Cichy pogrzeb w Las Brisas (Bańkowicz Ryszard (pseud. Knab Jack))

Międzynarodowa grupa dziennikarzy podróżuje po Meksyku na zaproszenie tamtejszego rządu. Po zakończeniu oficjalnej części wizyty cała szóstka zatrzymuje się w Acapulco by skorzystać z uroków kurortu. Niestety, wypoczynek przerywa śmierć jednego z nich. Śmierć ta wydaje się być kompletnie bezsensowna, bo kto mógłby chcieć zabić dziennikarza znajdującego się akurat na drugim końcu świata? Jakaś pomyłka? Przypadek? Bardzo szybko okazuje się, że nie, a wszyscy pozostali wydają się być w niebezpieczeństwie.

Autor zgrabnie przeplata nastrój wakacyjnego rozleniwienia w luksusowym otoczeniu z aptekarsko dawkowanym napięciem i od początku kreuje atmosferę jakiegoś niejasnego niepokoju, by doprowadzić do kulminacji na końcu. Samo rozwiązanie zagadki nie jest ani specjalnie ekscytujące, ani wielce oryginalne, przeciwnie, mam wrażenie, że to najsłabsza część książki, natomiast budowanie napięcia odbywa się w sposób interesujący. Na uznanie zasługuje zwłaszcza bardzo niepokojąca, plastycznie przedstawiona scena pogrzebu z ponurym konduktem żałobnym przebijającym się przez hałaśliwy, rozbawiony i nachalny tłum uczestników fiesty, jako żywo przypominająca pierwsze minuty "Spectre".

Warto, ocena 4