Dodany: 10.07.2010 13:09|Autor: sildin

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Metro 2033
Glukhovsky Dmitry (Głuchowski Dmitrij)

2 osoby polecają ten tekst.

Dziewięć kręgów metra


Postapokalipsa to gatunek stary jak świat i eksploatowany na tysiące sposobów. Hasła takie jak „wojna atomowa”, „garstka ludzkości”, „ostatnie schronienie” i „mutanci” częściej mogą dziś wywoływać znudzenie niż ekscytację. Żadnego z nich nie brakuje w powieści Dmitry'ego Glukhovsky'ego. Ale jest tam także metro.

Metro to dla bohaterów książki synonim całego świata. Kiedy nad Moskwą zawyły syreny ostrzegające przed atakiem nuklearnym, to właśnie w jego tunelach znaleźli schronienie mieszkańcy stolicy. Minęło wiele lat, lecz poziom promieniowania wciąż nie pozwala wrócić na powierzchnię. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie to możliwe. Nie wiadomo, czy ktokolwiek jeszcze przeżył. Ludzie stopniowo zapominają o przeszłości i przyzwyczajają się do życia pod ziemią. Nie oznacza to jednak, że są bezpieczni. Na górze pojawiły się nowe, niezbyt przyjaźnie nastawione formy życia. Artem, młody mieszkaniec jednej z peryferyjnych stacji, podejmuje się wyprawy do serca metra, aby ostrzec o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Przebycie kilkunastu kilometrów tuneli nie będzie wcale tak łatwym zadaniem, jak mogłoby się wydawać…

Glukhovsky żongluje znanymi elementami i nie unika bezpośrednich odwołań do klasyki. Nawiązuje do braci Strugackich (stalkerzy wyprawiający się na powierzchnię po niezbędne dobra), ale i do H.G. Wellsa – jedna z postaci porównuje zepchniętych pod powierzchnię ludzi do znanych z „Wehikułu czasu” Morloków. Mimo pozornej wtórności i zachowania podstawowych reguł klasycznej postapokalipsy, powieść tchnie świeżością. Wszystko za sprawą wizji tytułowego metra.

Rozciągająca się pod Moskwą sieć tuneli to u Glukhovskiego odzwierciedlenie przedwojennego świata w skali mikro. Po załamaniu się centralnej władzy poszczególne stacje przybrały formę miniaturowych państw. Nie brakuje niczego – handlu, dyplomacji ani kontroli celnej. Absurdalna rzeczywistość, gdzie związek kilku dworców nazywany jest mocarstwem, a ludzie pomimo skrajnych warunków życia wciąż są skłonni do toczenia między sobą wojen, jest zarazem tragiczny i komiczny. Główny bohater odbywa iście dantejską podróż, w której obok faszystów z Czwartej Rzeszy pojawiają się komuniści szerzący międzystacyjną rewolucję, sataniści usiłujący dokopać się do piekła czy wreszcie oddający hołd wielkiemu czerwiowi kanibale.

Wszystkiego dopełnia doskonale budowana atmosfera niesamowitości, mistyki i grozy. Ludzie przestali być panami swojego świata i przypominają raczej zalęknione zwierzęta, kryjące się po kątach przed tym, co nieznane. Porzucone dworce i mroczne, niezbadane tunele budzą lęk, a podróż z jednej stacji na drugą często okazuje się nie lada wyzwaniem. Mnożą się legendy, mity i tajemnice. Paradoksalnie, najbardziej przerażającym miejscem jest jednak powierzchnia, bezpowrotnie wydarta człowiekowi. „Metro 2033” horrorem nie jest, ale śmiało mogę powiedzieć, że autor bez trudu odniósłby na tym polu spory sukces.

Książka Glukhovskiego to wreszcie smutna refleksja nad człowiekiem, którego natura w żadnym calu nie zmieniła się po zagładzie. Ludzie, nawet zdziesiątkowani, nie rezygnują z zabaw polityczno-ideologicznych. W „Metrze 2033” jesteśmy gatunkiem na wymarciu, którego koniec jest kwestią czasu i który stracił prawa do zniszczonego przez siebie świata. Bohaterowie nie mogą już nawet wyjść na powierzchnię w ciągu dnia, w obawie przed światłem słonecznym – wspomniane porównanie z wellsowskimi Morlokami nabiera tutaj szczególnej trafności. Jest to wizja jednoznacznie gorzka, a działania bohaterów tylko tymczasowo odwlekają to, co nieuchronne.

Chociaż konstrukcja fabularna powieści jest dość prosta, a przebieg akcji nie zaskakuje zbyt często, nie jest to istotne. Cały wątek fabularny i podróż głównego bohatera należy potraktować przede wszystkim jako pretekst do oprowadzenia czytelnika po moskiewskim metrze. A to z pewnością będzie warte poświęconego czasu.


[recenzja opublikowana wcześniej na portalu cdn.ug.edu.pl]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 20506
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 22
Użytkownik: miłośniczka 13.07.2010 16:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Postapokalipsa to gatunek... | sildin
Muszę przeczytać. Właściwie to powinnam była nawet zrobić to wcześniej, bo "Metro 2033" było moją lekturą na studiach; w obliczu tragedii czytania lektur pod określonym kątem i w ilości kosmicznej niektóre sobie jednak odpuściłam. Zresztą, wolę sobie czytać sama, na spokojnie.

Czytałeś może "Kysia" Tatiany Tołstoj? Jeśli nie, to sobie po niego sięgnij. Co prawda nie widziałam polskiego tłumaczenia, ale nie przypuszczam, żeby było złe (tylko traci się w tłumaczeniu tę świetną rosyjską nowomowę, która jest jednym z najlepszych elementów powieści). "Kyś" i "Wehikuł czasu" Wellsa naprawdę mi się podobały. :)

Nawiasem mówiąc (pisząc? stwierdzając?) - świetna recenzja. Pisz więcej! :)
Użytkownik: sildin 14.07.2010 22:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę przeczytać. Właściw... | miłośniczka
Wow, lektura na studiach? Nie ma co, zazdroszczę kierunku ;)
Użytkownik: miłośniczka 14.07.2010 22:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Wow, lektura na studiach?... | sildin
Filologia rosyjska - kłania się. :) Czy ja wiem? Doceniasz po czasie. Bo jak przyjdzie taki, dajmy na to, II rok, masz od zarąbania przedmiotów typu: kultura Rosji, gramatyka opisowa, literaturoznawstwo, SCS itp. to kwestia 70 lektur zaczyna być... hmmm... przerażająca... Szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę, że na takim II roku przerabia się powieści realistyczne, a takie, jak wiemy, cienkie nie są - weźmy pod uwagę, że kilkutomowe dzieła Dostojewskiego czy "Wojna i pokój" to jedna lektura. :) No i czytanie przestaje być tylko przyjemnością, staje się wyścigiem - zdążę przed kolokwium, czy nie? ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.07.2010 18:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Postapokalipsa to gatunek... | sildin
"Metro 2033" leży u mnie w domu, lecz nie zdobyłam się do tej pory, żeby się za nie zabrać (powiem prawdę: to nie jest mój ulubiony gatunek, a ponadto zeźliła mnie ta zangielszczona pisownia - dlaczego Artem, skoro zawsze, to znaczy odkąd literatura rosyjska jest tłumaczona na polski, pisało się Artiom - przecież, u licha, tłumacz chyba odróżna e od ё? dlaczego Dmitry Glukhovsky, skoro Arkadij Strugacki czy Piotr Czajkowski?). Ale po Twojej recenzji chyba się w końcu skuszę...
Użytkownik: miłośniczka 13.07.2010 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: "Metro 2033" leży u mnie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak, mnie to też denerwuje cholernie. Ta pisownia nie wiadomo skąd. A co do е i ё - cóż, z tym bywa różnie, jako że w oryginalnej rosyjskiej pisowni nie rozróżnia się tych dwóch literek (nad ё nie stawia się kropeczek). To się po prostu wie. Ale tłumacze, tak jak i ich wiedza, bywają różni...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.07.2010 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, mnie to też denerwuj... | miłośniczka
A tego nie wiedziałam, znaczy się o kropkach! Zajrzałam na fragment "Metra" na rosyjskojęzycznych stronach i tam kropki były, podobnie jak na kilku innych, gdzie kiedyś szukałam tekstów piosenek.
Użytkownik: jakozak 13.07.2010 21:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, mnie to też denerwuj... | miłośniczka
Kasiu, mnie się wydaje, że gdy uczyłam się w szkołach rosyjskiego, było w pisowni "je" i "jo".
Czy źle pamiętam?
Użytkownik: miłośniczka 13.07.2010 22:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Kasiu, mnie się wydaje, ż... | jakozak
Z literką ё sprawa ma się dość skomplikowanie. Ciężko to wytłumaczyć nam, dla których literki wszystkie są sobie równe. Dlatego też mamy problem często (nie mówię o biblionetkowiczach, lecz o Polakach uczących się rosyjskiego od podstaw; obserwowałam niejednego ucznia) ze znakami ь oraz ъ - nie tyle, że ich nie rozróżniamy, po prostu nie widzimy sensu w ich użyciu. A sens jest.

Ё to nic innego niż akcentowane e - tzw. mocne e, dlatego nie ma takiej możliwości, żeby w danym słowie pojawiła się dwukrotnie. Owszem, w internecie, w podręcznikach do nauki języka można ją spotkać, ale Rosjanie jej raczej NIE używają, a już na pewno nie użyje jej żaden człowiek poprawnie posługujący się swym językiem (wciąż mam na myśli Rosjan). Nie ma jej w książkach, w czasopismach itd. Jeśli kupić książkę w oryginale, na 99,9% NIE będzie tam tej literki. I stąd problem kiepskich tłumaczy - jeśli nie wiedzą, że w danym słowie jest mocno akcentowane e (czyli ё), zostawia to jako e po prostu, co w polskim przekładzie daje nam literkę e na miejscu pożądanej o lub też zestawienie ie (je) zamiast io (jo) (przykład Dot: męskie imię Артём napotkane w tekście w postaci Артeм tłumacz, który nie zna jego prawdziwego brzmienia i nie sprawdzi w jakimś wiarygodnym źródle, zostawi z literką e, co w polskim tłumaczeniu da nam ARTEMA zamiast ARTIOMA).

:-)
Użytkownik: joasia 18.07.2010 22:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Z literką ё sprawa ma się... | miłośniczka
Niedawno rozmawiałam ze znajomym zajmującym się Ukrainą, Rosją itd, więc z natury rzeczy zorientowanym na bieżąco jak się u nich sprawy mają. Napomnknęłam wtedy o moim wielkim rozczarowaniu gdy się okazało że wciskali nam w szkołach nieistniejacą literę, 'ё' właśnie. Na co usłyszałam że owszem, przez długie lata praktycznie nie była używana w druku, ale ostatnio zaczyna się w nim pojawiać.
Użytkownik: miłośniczka 19.07.2010 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno rozmawiałam ze z... | joasia
? :)

Bo to absolutnie (!) nie jest tak, że wciskali nam w druku nieistniejącą literę! :) Nieco opacznie mnie zrozumiałaś. Ta litera owszem, istnieje, ponieważ odzwierciedla dźwięk o (w dodatku silnie zaakcentowany). Po prostu - że się powtórzę - Rosjanie nie mają potrzeby jej używać. A Polacy powinni, ponieważ "na instynkt" większość z nich nie będzie w stanie stwierdzić, które "e" w tekście przekłada się "ё" w mowie. Uwierz mi na słowo. Posiadam w domu mnóstwo książek rosyjskich i to nie takich sprzed dwudziestu lat, ale wydanych przed rokiem, na ten przykład. Chwilę też tam mieszkałam. I również zajmuję się Rosją, w dodatku na co dzień współpracuję z ludźmi, którzy zawodowo zajmują się zagadnieniami związanymi z Rosją (nie tylko literaturą rosyjską) od wielu, wielu lat. Oryginalna literatura w większości (zauważ, że nie piszę ZAWSZE) nie uwzględnia "ё". I tyle. :)

P/s. Najprościej będzie po prostu zajrzeć do, powiedzmy, kilku książek wydanych niedawno w Rosji i policzyć, w ilu z nich ta literka jest używana. :)
Użytkownik: janmamut 31.08.2010 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: ? :) Bo to absolutnie ... | miłośniczka
To jeszcze, po braku śpiewów przyogniskowych, dodam dla ilustracji fragment dobrze znanego tekstu, gdzie bez wątpienia są rymy. Taki nadający się do dodania...

Прибыл из Италии посол,
Глупый и упрямый, как осел.
Говорил, что Муссолини
вместе с Гитлером в Берлине
Разговор о русских землях вел.

Użytkownik: miłośniczka 31.08.2010 11:48 napisał(a):
Odpowiedź na: To jeszcze, po braku śpie... | janmamut
Śliczny przykład dla trwającej tutaj dyskusji! :-) Idealny po prostu. Wszystkie ё w tekście występujące jako e. O to właśnie chodziło. :-)

Swoją drogą - wierszyk cudny! :-D
Użytkownik: janmamut 01.09.2010 02:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Śliczny przykład dla trwa... | miłośniczka
:-)

Wnioskuję, że znasz również pozostałą część wierszyka. Przy czym polecam nie wersję Staszewskich, tylko, no właśnie: Puszkariowa czy Puszkiarewa?
Użytkownik: miłośniczka 01.09.2010 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: :-) Wnioskuję, że znas... | janmamut
Puszkariowa :-)

Wiem, że nie powinnam dawać takich rad, ale jednak to zrobię: jeśli chodzi o akcenty w nazwiskach rosyjskich, to najlepiej je sprawdzać... w rosyjskiej wikipedii. ;-)
Użytkownik: jakozak 13.07.2010 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, mnie to też denerwuj... | miłośniczka
Mam rosyjską klawiaturę i jest na niej zarówno jedna literka, jak i druga...
Użytkownik: sowa 13.07.2010 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, mnie to też denerwuj... | miłośniczka
Z przytupem dołączam się do tych utyskiwań. Koszmarna tendencja do zapisywania rosyjskich nazwisk i tytułów zgodnie z zasadami ich angielskiej transkrypcji wkurza mnie niewypowiedzianie (a właściwie wypowiedzianie, jak najbardziej, tylko takie wypowiedzi są niedopuszczalne w kulturalnym towarzystwie ;-D). Mamy własne zasady ich zapisu (o czym zresztą - o tempora, o,ortografia? - coraz mniej piszących pamięta/wie), ale co tam, trzeba przecież tak, jak anglojęzyczna część świata :-/. Bo inaczej co? Polski czytelnik nie połapie się, trafiwszy w obcojęzycznym tekście na zapis: "Dmitry Glukhovsky", że chodzi o pisarza znanego mu jako Dmitrij Głuchowski? Eee, do [biiip] z tą dyktaturą angielskiego...
Użytkownik: dzikow 17.07.2010 10:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Z przytupem dołączam się ... | sowa
Witam, korespondowałem z wydawnictwem w tej sprawie, bo też nie podobała mi się ta pisownia nazwiska. Okazuje się, że wydawnictwu też się nie podobała i rozmawiali w tej sprawie z Głuchowskim. Ten jednak wyraźnie poprosił o zachowanie angielskiej transkrypcji, jako że jego projekt jest międzynarodowy i chce zachować uniwersalną pisownię na całym świecie. To ma być jego marka. Inna sprawa jest taka, że Szwedzi mieli to gdzieś, ale najwyraźniej polski wydawca chciał poszanować wolę autora, co rozumiem. Jeśli chodzi o Artioma vel Artema, to nie wiem i nie wypowiadam się. Mnie to tak nie przeszkadza bardzo, ale rozumiem poirytowanych.
Użytkownik: joasia 18.07.2010 22:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam, korespondowałem z ... | dzikow
Życzę autorowi powodzenia w Chinach, Japonii, Izraelu, Grecji… ;-> Poza tym widzę tu lekką niekonsekwencję – dlaczego pozwala żeby w Rosji na okładkach drukowali mu jakieś takie niemiędzynarodowe „Дмитрий Глуховский”!?
Użytkownik: safin 24.07.2010 09:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam, korespondowałem z ... | dzikow
Chociaż mnie angielska transkrypcja również irytuje, to znam podobne przypadki uogólnień i zapsiów nazwiska zgodnie z życzeniem autora. Przkładem może służyć, Chorwatka - Dubravka Ugrešić, która wszystkich zagranicznych wydawców prosi o to, żeby ominęli znaki diakretyczne: powstaje Dubravka Ugresic. Nie jest to zatem tak nietypowe, jak mogłoby się wydawać, nieodmiennie jednak irytuje.
A wracając do Głuchowskiego, wydaje się, że został "zainfekowany" rosyjską fascynacją światem anglojęzycznym. W Rosji, jeszcze silniej niż w Polsce wkradają się do mowy potocznej zapożyczenia z angielskiego (amerykańskiego?). Na poziomie języka codziennego bezwstydnie funkcjonują w tym języku chociażby "boyfriendy" i "girlfriendy". Rosjanie jeszcze nie dostrzegają negatywnych skutków nadużwyania zapożyczeń i nie bronią się przed nimi.
Użytkownik: Maxim212 14.04.2015 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Z przytupem dołączam się ... | sowa
Ja też wtrącam podstawową jednostkę, czyli trzy grosze (a może trzeba pisać czy groshe?). I podpisuję się pod tymi utyskiwaniami. Jakoś w Rosji piszą po swojemu nazwy zapożyczone z obcych języków i dziury w niebie nie ma. Trag mnie szlafia, gdy widzę, jak niedokształcone ilustracje wierszyka "Snob od siedmiu boleści" Załuckiego pokrętnie tłumaczą się ze swego nieuctwa i chęci podeptania prawidłowej polszczyzny. Vide - moja rozmowa z wydawnictwem, które sknociło "Syberiadę polską".
Mało mnie obchodzi, że na jakichś angielskich, czy amerykańskich stronach piszą jak im wygodnie. Ich sprawa. Ich cyrk. Ich małpy. W Polsce mamy pisać po polsku. A może już nie wolno?
Tak, jestem złośliwy i niereformowalny.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.04.2015 11:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też wtrącam podstawową... | Maxim212
Wyżej można przeczytać, że autor sam życzy sobie jednolitej, zanglicyzowanej pisowni na całym świecie. Dlaczego? Można go będzie o to zapytać osobiście już niedługo :)

http://katedra.nast.pl/nowosci/22060/Plan-spotkan-z-tworca-Metra-2033/

W najbliższych dniach Dmitrij Glukhovsky zawita do Polski. Prezentujemy listę spotkań z jego udziałem:
Piątek 24.04.

Empik CH Arkadia (Warszawa) godz. 18.00.

Sobota 25.04.

12.00–13.00 na stoisku Insignis Media na Pyrkonie. Razem z Pawłem Majką.

13.30–15.30 – scena główna: Przyszłość według Dmitrija Glukhovsky’ego.
„FUTU.RE” i „Metro 2033”. Panel z udziałem twórcy Uniwersum Metro 2033 oraz polskich autorów postapokalipsy: Roberta J. Szmidta i Pawła Majki.
Na spotkaniu zostanie przedstawiony kolejny polski autor, który napisze nową książkę w "Uniwersum Metro 2033".

17.00–18.00: Pyrkon – podpisywanie książek w sali Autografy.

Niedziela 26.04.

10.00–11.00: Pyrkon – podpisywanie książek w sali Autografy.

11.00–12.00 na stoisku Insignis Media na Pyrkonie. Razem z Pawłem Majką.
Użytkownik: KrS1 22.01.2013 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: "Metro 2033" leży u mnie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ten Glukhovsky na okładce mną również wstrząsał, bo nienawidzę używania angielskiej transkrypcji rosyjskich nazwisk w języku polskim. Po co pisać Sharapova, skoro można napisać Szarapowa. Tak samo Głuchowski (nota bene nazwisko z polskiego herbarza) wygląda znacznie lepiej. Faktycznie Артём to Artiom. Zresztą nie do końca ufam temu tłumaczeniu, chociaż moim zdaniem nieźle jest oddany rytm rosyjskiej mowy. Podobnie korekta była słaba, bo raz, że są literówki (znalazłem nawet / zamiast ?), a dwa że męczą mnie strasznie puste przebiegi ze słowem "być" (stacja wydawała się być opuszczona - po co to "być"?).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: