Dodany: 04.07.2010 13:51|Autor: Stary_Zgred

Horror, którego nie było


Uwaga - recenzja zdradza istotne szczegóły akcji powieści.


Do przeczytania minipowieści Jacka Ketchuma zachęciły mnie pochwalne recenzje internautów i słowa mistrza horrorów, Stephena Kinga, który określił „Poza sezonem” jako książkę tak przerażającą, że jeśli czytelnik sięgnie po nią w Święto Dziękczynienia, to nie zaśnie do Bożego Narodzenia. Skoro autor cyklu o mrocznej wieży tak wysoko ceni sobie tę właśnie książkę, to jego wiernej fance jak najbardziej wypada z owym literackim objawieniem się zapoznać.

Nie muszę chyba tłumaczyć, że do lektury siadałam podekscytowana i trochę onieśmielona bliskością brutalnego horroru, który w założeniu miał mnie wtłuc w ziemię, przemleć na drobną miazgę i spowodować eksplozję mózgu. Wyobrażałam sobie naiwnie, że czeka mnie przerażająca uczta w stylu filmu „Teksańska masakra piłą mechaniczną”. Niestety, w powieści Ketchuma odnalazłam wyłącznie źródło nudy, w dodatku pisanej przez duże „N”.

Przyznaję, że temat „Poza sezonem” jest nośny, w końcu opowieści o kanibalach nie od dziś robią karierę w kulturze i popkulturze Europy i Ameryki. Któż z nas nie niesie w sobie obawy przed tym, że gdzieś obok nas mieszka pielęgnujący w sobie nietypowe upodobania kulinarne ON (lub ONA)? W społeczeństwie krąży przecież dowcip o miłośnikach ciężkich brzmień pożerających koty i niepokojące wieści o satanistycznych rytuałach, podczas których konsumuje się nieochrzczone jeszcze dziatki. Któż wie, czy u podstaw tych zabawnych, lecz i po części makabrycznych rewelacji nie kryje się podświadomy lęk przed byciem zjedzonym?

Wróćmy jednak do powieści Ketchuma. Jak zaznaczyłam wyżej, u jej podstaw leży temat ludożerstwa. Z jednej strony mamy tu rodzinę dzikich, mieszkających na wyspie kanibali, wysoko wyspecjalizowanych, jeśli chodzi o metody spożycia i przerobu ludzkich ciał, z drugiej – grupkę nieświadomych niebezpieczeństwa mieszczuchów, planujących spędzić kilka dni w domku na pustkowiu, w oddaleniu od uroków cywilizacji. Jak nietrudno się domyślić, obie grupy zetkną się w warunkach niesprzyjających zadzierzgnięciu więzi przyjaźni, za to bardzo korzystnych, jeśli chodzi o możliwość przygotowania gulaszu z ludziny. Zresztą nie tylko gulaszu. Gdyby sporządzić spis wszystkich potraw sporządzanych z ciał naszych współbraci, a wspomnianych na kartach powieści, to można by na tej podstawie opracować całkiem pojemną książkę kucharską.

No dobrze – domyślamy się już, w jaki sposób zginie część bohaterów „Poza sezonem”. Posłużą szczytnemu celowi zaspokojenia czyjegoś apetytu. Jakby tego nie było dość, ofiary kanibalistycznych głodomorów będą miały przed śmiercią sporego pecha, bo ludożerczy smakosze nie należą do osób przejmujących się zasadami humanitarnego uboju bydła. Innymi słowy – momenty zejścia poszczególnych bohaterów są mało przyjemne i mogą przyprawić o mdłości co delikatniejszych czytelników. Aby w jakiś sposób to zobrazować nadmienię, iż jedna z bohaterek zostanie zaszlachtowana na podobieństwo świni – szybkie nacięcie gardła, by zebrać krew do szaflika (może na smakowitą czerninę?) i rozrąbanie brzucha, by pozbyć się wnętrzności. Cała ta operacja odbędzie się oczywiście „na żywca”, więc biedna kobieta odczuje w wyraźny sposób całą makabrę swojego zejścia do Hadesu. Biorąc pod uwagę fakt, że takich momentów jest w książce więcej, nie można spodziewać się lektury w stylu romansów Harlequina.

Ketchum bardzo wyraźnie zaznacza podział między myśliwymi i ofiarami. Ci pierwsi przedstawieni są jako zdegenerowani sadyści, których jedynym motorem działania jest napełnić smakowitymi kąskami brzuch i nasycić uszy jękami mordowanych. Ci drudzy to stado owieczek na rzeź, niezdolnych do stawienia oporu przemocy. Wydawać by się mogło, że czytelnik powinien kibicować ginącym w okropnych okolicznościach ofiarom, ale biorąc pod uwagę, że są to postaci zupełnie bezbarwne, ich śmierć wydaje się kompletnie obojętna. Przyznam szczerze – o ile poruszyły mnie opisy mąk zadanych tym ludziom przez kanibali (nie co dzień czyta się tak drastyczne opisy), to już ich reakcja na ból i świadomość bliskiego końca nie wzbudziły we mnie prawie żadnych emocji. Trudno wzruszać się losem papierowych postaci. Myślę, że to właśnie stanowi o słabości „Poza sezonem”. Powieść zbudowana jest na fundamencie okropieństw i wynaturzeń, którym nie towarzyszy żaden głębszy sens. Dlatego też książka wydaje mi się zupełnie bezbarwna i najzwyczajniej w świecie nijaka.
Stephen King obiecał mi wrażenia porównywalne z żuciem papryczek chili, a tak naprawdę skosztowałam niedosolonej i niedopieprzonej ziemniaczanej pulpy. Nie mogę jej nikomu polecić, bo moim zdaniem „Przed sezonem” to strata czasu.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2847
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: hydrabi 09.09.2012 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga - recenzja zdradza ... | Stary_Zgred
Ja spodziewałem się większego dramatyzmu. Strachu ofiar. Większego napięcia. Przerażenia. Niestety autor skupił się na makabrycznych opisach mordów tudzież przyrządzania posiłków, co mnie nudziło. W sumie Ketchum zastosował ograny schemat użyty w wielu horrorach - grupa ludzi na odludziu jest sukcesywnie zabijana, tyle że ten oklepany wątek skrócił do minimum, rozwijając makabrę morderstw, tortur i wątków kulinarnych. Do tego ten oklepany motyw łączenia erotyzmu z makabrą. To już było... Szkoda czasu.
Użytkownik: reniferze 07.04.2014 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga - recenzja zdradza ... | Stary_Zgred
A mnie się podobało :). Chociaż zgadzam się, że to nie jest najlepsza książka Ketchuma - bo najlepiej pisze wtedy, kiedy podstawę opowieści stanowią faktyczne wydarzenia ("Dziewczyna z sąsiedztwa", "Jedyne dziecko"). Dopiero wtedy przeraża i miażdży czytelnika ;). "Poza sezonem" to zgrabny horror klasy B, zaspokajający prostą potrzebę krwawej miazgi, a nie grozy i dreszczy.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: