawisko i/lub wyjątkowo brzydki i nieprzyjemny obiekt – najlepiej unikać wyrażeń w rodzaju „upiorny/przerażający/złowieszczy”, „koszmar/groza”, „szkaradny/ohydny/pokraczny/odrażający/potworny”. O tym najwyraźniej Lovecraft nie pomyślał, bo w samym tytułowym opowiadaniu (w oryginale) posłużył się określeniami z powyższych zestawów około 70-80 razy, przy czym zdarza się, że w dwóch zdaniach powtarzają się trzy lub cztery wyrazy bliskoznaczne. Inne nadużywane przezeń słowa to „bezbożny/bluźnierczy” (czasem pojawiające się w absurdalnych zestawieniach w rodzaju „bluźnierczych żaboryb”[11] czy „bezbożnej poświaty”[12]), „diabelski/diaboliczny/szatański”, „nienormalny/wynaturzony”. Skutek jest odwrotny do zamierzonego: zamiast przerażać, opowieść męczy i irytuje, a momentami wręcz śmieszy, bo jedne opisy skonstruowane z zastosowaniem tych określeń-wytrychów są kompletnie pozbawione treści, inne zaś groteskowo bezsensowne. Jak roślina, której „koloru nie oddałyby żadne słowa. Kształt miała wprost niesamowity”[13] albo człowiek, który nosi „niesamowity czarny płaszcz i spodnie w paski”[14]. Albo stwór, na którego brzuchu znajdują się macki „dziwacznie rozmieszczone, w jakimś układzie geometrycznym wykraczającym poza normy ziemskie i systemu słonecznego”[15] (bo przecież wszyscy doskonale wiemy, jaka jest norma rozmieszczenia macek u mieszkańców szóstego księżyca Jowisza). Albo dźwięk opisany jako „najobrzydliwszy, jaki można sobie wyobrazić, lepki odgłos szatańskiego i plugawego ssania”[16] (z całą pewnością szatańskie ssanie brzmi inaczej niż ludzkie, a jeśli do tego jeszcze jest plugawe, no, po prostu pfuj!).

Kolejny mankament konstruowanych przez Lovecrafta opisów to… nieopisywanie. Trudno zaprzeczyć, że chcąc wyraziście przedstawić czytelnikowi jakiś przedmiot, zjawisko, pejzaż, trzeba sobie zadać nieco trudu – ale bez wątpienia znamy przykłady co najmniej kilku pisarzy, których na to stać. Żaden z nich nie chodzi na skróty i nie zastępuje stosownych przymiotników frazą-wytrychem w rodzaju: „kolor (…) był prawie nie do opisania”[17] albo jeszcze lepiej, piętrową tautologią „byłoby to banalne i niecałkowicie oddające prawdę, gdyby powiedzieć, że żadne pióro nie zdołałoby opisać tego widoku, z całą jednak stanowczością można stwierdzić, że nie jest to możliwe, aby ktokolwiek, kto myśli i widzi w kategoriach kształtów i form znanych na tej planecie i związanych z trójwymiarowością, potrafił sobie to wyobrazić i komukolwiek to przekazać”[18].

W polskim przekładzie także można się dopatrzyć usterek, momentami zniekształcających sens tekstu. Czytelnicy zastanawiają się zapewne, dlaczego Obcy zamieszkują w „wielkich miastach Cyklopów, zbudowanych z bloków Tytana”[19]; użyte w oryginale określenie „Cyclopean cities”, „cyclopean architecture/masonry”[20] odnosi się do tzw. muru cyklopowego (z wielkich, nieociosanych głazów, przerwy pomiędzy którymi wypełnia się drobnymi kamieniami i ziemią), a „titan” w wyrażeniu „titan blocks” to wyjątkowo nie rzeczownik, lecz przymiotnik, odpowiadający polskiemu „tytaniczny”, „monstrualny”. Z kolei narrator „Widma nad Innsmouth” udawał się autobusem z Newburyport do Arkham, wysiadając po drodze w Innsmouth, więc po zwiedzeniu miasta miał zamiar „catch the eight o'clock coach for Arkham” – „złapać autobus do Arkham o ósmej wieczorem”, a nie „wrócić autobusem do Arkham o ósmej wieczorem”[21].

Gdybym się nie próbowała wczuć w skórę czytelnika z lat 20. i 30. ubiegłego wieku, dla którego większa część pomysłów autora musiała być NIESAMOWICIE nowatorska, a przynajmniej budziła ciekawość, chyba nie byłoby mnie stać nawet na tę ocenę, którą ostatecznie wystawiłam. A może jednak… bo przecież to było tak straszliwie straszne, że aż się trochę pośmiałam…!


---
[1] H.P. Lovecraft, „Zew Cthulhu”, przeł. Ryszarda Grzybowska, wyd. C&T, 2004, s. 293.
[2] Tamże, s. 294.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 42.
[5] Tamże, s. 239.
[6] Tamże, s. 34.
[7] Tamże, s. 23.
[8] Tamże, s. 44.
[9] Tamże, s. 181.
[10] Tamże, s. 142.
[11] Tamże, s. 57.
[12] Tamże, s. 139.
[13] Tamże, s. 124.
[14] Tamże, s. 107.
[15] Tamże, s. 264.
[16] Tamże, s. 133.
[17] Tamże, s. 121.
[18] Tamże, s. 262.
[19] Tamże, s. 18.
[20] Cytaty z oryginału ze strony internetowej hplovecraft.com.
[21] H.P. Lovecraft, op. cit., s. 70.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2443
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: Kuba Grom 21.12.2017 22:42 napisał(a):
Odpowiedź na: No i stało się: położyłam... | dot59Opiekun BiblioNETki
W pełni się zgadzam. Opowiadania mają swój klimat, ale strasznie trącą myszką i niekiedy są niezamierzenie śmieszne. Jedną z zabawniejszych cech opowiadań Lovecrafta, są rękopisy pozostawiane przez bohaterów, którzy mieli bardzo ciężkie warunki do pisania (np. z opowiadania wynika, że były pisane po ciemku ze wzrokiem utkwionym poza kartką, albo ostatnie słowa zapisano podczas odgryzania kończyn przez potwora). Ten sam schemat powtarza się w kilku utworach.

Co do potworów z odległych miejsc, Lovecraft mógł się jeszcze inspirować książkami Hodgsona, zwłaszcza świetnym "Domem na granicy światów", zdaje się że pisali w podobnym czasie.
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 22.12.2017 09:37 napisał(a):
Odpowiedź na: No i stało się: położyłam... | dot59Opiekun BiblioNETki
Moim zdaniem jeśli się zabierać za Lovecrafta, to trzeba zdobyć wydania Vespera z tłumaczeniami Macieja Płazy, czyli Zgroza w Dunwich i inne prze­ra­ża­jące opo­wie­ści (Lovecraft H. P. (Lovecraft Howard Phillips)) i Przyszła na Sarnath zagłada: Opowieści niesamowite i fantastyczne (antologia; Lovecraft H. P. (Lovecraft Howard Phillips), Houdini Harry) oraz ewentualnie Nienazwane (antologia; Lovecraft H. P. (Lovecraft Howard Phillips), Talman Wilfred Blanch, Rimel Duane W. i inni), a jak się ktoś zapali do jego twórczości, to można jeszcze spróbować: Koszmary (Lovecraft H. P. (Lovecraft Howard Phillips), Heald Hazel) oraz Kopiec (Lovecraft H. P. (Lovecraft Howard Phillips), Bishop Zealia).

Inne zbiory bardzo cierpią z powodu kiepskich tłumaczeń.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.12.2017 14:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Moim zdaniem jeśli się za... | wwwojtusOpiekun BiblioNETki
A, ale ja akurat dostałam w prezencie to drugie wydanie. Z tym, że nadużycie znaczących przymiotników w oryginale też występuje, sprawdzałam.
Resztę mam zamiar też przeczytać, bo jak już się powiedziało "a", to trzeba i "b", może po chwilowej przerwie nie okaże się takie straszne :-).
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 22.12.2017 15:12 napisał(a):
Odpowiedź na: A, ale ja akurat dostałam... | dot59Opiekun BiblioNETki
No tak, czasem nie ma wyboru i czyta się to, co się ma. :-)
Nowe tłumaczenie może jedynie bardziej pomóc oddać ducha tej prozy, ale na pewno nie niweluje oczywistych mankamentów, czy tej niedzisiejszej maniery pisania.
Użytkownik: elwen 22.12.2017 16:47 napisał(a):
Odpowiedź na: No i stało się: położyłam... | dot59Opiekun BiblioNETki
Te powtarzające się motywy i słowa to klucz dla wtajemniczonych! Jeśli strzelisz kielicha przy każdym "plugawym bluźnierstwie" albo dziesiątku chłopa mdlejących na widok jakiegoś posążka, pod koniec książki w Twoim pokoju pojawi się Cthulhu!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.12.2017 17:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Te powtarzające się motyw... | elwen
A gdyby tak w kuchni zamiast w pokoju? Może by się nauczył gotować jak Krakers? :-D
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: