Dodany: 07.07.2010 00:18|Autor: obywatel świata

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Wiersze ostatnie
Miłosz Czesław

1 osoba poleca ten tekst.

Wiersze pierwsze


Wcale nie jestem wielbicielką poezji. Znacznie łatwiej przebrnąć mi przez prozę – w dowolnym momencie mogę się zatrzymać, mogę racjonalnie rozważyć otrzymane treści – a w poezji  n a j p i e r w  trzeba zaufać, a  p o t e m  można próbować zrozumieć. Czemu Miłosz. Przez przypadek. Kupiłam tomik, bo akurat miałam sporo pieniędzy „na zbyciu”.

Zaczęłam czytać te wiersze pod koniec czerwca. Skończyłam we wrześniu. Z trudem dopatrzeć się tu można partii tekstu na dwa miesiące. Ale każda kolejna fraza nie dawała mi spokoju, np.: „Jak wydobyć się z tego, powiedz, panie Adamie./ Uczono mnie, że trzeba zawsze starszych zapytać o zdanie.”, „Że garnek można odrutować, jeżeli pęknięty./ Choć niestety za to, co było, płaci się alimenty.”[1] To fragmenty wiersza „W tumanie”. Do dzisiaj zastanawiam się: skąd tu straszliwa nieporadność językowa poety (w domyśle – co ma ona sugerować)? Mniejsza o to. Najważniejsze jest pytanie – dlaczego zaufałam poecie, dlaczego wyznanie siebie (jak w otwierającej całość miniaturce: „Zapisy mego czucia że żyję, oddycham. Tym były moje wiersze więc hymnami wdzięczności. A zarazem byłem świadomy nieszczęścia, skaleczenia. I nic we mnie nie było spontaniczne, ale pod kontrolą woli.”[2]) potraktowałam jako jakąś prawdę, której powinnam zaufać. Może dlatego, że Miłosz stara się być bezwzględnie wiarygodny. Jest wiarygodny w wahaniach („Nie żebym nigdy nie myślał: po śmierci nic nie ma.”[3]), jest wiarygodny w dojrzałości („Kochałem się w tobie, Naturo, aż zrozumiałem kim jesteś.”[4], „Nie wyjawiać co zabronione. Dochować sekretu.”[5]). Dojrzałość nauczyła go, „że najbardziej wskazane jest zamilczeć”[6]. Ale to milczenie wynika z litości, pisanie wierszy – jest ustępstwem („Wstydzę się układać wiersze/ zajęcie nieskromne/ schlebiać czytelnikowi/ (…) Wolałbym przemówić/ innymi słowami/ tak żeby nikt przytomny/ nie życzył sobie mnie słyszeć”[7]). Cóż ma nam do zaoferowania? „Pokorę”[8], znajomość „świata bez nadziei”[9].

Nadzieja trwa na przekór zwątpieniu, ale nim jest niejako uwarunkowana – to, co żałosne („W szpitalach nauczyłem się pokory”[10]), powinno być zbawione właśnie z tego powodu (bo tego zbawienia potrzebuje): „Wychudli, goli, pełzają i liżą okruchy światłości,/ Majestatu swojego objawionego,/ Swojej religii człowieka./ Na krzyżu.”[11] Świat bez nadziei to dla Miłosza świat bez wiary. Ogromy zwątpienia. Miłosz tego nie chce – świadczą o tym choćby wiersze „(*** Obróceni twarzami ku Niemu…)”, „Sanctificeur” czy cytowane już „W depresji”, ale zwątpienia nie ukrywa. Jedyną jego tarczą ochronną jest już nie, jak zazwyczaj, rozpaczliwa wiara w to, że ilość zła na świecie i cierpienia jest zbyt wielka, aby człowiek nie mógł dostąpić jakiejś łaski – a powód bardziej osobisty: „Jak mogłem/ jak mogłem/ robić takie rzeczy/ żyjąc w tym strasznym świecie/ (…) Potrzebuję Boga, żeby mi przebaczył/ potrzebuję Boga miłosiernego”[12]. Nie czytałam bardziej wstrząsającego wyznania grzechu – odwracając Dostojewskiego (o którym Miłosz przecież tyle pisał) „Jeśli Boga nie ma, wszystko wolno”, można by powiedzieć: „Jeśli Boga nie ma, nic nas nie usprawiedliwia”. I choć wygląda to na parafrazę Sartre’a, brak tu triumfu, jest tylko olbrzymie poczucie winy. Bóg musi istnieć, ażeby wybaczyć. To, wydaje się, jedyne zbawienie, którego stary Miłosz jeszcze pożąda – Miłosz, który tak często (co nie do końca wszyscy rozumieli) powoływał się na manichejczyków.

Ale owej rozpaczy towarzyszy przyziemny, nie bezkompromisowy, ale często (choć nie zawsze – jak choćby w na poły ironicznym, na poły dobrotliwym wierszu pt. „Normalizacja”) surowy osąd obecnej rzeczywistości – zasugerowany już w kilku tytułach: „Stary człowiek ogląda TV”, „Flet szczurołapa”. Jest również ciągła fascynacja naturą – nie ta chłopięca (zdemaskowana w wierszu „Natura” – o owym „zrozumieniu”[13] Miłosz pisze w swej prozie niejednokrotnie), ale wciąż silnie sensualna, co jest powodem „manichejskiej” rozpaczy u poety (podkreślanej już w wierszu z debiutanckiego niemal tomu „Trzy zimy” pt. „Pieśń”[14]), będąc zarazem okrucieństwem i sensem trwania. Są w tomiku także wspomnienia („(*** Przybywam z innej fazy…)”, gdzie mało zrozumiały krótki opis „folwarku” młodego Miłosza[15], szczególnie zabawny fragment utworu „W garnizonowym mieście: „I ja tam byłem, tamtejsze piwo piłem,/ w moim dawnym życiu eleganta i snoba.”[16] czy przypominające swoisty strumień świadomości, intrygujące: „(*** W Wilnie kwitną bzy”)”). A także wyrazisty rozrachunek: „Dziewięćdziesięcioletni poeta podpisuje swoje książki”, „Bez dajmoniona” („Zmącony i nieszczęśliwy ja człowiek./ Zupełnie inny zostanę w moich wierszach./ Chciałbym ostrzec czytelników, prosić wybaczenia./ Cóż kiedy nie umiem nawet tej skargi ułożyć.”[17]), czy „Żywotnik” („Niezbyt rozumny ale wyznaczony…”[18]), gdzie pada wiele istotnych deklaracji.

Są w tomiku bardzo jasne elementy, jak choćby wiersz „Dobroć”: „(…) Miałem trudności ze zrozumieniem tego człowieka/ bo z tego co mówił przezierała jego wiedza o straszności świata/ raz kiedyś doznanej i odczutej do samych trzewi./ Zadawałem więc sobie pytanie jak zdołał poskromić/ w sobie bunt i zdobyć się na pokorną miłość./ Chyba dlatego że świat choć zły ale istniejący uznał za lepszy od nieistniejącego.” I tęskne pragnienie Miłosza, niejako reminiscencja „Ziemi Ulro” (książka eseistyczna z r. 1977): „Ale także wierzył w nieskalane piękno ziemi/ sprzed upadku Adama./ Którego wolna decyzja sprowadziła śmierć na ludzi i zwierzęta./ Ale to już było coś czego mój rozum nie potrafił przyjąć.”[19].

Myślę, że bardzo istotne jest także ostatnie credo poety, zawarte w przejmującym wierszu „Historie ludzkie” (który to tytuł nadano także jednemu z zeszytów specjalnych „Zeszytów Literackich” poświęconych Miłoszowi). Zaczyna się on od słów umiejscawiających przedmiot opisu w nieokreślonej przestrzeni, ot, coś nieznaczącego: „Są to historie ludzkie, patetycznie żałosne,/ Których nigdy nie opowiem. (…)”[20] Następnie poeta zastanawia się, co go przed opowiedzeniem ich w przeszłości (bo historie te już przebrzmiały) powstrzymywało. „Może rozumienie, że wszystkim właściwa jest pewna koślawość/ Czy też niezborność, starannie ukrywana”. Mamy więc strach przed „nietaktem”. Dobrze to znamy z wielu poetyk – opisuje się to, co wzniosłe. „(…) Skoro już jestem/ Szamanem, mam odprawiać moje rytuały/ nieco powyżej, a nie poniżej człowieka.”. Monumentalność „Losu”? Raczej „Zmięte prześcieradła, złamane przysięgi,/ Drobne kłamstewka, zużyte prezerwatywy.”. Gdzie tu miejsce dla poety?

I właśnie w ostatnich latach życia Miłosz (bo któż wątpi, że mówi tu sam Miłosz?) orientuje się, że miejsce poety jest właśnie tam. W tym konkrecie, który rzekomo tak ukochał (niezrównana odwaga przywoływania nieznanych nikomu nazwisk i miejsc), ale który jednak go zawstydził. „(…) słowa pomiędzy nią i nim, ale takie, żeby zabolało”, i wszystkie tego konsekwencje, to nie powinno było zostać bez opisu, to jest podłe, niesprawiedliwe, poeta nie powinien pozostawiać „biednego gatunku”[21] samemu sobie. Boi się, że zostaną „w otchłani, bez Czyśćca i Piekła”. Zdobywa się więc tylko na błaganie: „Panie na Wysokościach!/ (…) Włóż w moje usta modlitwę / Za nas, za nich i za mnie,/ Który ich miałem opisać/ I nie opisałem.”. I kto nie jest godzien współczucia?

Wiersze układane przez Miłosza w ostatniej dekadzie jego życia znam dość słabo. Co poraża w tym (skomponowanym po śmierci autora) tomiku? Kondensacja. Najkrótszy wiersz brzmi tak: „Zbawiony dóbr i honorów,/ Zbawiony szczęścia i troski,/ Zbawiony życia i trwania,/ Zbawiony.”[22] To uderza. Każdy wiersz jest bogaty, każdy jest jakimś „węzłem”, od którego można zacząć poznawanie Miłosza, tak jak ja zaczęłam. Być może kolorystyka przedstawiona przez mnie jest nieco zbyt ciemna. Ale mnie ten Miłosz nie przygnębia - może dlatego, że jest mi bardzo bliski. Myślę, że warto samemu posmakować tego, co wybitny poeta mówi o swoim życiu, gdyż autorefleksja „Zapisy mego czucia…” (por. przypis 2) pokazuje, że poetycko było to życie bardzo dojrzałe. A i tak jego istota zostanie przed nami ukryta - por. wiersz „Bez dajmoniona”, przyp. 17.



---
[1] Czesław Miłosz, „Wiersze ostatnie”, wyd. Znak, Kraków 2006, s. 27-28.
[2] Tamże, s. 7.
[3] Tamże, s. 68.
[4] Tamże, s. 9.
[5] Tamże, s. 17.
[6] Tamże.
[7] Tamże, s. 16.
[8] Tamże, s. 61.
[9] Tamże, s. 63.
[10] Także, s. 61.
[11] Tamże, s. 62.
[12] Tamże, s. 67.
[13] Tamże, s. 9.
[14] Czesław Miłosz , „Trzy zimy” (faksymile z 1936 roku [Towarzystwo Wydawnicze, Warszawa, Mazowiecka 12]) oraz „Głosy o wierszach”, red. Renata Gorczyńska, Piotr Kłoczowski, wyd. ANEKS, Londyn 1987, s. 9-11.
[15] Czesław Miłosz, „Wiersze ostatnie”, dz. cyt., s. 11.
[16] Tamże, s. 12.
[17] Tamże. s. 20.
[18] Tamże, s. 21.
[19] Tamże, s. 64.
[20] Tamże, s. 39; następne cytaty z wiersza tamże.
[21] Tamże, s. 61.
[22] Tamże, s. 80.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6672
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.07.2010 15:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Wcale nie jestem wielbici... | obywatel świata
Świetna recenzja! Miłosz należy do tych poetów, których bardziej doceniam, niż lubię (lubię, to znaczy: potrzebuję choć jeden zbiorek mieć na półce przy łóżku, bo w każdej chwili może mnie najść gwałtowne zapotrzebowanie na przeczytanie choćby jednego wiersza), więc się jakoś specjalnie nie rozglądałam za jego tomikami, chyba że mi same weszły pod rękę w bibliotece; teraz już wiem, że "Wierszy ostatnich" poszukam przy okazji.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: