Dodany: 10.12.2017 17:01|Autor: J

Czytatnik: #?!

Boży harcerzyk


Martwa strefa (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl)) (4,5)

John Smith, młody mężczyzna po ciężkim wypadku, zapadł w śpiączce. Minęło prawie pięć lat i jest rok 1975. Wszyscy, poza opętaną religianckim szaleństwem matką, stracili już wszelką nadzieję, gdy pacjent jednak się obudził, w dodatku ze zdolnościami do jasnowidzenia.

Pani Smith święcie wierzyła, że Bóg ma wielkie plany wobec jej chłopca. On natomiast próbuje poukładać sobie jakoś życie mimo tej pięcioletniej wyrwy. Nie jest to łatwe, bo ukochana dziewczyna dawno już została czyjąś żoną i matką, do pracy w szkole nie pozwolono mu wrócić, prorocze wizje, nachodzące go przy dotknięciu innych osób, stają się coraz bardziej męczące, a w dodatku nękają go nawracające, bolesne migreny.

Wszystko się zmienia na spotkaniu wyborczym z niejakim Gregiem Stillsonem, dość wrednym typem, w szybkim tempie rozwijającym swą ledwie co rozpoczętą karierę polityczną. Populistyczne hasła i obietnice zrobienia porządku z "onymi", dotychczas rządzącymi krajem (jako żywo przywodzące na myśl naszych lokalnych populistów), zapewniają Stillsonowi uwielbienie tłumów i sprawiają, że prasa je mu z ręki. Nikt nie zwraca uwagi na jego absurdalne pomysły, podejrzane interesy i bandyckie metody.

Gdy Johnny uścisnął rękę Stillsona, poraziła go wizja przyszłości, ostra i przerażająca, że za jakiś czas ów do niedawna nikomu nieznany polityk zostanie prezydentem USA, doprowadzi do wojny i światowego armagedonu nuklearnego; krótko mówiąc, że Adolf H. przy Gregorym S. to mały pikuś.

John Smith ma teraz dylemat. Czy powinien zrobić coś, by zło powstrzymać? I co może zrobić? Zabić? Czy zło można złem zwyciężać? Zabójstwo jest złem, ale czy nie byłby moralnym zwycięzcą ktoś, kto zamordowałby Hitlera, nim ten zdążyłby się na dobre rozkręcić?

Johnny w końcu dochodzi do wniosku, że Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. A bohaterowi przy okazji doszedł jeszcze jeden, nieprzewidziany wcześniej dylemat moralny, mianowicie, czy walcząc ze złem ma prawo powodować "collateral damage"...


Podobnie jak w kilku innych książkach Kinga ("Bastion", "Wielki marsz"), dostrzegam tu refleksję natury okołoreligijnej nad kwestią determinizmu: czy człowiek ma kontrolę nad własnym losem, czy jakaś siła wyższa wyznacza mu cele i misje, gdzieś mając jego zdanie. Czy ta siła to osobowy Bóg, jak chciałaby większość religii monoteistycznych, czy też coś innego? Bohater nie jest do końca przekonany; w pożegnalnym liście pisze:

"Tak naprawdę, to dotąd nie wierzę w Boga (nie w Istotę, planującą za nas nasze życie i dającą nam do wykonania te wszystkie małe zadania jak harcerzom, zdobywającym odznaki sprawnościowe na Wielkiej Ścieżce Życia). Ale nie uwierzę też, że wszystko, co mi się przydarzyło, to tylko ślepy wypadek."


Natomiast jako swego rodzaju ciekawostkę odnotowałem, że autor wplótł w fabułę odniesienie do innej swojej książki, mianowicie "Carrie", na którą powołuje się jedna z epizodycznych postaci. W sumie King tyle tego wszystkiego napłodził, że nie potrzebuje odwoływać się do innych autorów, co nie? :)


Cytaty.
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu


Zobacz też:
Kingi moje
Moje lektury 2017

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 334
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: