Dodany: 19.11.2017 13:14|Autor: RenKa76

Książka: Rdza
Małecki Jakub [pisarz]

2 osoby polecają ten tekst.

Bolero


Są takie książki, które najlepiej czytać jesienią. Zwinąć się w fotelu pod zapaloną lampą, z kubkiem gorącej herbaty z miodem, z kotem na kolanach (ewentualnie z kraciastym kocem) i czytać, czytać. Ale nie szybko, żeby się dowiedzieć kto, za co i po co. Powoli, jakby się kroczyło w błocie po te legendarne nenufary. Dla samego czytania, dla przyjemności z powolnej lektury, dla delektowania się słowem, znakiem, metaforą, historią… Tak powinno się czytać najnowszą książkę Jakuba Małeckiego. Nawet okładka „Rdzy” jest jesienna – zdjęcie w sepii, zasuszony kwiat, szarości, brązy i przykurzenie…

Dzień, w którym całe życie Szymona potknęło się i już nigdy nie szło prosto, był dniem banalnie zwykłym. Szymon i Budzik jak zwykle poszli na tory, żeby położyć na nich coś metalowego, co przejeżdżający pociąg sprasuje w fantazyjne wzory. Taki normalny, letni dzień, bez żadnych oznak zbliżającego się końca świata. Szymon miał lat siedem… Dzień, w którym całe życie Tośki potknęło się i już nigdy nie szło prosto, był dniem banalnie zwykłym. Tośka spała. Spała, bo ze szkoły kazano im wracać do domu. Spała, a lato właśnie przechodziło w jesień; był sam początek września. Taki normalny, letni jeszcze dzień, który rozerwał huk spadających bomb. Tośka miała lat siedem… Co łączy tych dwoje? Są rodziną. To babka i wnuk, a ten letni dzień spiął ich losy już na zawsze, skazując każde z nich na nieustającą prawie obecność tego drugiego. Muszą mieszkać razem, we wsi, która ma swoje własne mikroświaty i swoje własne historie. Częściej smutne niż wesołe, ale kto by się tym długo przejmował, przecież wszystko będzie dobrze…

Nowa książka Małeckiego przypomina mi obraz. Znacie „Pejzaż z upadkiem Ikara” Bruegla starszego? Gdzieś daleko, w tle, Ikar spada do morza, a na pierwszym planie jakiś człowiek orze pole. Ikara trudno nawet zauważyć, oracza widzimy od razu. Gdzieś tam tragicznie kończy się czyjeś życie, a tutaj człowiek idzie za wołem i myśli, co też będzie na obiad. Jeśli się obejrzy, jeśli zobaczy machające w rozpaczy nogi, czy to coś zmieni? Może i tak, ale nie dla Ikara, dla niego nic już zrobić nie można. Zmieni oracza. Tak samo jest u Małeckiego; gdzieś w tle dzieje się ludzka tragedia, a Tośka bawi się lalką i uważa, że wojna jest nudna. Gdzieś tam giną ludzie, ale dla nich nic już zrobić nie można. Tyle że ta ich śmierć zmieni życie Tośki. Ona się nie obejrzała, obejrzał się za to Ktoś Inny… Nie można czytając „Rdzę” nie zadać sobie pytania o wpływ tła na życie tych z pierwszego planu. Żyjemy w jakiejś historii, nawet jeśli tego nie zauważamy, bo mamy osiem albo dziesięć lat. Na ile może ona zmienić nasz los? Nawet jeśli nas osobiście nie zahaczy? Historia u Małeckiego to nie trąby archanielskie, nie grzmot dział, nie lament i pożoga. To coś, co się dzieje gdzieś w tle, coś lekko tylko nakreślonego piórkiem, efekt machnięcia skrzydłami przez motyla. Autor zdaje się mówić „Ja wiem, że wy wiecie, co się zdarzyło. Niedopowiedzenie jest więcej warte niż konkret”. Zdarzyło się. Koło historii się obróciło i połamało komuś nogi…

Można też „Rdzę” porównać do utworu muzycznego. I wtedy to będzie bolero. Przecież losy najpierw Tośki, a zaraz potem Szymka są tak do siebie podobne. I nieważne, że tu wojna, tam dwudziesty pierwszy wiek. Ludzie wciąż się zakochują, wciąż chodzą do szkoły, wciąż coś tracą. I wciąż tę stratę muszą jakoś przeżyć. Sami, po swojemu; nie pomogą tu żadne protezy, laski ani słowa, że „wszystko będzie dobrze”. Zresztą te zapewnienia, że „wszystko będzie dobrze”, powracają co kilka stron, jak refren, lejtmotyw, imperatyw. A przecież wcale nie jest dobrze. Dobrze bywa, czasami. Może to zaklęcie, ten plaster na duszę jest bardziej potrzebny temu, kto pociesza niż temu, kogo się pociesza? Nic dziwnego, iż Tośka stwierdza w którymś momencie, że oszaleje, jeśli jeszcze raz ktoś przy niej albo do niej te słowa wypowie. Jest stara, wie, że dobrze już nie będzie. Że było, czasami… A rdza? Rdzy zawsze trochę zostaje: na murze w ziemi, na dłoniach, w historiach. Więc może i nas trochę gdzieś w kimś zostanie?

Przyznaję się bijąc się w piersi – to pierwsza książka Małeckiego, jaką czytałam. Pierwsza, ale na pewno nie ostatnia. Dołączam oto do chóru, który twierdzi, że Małecki wielkim pisarzem jest. A jeśli nie wielkim, to na pewno dobrym, interesującym i rokującym jak najlepiej. Przede mną jeszcze kilka jego książek, a że jesień w pełni, wypada się tylko cieszyć na powolną, przyjemna lekturę. I na kolejne pytania, które wchodzą do krwiobiegu i przez kilka dni nie dają spokojnie zasnąć. Ja, neofitka, namawiam – czytajcie Małeckiego, dziewczęta. Chłopcy też, jeśli chcą…


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 695
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: