Dodany: 06.07.2010 18:33|Autor: porcelanka

Recenzja nagrodzona!

Książka: Nad Niemnem
Orzeszkowa Eliza

Wśród borów kryje się piękno


Moje pierwsze spotkanie z powieścią Orzeszkowej miało miejsce, gdy miałam 14-15 lat. Skończyło się na kilkunastu stronach i powrocie do twórczości Sienkiewicza, która mnie wtedy fascynowała. Tak minęło 6 lat i zapomniałam o „Nad Niemnem” zupełnie. Przypomniał mi fragment filmu i zapragnęłam przenieść się w te bory. Sięgnęłam ponownie po książkę Orzeszkowej i tym razem zakochałam się w niej nieodwołalnie.

„Dzień był letni i świąteczny. Wszystko na świecie jaśło, kwitło, pachniało, śpiewało. Ciepło i radość lały się z błękitnego nieba i złotego słońca; radość i upojenie tryskały znad pól porosłych zielonym zbożem; radość i złota swoboda śpiewały chórem ptaków i owadów nad równiną w gorącym powietrzu, nad niewielkimi wzgórzami, w okrywających je bukietach iglastych i liściastych drzew”[1].

Już pierwsze zdania są zapowiedzią wspaniałej wędrówki po Niemnie, lasach i polach pełnych zbóż. Plastyczne opisy przyrody przenoszą w czasie i przestrzeni. Bogactwo roślin, kwiatów i krzewów występujące w powieści jest zdumiewające. W wydaniu, które posiadam uwagi dotyczące roślinności oparto na pracy prof. dra Bolesława Hryniewieckiego „Przyroda w twórczości Orzeszkowej”. Dzięki nim dowiedziałam się między innymi, że chwoszczaj to białoruska nazwa skrzypu[2], brusznica to gwarowe miano borówki, a czernica - czarnej jagody[3].

Jednak nie tylko opisy przyrody w „Nad Niemnem” mnie urzekły, także sama historia wijąca się niczym stara baśń, a jednocześnie całkiem realistyczna. Nie brak tu legendy i mitologizacji historii, a nawet patosu. Jednocześnie Orzeszkowa gloryfikuje pracę i proste, wiejskie życie. To połączenie sacrum w postaci Mogiły i profanum – prac w polu i przyśpiewek. Wszystkie te elementy tworzą niespotykany klimat, złudzenie nieomal, że samemu uczestniczy się w wydarzeniach.

Przeplatają się ze sobą dwa światy - dworski, do którego wciąż jeszcze należy Justyna, mimo swojej niezamożności i wiejski, który reprezentuje Jan. Nad pogłębiającą się między nimi przepaścią most porozumienia pragnie przerzucić Witold. To on godzi zwaśnione strony i przypomina wspólną walkę w powstaniu. Przeciwwagą dla jego zaangażowania i pracy jest zaś Zygmunt Korczyński, z życiem wypełnionym pustką i złudzeniami. Gdzieś obok stoi Marta, co odrzuciła miłość ze strachu przed trudnym życiem, które i tak jej nie minęło. Z drugiej strony mamy Kirłową, której mąż odwiedza sąsiadów i zostawia jej zarządzanie całym gospodarstwem. Obie przedstawiają dwie możliwe drogi otwierające się przed Justyną – może zostać we dworze i pomagać jak ciotka, albo wyjść za Różyca i najprawdopodobniej wziąć odpowiedzialność za jego zrujnowany majątek.

Kiedyś postać Justyny nie potrafiłaby chyba do mnie przemówić, dziś z zadziwieniem się w niej odnajduję. Rzeczowa i praktyczna, świadoma swojej pozycji uparcie dąży jednak do szczęścia, które pragnie zdobyć przez pracę własnych rąk. Odrzuca jednocześnie awanse mężczyzn z wyższych sfer i wszelkie jałmużny ze strony krewnych. To ona mówi: „ja myślę czasem o szczęściu takim, którego by żadne najprzeciwniejsze wiatry rozwiać nie mogły i innego nie chcę”[4].

Natomiast Jan to ciężko pracujący i jasno myślący człowiek. Rozżalony swoim losem, skarży się Justynie: „Bodaj to takie życie i szczęście! Przeklęta dola, która człowiekowi daje tylko to, co bydlęciu! Orz dlatego, abyś jadł, buduj na to, abyś miał gdzie zasnąć! I bydlę ma takie szczęście! Kiedy prawdziwego kochania zażądasz, to ono dla ciebie za wysoko rośnie; kiedy dla ludzi uczynić, co zechcesz to nie masz sposobów ani wiadomości. Na zgubę tylko małym mrówkom Bóg skrzydła daje!”[5].

Powieść Orzeszkowej to nie tylko próba realizacji pozytywistycznych haseł, ale również opowieść o łanach zbóż i odwiecznych borach. O świecie jej współczesnym, który dziś istnieje już tylko na kartach książek. Świecie pewnych wartości, mogłoby się wydawać - dziś już obcych, ale dotyczących ludzi, którzy są wciąż tacy sami. Zmieniają się epoki, a my nadal odczuwamy podobnie. Poczucie krzywdy i przekonanie o własnej racji dotyczą nas tak samo jak procesujących się Bohatyrowiczów, a i strach Marty przed ciężką pracą i biedą brzmi znajomo. Kochamy i nienawidzimy z równą zaciętością co bohaterowie powieści sprzed lat.

Może do niektórych książek trzeba dorosnąć, a może przeczytać je w odpowiednim momencie życia. Ja odkryłam na nowo.



---
[1] Eliza Orzeszkowa, „Nad Niemnem”, Firma Księgarska Jacek i Krzysztof Olesiejuk - Inwestycje, Warszawa 2004, str. 5.
[2] Tamże, str. 321.
[3] Tamże, str. 211.
[4] Tamże, str. 194.
[5] Tamże, str. 121.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 27512
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 20
Użytkownik: misiak297 07.07.2010 09:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Wspaniała recenzja! Nigdy nie rozumiałem tej niechęci do "Nad Niemnem" - może opisy przyrody, to nie jest coś co lubimy najbardziej, ale budują cały klimat tej - jak to ładnie określiłaś - baśni. Choć "Nad Niemnem" jest troszeczkę tendencyjna - jak to powieści z tamtych czasów - to szybko przypadła mi do gustu. A już scena miłosna z wywoływaniem echa na końcu... oj cudo! Pozwól sobie polecić nieco podobną książkę "Dewajtis" Rodziewiczówny:) Gdzieś czytałem, że ponoć mało brakowało, a zamiast "Nad Niemnem" w szkołach omawiałoby się właśnie ją.
Użytkownik: porcelanka 07.07.2010 21:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała recenzja! Nigdy... | misiak297
Rodziewiczównę znam z "Lata leśnych ludzi" i "Między ustami a brzegiem pucharu", ale i po "Dewajtis" chętnie sięgnę;)A scena miłosna z echami jest chyba jedną z najpiękniejszych, jakie czytałam.
Użytkownik: ewa_86 07.07.2010 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
"Nad Niemnem" czytałam dwa razy - w liceum i na studiach. Za pierwszym razem zupełnie mi się nie podobało, ale wtedy też odrzuciłam z niesmakiem "Ferdydurke", którą teraz uwielbiam, co dobitnie świadczy o tym, że moje gusta nie należały wtedy do najlepszych ;)
Na studiach byłam już po przeczytaniu całej masy przeróżnych książek. Wiedziałam, co mi się podoba, a co nie. "Nad Niemnem" przyszło mi przeczytać zaraz po "Lalce". I tym razem Prus do mnie przemówił, ale Orzeszkowa niekoniecznie... Lektura nie była aż taką męczarnią jak w liceum, ale to jednak nie było "to". Pochłonęłam książkę w weekend (trochę z konieczności) i chyba odbiło się to negatywnie na mojej psychice, bo potem znajomi puszczali mi w kółko skecz KMN, gdzie są słowa: "Orzeszkowa? Orzeszkowa - TAK! Powinna więcej pisać. Więcej i grubiej" ;)

Ta druga lektura "Nad Niemnem" dała mi tylko tyle, że już się tak bardzo nie dziwię, że komuś może się ta książka podobać :) Ja polubiłam "Lalkę" i "Ferdydurke", czemu ktoś nie miałby zapałać sympatią do Orzeszkowej?:)
Użytkownik: cosette 07.07.2010 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
U mnie jest na odwrót, tzn. w liceum jako jedna z nielicznych zachwycałam się "Nad Niemnem", teraz zaś, po kilku latach, mam zupełnie inne zdanie na temat tej lektury. Nawet zdziwiłam się lekko, gdy zobaczyłam niniejszą recenzję, z własnych obserwacji wiem, że "Nad Niemnem" należy raczej do mało lubianych książek, nie tylko przez uczniów. Wiadomo, preferencje literackie bywają różne, ale cieszę się, że mogłam poznać stanowisko tej drugiej strony, tym bardziej, że zostało ujęte w tak ciekawą recenzję.
Użytkownik: akosc 07.07.2010 12:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Przepięknie napisana recenzja! :)Ja również jak przedmówcy, zdziwiłam się tą recenzją, bo ogólnie dziwi, że ktoś sięga do lektur szkolnych, nie będąc do tego przymuszonym ;)
A jest to dla mnie, mimo wszystko, zrozumiałe. Sama sięgnęłam do "Nocy i dni" i jakież było moje zdziwienie, że odebrałam tę książkę zupełni inaczej niż przed laty. Myślę, że jest to kwestia dojrzałości i nabytego doświadczenia życiowego - często utożsamiamy swoje życie z bohaterami. Poza tym literatura, tzw. pozytywistyczna ( Lalka, Nad Niemnem)skrycie pokazuje nastroje polityczne i społeczne tamtych czasów, których opornie uczyliśmy się w liceum.

Opis natury w Nad Niemnem rozbudza marzenia, aby samemu na żywo poczuć zapach zboża, żywy kolor kwiatów, dźwięk śpiewających ptaków, oraz skosztować drewnianą łyżką ziemniaków ze skwareczkami...
Użytkownik: anek7 07.07.2010 13:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Ja miałam podobnie - "Nad Niemnem" przeczytałam (no właściwie "zmęczyłam") w VIII klasie. Byłam wtedy uziemiona na kilka tygodni w łóżku, a ponieważ to był początek lat 80-tych, w telewizji nic nie było więc czytałam, czytałam, czytałam... Zachwyciła mnie "Trylogia","Qvo Vadis" i "Mistrz i Małgorzata", spodobało się "Przeminęło z wiatrem" i zupełnie rozczarowało "Nad Niemnem" właśnie.
Po raz drugi sięgnęłam po Orzeszkową znów w szpitalnych okolicznościach, po prawie 20 latach. Oglądałam co prawda film, chociaż niespecjalnie mi się spodobał. Kiedy mąż przyniósł mi "Nad Niemnem" do szpitala to chciało mi się wyć. No, ale ponieważ z różnych przyczyn na kolejne odwiedziny i nową lekturę musiałam czekać trzy dni doszłam do wniosku, że nielubiana książka lepsza niż ogłupiające latynoskie seriale oglądane namiętnie przez współtowarzyszki ze szpitalnej sali. Zaczęłam czytać i ... zakochałam się bez pamięci w Bohatyrowiczach, Korczyńskich i całej reszcie oraz cudnej przyrodzie.

Widać do wszystkiego trzeba dorosnąć i niektórym, tak jak i mnie, potrzeba więcej czasu...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.07.2010 20:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Jestem ogromnie zadowolona, że mogę tę recenzję czytać, bo amatorzy "Nad Niemnem" jakoś pozostają w mniejszości. Ja zaś podzielam Twoje zdanie, choć moja droga do "Nad Niemnem" była krótsza (chyba gdzieś już tu o tym pisałam: wakacje po mojej 7 klasie podstawówki spędzałam ze starszą kuzynką, która strasznie narzekała, że ma do czytania taką piłę, więc się zaofiarowałam szybko przeczytać i jej streścić. Jak się przypięłam, tak wsiąkłam...) a potem już były tylko powroty.
Tendencyjna? A niech sobie będzie (choć swoją drogą to wcale nie musi być określenie pejoratywne)! Ale te opisy przyrody, które dla mnie są jednym z największych atutów, a nie mankamentów powieści, i wspaniała galeria typów ludzkich, i dość nieszablonowy jak na owe czasy wątek romansowy - wystarczą, żeby chcieć ją czytać niejeden raz. Ach, gdybym nie miała takich zaległości w oddawaniu pożyczonych książek...
Użytkownik: Bacia 08.07.2010 16:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem ogromnie zadowolon... | dot59Opiekun BiblioNETki
Gratuluję recenzji. Ja polubiłam, a nawet pokochałam,tę książkę od pierwszego czytania. Było to wiele lat temu.Wracam do niej często.Otwieram na dowolnej stronie i czytam.Bardzo lubię też film nakręcony na jej podstawie.Doskonale zagrana rola Benedykta Korczyńskiego przez Janusza Zakrzeńskiego.Rola jego żony zagrana przez Martę Lipińską też wspaniała.
Użytkownik: Ysobeth nha Ana 10.07.2010 21:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Gratuluję recenzji. Ja po... | Bacia
Tak, tylko czemu w filmie aktorka grająca Justynę koniecznie musi pokazać goły biust? Ja rozumiem, że się myje - ale przecież przy ciotce, nawet nie za jakimś parawanem! Panna w tamtych czasach prędzej by umarła niż pokazała goliznę, nawet najbliższej osobie. Te polskie filmy... Ten goły biust zdominował mi sympatyczny skądinąd film - podobnie jak niektórym "Solaris" Soderbergha zdominowała goła d...a Clooneya (widoczna przez parę sekund i całkowicie uzasadniona zresztą) ;-)
Użytkownik: menka22 26.07.2010 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Gratuluję recenzji. Ja po... | Bacia
uwielbiam tych aktorów,żałuje że pozostałych bohaterów nie widziałam w innych filmach
Użytkownik: anek7 26.07.2010 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: uwielbiam tych aktorów,ża... | menka22
No cóż, pana Janusza Zakrzeńskiego nie ma już niestety między nami...

Od 20 lat nie żyje również pani Bożena Rogalska, odtwórczyni roli Marty Korczyńskiej. Odeszli też grajacy role drugoplanowe - Michał Pawlicki (Anzelm Bohatyrowicz), Jacek Chmielnik (Zygmunt Korczyński), Edmund Fetting (szwagier Benedykta Darzecki)

Katarzyna Pawlak i Adam Mariański to aktorzy teatralni, którzy w "Nad Niemnem" zaliczyli swój debiut filmowy i to od razu w głównych rolach. Później jeszcze można ich było oglądać w kilku epizodach, ale to nie były jakieś wielkie role. Pani Kasia przez kilka lat grała w Poznaniu, a aktualnie w Warszawie. Pan Adam natomiast jest wierny od 1985 roku teatrom łódzkim.

A swoją drogą jak ten czas leci. To już 24 lata minęły od premiery...
Użytkownik: annmarie 11.07.2010 14:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Świetna recenzja.
Ja na szczęście zaczynając czytać "Nad Niemnem" byłam do tej książki dobrze nastawiona. A to dlatego, że moja mama bardzo mi ja polecała. "Nad Niemnem" nie była też moją lekturą - obowiązkowe były tylko 2 krótkie fragmenty.
I książka bardzo mi się spodobała, a opisy przyrody były przepiękne. Mam nadzieję, że za kilka lat chętnie do niej wrócę.
Użytkownik: pestki-w-arbuzie 14.07.2010 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Mnie także rekomendowano "Nad Niemnem" jako piękną powieść... Niestety sama doszłam do zupełnie innych wniosków. Przeczytałam, bo to moja lektura-a czytanie lektur traktuję jako sprawę honorową :) I podczas gdy inne dzieła pozytywistów-wszystkie nowele, jak i "Lalka" oraz "Zbrodnia i kara"- szczerze mnie zachwyciły, tak fenomenu "Nad Niemnem" nie pojmuję. I wątpię, bym chciała jeszcze kiedyś wrócić do tej książki. Dla mnie to niestety zwykłe romansidło, ukryte pod płaszczykiem pozytywistycznych idei. Długich, męczących opisów przyrody również nie zaliczam do zalet. Nie znalazłam w "Nad Niemnem" żadnej postaci, z którą mogłabym się utożsamiać, co więcej, większość z nich (wszyscy pozytywni bohaterowie w każdym razie) była, że tak powiem, nakreślona jakąś strasznie toporną krechą. Brakuje im życia, tkwią w miejscu, są czarno-biali i zwyczajnie nudni. Wielka metamorfoza Justyny, jej zapał do pracy w polu, jej asymilacja również nie wzruszają, podobnie jak dzieje jej zakazanej miłości. Wiem, że zabrzmi to co najmniej bluźnierczo, ale będę wspominać tę książkę tylko jako ckliwe, tendencyjne czytadło...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.07.2010 18:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Gratuluję nagrody!
Użytkownik: porcelanka 23.07.2010 10:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Gratuluję nagrody! | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję, to było miłe zaskoczenie;)
Użytkownik: joannasz 19.07.2010 21:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Nie dziwię się, że wielu ludziom podobają się opisy przyrody w "Nad Niemnem". Zwykle są to mieszkańcy miast, którzy mają dosyć betonowych blokowisk. Jeśli jednak nie można wyjechać w plener naprawdę, warto - tak jak autorka recenzji - "przenieść swoją duszę utęsknioną" do pięknych okolic dzięki literaturze. Przykre, że niektórzy autorzy podręczników do literatury ojczystej ze względu na chęć przypodobania się uczniom rezygnują ze wszystkich utworów (nawet fragmentów), w których można by ujrzeć choćby skrawek polskiej przyrody.
Użytkownik: inheracil 19.07.2010 23:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie dziwię się, że wielu ... | joannasz
Skrawek polskiej przyrody? W "Nad Niemnem"? W moim wydaniu na niektórych stronach było więcej przypisów niż tekstu, bo opisana została dokładnie każda wymieniona z nazwy roślina. Według mnie Orzeszkowa przesadziła, kilka opisów było naprawdę bardzo dobrych, reszta to zapychacze, które same w sobie są teraz zupełnie niezrozumiałe.
Użytkownik: borowiaczka 20.07.2010 00:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Gratuluję nagrody! Bardzo mi się podoba ta recenzja! Skłania mnie do ponownego sięgnięcia po "Nad Niemnem".

Tę powieść Elizy Orzeszkowej czytałam w wieku 15-16 lat po pozytywnym nastawieniu mnie do niej przez mamę. Podobała mi się wtedy legenda o Janie i Cecylii. Zachwycałam się też szczęśliwą miłością Justyny i Jana, choć zastanawiałam się, czy ona tak do końca wie, na jaką pracę po ślubie się godzi, bo co innego przy żniwach trochę pomagać, a co innego żyć na wsi i zajmować się sporym gospodarstwem na co dzień. Widać jednak, że pewnie zmierzyła swe siły na zamiary, a miłość i dobre przyjęcie jej przez krewnych i sąsiadów ukochanego dodały jej skrzydeł i ułatwiły podjęcie decyzji. Poza tym miała zostać panią na swoim, a nie być na cudzej łasce. Zyskiwana swoboda, jaką jej gwarantował zakochany Jan Bohatyrowicz, też pewnie była nie do przecenienia. Moje słowa świadczą o tym, że Justyna nie jest dla mnie papierową postacią. Mogę się wczuć w jej sytuację, zrozumieć motywy jej postępowania. Podobnie jest zresztą i z innymi bohaterami.

Najbardziej nie lubiłam Różyca. Wydawał mi się jakąś... "babą", a nie prawdziwym mężczyzną. Nie znoszę takich słabeuszy. Gdyby stanął wtedy przede mną, kazałbym mu się wykazać męskością! Byłam wojownicza.

Źle wychowany przez matkę Zygmunt wydawał mi się, oczywiście, zmarnowanym dla kraju człowiekiem. Nauczono go szukania podniet w życiu. W rezultacie niemal ciągle się nudził. W tym przypomina go pani Emilia, żona Benedykta Korczyńskiego. Szukała oznak prawdziwego życia nie tam, gdzie istotnie było. Jej doskonale przeze mnie zapamiętane "globusy" (zdaje się, że to o migreny chodziło) są wręcz humorystyczne. Jaka to była doskonała na każdą okazję wymówka!

Nie rozumiałam wtedy Kirłowej. Czemu nie tupnęła nogą na tego swojego Kirłę, zwykłego bawidamka? Tak przynajmniej ją - jako pogodzoną z jego zachowaniem - zapamiętałam. Z drugiej strony podziwiać ją należy za jej pracowitość i odpowiedzialność. Dawała sobie radę w życiu, bo nauczyła się liczyć przede wszystkim na siebie.

Nie od razu - przyznaję - w pełni doceniłam postawę Benedykta Korczyńskiego, bo w moim ówczesnym pojęciu jakby przegranego dla sprawy narodowej, ale przecież ratującego rodzinne gniazdo, wytrwale budującego byt najbliższych - cząstki narodu. Tak to już jednak jest, że miejsce na idee - np. narodowe - pojawia się w życiu między innymi wtedy, gdy... żołądek jest pełny. Jego syna Witolda stać już było na zmiany, na bratanie się z Bohatyrowiczami. On nie walczył z nimi (jeszcze?) o krowy w szkodzie. To było domeną jego ojca.

Opisy przyrody? Pamiętam je jak przez mgłę. Stanowiły wtedy dla mnie swego rodzaju... dłużyzny, więc im pewnie mniej uwagi poświęciłam, choć na pewno je przeczytałam. Wrażliwość na takie fragmentu tekstu - o ile w ogóle zaistnieje - pojawia się od razu albo rodzi się z czasem, niekiedy pod wpływem, że ktoś inny się nimi zachwyca.

Książka tendencyjna? Na pewno tak, jednak - moim zdaniem - ciągle aktualna. Przedstawia galerię postaci, które dokonują trudnych wyborów i pokazuje konsekwencje tych wyborów. Po jej przeczytaniu pozostaje myśl, że prawdziwe życie wiąże się z pracą, a ta jeśli jest rzetelnie wykonywana, przyniesie błogosławione skutki. Nie zapomina się też o tym, że wielkie idee wymagają ofiar nie tylko z życia (Andrzej Korczyński) czy pracy (jego brat Benedykt), ale i zdrowia (Anzelm Bohatyrowicz). Praca wreszcie jest swoistym lekarstwem, porządkuje życie, nadaje mu kierunek. Ludzie, którzy się od niej uchylają, tylko dryfują na morzu życia, pozbawieni poznania smaku jej wartości.

Serial "Nad Niemnem" bardzo mi się spodobał. Uważam go za jedną z najlepszych adaptacji filmowych, jakie widziałam.
Użytkownik: menka22 26.07.2010 19:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Dziękuję za tą piękną recenzje.Czułam te same emocje już po pierwszym przeczytaniu ale wtedy nie było Biblionetki.Nie jest to łatwa pozycja do czytania bo czasy jej nie sprzyjają ale warto zatrzymać się w biegu i zastanowić dokąd zmierzam?jakim kosztem?czy jestem szczęśliwy?Orzeszkowa mnie uczy że życie jest tam gdzie są ludzie ciężko pracujący ale szczęśliwi.Może prości,biedni ale nie samotni.
Użytkownik: analaw 15.04.2011 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje pierwsze spotkanie z... | porcelanka
Przeczytałam Twoją recenzję i zatęskniłam do tych miejsc, ludzi i spraw. Koniecznie muszę tam wpaść w najbliższym czasie. Dziękuję.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: