Dodany: 03.12.2017 14:14|Autor: misiak297

Tylko cztery dni


Myślę, że wiele osób zna historię opowiedzianą w „Co się wydarzyło w Madison County” – z powieści Roberta Jamesa Wallera lub z jej fenomenalnej ekranizacji. Film jest tak nierozerwalnie związany z książką, że Francesca Johnson już zawsze będzie miała twarz czarnowłosej Meryl Streep, a Robert Kincaid zostanie Clintem Eastwoodem.

Z tego mogło nie być ani romansu, ani powieści, ani filmu. Spotkali się zupełnym przypadkiem. Ona, żona farmera na pełnym etacie, ani znudzona, ani szczególnie nieszczęśliwa (choć – jak się okazuje – wyłącznie z racji przyzwyczajenia) mogła po prostu wskazać mu kierunek, a on, fotoreporter „National Geographic”, który przyjechał sfotografować mosty do artykułu, mógł podziękować i odjechać. Niewiele by wystarczyło, aby ich drogi się rozeszły. Ale tak się nie stało:

„Patrzył prosto na nią, Franceska poczuła, że coś w niej drgnęło. Oczy, głos, twarz, srebrne włosy, zwinność, z jaką się poruszał, niby traper z dawnych czasów – to wszystko niepokoiło, ale i przyciągało. Było jak szept, który dochodzi w chwilę przed zaśnięciem, kiedy pada bariera między rzeczywistością a marzeniem. (…) I tak zaczęło się coś, co nieodwołalnie zmieniło jej życie”[1].

To mogła być zwykła namiętna przygoda. Ot, on zjawił się przejazdem w okolicy, ona chwilowo została sama w domu. Między nimi pojawiło się erotyczne przyciąganie. Mogli spędzić te cztery dni bez zobowiązań, najwyżej z wyrzutami sumienia. Przeżyć je i zapomnieć. Ale tak się nie stało. Bo to była miłość od pierwszego wejrzenia – ani Francesca, ani Robert, ani czytelnik nie mają co do tego wątpliwości. I nie chodziło tylko o wzajemną fascynację. Bohaterka wreszcie mogła się skonfrontować sama ze sobą. Dawniej – w rodzinnych Włoszech – była rozmarzoną, romantyczną dziewczyną. Po wojnie, która zniszczyła dotychczasowy świat, musiała zamienić marzenia na prozę życia. Wówczas pojawił się Richard, amerykański żołnierz z Iowy, przynosząc ze sobą „rozsądną alternatywę: dobroć i słodką obietnicę Ameryki”[2].

Dopiero przed Robertem Kincaidem – człowiekiem nieco egzotycznym, nierzeczywistym („chwilami przypomina ducha”[3]), artystą, który raczej czerpie z życia i „przeżywa”, niż po prostu trwa – potrafi się otworzyć i przyznać: „nie o takim życiu marzyłam jako dziewczyna”[4]. W gruncie rzeczy czuje się samotna i wyobcowana wśród życzliwych ludzi, w tym mikrokosmosie wyzutym z wszelkiej wzniosłości. A on reprezentuje to, co utraciła, to, co w Madison County nie jest możliwe:

„Franceska przypuszczała, że Robert Kincaid gdziekolwiek się znajdzie, mówi to samo. A dla niej było to nieomal jak poezja. Ludzie z Madison County nie mówią ani w taki sposób, ani o takich sprawach. Pogaduje się o pogodzie i cenach na paszę, o nowo narodzonych dzieciach i pogrzebach, programie rządowym i drużynach sportowych. Na pewno nie o sztuce i marzeniach. I nie o rzeczywistości, która tłumi muzykę duszy”[5].

Kincaid ma w sobie coś z Włóczykija z „Muminków”. Jednak w tym świecie brakuje miejsca dla Włóczykijów, dlatego funkcjonuje na prawach „gatunku zagrożonego” i zdaje sobie z tego sprawę:

„– Są mężczyźni nie na dzisiejsze czasy – powiedział. – Tacy, co już wychodzą z użycia. Świat staje się poukładany, dla mnie i dla paru innych stanowczo za bardzo poukładany. Wszystko na swoim miejscu i miejsce na wszystko. (…) Reguły, regulaminy, prawa i konwenanse. Hierarchia władzy, zasięg kontroli, dalekosiężne plany i budżety. Siła zespołów. Świat pogniecionych garniturów i identyfikatorów. Ludzie różnią się między sobą. Niektórzy poradzą sobie zupełnie dobrze w świecie, który nadchodzi. Niektórzy, może jest nas tylko garstka, nie”[6].

Czy tych dwoje – połączonych nagłym, gwałtownym uczuciem – mogłoby stworzyć coś własnego? Być może Francesca z radością zrezygnowałaby ze swojego dotychczasowego życia (Wallerowi świetnie udaje się oddać szarą, pozbawioną głębi codzienność), ale czy potrafiłaby wyrządzić taką krzywdę Richardowi i dzieciom? Robert próbuje ją przekonać, że ich spotkanie nie jest przypadkowe, a „w świecie dwuznaczności taka pewność uczuć przychodzi tylko raz”[7].

Ponownie poznaję książkowe losy tych dwojga i muszę przyznać – ich historia ma w sobie urok, wzrusza. Chciałoby się, aby im się udało. Jest w niej też pewna przekonująca surowość (z tej akurat zrezygnowano w filmie na rzecz zupełnie otwarcie manifestowanych emocji – tak powstał przepiękny melodramat), kojarząca się z opowiadaniami Anne E. Proulx, Elizabeth Strout czy Alice Munro. Jednak szkoda, że Waller tej surowości nie utrzymał. W pewnym momencie wznosi się na wyżyny ckliwości, bohaterowie zamiast rozmawiać – patetycznie perorują. Ciekawa proza psychologiczna zmienia się w pospolity romans, w pretensjonalną opowieść bez półcieni, bez dodatkowych znaczeń ukrytych między wierszami. Niczego nie podaje się tu w wątpliwość, nie ma możliwości innych interpretacji, czytelnik dostaje wszystko jak na tacy. Takie uproszczenie sprawia, że powieść rodzi mniej pytań niżby mogła. A szkoda.

Mimo wszystko jest w „Co się wydarzyło w Madison County” coś, co przyciąga. Nie mogę tej książce – przy wszystkich jej mankamentach – odmówić pewnej magii. Pewnie za kilka lat znów powrócę do Madison County, aby odkryć tę historię na nowo. I może zrozumieć tę magię.


---
[1] Robert James Waller, „Co się wydarzyło w Madison County”, przeł. Dorota Malinowska, wyd. Prószyński i S-ka, 1994, s. 36-37.
[2] Tamże, s. 29.
[3] Tamże, s. 54.
[4] Tamże, s. 49.
[5] Tamże, s. 58.
[6] Tamże, s. 98-99.
[7] Tamże, s. 112.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1526
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: koczowniczka 23.12.2017 09:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że wiele osób zna ... | misiak297
Stephen King ma bardzo złe zdanie o tej książce. Oto cytat z Jak pisać: Pamiętnik rzemieślnika (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl)).

Najlepszą nauką, jak nie należy pisać, jest lektura złej prozy – jedna powieść, taka jak „Górnicy z asteroid” (albo „Dolina lalek”, „Kwiaty na poddaszu” czy „Co się wydarzyło w Madison County”, by wymienić tylko kilka), warta jest całego semestru w dobrej szkole pisania – nawet jeśli uwzględnimy wykłady prawdziwych gwiazd.
Użytkownik: misiak297 23.12.2017 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Stephen King ma bardzo zł... | koczowniczka
Nie dziwię się opinii Kinga:)
Użytkownik: ahafia 23.02.2018 18:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że wiele osób zna ... | misiak297
Patrzył prosto na nią, Franceska poczuła, że coś w niej drgnęło. Oczy, głos, twarz, srebrne włosy, zwinność, z jaką się poruszał, niby traper z dawnych czasów – to wszystko niepokoiło, ale i przyciągało. Było jak szept, który dochodzi w chwilę przed zaśnięciem, kiedy pada bariera między rzeczywistością a marzeniem. (…) I tak zaczęło się coś, co nieodwołalnie zmieniło jej życie”[1]. - Całe szczęście, że czytałam to po angielsku, po polsku brzmi okropnie, nawiasem mówiąc, opuszczałam te co lepsze fragmenty ;)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: