Dodany: 10.11.2017 14:04|Autor: misiak297

Sta(n)cje na drodze do dorosłości


„Poranne ćwiczenia z łaciny dłużą się jak roraty. Lektorka zapisuje na tablicy trzecią koniugację:
- Vivo, żyję, vivis żyjesz, vivit żyje, vivimus żyjemy”[1].


Lata 90. ubiegłego wieku. Wiolka Rogala – znana czytelnikom z dobrze przyjętej (nie tylko w Polsce) powieści „Guguły” – wyjeżdża z rodzinnej wsi Hektary, aby rozpocząć studia polonistyczne w Częstochowie. Już na początku tej drogi „zalicza falstart”. Nie przyznano jej miejsca w akademiku, bo rzekomo mieszka za blisko uczelni. Tak zaczyna się swoista odyseja bohaterki – mieszkając na kolejnych stancjach, dziewczyna zdobywa nowe doświadczenia. To ważny krok w dorosłość.

Wiolka wynajmuje pokój w obskurnym hotelu prowadzonym przez dawną znajomą. Później m.in. trafia szczęśliwym przypadkiem do domu zakonnego, a następnie do ciotki znajomego, aż w końcu znajduje własną „chatę”, a także – miłość. Każdy z etapów tej wędrówki to nie tylko nowe doświadczenia (czasem zupełnie nieoczekiwane), ale i spotkanie z innymi ludźmi, otwarcie się na drugiego człowieka i jego historię. To także konfrontacja bohaterki z samą sobą, z bolesną przeszłością (rozdziały poświęcone wspomnieniom z rodzinnej wsi, jak również monologi dziadka należą do najlepszych fragmentów tej książki) oraz nadziejami na przyszłość.

Nie jest to łatwa proza. Autorka prowadzi czytelnika przez tę historię na własnych skomplikowanych zasadach. Fabuła niejednokrotnie skręca w nieoczekiwanym kierunku. „Stancje” to raczej zbiór migawek z codzienności lat 90. XX wieku, snów, wspomnień, czasem majaków (poruszający jest moment, gdy Wiolka w gorączce widzi swoich zmarłych: „rozpoznałam ich jakimś innym zmysłem, choć nie mają już twarzy ani cech indywidualnych. Ta siła, jedno, wytrącone z wielu, grzęzawisko”[2]). Czasem może się wydawać, że rozpoczęcie studiów przez bohaterkę jest tylko pretekstem (ot, konkretnym punktem, w którym trzeba osadzić akcję) do snucia rozmaitych opowieści. Tworzy się swoisty patchwork. Nie wszystkie rozdziały charakteryzuje ta sama siła, są tu teksty wspaniałe i po prostu przyzwoite – a jednak śledzi się je nieodmiennie z zainteresowaniem.

Co zwraca uwagę – Wioletta Grzegorzewska świetnie panuje nad językiem. Niektóre fragmenty zachwycają plastycznością, swoistą dynamiką w statyce opisu. Oto jeden z nich:

„Noworoczna noc jest zadziwiająco ciepła i wietrzno-deszczowa. Lampy rozpływają się w mroku jak gruszki w gęstwinie liści. W oknach przysłoniętych firankami mrugają ekrany telewizorów. Kostka brukowa lśni w mżawce jak skóra zaskrońca. Pijane, upstrzone brokatem dziewczyny stukają szpilkami o chodnik, nieświadomie przywołując odgłosy dawnego miasta, gdy ulicom nadawały rytm trolejbusy i końskie kopyta. Wiatr tarmosi przybite do płotu reklamy Fiata Punto, porywa ulotki sekslinii z rozmokłymi kserówkami zdjęć dzikich, namiętnych panienek, grzesznych policjantek, wiarołomnych i pomysłowych żon”[3].

„Strugi deszczu spływają po szybach autobusu. Zmierzch się zabawia twarzami pasażerów, zmieniając je w szare, bezkształtne ameby. Kiedy kierowca gasi światło, tłum zlewa się w jedno i przypomina zdychającego walenia. Jego cielsko napiera, puchnie, parska wiechciami szczypiorku, pietruszki i kopru, które wystają z siatek. Zapach stęchłych kufajek, wełnianych swetrów i lotionów, którymi kobiety spryskują sobie włosy, przyprawia mnie o mdłości. Siadam na walizce i wyglądam za okno, gdzie słońce znika między topolami jak wchłonięta przez taflę wody mątwa”[4].

Warto zanurzyć się w świecie Grzegorzewskiej. „Stancje” to przykład nietuzinkowej literatury na bardzo wysokim poziomie.


---
[1] Wioletta Grzegorzewska, „Stancje”, wyd. W.A.B., 2017, s. 114.
[2] Tamże, s. 107.
[3] Tamże, s. 77.
[4] Tamże, s. 9.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 528
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: